tag:blogger.com,1999:blog-30593489930851920332024-03-12T17:53:51.214-07:00HanyeloriiMinekohttp://www.blogger.com/profile/09442858058875144570noreply@blogger.comBlogger75125tag:blogger.com,1999:blog-3059348993085192033.post-83920109934308145762021-09-01T22:55:00.002-07:002021-09-01T22:55:44.149-07:00Od Kruczej Mgły CD Bursztynowa Pręga<p> </p><p style="text-align: center;">Narracja trzecioosobowa</p><p><br /></p><p style="text-align: left;">Wydarzenia minionego dnia zdołały skutecznie poprawić humor Kruczej Mgły. Rozmowa z Lore, panikujący po związaniu się z Wendy Kalypso, jego nieudolne próby zwrócenia na siebie uwagi Bursztynowej Pręgi, aż w końcu spotkanie zielonookiej z bratem Akacjowego Zmierzchu. Te wszystkie sytuacje wydawały jej się tak zwyczajne, a jednocześnie dosyć surrealistyczne biorąc pod uwagę miejsce, w którym przebywała. Przez krótki moment miała wrażenie, że znowu znajduje się na terenie klanu północy. <i>Już świt, powinnam wybrać się po odbiór dzisiejszych zadań, kto wie, jakie zadanie tym razem przydzieli mi Lśniąca Gwiazda?</i> Niestety było to tylko zgubne wyobrażenie, które nie ważne, jak bardzo by tego pragnęła, nie mogło okazać się prawdziwe. Wkrótce kurtyna, zasłaniająca podłą rzeczywistość, w której się znajdowała opadła... zupełnie jak bezwładne ciało rudego wojownika.</p>
<br />
Początkowo cała trójka była zbyt zszokowana tym, co się wydarzyło, by jakoś sensownie zareagować. Kalypso stanął w bezruchu, przyglądając się samcowi z szeroko otwartymi ślepiami, Jelenia Łapa podskoczył w miejscu, w chwili, gdy głowa członka Thiar'u spotkała się z twardym podłożem, natomiast sama kotka była zbyt przerażona, by zdobyć się na jakąkolwiek reakcję.<br />
Pierwszy doszedł do siebie bezgwiezdny, który uczyniwszy krok w przód, przyłożył prawe ucho do ciała Bursztynowej Pręgi.<br />
— Jest nieprzytomny, ale oddycha — oznajmił po kilku sekundach, odsuwając się od młodszego kota – jeden z nas powinien zawiadomić o wszystkim Wendy, zna się na leczeniu znacznie lepiej niż my.<br />
– Już się robi – odpowiedziała niemalże natychmiast wojowniczka, wychwytując dyskretnie rzucane w jej stronę spojrzenia.<br />
W gruncie rzeczy jedynie ona była w stanie podjąć się tego zadania. Uczeń nie znał w wystarczającym stopniu terenu klanu, by wybrać się na samodzielną wędrówkę po jego powierzchni, nie mówiąc nawet o znalezieniu brązowookiej, co biorąc pod uwagę fakt, iż kociak nie miał dotąd żadnej okazji, aby ją poznać, graniczyło z cudem.<br />
Kalypso natomiast powinien zostać i kontrolować stan poszkodowanego, ażeby w razie konieczności natychmiast interweniować.<br />
Sami wyżej opisani najwyraźniej również zdawali sobie z tego sprawę, toteż nikt nie był specjalnie zdziwiony, gdy czarnowłosa z prędkością przekraczającą ponad jej przeciętne możliwości, opuściła legowisko, zmierzając prosto ku wielkiemu drzewu, znajdującemu się w centrum obozu.<br />
Opowieści, którymi czasami raczył ją jej niedoszły strażnik, wskazywały na to, że było to jedno z ulubionych miejsc rudej samicy. Zwłaszcza w czasie trwania pory zielonych liści, cień rzucany przez obfitą koronę dębu, miał zbawienny wpływ na odpoczywających po całym dniu pracy bezgwiezdnych.<br />
Krucza Mgła musiała przyznać, że coraz lepiej orientowała się w terenie obcego klanu. Mogła się temu sprzeciwiać, aczkolwiek w głębi duszy wiedziała, że umiejętność ta jeszcze nie raz jej się przyda.<br />
Porzucając zbędne przemyślenia, całą swoją uwagę skupiła na odnalezieniu medyczki.<br />
<br />
Nie musiała jednak długo szukać. Ku jej zadowoleniu Wendy stała tuż pod olbrzymią rośliną, nie więcej niż parę kroków od niej.<br />
W miarę zbliżania się do niczego nieświadomej kotki, członkini Gauerdii odkryła w jej obecności drugą postać, w której nad wyraz szybko rozpoznała Lore. Obie, całkowicie pochłonięte rozmową, nie zauważyły idącej w ich stronę sylwetki.<br />
– Co tu się dzieje? – spytała, zdziwiona nagłym spotkaniem tej dość niecodziennej pary. Gdy do uszu pozostałej dwójki dotarły wypowiedziane przez nią słowa, starsza z nich gwałtownie się odwróciła, ustawiając się tak, jakby miała zamiar własnym ciałem zakryć uczennicę. W jej oczach widoczne było czyste zaniepokojenie. Wyglądała, jakby została przyłapana na czymś skrajnie nieodpowiednim.<br />
– Czy to jest Raven?<br />
Głos kociaka przywrócił samicę do względnego porządku. Westchnęła, po czym odsunęła się w lewą stronę, ukazując całą aparycję złotookiej.<div>Podczas gdy Krucza Mgła próbowała wyczytać coś z twarzy młodszej, bezgwiezdna widząc jej zamiary, zaczęła oddalać się od obu kotek, aczkolwiek zanim zniknęła im z oczu, drogę zagrodziła jej wojowniczka.<br />
– Musisz mi pomóc! – kotka przez moment wydawała się zaskoczona tym nagłym wyznaniem, lecz po chwili na jej pyszczku zagościł wyraz determinacji.<br />
– O co chodzi?<br />
<br /><div style="text-align: center;">-•-</div>
<br />
Zielonooka dreptała w miejscu, czekając na jakieś wieści o stanie Bursztynowej Pręgi. Chwilę wcześniej Wendy przyjęła go pod swoje skrzydła, jednocześnie wypędzając wszystkich jak najdalej od jej pacjenta. Samica musiała przyznać, że skupienie i oddanie, które towarzyszyły rudej przy pracy, mocno jej<br />
imponowały, podczas jej krótkiej opowieści praktycznie nie spuszczała z niej wzroku.<br />
<br />
Słońce zbliżało się ku zachodowi, wielkie i intensywnie pomarańczowe, tak jak ma w zwyczaju wyglądać kończąc w letni dzień swoją wędrówkę.<br />
Przyglądając się ostatnim promieniom słońca, znikającym za horyzontem, do uszu czarnowłosej doszedł odgłos ostrożnie stawianych kroków.<br />
– Już po wszystkim? – zadała pytanie, nie odwracając się w stronę obcego.<br />
– Jak widać – spodziewała się usłyszeć różne głosy, ale zdecydowanie nie brała w tym pod uwagę samego młodszego wojownika. Spojrzała na niego z wyrazem zaskoczenia na pysku – Coś nie tak?<br />
– Nie – odparła, wiedząc, że nie brzmi zbyt prawdopodobnie – po prostu z góry założyłam, że pierwsza zwróci się do mnie Wendy, bądź Kalypso.<br />
Na wspomnienie bezgwiezdnego, jego wzrok stał się dziwnie nieobecny. Podszedł do wojowniczki, zajął miejsce obok niej i wydał z siebie ciche westchnięcie.<br />
– Wolałabyś, żeby to on tutaj był, prawda? – było to w zasadzie bardziej twierdzenie niż pytanie. Hunter nie spojrzał na nią, wpatrując się we własne łapy, podczas gdy ona wbijała w niego wzrok, z coraz większym wyrazem konsternacji.<br />
– O czym ty mówisz?<br />
– Dobrze wiesz o czym – gwałtownie podniósł się na nogi – Nie jestem tak głupi, jak być może Ci się wydaje. Tylko ślepy by nie zauważył, że wyraźnie macie się ku sobie.<br />
Tym razem podniosła się czarnowłosa.<br />
– Więc gratulacje! Właśnie udowodniłeś, że jednak inteligencją nie grzeszysz. Nie wiem, czy zauważyłeś, ale jesteśmy więźniami i mimo twoich chorych urojeń nie zamierzam bratać się z wrogiem.<br />
Jeszcze chwilę temu nieobecny, Bursztynowa Pręga wyprostował się, by móc spojrzeć jej prosto w oczy, bez konieczności unoszenia głowy. Był zły, nie... to zbyt łagodne określenie, w jego spojrzeniu widać było czystą furię.<br />
– Na razie świetnie Ci to wychodzi!<br />
– Gdybyś nie był tak zapatrzony w siebie, może zrozumiałbyś, że jedyne czego teraz naprawdę chcę, to wydostanie się z tej nory, a Kalypso jest w stanie nam pomóc – z trudem powstrzymywała się przed rzuceniem się na młodszego. Jego słowa były całkowicie bezpodstawne i... na Klan Gwiazdy nie tak miała wyglądać ich rozmowa! Jej oddech powoli się wyrównywał, a emocje zaczęły się stabilizować, miała zamiar zakończyć nieprzyjemny temat, ale wojownik skutecznie odwiódł ją od tego pomysłu.<br />
– Jeśli tak jest, to dlaczego porozumiałaś się z Matthew? – spytał spokojnie, podnosząc do góry lewą łapę, tak aby można było dojrzeć jej wierzch. Była idealnie gładka, w przeciwieństwie do jej łapy, na której nadal był widoczny ślad po rozcięciu.<br />
Miała wrażenie, że świat pod jej nogami zaczął się kruszyć, a serce odmawiało posłuszeństwa. Widząc jej przerażoną minę, kocur smutno się roześmiał – Ty i on jesteście siebie warci.<br />
Po czym odwrócił się do niej tyłem i zaczął iść w przeciwnym kierunku.<br />
Krucza Mgła miała kompletny mętlik w głowie. Bursztynowa Pręga nie miał prawa się o tym dowiedzieć. Poza nią samą o układzie między nią oraz Przywódcą wiedziała jedynie jedna persona. Wendy.<br />
Zrobiło jej się nie dobrze jak to w ogóle możliwe? Co prawda samica zachowywała się tego dnia nieco podejrzanie, ale dlaczego miałaby wyjawić coś takiego, właśnie jemu? Równie dobrze mógł to zrobić sam lider, była to zdecydowanie bardziej prawdopodobna opcja, bezgwiezdny był zdolny do wszystkiego, jednak kiedy niby zdążył do niego podejść i co ważniejsze, jak zdołał z nim porozmawiać?</div><div>– Zaczekaj – powiedziała, starając się brzmieć pewnie, ale w rzeczywistości jej głos brzmiał wyjątkowo słabo – Powiem. Powiem Ci wszystko.<br />
Samiec zatrzymał się, w milczeniu czekając na dalsze słowa kotki.<br />
– Nie wiem, jak wiele się dowiedziałeś, ale musisz wiedzieć, że nie zrobiłam tego dla własnych korzyści. Odkąd <i>go</i> nie ma, nie zależy mi już na niczym – usilnie starała się nie dopuścić do momentu, w którym jej ton się załamie – Przynajmniej tak mi się wydawało. Groził Lore. To głupie, wiem, że nie znam jej wystarczająco długo, by można było mówić o jakiejś więzi między nami, ale... ja ją czuję. Nie pozwolę mu jej skrzywdzić.<br />
Bursztynowa Pręga w końcu przełamał się i ponownie przysiadł na trawie, tuż obok starszej, która w tej chwili intensywnie wpatrywała się w czarne niebo, na którym pojawiły się już pierwsze gwiazdy.<br />
– Kalypso ma słabość na jego punkcie. Nie zrobi tego – mówiła dalej, nie spuszczając wzroku z małych błyszczących punktów. Dla krótkowłosego jej wypowiedź mogła być niezrozumiała, ale nie przejmowała się tym, jej kolejne słowa nie były skierowane do niego – ale ja mogę. Wiem, że mogę. Skończę z nim, nie skrzywdzi już nikogo innego. Ja...<br />
<br /><i>
Zabiję go, mogę to zrobić. Mogę, prawda?</i><br />
<br /><div style="text-align: center;"><i>Razem możemy stworzyć jedyny w swoim rodzaju świat. Świat bez gwiazd.</i></div>
<br />
– Ja... lubię gwiazdy.<br />
<br /><div style="text-align: center;"><i><Bursztynowa Pręgo?></i></div></div>Minekohttp://www.blogger.com/profile/09442858058875144570noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3059348993085192033.post-42993163187600233912021-08-22T13:50:00.004-07:002021-08-22T13:50:45.688-07:00Od Porannej Łapy, cz.1<p><span style="font-family: inherit;"> </span></p><span style="font-family: inherit;"><!--StartFragment-->
</span><p align="center" class="Standard" style="text-align: center;"><u><span style="font-family: inherit;">Tw: Śmierć kociaków</span></u></p>
<p align="center" class="Standard" style="text-align: center;"><span style="font-family: inherit;">Narracja
trzecioosobowa</span></p><p align="center" class="Standard" style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://1.bp.blogspot.com/-dMIeDz9Mn7g/YSK4JtjoYdI/AAAAAAAACCw/zR-cnZCZuYAp0iLyvjTDhd0ygKWKLtmtQCLcBGAsYHQ/s600/Untitled1260_20210807174721.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><span style="font-family: inherit;"><img border="0" data-original-height="100" data-original-width="600" height="53" src="https://1.bp.blogspot.com/-dMIeDz9Mn7g/YSK4JtjoYdI/AAAAAAAACCw/zR-cnZCZuYAp0iLyvjTDhd0ygKWKLtmtQCLcBGAsYHQ/s320/Untitled1260_20210807174721.png" width="320" /></span></a></div><p></p>
<p class="Standard"><span style="font-family: inherit;">Ruda siedziała zaniepokojona, ostatnio słyszała, że Nocna
Chmura jest w ciąży. Wiedziała, że może mieć kociaki, wiedziała, jak to zrobić,
ale dalej! Nie mogli mieć kociaków! Była za młoda! I była uczennicą medyka!
Nie, nie, nie! Układała zioła zaniepokojona, nie mogli mieć kociaków, naprawdę
nie. Przerażało ją to, nie czuła się gotowa. Złamała kodeks, przez kilka
księżyców, kiedy nie widziała się z Nocną i postanowiła, że lepiej i dla
niebieskiej, i dla niej będzie jak zakończą relację.<o:p></o:p></span></p>
<p class="Standard"><span style="font-family: inherit;">– Poranna Łapo! Idziesz po zioła czy czekasz na cud? –
usłyszała głos kotki. Podniosła łeb, mrużąc oczy, tak, powinna się przejść.
Musi o tym nie myśleć, kociaki się wychowują w klanie bezpiecznie. Co z tego,
że jego współklanowicze<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>będą mogli im
zrobić coś, będą bezpieczniejsze. Lepiej dla niej. Była młoda i naprawdę nie
chciała problemów. Wstała leniwie i wyszła pewnie z legowiska.<o:p></o:p></span></p>
<p class="Standard"><span style="font-family: inherit;">– Idę do granicy z klanem wschodu po zioła!<o:p></o:p></span></p>
<p class="Standard"><span style="font-family: inherit;">– Nie chcesz wziąć wojowników?<o:p></o:p></span></p>
<p class="Standard"><span style="font-family: inherit;">– Pójdę sama, nic mi nie będzie.<o:p></o:p></span></p>
<p class="Standard"><span style="font-family: inherit;">– Tak jak ostatnio nic ci nie miało się stać. – powiedział
pod nosem.<o:p></o:p></span></p>
<p class="Standard"><span style="font-family: inherit;">– Ale przeżyłem, wrócę niedługo. – odpowiedziała i wyszła
szybkim krokiem z obozu. Musiała iść szukać ziół, dużo było przy granicy. Tej
samej granicy, gdzie spotykała się ze swoją byłą partnerką. A może obecną? Może
bardziej byłą, nie chciała sprowadzać na nią kłopotów. Po drodze spotkała
patrol wracający z tej granicy, będzie spokój. Nie spotka nikogo. Zerwała kilka
maków oraz dwie stokrotki. To już coś. Usiadła, patrząc w swoje łapy, tyle
wspomnień miała z tym miejscem. Leciał czas, a ona siedziała i myślała, nad
swoim życiem, nad przeszłością, przeszłością, związkiem. Kochała naprawdę
niebieską, tyle by rzuciła dla niej, tyle że wiedział, że ona by mogła tego nie
zrobić. Nie chciała też zostawiać klanu, który mógłby przeżyć bez ucznia
medyka. Nawet to, że była kotem klanowym z krwi, nie tylko to, po prostu miała
chyba honor. Otworzyła ślepia po chwili, usłyszała szloch. Rozejrzała się
spanikowana i zobaczyła leżące niebieskie futro na granicy, czy to ona?! Ona?!
Podbiegła maksymalnie do granicy, patrząc na nią, miała obok kociaki! Ona
poważna jest? Przyjrzała się nim, jedno było szylkretowe, drugie kremowe, a
trzecie niebieskie. Wydawały się, jakby ledwo się urodziły.<o:p></o:p></span></p>
<p class="Standard"><span style="font-family: inherit;">– Nocka? Słyszysz mnie? – powiedziała spanikowała. Co jej?!
Nie mogła nawet jej zbytnio pomóc, nie wyglądała, jakby coś jej pomogło. Z
gardła wojowniczki wydarł się hark.<o:p></o:p></span></p>
<p class="Standard"><span style="font-family: inherit;">– Słyszę. – odpowiedziała krótko. Widział mokre pod jej oczami,
płakała? – Zabierz je, a bardziej go. – pokazała ogonem. – Tamta dwójka nie
żyje.<o:p></o:p></span></p>
<p class="Standard"><span style="font-family: inherit;">Popatrzyła na nią tępo, nie żyje? Przez kogo?! Kto zabił ICH
kociaki?<o:p></o:p></span></p>
<p class="Standard"><span style="font-family: inherit;">– Jak? Dlaczego? Czemu?<o:p></o:p></span></p>
<p class="Standard"><span style="font-family: inherit;">– Umarli, gdy się tylko urodzili, widzisz? Ten ma
zdeformowaną mordkę, a ten dziwną klatkę piersiową, tylko najstarszy żyje.<o:p></o:p></span></p>
<p class="Standard"><span style="font-family: inherit;">– Ale tobie muszę pomóc! Ja nie wykarmię kociaka! Masz
przeżyć!<o:p></o:p></span></p>
<p class="Standard"><span style="font-family: inherit;">– Zabieraj tego kociaka teraz! Masz go wychować, nic mnie nie
obchodzi. – harknęła. – Nie może być twojego zapachu obok mnie, może mi pomogą.<o:p></o:p></span></p>
<p class="Standard"><span style="font-family: inherit;">– Ale-<o:p></o:p></span></p>
<p class="Standard"><span style="font-family: inherit;">– Bierz go i idź do twojego klanu!<o:p></o:p></span></p>
<p class="Standard"><span style="font-family: inherit;">Spojrzał na nią ze łzami w oczach, miał zabrać swojego
potomka do klanu i nie pomóc swojej partnerce! Łamie kodeks! Nie mógł! Ale też
nie mógł zostawić tego kociaka, bo nie wyglądał normalnie, musiał zdecydować.
Czy słucha się partnerki, czy nie, nie mógł mieć wszystkiego. Chwilę się
zastanawiał.<o:p></o:p></span></p>
<p class="Standard"><span style="font-family: inherit;">– Ruszysz dupę?!- Hark. Nie wiedział, co robi, nie miał
pojęcia. Przeskoczył granicę i popatrzył błagalnie na niebieską, może to żart?<o:p></o:p></span></p>
<p class="Standard"><span style="font-family: inherit;">– Żegnaj-j. – wydukał, liżąc lekko kotkę. Popatrzył na
kociaki. Kremowy oddychał spokojnie, żył. Tylko prawda, miał dziwne łapy,
krótkie. Dziwna łapa, co jeszcze? Wziął go za kark i przeskoczył granicę.
Musiał iść szybko, jak najszybciej.<o:p></o:p></span></p>
<p align="center" class="Standard" style="text-align: center;"><span style="font-family: inherit;"><br />
<span style="line-height: 115%;">C.D.N</span></span><o:p></o:p></p>
<!--EndFragment-->Minekohttp://www.blogger.com/profile/09442858058875144570noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3059348993085192033.post-91611739356664802472021-08-16T14:42:00.003-07:002021-08-16T14:42:49.994-07:00Od Płomiennego Pióra CD Liliowy Sierp<p> </p>
<p align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">Narracja
trzecioosobowa<o:p></o:p></p><p align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://1.bp.blogspot.com/-9HpjKlRR0eM/YRrbWpzrjTI/AAAAAAAACCI/HWHhpt9uszYHK62GJoHuG3sWhZ6xFIf3wCLcBGAsYHQ/s600/Untitled1260_20210807174721.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="100" data-original-width="600" height="53" src="https://1.bp.blogspot.com/-9HpjKlRR0eM/YRrbWpzrjTI/AAAAAAAACCI/HWHhpt9uszYHK62GJoHuG3sWhZ6xFIf3wCLcBGAsYHQ/s320/Untitled1260_20210807174721.png" width="320" /></a></div><p></p><p class="MsoNormal">Płomienne Pióro nigdy nie oczekiwała za wiele od byłych
pieszczochów. Wiedziała i rozumiała to, że sposób, w jaki zostali wychowani,
drastycznie różnił się od dorastania w klanie. Dawne pupilki dwunożnych w
większości przypadków nie potrafiły skutecznie polować, a codzienna rutyna
panująca wśród wolnych kotów zdawała się dla nich czymś surrealistycznym, jak
gdyby łaszenie się do istot, kilkanaście razy wyższych od nich samych, było
czymś normalnym.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal">Mimo wielu styczności z takimi członkami klanu ruda musiała
przyznać, że Liliowy Sierp należała do przypadków ekstremalnie beznadziejnych.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal">Widząc jej minę po kontakcie z wodą, po raz tysięczny
zaczęła zastanawiać się, czym tak sobie zawiniła, że los postanowił zesłać na
jej drogę akurat tę kotkę. Przez kilka następnych minut siedziała na brzegu i
przyglądała się Charlotte, próbującej przyzwyczaić się do temperatury panującej
w potoku, poprzez stopniowe zagłębianie się w nieco głębsze miejsca. Był to
wyjątkowo żenujący widok. W końcu zaczęła się nawet zastanawiać, czy aby nie
odwołać spotkania. Już miała wołać swojego brata, gdy w jej głowie zrodził się
inny, okrutny, plan.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal">Podniosła się na równe nogi i w ciszy zaczęła posuwać się w
stronę niebieskookiej, która zajęta sobą nie zwróciła na nią uwagi. Gdy była
już wystarczająco blisko, nie myśląc za wiele, rzuciła się na przerażoną kotkę,
z której ust wyrwał się wrzask tak głośny, że nie zdziwiłoby ją, gdyby na
następny dzień dostała raport o braku jakiejkolwiek zwierzyny w obrębie całego
klanu. Miejsce, w którym się znajdowały, nie było głębokie, na stojąco
dorosłemu wojownikowi sięgało maksymalnie do brzucha... a przynajmniej tak to
wyglądało z perspektywy zastępczyni. Trzeba było bowiem zaznaczyć, że mało kto
dorównywał jej wzrostem, za to jej towarzyszka należała do grupy tych dziwnych
krótkonożnych stworzonek, które mimo wielkich chęci, nie zawsze dało się
traktować poważnie. Tak więc samica wylądowała po uszy w zbiorniku, dodatkowo
podtrzymywana przez zielonooką. Rzucając się na wszystkie strony, niczym karp z
objawami ADHD, zdołała przypadkowo kopnąć starszą w głowę i w nienaturalnie
szybkim tempie wyprostować się, oddalając się od niej na długość zajęczego
skoku. Ociekając wodą i dysząc ciężko, powoli podniosła głowę, napotykając na
drodze wzrok Płomiennego Pióra, która uśmiechała się do niej delikatnie, jakby
nic się nie stało.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal">W jednej chwili całe przerażenie z niej wyparowało,
ustępując miejsca prawdziwej wściekłości.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal">- CZY TY JUŻ KOMPLETNIE ZWARIOWAŁAŚ?! MOGŁAŚ MNIE ZABIĆ! -
krzyknęła, idąc w jej kierunku. Słysząc to, uśmiech opuścił jej twarz. Patrząc
jej prosto w oczy, z powrotem można było zauważyć w nich jedynie obojętność i
chłód. Nie trwało to jednak długo.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal">- Marzę o tym, odkąd cię poznałam - stwierdziła poważnie, by
chwilę później odwrócić się tyłem do długowłosej i wybuchnąć śmiechem.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal">Spodziewała się usłyszeć od szylkretki jakąś wredną
odpowiedź na temat jej słów, ale zamiast tego kotka cicho westchnęła i
podbiegła do niej, aby mogły iść w równym tempie. Patrząc w jej stronę, mogła
dostrzec, że na jej pyszczku widnieje lekki uśmiech. Nie wiedziała, co powinna
zrobić, zdecydowanie nie takiej reakcji się spodziewała.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal">Szły w milczeniu w kierunku, do którego udał się Ognista
Łapa. Nie była to jednak ta niezręczna cisza, podczas której obie strony
próbowały na siłę wymyślić jakiś temat do rozmowy. Przeciwnie. Słowa w tamtej
chwili wydawały im się zbędne, jakby każdy dźwięk mógł przyczynić się do
pęknięcia szklanej bańki komfortu, w której się znajdowały.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal">Mimo tego, po pewnym czasie samicę zaczęło to przytłaczać.
Może zabrzmi to głupio, ale zachowanie pieszczocha nie dawało jej spokoju,
dlaczego do cholery się uśmiechała? Zdając sobie sprawę z tego, że
prawdopodobnie nigdy się tego nie dowie, postanowiła przerwać w końcu
otaczające je milczenie.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal">- Czyżby już nie było Ci tak zimno? - rzuciła od niechcenia,
sprawiając, że pyszczek Liliowego Sierpa zaczął niekontrolowanie otwierać się i
zamykać. Wyglądała jak ryba, która po wyciągnięciu z morza jest zbyt
oszołomiona, by trzeźwo myśleć.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal">- Ty wredna...<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal">- Ja tylko stwierdzam fakty.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal">- Nie wierzę, że próbowałaś mnie utopić z takiego powodu!<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal">- Nie próbowałam cię utopić - poprawiła swoją rozmówczynię -
chciałam tylko, abyś w końcu się ruszyła. To wojna, pamiętasz?<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal">Gdyby wzrok potrafił zabijać, zastępczyni już leżałaby
martwa. Młodsza jeszcze przez chwilę intensywnie się w nią wpatrywała, po czym
ponownie skupiła swoją uwagę na drodze.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal">Oddaliły się już od wodopoju i aktualnie przemierzały jedną
z wielu łąk, znajdujących się na terenie Ekialdeii. Porastało ją sporo roślin,
ale najbardziej widoczne pozostawały jaskry, których żółte kwiaty intensywnie
mieniły się w promieniach słońca. Samica schyliła głowę, zerwała jeden z
kwiatów i wplątała ją w sierść nad uchem wojowniczki. Ta wydawała się nieco
zaskoczona tym gestem, ale o dziwo nie protestowała.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal">- Naprawdę czasem nie potrafię cię zrozumieć - zaczęła
niebieskooka - jeszcze chwilę temu chciałaś wysłać mnie na tamten świat, a
teraz próbujesz zrobić ze mnie przenośną łąkę.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal">Rudowłosa mimowolnie przewróciła oczami.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal">- Będziesz mi to wypominać do końca życia?<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal">- Nie - odpowiedziała stanowczo, odskakując od swojej
znajomej, która niebezpiecznie zbliżała się do niej, dzierżąc w pysku kolejną
wiązankę kwiatów - To byłoby dla Ciebie za dobre. Zamierzam nękać cię nawet po
śmierci.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal">Płomienne Pióro nie mogła ukryć rozbawienia, które wywołał u
niej komentarz samicy. Na moment zapomniała o wszystkich problemach, które
codziennie nękały jej umysł. Chciałabym móc powiedzieć, że przebywając na
polanie, ponownie przypomniały jej się dni młodości, podczas których nie
musiała niczym się przejmować, nie wiedziała jeszcze, co ją czeka. Niestety to
niemożliwe. Kotka nigdy nie zasmakowała walorów młodego życia. Myśląc o
przeszłości, na myśl przychodził jej jedynie okres, w którym została porzucona,
chłodne, bezlitosne oczy jej biologicznego ojca, który nie miał żadnych oporów
przed wyrzucaniem swoich własnych dzieci na pewną śmierć.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal">W tym samym momencie drastycznie oddaliła się od
niebieskookiej. Co ona właściwie wyprawiała? Charlotte była dla niej
praktycznie obca, znały się zaledwie kilkanaście dni, przy czym przez większość
czasu miała nadzieję, że uda jej się od niej uwolnić. Dlaczego więc, będąc w
jej towarzystwie, tak łatwo przyszło jej na moment zapomnieć o całym świecie?<o:p></o:p></p>
<p align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;"><i>Dlaczego do
cholery się uśmiechała?<o:p></o:p></i></p>
<p class="MsoNormal">- Płomienne Pióro? - głos szylkretki nie był już tak pewny
siebie, jak przedtem. Musiała zauważyć zmianę w zachowaniu jej towarzyszki i
stojąc nieruchomo, przyglądała się zielonookiej, posyłając jej nieme pytania.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal">W tym samym momencie do ich uszu dotarł jakiś dziwny
odgłos... coś jakby śmiech.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal">Niewątpliwie jednym z dwójki śmiejących się kociaków był
Ognista Łapa, drugim uczniem (a raczej uczennicą) okazała się Porzeczkowa Łapa,
o wiosnę młodsza od niego ładna kotka, o ciemnoszarym futrze i brązowych oczach.
Młode koty bawiły się w najlepsze, nie zwracając najmniejszej uwagi na ich
obserwatorów.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal">Zastępczyni na ten widok szczęka opadła.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal">- Czy to nie jest czasem twój brat? - spytała głupio
mniejsza.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal">Odpowiedź, której udzieliła jej Płomienna, wcale nie
wykazywała się większym poziomem intelektualnym, mianowicie było to tępe
„ehe... chyba tak”<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal">Szybko jednak się otrząsnęła, gdy do jej nozdrzy dotarł
ostry zapach dymu.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal">- Czekaj, też to czujesz?<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal">- Czyżby dotarł już do Ciebie silny odór miłości? - Liliowy
Sierp uśmiechnęła się przebiegle, na co siedząca tuż obok niej samica,
zareagowała, posyłając jej mordercze spojrzenie.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal">- Nie. Podejrzewam, że nawet coś tak prymitywnego, nie
śmierdzi tak paskudnie.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal">- Oj, pogódź się po prostu z tym, że nawet twój kilkakrotnie
razy młodszy brat ma lepsze życie miłosne od Ciebie - stwierdziła dobitnie,
utwierdzając rudą w przekonaniu, że jeśli jeszcze kiedyś przyjdzie im przebywać
nad wodą, na próbie utopienia się nie skończy.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal">Wtem również ona musiała wyczuć wynoszący się w powietrzu
odór, ponieważ marszcząc nos, zerknęła za siebie, a jej oczy w tamtym momencie
wyrażały jedynie przerażenie. Widząc jej reakcję, ruda również przechyliła
głowę do tyłu.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal">Jedne było pewne, jeszcze nigdy nie sądziła, że kiedykolwiek
przyjdzie jej na własne oczy oglądać coś takiego.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal">Cała polana została pochłonięta przez szalejące języki
ognia. Miejsce, w którym jeszcze chwilę temu stały, płonęło, a z każdą sekundą
zasięg terenu objętego pożarem się powiększał. Gdyby nie opanowanie, które
wróciło do niej natychmiast po usłyszeniu krzyku Porzeczkowej Łapy,
prawdopodobnie wraz z Liliowym Sierpem stałyby tam, aż całkowicie by się nie
usmażyły.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal">Zastępczyni kazała długowłosej uciekać i zawiadomić o
wszystkim przywódcę, podczas gdy ona wyznaczyła sobie za cel przeniesienie
uczniów w bezpieczne miejsce.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal">W tamtym momencie nie wiedziała, jak wielkie szkody wyrządzi
nagły kataklizm.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal">Nie wiedziała też, że w poszukiwaniu bezpiecznego miejsca
będą musieli udać się poza granice własnego klanu.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal"><o:p> </o:p></p>
<p align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;"><i><Liliowy
Sierpie?><o:p></o:p></i></p>
<!--EndFragment-->Minekohttp://www.blogger.com/profile/09442858058875144570noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3059348993085192033.post-28776015199072644922021-08-06T05:39:00.005-07:002021-08-07T08:48:43.765-07:00Od Liliowego Sierpa CD Płomienne Pióro<p style="text-align: center;"><br /></p><p style="text-align: center;">Narracja trzecioosobowa</p><p><i>Kiedy sięgasz po gwiazdy, sięgasz po najdalszą rzecz na świecie. Kiedy sięgasz głęboko w siebie, jest to to samo, ale w przeciwnym kierunku. Jeśli sięgniesz w obu kierunkach, obejmiesz wszechświat</i></p><p><i></i></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><i><a href="https://1.bp.blogspot.com/-isXivBd4ao4/YQ6rRq_DJJI/AAAAAAAACBY/f3bPMG8vnx40aB6j1URB7Xkk_hm50mP9ACLcBGAsYHQ/s600/Untitled1260_20210807174721.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="100" data-original-width="600" height="53" src="https://1.bp.blogspot.com/-isXivBd4ao4/YQ6rRq_DJJI/AAAAAAAACBY/f3bPMG8vnx40aB6j1URB7Xkk_hm50mP9ACLcBGAsYHQ/s320/Untitled1260_20210807174721.png" width="320" /></a></i></div><p></p>
Słońce już dawno pojawiło się na niebie, podczas gdy długowłosa kotka wylegiwała się w legowisku. Jak uznała Płomienne Pióro, nie była ona częścią klanu na tyle długo by inni zaczęli się nią przejmować, więc bez skrupułów odpoczywała w cieniu pojedynczych drzew, podczas gdy inni byli zajęci patrolowaniem terenu i polowaniem. <br />
Charlotte nie miała jednak wobec tego nic przeciwko. Taki układ bardzo jej pasował, kotka mogła do woli podziwiać piękno natury wokół niej, nie będąc rozpraszaną przez innych. Brzmiało to niezwykle dobrze, lecz już wkrótce samicę zaczęła dopadać nuda, nie była ona bowiem typem samotnika lubiącego ciszę i spokój. Zdecydowanie bardziej przemawiało do niej przebywanie w gronie innych, dzielenie się językami i poczucie bliskości pozostałych.<br />
Długowłosa nie musiała jednak do końca dnia przebywać sama, nagle na horyzoncie zauważyła rudego kota zmierzającego w jej kierunku. Samicy wydawało się, że już gdzieś widziała tego kociaka, ale jak bardzo by się nie starała nie mogła sobie kiedy to miało miejsce. <br />
Uczeń - jak wywnioskowała niebieskooka - miał intensywnie pomarańczową sierść przypominającą tę należącą do zastępczyni, w rzeczywistości całkowicie wyglądał jak jej młodsza, męska wersja. W tym momencie Charlotte zrozumiała, że przybysz musiał być owym kociakiem, z którym poznała się w dzień dołączenia do klanu wschodu, z czego wynika, że podobieństwo między nimi jest uzasadnione i logiczne, był on bratem Płomiennego Pióra. <br />
- Cześć! - uśmiechnął się przyjaźnie przybysz, stając naprzeciwko kotki. <br />
- Dzień dobry - odpowiedziała mu Charlotte, wstając z miejsca.<br />
- Moja siostra powiedziała mi, że po treningu możemy wszyscy razem iść nad pobliską rzekę - wyznał z ekscytacją rudzielec - oczywiście jeśli będziesz chciała.<br />
Oczy wojowniczki zabłysły i szczerze zdziwiona jak i ucieszona z propozycji, energicznie się zgodziła.<br />
- Świetnie! - mruknął uczeń, widząc pozytywną odpowiedź - Tak się składa, że właśnie skończyłem.<br />
- Płomienne Pióro już tam będzie? <br />
- Z tego co pamiętam, nie ma dziś zbyt wielu zajęć, więc o ile nic jej nie wypadło to chyba tak.<br />
- Czyli możemy iść? - reakcja starszej kotki wywołała u młodszego atak niekontrolowanego śmiechu. Liliowy Sierp nie wiedząc o co chodzi spojrzała na niego niepewnym wzrokiem.<br />
Kocur to zauważył, ponieważ już po chwili, wracając do siebie rzucił w stronę długowłosej przepraszające spojrzenie.<br />
- Nie chcę byś myślała, że śmieje się z Ciebie! Po prostu z tego co mi opowiadała Płomienna, nie sądziłem, że tak szybko się zgodzisz.<br />
Tym razem kotka zmierzyła go podejrzliwym wzrokiem. A więc zastępczyni o niej wspominała? Samica zaciekawiła się nie na żarty nad wszelką możliwą treścią, którą mogła wypowiedzieć na jej temat zielonooka, ale nie odważyła się zapytać o to jej brata.<br />
- Jesteś zupełnie inny niż ona - stwierdziła natomiast, uśmiechając się ciepło.<br />
- Co masz na myśli? - spytał Ognista Łapa, zaczynając iść w stronę miejsca spotkania.<br />
- Wydajesz się zawsze pełny energii.<br />
Kociak zamilkł na moment, zastanawiając się nad odpowiedzią, po czym nadal szeroko się szczerząc odpowiedział.<br />
- Płomienne Pióro może i wydaje się straszną zrzędą, ale jeśli poznasz ją bliżej staje się zupełnie inna. <br />
- Zrzędą?<br />
- No wiesz... ciągle narzeka, albo twierdzi, że jest zbyt zajęta obowiązkami. Ona praktycznie w ogóle nie ma czasu dla siebie - wymamrotał, siląc się na beztroski ton - Ale teraz to się zmieni!<br />
W jednej chwili to jak przejmowałał się dobrem swojej rodziny uderzyło w kotkę z podwójną siłą. Jego intencje względem starszej, były po prostu urocze. <br />
Widząc determinację w jego oczach, samica poczuła przyjemne ciepło w środku, patrząc na pąki kwiatów, które powoli zaczynały się otwierać.<div>
<br /><div style="text-align: center;">-•-</div>
<br />
Zastępczyni rzeczywiście znajdowała się w wyznaczonym miejscu. Kiedy dwójka pojawiła się na placu, zastała ją siedzącą na trawie i obserwującą czerwone gerbery, rosnące wśród wielu innych roślin.<br /></div><div>Jej krótkie futro intensywnie błyszczało, skupiając na sobie promienie porannego słońca. Mimo czasu, który minął od momentu jej "wypadku" w niektórych miejscach dało się zauważyć malinowe prześwity. Wzrok intensywnie skupiła na delikatnych roślinach, a w jej lekko zielonych oczach można było zauważyć ich dokładne odbicie.<br />Urzeczona widokiem niebieskooka, miała szansę zobaczyć kotkę w całkowicie innym wcieleniu. Patrząc tak, swoim smutnym wzrokiem przed siebie wydawała się wyjątkowo delikatna i krucha, a Charlotte w głębi duszy musiała przyznać, że ta odsłona dodawała jej prawdziwego uroku.<br />- Nareszcie - mruknęła Płomienne Pióro, gdy zdała sobie sprawę z cudzej obecności, sprawiając tym samym, że długowłosa zakłopotana faktem, iż kotka mogła być świadoma jej bezwstydnego gapienia się na jej osobę, oderwała od niej wzrok.<br />- Jesteście gotowe na mokrą porażkę? - zapytał dziarsko Ognista Łapa podbiegając do znajdującego się nieopodal, dosyć płytkiego potoka.<br />Zastępczyni po chwilowym otępieniu zerwała się z ziemi i z wojowniczym wyrazem twarzy, ruszyła biegiem za bratem, który śmiejąc się pod nosem stawiał już pierwsze kroki w wodzie.<br />- Rusz się, pokażemy mu gdzie jego miejsce! - krzyknęła za wojowniczką ruda, zatrzymując się nad brzegiem zbiornika z wodą, podczas gdy kocur posuwał się coraz dalej, tym samym zagłębiając się coraz to bardziej w przezroczystej substancji.<br />- Już się robi! - odkrzyknęła jej niższa, pędząc ile sił w łapach w stronę rzeczki.<br />Kotka znajdując się już przy niej, dotknęła przednią łapą tafli i nagle cała pewność siebie z niej wyparowała.<br />- Coś nie tak? - spytała starsza samica, widząc nietypowe zachowanie towarzyszki.<br />- Myślisz, że to aby na pewno dobry pomysł? Ja nie potrafię pływać i gdyby coś się stało...<br />Zielonooka spojrzała na nią pokrzepiająco.<br />- Woda tutaj nie jest głęboka i umiejętność pływania nie jest Ci do niczego potrzebna - wyjaśniła - a jeżeli zaczniesz się topić to trudno, w każdej wojnie muszą być jakieś ofiary.<br />Po tych słowach zastępczyni udała się w dalszy pościg za Ognistą Łapą, który stojąc w bezpiecznej odległości od napastnika wyzywająco wystawiał jej język.<br />- Ej! - warknęła z udawaną obrazą Liliowy Sierp, robiąc krok w przód. To tylko woda, <i>dam sobie radę</i>, pomyślała, ale natychmiast tego pożałowała czując falę przenikliwego zimna.<br />Woda była lodowata.</div><div><br /></div><div style="text-align: center;"><i><Płomienne Pióro?></i></div>Minekohttp://www.blogger.com/profile/09442858058875144570noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3059348993085192033.post-88229766738909705322021-02-15T12:35:00.002-08:002021-02-15T12:35:17.757-08:00Od Bursztynowej Pręgi CD Krucza Mgła<p> </p><p style="text-align: center;">Narracja pierwszoosobowa </p><p><br /></p><p>Czasem zastanawiam się, czemu sprawy potoczyły się tak, a nie inaczej. Idealny jestem tylko w oczach Jedwabnej... Nie jestem też nikim wyjątkowym, a szanują mnie tylko w Klanie. Wystarczy, że trochę inaczej rozegrałbym trening z Różaną Łapą, a może nadal byłbym w Klanie... Chociaż najpierw powinienem zadać sobie pytanie: ,,a ty przypadkiem nie wierzysz w przeznaczenie?" - tak, wierzę, przynajmniej tak myślę, ciekawe tylko, czy przeznaczenie jest warte wiary...? <br />
Mógłbym się nad sobą użalać godzinami!... Mam, tyle czasu... Od trzech dni nikt się tu nie zapuszczał, a jedynymi moimi przyjaciółmi była zwierzyna, której jeszcze nie zjadłem.<br />
Ziewnąłem i otrząsnąłem moje bursztynowo-rude futro z mchu wyścielającego moje legowisko. <br />
<br />
Słońce nie było wysoko, gdy skradając się powoli podchodziłem wiewiórkę. Usłyszałem szelest i odwróciłem się zestresowany. <br />
Fałszywy alarm, to tylko królik. Był większy od wiewiórki, więc bez namysłu rzuciłem się na niego. <br />
Dwa lisy dalej najadłem się moją zdobyczą. Znowu miałem okazję przyjrzeć się temu dziwnemu jezioru. To pewnie sprawka dwunożnych, oni miewają takie głupie pomysły. Przeszedłem wzdłuż "wody" aż do miejsca w którym stojąc dojrzałem wtedy swego rodzaju randkę Raven i Kalypso. Z zadowoleniem zauważyłem, że moje legowisko nie rzuca się za bardzo w oczy. Nie śpiesznie wróciłem do mojego "obozu" i pogrążyłem się w myślach. Czy na prawdę jestem aż tak pechowy? Zacznijmy od tego, że mogłem wogóle się nie urodzić... ale to dziwna myśl, wręcz głupia. No więc... Mogłem zostać zabity przez lisa lub borsuka, zachorować na coś, mógł skrzywdzić mnie nie delikatny mentor, jakiś mój wróg, prześladowca... Mogłem zostać porwany przez dwunożnych, lub przejechany przez ich potwora...jest tego trochę...kontynuując: mogłem się utopić, umrzeć w walce, spaść z klifu, zostać zabity przez jakąś...leśną mafie? - mimowolnie zamruczałem rozbawiony, ale po chwili znowu spochmurniałem, czym niby są bezgwiezdni? - ktoś mógł by chcieć się na mnie zemścić, choć nie wiem za co, jakiś agresywny patrol mógł by mnie złapać przy granicy, mógł bym zostać przeklęty przez Klan Gwiazdy... Wow... Że ja jeszcze żyje, a tak z ostatnich wydarzeń... Mogłem zostać mocniej poraniony podczas porwania, wtulić się we w pełni sprawną Kruczą Mgłę, lub nieumiejętnie zwiać Mattowi z przed nosa, dosłownie... Jak by to ująć...? Mam szczęście w nieszczęściu...<br />
Dochodziło południe, kiedy postanowiłem znów wyjść z mojego legowiska. Zobaczyłem kota i schowałem się za pobliskim krzakiem. Brązowy podszedł do mojego legowiska, powąchał je i...wszedł sobie. <br />
Pchany gniewem skoczyłem przed siebie. Wpadłem na kociaka w wejściu, wpychając go do środka. Miał może dziecięć księżyców... Pachniał dwunożnymi, ale zapach był już stary. Miotał się w moim "obozie" a ja stojąc w wejściu czekałem cierpliwie, aż się uspokoi. Nie trwało to długo, po chwili padł na MOJE posłanie ciężko dysząc. <br />
- Hej... - odezwałem się pierwszy raz od kilku wschodów słońca.<br />
Kociak spojrzał na mnie nadal nie przestając jeżyć sierści. Nie wyglądał na wojownika... <br />
Nagle położył sierść i usiadł. <br />
- Kim jesteś? - zapytał<br />
- Mieszkam tu. <br />
- Tak ale... Nie pachniesz samotnikiem...pachniesz tamtym dziwnym klanem.<br />
Zakłopotany przytaknąłem, na co zjeżył się znowu. <br />
- Ale nie pochodzę z tamtąd, wiele przeszedłem. <br />
- Ja również - mruknął mały. <br />
Podszedł i obwąchał mnie ostrożnie, ja jego też, jednak nie wyczułem nic poza dwunożnymi i bezgwiezdnymi, za to on, chyba rozpoznał moje pochodzenie, bo syknął nerwowo. Nie wiem czy to skutek tego, że on był w domu dawniej niż ja, czy tego, że zawsze wolałem walczyć niż tropić, ale choć wyczuwałem klanowy zapach, ten mieszał się z innymi, zanikał... <br />
- Skąd pochodzisz? - zapytałem, na co kot zaśmiał się ochryple. <br />
Wyciągnąłem pazury gotów pozbawić tego gówniarza życia, jednak po chwili schowałem je. Z całej siły walnąłem go po pysku, z którego zniknął ten jego głupi uśmieszek. <br />
- Skąd pochodzisz? - zapytałem ponownie. <br />
- Z...z Gauerdii. - odpowiedział wstrząśnięty. <br />
- Opowiedz mi swoją historie.</p><p>- Eee..tak, tak, już! Mieszkałem sobie w Klanie Północy, zostałem mianowany na ucznia, a moim mentorem był sam Szary Świt... - ożywił się nieco. <br />
- A jak ty się w ogóle nazywasz? - przerwałem.<br />
- Jelenia Łapa. <br />
- Ja Bursztynowa Pręga.<br />
Małemu oczy zabłysły z zazdrości. <br />
- Jesteś już wojownikiem? - pisnął<br />
- Tak, ale ty też na pewno nie długo zostaniesz. <br />
- Tak... <br />
- Możesz kontynuować opowieść. <br />
- Więc...na czym skończyłem...? <br />
- Chyba, że zostałeś uczniem... <br />
- Tak, więc zostałem uczniem Szarego Świtu i szkoliłem się ledwo cztery wschody słońca, kiedy na terenach Gauerdii zaczęli błąkać się dwunożni. Pewnego dnia, zbliżyli się bardzo do obozu i moja siostra, Gliniana Łapa... wpadła w ich łapy. Ja skoczyłem na dwunożnego, by ją uratować i udało mi się to, ale oni złapali mnie... Potem mieszkałem u dwunożnych, aż nadażyła się okazja do ucieczki i przeszedłem przez terytorium tamtego dziwnego klanu, aż tutaj, ale nic nie jadłem i niestety wszedłem do twojego legowiska, ale teraz wracam do swojego klanu, nie zwracaj na mnie uwagi... <br />
- To nie takie proste... Ten płot... <br />
Kot spojrzał na płot, a uszy natychmiast mu oklapły. <br />
- Mogę u ciebie zostać? - zapytał cicho. Naprawdę szybko zmieniają mu się charakterki... <br />
- Eee... Tak, nudzi mi się samemu, ale nie możemy nikomu dać się zobaczyć. <br />
Przytaknął.<br />
- Zostań tu, coś nam złapię. Możesz się przespać, ale potem musisz zrobić sobie własne posłanie, może tu? - pokazałem puste miejsce obok mojego miejsca wypoczynku.<br />
Znowu przytaknął. <br />
Zostawiłem go w legowisku. Jelenia Łapa... <br />
Szedłem przed siebie jakiś czas, zapominając o polowaniu, pogrążony w myślach. Łapy same poprowadziły mnie nad brudne jezioro. Zatrzymałem się przed nim i zamrugałem kilkakrotnie. Jest już popołudnie...<br />
Czujnie postawiłem uszy nasłuchując zwierzyny. Usłyszałem szelest, napiąłem mięśnie i...już po chwili leżałem na kupie szarej sierści. <br />
- Lisie łajno. - syknął Kalypso. <br />
Wywróciłem oczami. <br />
- Wypłoszysz wszystko, co jadalne! <br />
- Znaczy to, na co polujesz? Ja jestem jadalny? - zakpił. Nie moja wina, że skradł się, kiedy byłem na polowaniu! Czy on musi być taki denerwujący!? Ciekawe jak zareaguje na Jelenią Łapę... Ciekawe, czy go zna...? Może on też jest poszukiwany...? <br />
- Nie ważne, i tak z chęcią bym cię schrupał, byle by się ciebie pozbyć. <br />
Nie wydał się urażony... Nie wiem co mu siedzi w głowie...<br />
- Polujesz? Naucz mnie! - w jego głosie nie było słychać kpiny, więc nieco zbity z tropu nakazałem mu by w ciszy pozostał na miejscu. <br />
Po chwili poczułem zapach myszy i napiąłem mięśnie. <br />
Bezszelestnie zbliżyłem się do zwierzyny i chowając się w leśnym podszyciu przemykałem w stronę myszy o randze ,,mój przyszły posiłek" Skoczyłem i zabiłem ją szybko. To było proste, choć nie jestem najlepszy w polowaniu, nie jest ono trudne, można się szybko nauczyć. <br />
Kall spojrzał na zdobycz tak, jakby chciał zjeść ją wzrokiem. <br />
- To nie dla ciebie. <br />
Spojrzał na mnie obrażony. <br />
- Spróbuj coś złapać. Zachęciłem go machając myszą przed nosem. <br />
Przytaknął.<br />
Jednak już na następnym etapie pojawiły się zakłócenia, zielonooki nie umiał dojrzeć, poczuć, ani usłyszeć żadnej zdobyczy, żałosne, ale tak to się kończy, kiedy przez całe życie podjada się dwunożnym... Rozejrzałem się i dojrzałem srokę, która przysiadła właśnie na gałęzi, do której doskoczyłbym z łatwością, Kall na pewno też. Dotknąłem go ogonem i wskazałem na jego pierwszą ofiarę. Oblizał się. Ja wolałem zachować honor i nie ślinić się na widok zdobyczy, najpierw trzeba nakarmić Klan... <br />
Przynajmniej kiedyś tak było... Ale wrócę do domu, koniec i kropka! <br />
Kocur obok mnie zaczął zbliżać się do zdobyczy, jednak nie dość cicho, sroka spojrzała w jego stronę i już machał skrzydłami gotowa do lotu. Kal spojrzał na mnie zdezorientowany. <br />
Serio...!?<br />
Nie możemy pozwolić sobie na stratę zwierzyny! <br />
Byłem szybszy od ptaka. Skoczyłem w jego stronę desperacko ściągając za pióra na ziemię. Zielonooki doskoczył i dobił zwierzę. No...nawet nie tak źle, jak na pierwszy raz... <br />
Uśmiechnął się do mnie zadowolony. Z czego? Nie wiem...</p><p>- Brawo. - wyrwało mi się, na pochwały urósł o połowę. <br />
- Tak, łatwiej poszło by, gdybyś nie próbował spłoszyć tej sroki... - co!?<br />
Otworzyłem pysk, by uświadomić mu, że to nie ja nie potrafię polować, jednak on nie pozwolił mi zacząć. <br />
- Nie przejmuj się, dałem radę naprawić twoje błędy. - Klanie Gwiazdy, NIE!<br />
- Skoro uważasz, że cała chwała należy się tobie, nie potrzebujesz jeszcze jedzenia! - powiedziałem dobitnie, zabrałem mu zdobycz z przed łap, i popędziłem do mojego "obozu" gubiący go w leśnych zaroślach. <br />
Przybiegłem do mojego legowiska i pośpiesznie wszedłem do środka. <br />
<br /></p><div style="text-align: center;">-•-</div>
<br />
- Zaraz powinien przyjść Kalypso, nie przejmuj się nim. - rzuciłem w stronę ucznia. <br />
Przytaknął. <br />
Leżał już na swoim własnym posłaniu, a obok niego, wiewiórka. Dołożyłem na "stos" moje zdobycze i...w tej chwili zjawił się Kall. Jelenia Łapa zjeżył się mimo mojego uprzedzenia. Bezgwiezdny również. <br />
- Ciii... - wkroczyłem między nich. - spokój. To Jelenia Łapa, a to Kalypso. Zjemy coś - zaproponowałem. <br />
Przytaknęli i położyli sierść. <br />
Szybko sięgnąłem po srokę, a moi towarzysze rozdzielili pozostałą zwierzynę. Nie są zbyt nieufni.<br />
- Fajnie się tu urządziłeś. - mruknął Kall gdy zjedliśmy.<br />
Brązowy przytaknął energicznie. <br />
- Dobrze, że cię spotkałem. <br />
Również przytaknąłem. Myślę, że fajnie się nam będzie razem mieszkać... <br />
- Dawno nie jadłem świeżej zwierzyny, byłem zmuszony jeść żarcie dwunożnych... <br />
Spojrzałem na Kalypso. ,,a Pręga twierdzi, że tylko ja podjadam dwunożnym..." - mówiło jego spojrzenie. <br />
Po cichu wycofałem się z pomiędzy dwójki rozmawiających kotów i wyszedłem na zewnątrz. Wnętrze mojego "obozu" było dziwnie zatłoczone i moje myśli powracały do Klanu. Skierowałem się w kierunku Jeziora. Wszedłem w zagajniki i... <br />
Ałłł! <br />
Wywróciłem się na czarno-białą sylwetkę. Krucza jęknęła zażenowana i szybko otrzepała sierść z mchu. Wyglądała na zdziwioną, ale raczej nie naszym spotkaniem, a zaistniałą sytuacją - ja i tym i tym. <br />
- Co cię tu sprowadza? <br />
- Mogę chodzić przy jeziorze, nie mam żadnego zakazu. - odpowiedziała niewinnie. <br />
- Miałem tylko wrażenie, że zmierzasz w stronę mojego legowiska... - zastrzygłem uszami w kierunku z którego przyszedłem, w tym przypadku - po upadku - w stronę mojej lewej łapy. <br />
Wywróciła oczami.<br />
- No...może, postanowiłam cię odwiedzić, ponieważ mam wrażenie, że Kalypso zrobił to samo. <br />
Spojrzałem w jej zielone oczy. Ze wszystkich tutejszych kotek, to właśnie ją chciałbym najbardziej. Zerknęła na mnie nie ukrywając rozbawienia. <br />
Była dziś w dobrym humorze... aż za dobrym... podejrzanie dobrym... <br />
Tą myśl postanowiłem odłożyć na później. Dotknąłem nosem jej nosa jakimś cudem powstrzymując wybuch śmiechu. O dziwo - nie protestowała. <br />
Co ty robisz ze swoim życiem!? Masz partnerkę, może kociaki! - mówiła moja podświadomość. Zignorowałem ją. Niech gada kiedy jej się podoba, ale nie teraz! <br />
- Kalypso był miły? - zapytała w końcu. <br />
- Bardziej denerwujący...ale jak teraz o tym pomyśle...może faktycznie starał się był miłym... W każdym razie dobrze, że mówisz, że to jedynie spółka pod tytułem ,,bądź miły dla Bursztynowej Pręgi". - strasznie mnie to zirytowało i uraziło. Nie mam pojęcia czemu... Odbiegłem w kierunku mojego legowiska pewny, że Raven również zmierza w tym kierunku. Już po chwili przekonałem się, że mam rację. Szybko wszedłem do obozu. Kalypso i Jelenia Łapa...spali...? Krucza Mgła stanęła obok mnie.<br />
- Jak słodko. - zauważyła oschle. - J-jelenia Łapa...? Ty...żyjesz...? - szepnęła. <br />
Brązowy kocur otworzył oczy szeroko gdy tylko usłyszał głos biało-czarnej. <br />
- Krucza...Mgła? - zapytał. <br />
- Tak, to ja. Porwali mnie i jestem. Dobrze cię widzieć. - mruknęła. <br />
- A jak się ma Glinianą Łapa? Akacjowa Łapa? Są jakieś walki? Co z Lśniącą Gwiazdą? - zaczął obsypywać kotkę pytaniami. <br />
- Gliniana Łapa...dobrze się szkoli. Akacjowy Zmierzch jest już wojownikiem. Na razie nie ma żadnych walk, chociaż ja też dawno nie byłam w domu... Lśniąca Gwiazda ma się dobrze... - koniuszek ogona Raven zadrżał. <br />
Znudzony tą wymianą zdań nieznacznie ruszyłem Kalypso łapą a ten zamrugał i wstał. <p></p><p>- Krucza Mgła? - szepnął zdezorientowany - Co ty tu robisz? <br />
Zapanowało dziwne napięcie. <br />
Po raz kolejny poczułem się bezbronny. Totalnie bezbronny. Zakręciło mi się w głowie i wbiłem pazury w ziemię pod łapami by nie upaść. Od strony lasu napływał zapach krwi. Zamrugałem. Zapach zniknął, a ja jeszcze raz przypomniałem sobię, że to dzieje się cały czas. Morderstwa, porwania, zabójstwa... <br />
To koniec<br />
Nie, nigdy...</p><p><br /></p><p style="text-align: center;"><span style="font-size: xx-small;">1872 słowa • Bursztynowa Pręga zyskuje 18 pkt.</span></p><p style="text-align: center;"><br /></p>Minekohttp://www.blogger.com/profile/09442858058875144570noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3059348993085192033.post-3369635532619835292021-01-31T04:48:00.004-08:002021-08-16T15:21:43.153-07:00Od Kalypso <p> </p>
Im bardziej kogoś poznajemy tym mniej jesteśmy w stanie mu zarzucić, zaczynamy rozumieć jego zachowanie i spojrzenie na świat. W wadach dostrzegamy zalety, możemy próbować je zmienić, ale znacznie ważniejsze jest ich zaakceptowanie, są one nieodmienną częścią charakteru danej osoby, jej <i>wyjątkową</i> częścią.<br />
Nic nie dzieje się bez powodu, na wszystko znajdzie się jakieś wytłumaczenie. Od zawsze próbowałem wszystko analizować, ale teraz w mojej głowie pojawia się coraz więcej pytań. Dlaczego? Dlaczego skoro wszystko ma swoje znaczenie to słowo wciąż nam towarzyszy? Idąc tym tropem można dojść do wniosku, że cała ta wcześniej wspomniana teza jest całkowicie błędna, albo to my nie jesteśmy w stanie niektórych rzeczy pojąć. Zastanawianie się nad tymi tematami, nie było moim ulubionym zajęciem, ale od pewnego czasu stało się nieodłączną częścią mojego życia. Nie znosiłem tego uczucia. Bezsilności, która wynikała z niewiedzy, jednak nie mogłem nic na nią poradzić. Pytanie o to innych nie miałoby sensu bo kto niby umiałby mi powiedzieć dlaczego czuję się w dany sposób, co jest tego powodem i przede wszystkim jak temu zaradzić? Powód. Tego mi było trzeba, ale nie potrafiłam wymyślić nic innego niż to, że ma na mnie wpływ mój brat, jednak on już zawsze taki pozostanie, a to znaczyłoby, że ja również już na zawsze taki będę. <br /><i>
- Nie ucieknę stąd do puki on żyje.</i><br />
Nie pozbędę się tych wszystkich myśli do puki nie zginie.<br /><i>
- To jedyne rozwiązanie, ale ja tego nie zrobię.</i><br />
Nie zrobię tego. Nie zabije go bo w końcu poczucie winy zniszczyłoby mnie bardziej niż śmierć. <br /><i>
- To przykre, że Ci, na których nam najbardziej zależy odchodzą najszybciej.</i><br />
Ci, na których nam najbardziej zależy...<br />
<br /><div style="text-align: center;">-•-</div>
<br />
- Ty też wkrótce odejdziesz - powiedziałem w pustą przestrzeń. Leżałem we własnym legowisku, rozmyślając o tym co powiedziała mi poprzedniego dnia Raven. Z niewiadomych przyczyn samica zaczynała mnie coraz bardziej intrygować, sprawiając, że chciałem spędzać z nią coraz więcej czasu, mimo tego, że jej zachowanie w pewnych momentach nadal było dla mnie niejasne. Przypomniałem sobie każdą chwilę, którą do tego czasu zdołałem z nią dzielić, skupiając się na kilku istotnych dla mnie fragmentach.<br />
Kotka od początku wydawała mi się rozchwiana emocjonalnie, a jej nastawienie mogło zmienić się w parę chwil, jednak co do jednego aspektu jej reakcję były takie same. Mówiąc o śmierci zachowywała się całkowicie swobodnie jakby to była tylko nieistotna część życia, a w jej oczach widać było w ów czas iskrę determinacji. Nie ważne czy chodziło o możliwość otrucia, czy o krwawe zabójstwo zwierzyny, kotka pozostawała niewzruszona. Widząc ją dzierżącą serce królika nie dało się nie zauważyć ekscytacji, która ją obejmowała, nawet mimo jej obojętnej postawy. Ona nie była do końca normalna i nie raz zdarzało mi się porównywać ją do Matthewa, ale prawdę mówiąc robiąc to, nie czułem się w porządku. Krucza Mgła miała w sobie jeszcze wiele do odkrycia i chociaż tematy, które ją wyraźnie fascynowały były dla mnie czymś niezrozumiałym, to jednak nie mogłem traktować jej na równi z moim bratem. <br />
- Dzień dobry Kalypso! - usłyszałem znajomy głos, a chwilę później zobaczyłem idącą w moją stronę rudą kotkę.<br />
- Czy dobry to się jeszcze okaże - wymamrotałem zakrywając oczy łapą przed bezlitosnymi promieniami słońca. Z dnia na dzień pogoda robiła się coraz wspanialsza, chociaż raczej nie wszyscy za cudowne uznaliby nieustanne palenie się żywcem, podczas zajęć w terenie. O tej porze podziemne tunele okazywały się nad wyraz wygodne i większość kotów, a zwłaszcza te z dłuższą sierścią, wolała bez powodu z nich nie wychodzić.<br />
- Dlaczego zawsze musisz być tak źle do wszystkiego nastawiony? - zapytała kotka czule trącając mnie nosem.<br />
- Nie zawsze tak było, ale sama widzisz co się teraz dzieje. <br />
- Widzę i jakoś sobie z tym radzę, nie możesz być takim pesymistą. Po burzy w końcu wyjdzie słońce! - odrzekła radośnie machając ogonem.<div>- Słońce nie zawsze przynosi szczęście - do moich uszu doszedł kolejny głos, a stworzenie do, którego należał nie wydawało się ani trochę tak uszczęśliwione myślą o porze zielonych liści.<br />
Widząc moją zaskoczoną minę spowodowaną pojawieniem się drugiego gościa Wendy zaczęła chichotać, a Krucza Mgła zajęła się usiłowaniem wygładzenie ciemnego futra, które ze względu na barwę nie było najlepszym towarzyszem lata. <br />
- Zachowujecie się jakby świat się skończył, a to tylko lekkie ocieplenie klimatu - mruknęła nadal w doskonałym humorze ruda co spotkało się z wyraźną dezaprobatą ze strony zielonookiej. <br />
- Nie wszyscy mają tyle szczęścia co ty - odpowiedziała oschle Raven.<br />
- Za to już niedługo ja będę umierać z zimna podczas gdy ty będziesz mogła ogrzewać się swoim futrem - podsumowała zgrabnie krótkowłosa.<br />
Nie miałem zamiaru przerywać im rozmowy, ale z każdą chwilą coraz intensywniej zastanawiałem się nad tym co one tu właściwie robią. <br />
Wendy widząc moją niepewną minę przybliżyła się do mnie i nadal uśmiechnięta zaczęła szeptać mi do ucha.<br />
- Pomyślałam, że moglibyśmy wyjść razem na spacer.<br />
Spojrzałem na nią dziwnie kierując wzrok na kotkę z północy.<br />
- Och o to chodzi! - mruknęła zerkając raz na mnie, raz na Kruczą Mgłę przez co poczułem się jeszcze bardziej niezręcznie - Raven ma za moment trening z Lore z rozkazu... z prośby Matthewa. Więc zgodzisz się? <br />
Oczy bezgwiezdnej wypełniły się iskierkami ekscytacji czekając na moją decyzję.<br />
- Z chęcią - odparłem nadal będąc onieśmielonym tą całą sytuacją.<br />
- Świetnie! - zaświergotała brązowooka szykując się do wyjścia. <br />
Wstałem z ziemi i sam skierowałem się do wyjścia z groty po czym niechętnie zrobiła to długowłosa.<br />
<br /><div style="text-align: center;">-•-</div>
<br />
Zagłębiając się dalej w terytorium klanu wkrótce pożegnaliśmy się z Kruczą Mgłą, która odeszła razem z młodą kotką, a sami poszliśmy przed siebie nie obierając żadnego konkretnego kierunku. <br />
- Ładnie tu, może na chwilę się zatrzymamy? - spytała po chwili wędrówki ruda układając się na soczysto zielonej trawie. Miałem pewne wątpliwości co do wyglądu miejsca, które wybrała, a między innymi faktu, że przed nami widniała znaczna część ogrodzenia, ale postanowiłem z nią się tym nie dzielić.<br />
- To dobry pomysł - odparłem, po czym szybko dodałem - chciałabyś o czymś ze mną porozmawiać?<br />
Nie wiedząc dlaczego, miałem intensywne wrażenie, że samica nie chciała się ze mną spotkać tylko i wyłącznie z dobrej woli.<br />
- Prawdę mówiąc to tak... - odpowiedziała niepewnie odwracając wzrok. Uśmiechnąłem się w jej stronę pokrzepiająco, czekając na wiadomość.<br />
- Kalypso ja wiem, że może nie byłam najlepszą przyjaciółką, ale chciałabym nadrobić nasze wszystkie stracone chwile i chociaż wiem jak ta sytuacja na Ciebie wpływa chcę być twoim wsparciem, jako członkini tego samego klanu, towarzyszka i... partnerka.<br />
Kotka nerwowo wpatrywała się we własne łapy podczas gdy ja przetrawiałem to, co właśnie usłyszałem. Byłem zdziwiony jej nagłym wyznaniem, lecz jednocześnie zacząłem wyobrażać sobie to wszystko jako jakiś rodzaj odskoczni od rzeczywistości. Nie byłem z siebie dumny, ale musiałem przyznać, że jej piękna sierść i delikatny charakter nie czyniły już na mnie takiego samego wrażenia jak za dawnych lat, ani nie czułem do niej tego samego, co wcześniej. Nie zamierzałem jej jednak ranić bądź co bądź sam jeszcze do nie dawna oddałbym wszystko, żeby usłyszeć to z jej ust. Co mi szkodzi? Może to właśnie to czego potrzebuje...<br />
- Jako partnerka? - spytałem tępo nie chcąc niczego pochopnie przyjąć. Wendy ze śmiechem wywróciła oczami i ostrożnie dotknęła mojego nosa, tym należącym do niej.<br />
- Jako partnerka.</div><div><br /></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: xx-small;">1148 słów • Kalypso zyskuje 11 pkt.</span></div><div><div style="text-align: center;"><br /></div>
<br /><br /></div>Minekohttp://www.blogger.com/profile/09442858058875144570noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3059348993085192033.post-82354953118946721592021-01-01T08:55:00.002-08:002021-01-01T08:55:20.394-08:00Od Wilczego Futra<p> </p><p style="text-align: center;">Narracja pierwszoosobowa</p><p><br /></p><p>Dzień jak dzień. Patrol, polowanie, rozmowa z mamą. Próba ukrycia uczuć do jednej kotki.
<br />
Liżę swoje futro. Nie wyglądam jak mama. Ciekawe jaki jest mój ojciec? Może podobny do mnie?
<br />
Irysowa Gwiazda ma inny kolor futra niż ja, jest wyższa. A ja jak jakiś uczeń. Wstaję i idę powoli do
<br />
legowiska Medyków, ostatnio coraz częściej odwiedzam Skowronkową Ćmę. Ten kocur jest strasznie
<br />
mądry! I wie mnóstwo.<br />
– Dzień dobry Łania Koro!- mówię radośnie do zastępczyni i chylę lekko głowę. W końcu jest
<br />
zastępczynią! I bliską przyjaciółką Irysowej Gwiazdy. Pamiętam jak byłem kociakiem to mówiłem do
<br />
niej ciociu.
<br />
– Dobry. Co u ciebie młody?- odpowiada po chwili kotka.
<br />
– Nie najgorzej ciociu, idę odwiedzić Medyka.- Zastępczyni patrzy na mnie zdziwiona.
<br />
– Nic Ci nie jest? Przecież możesz powiedzieć.- Śmieje się cicho. Zawsze tak jest. Cała ciocia,
<br />
zawsze troskliwa.
<br />
– Ale mi nic nie jest, lubię odwiedzać medyków … nie chce mówić tego w obozie, bo jeszcze myślę
<br />
nad tym.- szepcze cicho do niej. Nie jestem jeszcze pewny czy chce być na pewno wojownikiem.
<br />
Jednak bycie medykiem ma mnóstwo minusów.
<br />
– Jak będziesz chciał kiedyś pogadać to przychodź do mnie śmiało.- Uśmiecham się. I niech ktoś mi
<br />
powie, że ona nie jest fajna!
<br />
– Zapamiętam, dziękuję. Tylko proszę … nie mów mamie wiesz jaka ona potrafi być.- Kotka
<br />
przytakuje. Zna dobrze mamę, a nawet lepiej.
<br />
– Wiem, wiem jaka ona jest, od razu przyjęłaby to jako fakt.- Racja, mama jest dziwna.- Ja muszę iść
<br />
już młody, miłego dnia.
<br />
– Miłego.- Odpowiadam krótko, a kotka odchodzi ode mnie. Kontynuuje pójście do medyka. Już
<br />
pachnie ziołami, znam pomimo bycia wojownikiem dość dużo ziół. Dużo czasu w życiu spędziłem u
<br />
medyków. Nie muszę się denerwować jak, by mi się coś stało/albo nie byłoby medyków w okolicy.
<br />
Trzeba moim zdaniem znać, choć podstawy.
<br />
– Dzień dobry Skowronkowa Ćma!- Wołam radośnie wchodząc do legowiska medyka. Medyk kiwa
<br />
głową na znak pozdrowienia.
<br />
– Miło mi, że odwiedzasz mnie Wilcze Futro, pomógłbyś mi z ziołami? Brakuje mi pajęczyn i nasion
<br />
maku, a ty wiesz gdzie one są.- Patrzę na niego zdziwiony, no wiem gdzie leżą jednak po co mam mu
<br />
pokazać gdzie one są?
<br />
– Nie rozumiem.
<br />
– Chodzi o to czy pomożesz mi zebrać, jak bym to zrobił sam to zajmie mi to dużo czasu.
<br />
– Jak tak to bardzo chętnie!
<br />
<br /></p><div style="text-align: center;">-•-</div>
<br />
Wyrywam korzeń z ziemi, skończyliśmy zbierania jakiś czas temu jednak poprosił mnie o wyrwanie
<br />
korzenia. Nie pamiętam co to za korzeń jednak zawsze coś? Pomogę, i nie powinienem się spóźnić
<br />
na wieczorny patrol. Wyrywam korzeń i idę z nim w kierunku obozu. Cały dzień prawie spędziłem na
<br />
zbieraniu ziół. Wchodzę do obozu po kilkunastu uderzeniach serca. Bardzo szybkim krokiem prawie
<br />
biegiem wchodzę do legowiska medyków. Marszczę brwi, czemu Skowronkowa Ćma śpi? Dam mu
<br />
się wyspać, dużo roboty było dziś. Odkładam korzeń i po wzięciu dwóch listków kocimiętki wychodzę.
<br />
– Wilcze Futro.- Zaczyna niemiło mama. Czyli przegapiłem patrol.- Gdzie byłeś? Nie poszedłeś na
<br />
patrol, więc MUSIAŁEŚ mieć dobry powód.
<br />
Odkładam liście kocimiętki na ziemi i patrzę kotce w oczy.
<br />
– Pomogłem Medykowi z ziołami, nie ma ucznia i mnie poprosił. Myślałem, że ci powiedział.-
<br />
Uśmiecham się miło. Mam jedną nadzieję, że nie zobaczy kocimiętki. Raz na jakiś czas wezmę ją, by
<br />
się rozerwać. Tak dla zabawy, poprawy humoru.
<br />
– Na przyszłość sam mnie informuj, tylko pamiętaj. Jesteś wojownikiem, nie medykiem. Twoim
<br />
priorytetem jest obrona i patrolowanie terenów, nie chodzenie za ziołami.- Mówi oficjalnie Irysowa
<br />
Gwiazda.<br />
– Oczywiście rozumiem - Odpowiadam krótko i biorę liście do pyszczka odchodząc do kotki. Nie zauważyła, tyle dobrego. A teraz czas zjeść kilka.<p></p><p><br /></p><p style="text-align: center;"><span style="font-size: xx-small;">570 słów • Wilcze Futro zyskuje 5 pkt.</span></p><p style="text-align: center;"><br /></p>Minekohttp://www.blogger.com/profile/09442858058875144570noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3059348993085192033.post-48025013135525777492020-12-10T07:18:00.002-08:002020-12-10T07:18:09.195-08:00Od Kruczej Mgły CD Kalypso<p> </p><p style="text-align: center;">Narracja pierwszoosobowa </p><p><br /></p><p>Prawda może nas boleć, ale czasem po prostu nie da się od niej uciec. Złotooka była wstrząśnięta tym co usłyszała i nie mogłam ją za to winić, przez te kilka dni starałam się spędzać z nią każdą chwilę, była jedynie kociakiem, ale nie mogłam wątpić w jej inteligencję. Rozmawiałyśmy o sprawach błahych i nieistotnych, jednak nawet w ów czas jej odpowiedzi budziły we mnie podziw. Rozumiała moje położenie i związane z nim konsekwencje na własnej osobie, z czasem gdy początkowe przerażenie minęło, kotka wydała mi się niezwykle dojrzała, może nawet bardziej ode mnie...<br />
Kalypso nie przeszkadzał mi w prowadzeniu rozmowy z Lore, tak naprawdę w ogóle go nie widywałam. Jego reakcja nie powinna mnie zdziwić w końcu nie mogłam powiedzieć mu prawdy, a jednocześnie byłam zawiedziona tym iż kompletnie mnie odrzucił. Wiedziałam, że nasza znajomość jest z góry skazana na porażkę i nie możemy się do siebie przywiązać, podobnie sprawa ma się co do mojej uczennicy, ale jednocześnie czułam do nich pewien respekt. Sądziłam, że bezgwiezdny sam dojdzie do tego co się dzieje i mimo wszystko spróbuje jakoś to zrozumieć, czułam się okropnie bezbronna jak i naiwna. Nie powinnam niczego od niego wymagać, ani tym bardziej liczyć na pomoc w pokonaniu tego do czego sama się wkopałam.<br />
- Za nic cię nie winie - powiedziała krótko szara kotka widząc jak niepewna i krucha w jej towarzystwie jestem. Słowa te nie łączyły się nijak z tym o czym chwilę wcześniej rozmawiałyśmy, ale poczułam się lepiej wiedząc, że Lore mimo wszystko jest po mojej stronie, uśmiechnęłam się do niej delikatnie, który to gest natychmiast odwzajemniła.<br />
Muszę iść do Matthewa i w końcu porozmawiać z nim w cztery oczy, bez żadnych świadków, którzy w każdej chwili mogliby nam przeszkodzić - tego wymagała ode mnie Wendy, ale ja również poczułam ogromną potrzebę wyjaśnienia wszystkich spraw.<br />
Pożegnawszy się ze złotooką udałam się tam gdzie teoretycznie powinno znajdować się legowisko przywódcy niewiernych. Ze wszelkich sił chciałam tego uniknąć, ale miałam żywe wrażenie, że dopóki tego nie zrobię wciąż będę tkwić we własnym wewnętrznym koszmarze.<br />
Przeszłam przez zasłonę z bluszczu i zobaczyłam, że kocur w rzeczy samej tam się znajdował, rozłożony na posłaniu ostrzył pazury nawet nie patrząc w moją stronę.<br />
- No proszę, wreszcie zaszczyciłaś mnie swoją obecnością! - wykrzyknął radośnie, nadal nie obracając się w moją stronę.<br />
- Noga już Ci nie przeszkadza? Sam osobiście zleciłem Wendy wykurowanie cię, tak naprawdę nie chciałem aż tak bardzo Cię uszkodzić, trochę mnie poniosło... W każdym bądź razie skoro masz siłę na szlajanie się gdzieś z moim kochanym braciszkiem, który swoją drogą był tu kilka dni temu zapewne z Twojego powodu, to powinno być już przynajmniej po części lepiej - Byłam zaskoczona tym jak szybko kocur to wypowiedział, ale fakt z jaką prędkością można się wypowiadać nie był w tej chwili istotny.<br />
- Jednak tu był? <br />
- Jednak? Przybiegł tutaj jakby się paliło, po czym zanim cokolwiek z siebie wydusił musiałem odczekać pół dnia aż w końcu złapie oddech - powiedział wyraźnie rozbawiony zaistniałą sytuacją - ale podejrzewam, że nie po to tutaj jesteś.<br />
- Do czego tak właściwie miałabym być wam potrzebna? - spytałam tępo, zapominając tego o co dokładnie miałam spytać, chrzaniąc moje wcześniejsze przygotowania.<br />
Matthew odrobinę spoważniał, wbijając wzrok w ziemię.<br />
- Pomóż mi<br />
- Co takiego? <br />
- Pomóż mi go odzyskać. On nie rozumie, że nie życzę mu źle, ja po prostu... chciałbym jakoś przyczynić się do wyjścia bezgwiezdnych z ukrycia - oznajmił bez cienia kpiny w głosie, ale już po chwili na jego twarz powrócił szeroki uśmiech - poza tym myślę, że idealnie nadajesz się na naszą maskotkę.<br />
- M-maskotkę?</p><p>- Chyba kojarzysz tę przyśpiewkę klanu, podczas pierwszej fali napaści? Swoją drogą miałaś rację nie musieliście pomagać tym z zachodu, myślę, że i tak na nic się to zdało, ale chyba znowu zaczynam mówić nie o tym co trzeba. A więc tak "czarna noc ocali klan" możemy uznać, że pojmanie cię nie było aż tak bardzo przypadkowe, tym samym niewierni będą w stanie na dobre uwierzyć w autentyczność tej wymyślonej, ale niebanalnej przepowiedni, razem możemy stworzyć jedyny w swoim rodzaju świat. Świat bez gwiazd - stwierdził lider, schodząc ze swojego posłania i zmierzając w moją stronę.<br />
Stojąc naprzeciwko mnie przystał podnosząc do góry swoją łapę, na której dało się zauważyć świeży ślad po rozcięciu.<br />
- Podobno w tym miejscu blizny trudniej się goją - powiedział spoglądając na mnie wyczekująco, aż nie zorientowałam się czego ode mnie chce. Uniosłam prawą łapę, żeby przystawić ją do tej Matthewa.<br />
- Nie zrobisz jej nic.<br />
- Co proszę? - samiec popatrzył na mnie udając, że nie do końca rozumie o czym mówię, chociaż byłam pewna, że zrozumiał to aż za dokładnie.<br />
- Niezależnie od mojego zachowania nie skrzywdzisz jej! - warknęłam na niego nie przejmując się tym jak bardzo moje zachowanie było wyzywające.<br />
- To ja tu dyktuje zasady, ale jeśli będziesz współpracować nie będę miał ku temu powodów - mruknął, dając mi do zrozumienia, że nie mam na co liczyć i "niezależnie od mojego zachowania" Lore jest na straconej pozycji. <br />
<br /></p><div style="text-align: center;">-•- </div>
<br />
Obudziłam się rankiem w ziemiance, którą dzieliłam z Bursztynową Pręgą. Przez nieobecność za równo jego jak i mojego strażnika mogłam robić to na co miałam ochotę, nie będąc kontrolowaną przez nikogo, próba ucieczki po mimo wszystko nie była w tym momencie odpowiednia. Nie byłam na to gotowa zarówno fizycznie jak i psychicznie, przywódca dał mi wyraźnie do zrozumienia, że jeśli ośmieliłabym się to zrobić nie oszczędziłby ani Lore, ani tym bardziej Huntera. Jego nieobecność była lekko mówiąc przygnębiająca, musiałam sama przed sobą przyznać, że mimo to jak wiele nas różniło i nie wyobrażałabym sobie kiedykolwiek się do niego zbliżyć to jednak brakowało mi tej irytującej kupy rudej sierści. Każdy na pewno przeżył kiedyś taki czas, w którym nawet jeśli niewiadomo jak bardzo by się starał nic nie wychodziło pozostawiając daną osobę w rozsypce. Tego dnia nie czułam już nic poza narastającym uczuciem zawodu samą sobą. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić, więc leżałam jedynie, próbując o niczym nie myśleć. W końcu stwierdziłam, że powinnam coś zjeść, co prawda nie za bardzo miałam na to ochotę, a mówiąc szczerze w ogóle jej nie posiadałam, ale doszłam do wniosku, że już wolałabym się utopić niż zginąć śmiercią głodową. Jednocześnie zauważyłam, że sposobów na zakończenie życia jest naprawdę sporo, a przedmiotów, które mogą ku temu posłużyć wiele. Zaczęłam się rozglądać po terytorium i wyobrażać jak wiszę, przywiązana do gałęzi drzewa lub przekłuta przez ostre patyki, mogłabym również zostać przygnieciona przez głaz, spalona żywcem, rozszarpana przez psy, dziki czy inne zwierzęta, możliwości było nieskończenie wiele, a te scenariusze coraz bardziej wybiegające ponad kresy mojej wyobraźni jak bardzo nietuzinkowe by były na pewno mogłyby być prawdziwe. No może nie często na tym terenie zdarza się w paść w jakieś wiry wodne, zostać zagazowanym czy pożartym przez egzotyczne ptaki, ale istniały jeszcze inne sytuacje godne uwagi. <br />
Miałam nadzieję na znalezienie jakiejś zwierzyny, z tego względu udałam się jak najdalej od tej "żywej" części obozu. Wyszłam na zarośniętą polanę, z której roztaczał się widok na góry. Gdyby nie fakt, że nadal widoczna była bariera, która błyszczała intensywnie w promieniach słońca mogłabym przypuścić, że to jedno z piękniejszych miejsc na jakie kiedykolwiek natrafiłam. Wytężyłam wzrok i węch, próbując wyłapać zapach obcego stworzenia, ale lekki wiatr mi to porządnie uniemożliwiał. Polowanie z tej perspektywy byłoby uciążliwe, więc przeniosłam się dalej, zbliżając do ogrodzenia. <p></p><p>Tam w końcu po dość długim czasie zobaczyłam niewielkiego zająca, byłam kompletnie oszołomiona tym, że w ogóle cokolwiek znalazłam, ale nie zamierzałam zmarnować okazji na zdobycie pożywienia, więc ostrożnie, trzymając się blisko przy ziemi zaczęłam iść w jego kierunku. Odległość między nami malała aż w końcu zwierzę dostrzegło moją osobę przedzierającą się przez łąkę w jego kierunku. Ssak zaczął uciekać, ale na jego nieszczęście okazałam się od niego szybsza. Ostatnie chwile życia spędził walcząc o życie pod moimi pazurami, gdy przestał się miotać, a jego ciało znieruchomiało zamierzałam zacząć go jeść, ale ciekawość mnie powstrzymała. Spojrzałam na miejsce w jego ciele, z którego jeszcze przed momentem dochodziło szybkie, nierównomierne bicie, rozcięłam jego skórę w tym miejscu nie chcąc uszkodzić znajdującego się w nim narządu. Cięcie okazało się nie dostatecznie głębokie, więc je powtarzyłam aż do momentu, w którym moją łapę zalała jeszcze ciepła krew zająca, nie zraziło mnie to a jeszcze bardziej pogłębiło moją rządzę wydostania z niego tego czego szukałam. Wkrótce rana była na tyle okazała, że w końcu uchwyciłam w ciele szkodnika narząd, który uznałam za odpowiedni, delikatnie go przyciągnęłam chcąc zobaczyć jak wygląda. <br />
Serce szaraka miało nierówny, nieco owalny kształt, nie spodziewałam się, że ta część ciała będzie tak mała, tak niepozorna, nigdy nie przypuszczałabym, że właśnie to coś utrzymuje nas częściowo przy życiu, chociaż nieczęsto miałam okazję grzebania we własnych ofiarach. Nie przypuszczałabym również, że ktoś może mnie w takiej sytuacji kiedykolwiek zobaczyć, byłam niemalże cała w krwisto czerwonej mazi, przytrzymując zwłoki, a przynajmniej to co z nich zostało, delikatnie mówiąc nie wyglądałam najkorzystniej. <br />
Niestety byłam pewna tego co, a raczej kogo zobaczę gdy się odwrócę, mój wrodzony pesymizm podpowiadał mi, że nie była to Wendy, Lore, Ash, Pręga ani Matthew, których obecność w tym czasie zniosłabym trochę lepiej. Odwróciłam się przodem do kocura chcąc zobaczyć jego reakcją, ale Kalypso nie wydawał się moim zachowaniem obrzydzony, zniesmaczony czy przestraszony, a jedynie lekko zdziwiony.<br />
- Cudzoziemcy są naprawdę dziwni... - mruknął do siebie na tyle głośno bym mogła go usłyszeć.<br />
- Kto to mówi? - odparłam na to oschle, ale tak naprawdę nie miałam zamiaru się z nim kłócić.<br />
- Ktoś pochodzący z klanu rządzonego przez wariata, zmierzającego do przejęcia władzy nad światem - odpowiedział spokojnie zielonooki, podchodząc w moją stronę.<br />
- Masz doprawdy ciekawe hobby, coś Ty mu zrobiła? - spytał przyglądając się mojemu dziełu.<br />
Zamierzałam się uśmiechnąć i odpowiedzieć coś równie abstrakcyjnego, ale przypomniałam sobie co przed chwilą czułam. Jak widząc daną osobę można całkowicie zapomnieć o otaczającym nas świecie? Odpowiedź na to jest jedna - Nie można, nie powinno się, to... to niemoralne, a przynajmniej ja tak sądziłam.<br />
- Myślisz, że też je mam? - zapytałam całkowicie poważnie, wbijając wzrok w punkt pod moimi łapami. <br />
- Z pewnością - odpowiedział patrząc raz na mnie, a raz na mój wyczyn - Chociaż nie sądzę by to coś też tak uważało. Część mnie chciała się szczerze roześmiać, podzielić się z nim wszystkim co ciążyły mi na duszy, ale nie mogłam. Nie teraz. <br />
Nie mam pojęcia co wywołało u mnie taką zmianę, nigdy nie miałam specjalnych problemów z podejmowaniem decyzji, radzeniem sobie w trudnych sytuacjach czy rozwiązywaniu własnych utrapień, ale w tej chwili myślałam o kimś kim byłam, kim byłam przed wojną, kim byłam gdy zawsze miałam kogoś przy sobie, kogoś na kogo zawsze mogłam liczyć. Nie jestem tą samą osobą i tym razem by się podnieść również potrzebuje mieć kogoś takiego. <br />
Długo zbierałam myśli rozważając wszystkie argumenty za i przeciw temu, żeby wtajemniczyć w moje domysły Kalypso, oczywiście pomijając niektóre tematy. Postanowiłam, że zaryzykuję, miałam do stracenia wiele, ale nic nie robiąc w końcu i tak bym to straciła. Starałam się by mój głos brzmiał niewinnie, tak jakbym to co chciałam mu powiedzieć było zupełnie naturalne, jednak nie do końca tak wyszło. </p><p>- Znasz jakieś miejsce, w którym moglibyśmy porozmawiać nie bojąc się, że ktoś może nas podsłuchać? <br />
Kocur zamyślił się, wyglądał jakby nie był do końca pewny tego czy teren, o którym myśli na pewno spełnia wszelkie wymogi bezpieczeństwa.<br />
- To ważne? <br />
- Tak mi się wydaje - odparłam nieco zbyt dosadnie, samo wyobrażenie tego, że mogłam narazić się komuś z możliwie tak "błachego" dla innych powodu wydało mi się żenujące. Byłam egoistką myśląc, że mogę od tak zwyczajnie wciągnąć innych w bagno swoich problemów. Opuściła mnie wszelka pewność siebie i już miałam wszystko odwołać gdy zielonooki się odezwał.<br />
- Właściwie jest takie miejsce, ale... <br />
- Ale?<br />
- Nie sądzę byś chciała tam za mną wejść.<br />
Spojrzałam na niego wymownie nie rozumiejąc dlaczego niby miałabym mieć coś przeciw temu.<br />
- Praktycznie na każdym rogu może czaić się ktoś obcy, wszędzie można zostać łatwo namierzonym i podejrzewam, że dobrze o tym wiesz. Natomiast nie mówiąc o członkach klanów nawet bezgwiezdni nie są zbyt przychylnie nastawieni do przebywania na terenie dwunożnych - częściowo wytłumaczył swój plan czekając na moją reakcję. Wpatrywałam się w niego tępo sądząc, że kompletnie mu odbiło albo robi sobie ze mnie żarty, ale po głębszym zastanowienie doszłam do wniosku, że ten pomysł faktycznie jest jedynym bezpiecznym wyjściem. Musiałabym złamać kolejne zasady, ale czy to miało jakiekolwiek znaczenie? Nikt by się o tym nie dowiedział a nawet jeśli to mogłam spokojnie obrócić to na swoją korzyść sądząc iż zostałam do tego zmuszona. Nie była to pocieszająca myśl, ale w tedy mimo wszystko nikomu bym nie zaszkodziła o ile rzeczywiście bez większych komplikacji udałoby mi się kiedyś powrócić w rodzinne strony. Teraz moja wiara i przynależność nie miały większego znaczenia, więc czemu nie miałabym choć raz zobaczyć jak wygląda legowisko dwunożnych? Swoją drogą możliwe, że to była jedyna taka okazja, która nie miałaby już nigdy się powtórzyć. Ciekawość podobno do niczego dobrego nie prowadzi, ale tym razem miałam również inny cel.<br />
- Zgoda - wojownik, spojrzał na mnie krzywo zapewne zastanawiając się czy dobrze zrozumiałam to co próbował mi powiedzieć.<br />
- Poważnie?<br />
- Sądzę, że to świetny pomysł.<br />
<br /></p><div style="text-align: center;">-•-</div>
<br />
Przeszliśmy przez "przejście do świata dwunożnych" i ruszyliśmy w nieznanym mi kierunku. Starałam się trzymać z tyłu aby się nie zgubić oraz dla bezpieczeństwa. W zasadzie zazwyczaj jest na odwrót, ale ja jednak lepiej czułam się zamykając pochód, podczas gdy mogłam w każdej chwili się obrócić i sprawdzić czy aby na pewno jesteśmy sami. Powinnam zastanawiać się co powiem i zrobię gdy będziemy na miejscu, ale zamiast tego moją uwagę przykuły wcześniejsze słowa Kalypso. Miał rację, nigdy nie możemy mieć dokładnej pewności, że nikt nie czai się w pobliżu. Zawsze istnieje cień szansy, że akurat w danym momencie jest się obserwowanym. W jednej chwili przypomniałam sobie całą masę sytuacji, w których będąc pewna całkowitej prywatności zachowywałam się aż nazbyt swobodnie. Nigdy nie sądziłam, że inni mogą próbować mnie podglądać, a sama myśl o tym sprawiła, że miałam ochotę zapaść się pod ziemię i całkowicie zmienić swoją tożsamość. <br />
- Wiem, że to może niecodzienna sytuacja, ale postaraj się im jakoś przypodobać - z zadumy wydostał mnie niepewny głos zielonookiego. "Niecodzienna sytuacja"? Czy ktokolwiek urodzony w klanie mógłby pochwalić się przebywaniem na terytorium potencjalnego wroga? To na co się zgodziłam było wręcz nierealne, miałam łasić się do istot, od których przez stworzenie klanów chciano się uwolnić, błagam, już wyznanie miłości Miedzianemu Głogu wydało mi się bardziej przystępne. Jednak sama o tym zdecydowałam i nie mogę nagle zmienić planów. <br />
- Nie licz na wiele - stwierdziłam zrezygnowana.<br />- Po prostu ich nie zaatakuj i będzie dobrze - kocur stanął, rozejrzał się dookoła i szeroko uśmiechnął - Jesteśmy na miejscu! <br />
Przed nami widoczny był wielki, niesamowicie rozbudowany dom, o ile piechurzy dzielą z nami jednakowe zastosowanie tego słowa. Starałam się nie zwracać uwagi na miejsca, w których dotychczas byliśmy, znajdowało się tam tak wiele nieznanych mi przedmiotów, że od samego patrzenia na nie zaczynała mnie boleć głowa. Chciałam poznać ich właściwości, ale czułam, że nadmiar informacji by mnie kompletnie przytłoczył.<br />
<br />
Kalypso zbliżył się do małego otworu w czymś co miało imitować wielkie, drewniane wejście dla dwunogów i przesunął łapą znajdującą się tam blokadę dzięki czemu powstało przejście jakby idealnie stworzone dla kotów i wszelkich istot naszego rozmiaru.<br />
Bezgwiezdny nie wszedł jednak do środka, ruchem głowy nakazując mi zrobić to jako pierwsza. Spojrzałam na niego niekoniecznie z wdzięcznością chcąc dać mu do zrozumienia, że nie widzę sensu w takich uprzejmościach tym bardziej, że nie mam bladego pojęcia co czai się za ścianą, polecenie jednak wykonałam.<br />
O ile na zewnątrz mogłam skupić się na oglądaniu nieba lub własnych łap, tak tutaj nie mogłam skupić się na niczym. Wszystko na co tylko zwróciłam wzrok było dla mnie wielką niewiadomą, czymś dziwnym, innym, ale również niezmiernie przyciągającym.<br />
Musiałam oderwać się od gapienia na wszystkie strony przez mojego towarzysza, który z niewiadomej przyczyny zaczął przeraźliwie głośno miauczeć. <br />
- Co ty wyprawiasz? - syknęłam nie wiedząc co w niego wstąpiło.<br />
- Sprawdzam czy ktoś z nich tu jest, ale raczej nie - wytłumaczył spokojnie.<br />
- Skąd pewność, że tak jest? <br />
- Uwierz mi, oni nie cierpią tego dźwięku, gdyby rzeczywiście któryś z nich był obecny natychmiast by do nas przybiegł.<br />
- Byłeś tu już wcześniej? - spytałam z lekkim wyrzutem.<br />
- W naszym klanie nie ma zbyt wielu stworzeń innego gatunku, co zapewne sama zauważyłaś, a nie zawsze możemy liczyć na przechodniów... - zaczął nieśmiało, aby za chwilę swoją pewnością obrócić sytuację na swoją korzyść - to chyba nie godzi się szanującemu wojownikowi, zgaduję, że właśnie tak myślisz - powiedział dziarsko.<br />
- Wojownikowi? Właśnie cofasz się do rangi pieszczocha.<br />
Kocur nie zareagował na moją zgryźliwą uwagę tak samo jak na błękitny pasek, który obracałam w łapach. Na jego środku widniały nieznane mi symbole, ale byłam pewna, że w języku dwunożnych układały się w imię nadane przez nich zielonookiemu. Nie wspomniałam o tym z trudem powstrzymując się przed jakimś złośliwym komentarzem.<br />
Zaglądałam do każdego miejsca w lepiance piechurów, a podczas zwiedzenia jednego z mniejszych i znacznie węższych pokoi doznałam solidnego wstrząsu gdy patrząc w miejsce, w którym spodziewałam się zobaczyć beżową ścianą ujrzałam średniej wielkości kota o czarno-białej sierści, zielonych, szeroko otwartych oczach i łapach brudnych od pozostałości czerwonej substancji.<br />
Musiałam wydać jakiś bliżej nieokreślony odgłos bo w chwilę później pojawił się Kalypso, który widząc moją minę zaczął chichotać.<br />
Stworzenie przede mną nie dość, że przypominało mi mnie to było ze mną niesamowicie zsynchronizowane. Robiło dokładnie to co ja, podnosiło głowę kiedy ja to robiłam, machało łapą gdy mnie przyszła na to ochota i przyglądało mi się takim samym zdziwionym spojrzeniem, którym ja raczyłam je. Zbyt wiele rzeczy wskazywało na to, że to coś to rzeczywiście moja osoba. Czasami zdarzało mi się przeglądać w wodzie, ale nigdy moje odbicie nie było tak ostre i dokładne jak tutaj, przeniosłam wzrok na burego samca, który opanowawszy śmiech przyglądał mi się z kpiącym uśmiechem.<br />
- Co to jest? <br />
- Ty - stwierdził uśmiechając się złośliwie, na co wywruciłam oczami.<br />
- TO w czym się widzę.<br />
- Nie mam pojęcia jak dwunożni to nazywają, ale jak widzisz służy wyłącznie do poprawiania wyglądu. Oni mają na tym punkcie wyraźnego bzika.<br />
Przyjrzałam się jeszcze raz "drugiej mnie" zwracając większą uwagę na swoją aparycje.<p></p><p>- Naprawdę moje uszy tak wyglądają? - zapytałam przewracając głowę na bok.<br />
- Tak, naprawdę. Co Ci w nich nie pasuje?<br />
- Moim zdaniem powinny być nieco większe.<br />
- Nie są złe, według mnie wyglądają całkiem uroczo. <br />
- Uroczo? - spojrzałam na jego odbicie - twoje są zdecydowanie lepsze! Widziałeś mój ogon? To już jest kompletna porażka.<br />
Po kolei wymieniałam części mojego ciała, które mi się nie podobały (a było tego sporo) od czasu do czasu przerywana słowami Kalypso "wydaje mi się, że odrobinę przesadzasz" i "widziałem gorsze przypadki".<br />
- Gdybym wiedział, że masz tyle kompleksów powiedziałbym abyś tu nie wchodziła.<br />
- Zakazany owoc smakuje najlepiej. Wtedy z pewnością bym tu weszła - oznajmiłam mu wciąż zapatrzona w siebie jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało.<br />
- Wycofuje to co powiedziałem Ci o tym przyrządzie. Jak widzę w niektórych przypadkach służy również to mieszania innym w głowach - mruknął bardziej do siebie niż do mnie, ale w jego głosie nie było słychać ani odrobiny złości czy dezaprobaty.<br />
- Niechętnie muszę się zgodzić - odpowiedziałam zamykając oczy i idąc tyłem zamierzałam jak najdalej się oddalić, ale skończyło się na tym, że wpadłam na przeciwległą ścianę. Miałam nadzieję, że zielonooki tego nie zauważył, ale zdradził go stłumiony śmiech.<br />
Zmierzyłam go krytycznym spojrzeniem, stał na tyle blisko tej przeklętej rzeczy, że nie mogłam się oprzeć pokusie by w nią spojrzeć. Nagle nastała ciemność. Byłam tak zagapiona, że nie zauważyłam Kalypso, który stał przede mną zasłaniając mi widok własnymi łapami.<br />
- Odwróć się i wykonaj trzy kroki w prawo - wydał polecenie, stając koło mnie i cofając kończyny.<br />
- Poważnie? - spytałam ze śmiechem czym sprawiłam, że kocur wręcz wypchnął mnie z pomieszczenia, nie słuchając co mam do powiedzenia. <br />
- Uratowałen cię przed poważnym uzależnieniem, powinnaś być mi wdzięczna - oznajmił niemalże poważnie gdy znaleźliśmy się w innym pokoju.<br />
Uśmiechnęłam się, ale mój wyraz twarzy diametralnie się zmienił gdy przypomniałam sobie po co tutaj przyszliśmy.<br />
Usiadłam na miejscu i zaczęłam mówić.<br />
- Ja mam wrażenie, że Matthew chce... chce... - słowa nie chciały przejść mi przez gardło - że on zrobi coś Lore - powiedziałam jak najszybciej się dało.<br />
- Dlaczego miałby to zrobić? - zapytał spokojnie kocur.<br />
- On wie o mnie za dużo - zaśmiałam się nerwowo - i chce to wykorzystać. Może nie brzmie teraz przekonująco i wychodzę na kompletną egoistkę, ale skąd mógłby wiedzieć o tym co powiedziałam naszym wojownikom gdy wrócili z walki z bezgwiezdnymi ponad księżyc temu lub to, że naprawdę kocham kociaki, albo, albo...<br />
Wiedziałam, że jeśli teraz się nie przełamię nie zrobię tego w ogóle, ale sama myśl o tym, że ktoś z poza mojego klanu mógłby się tego dowiedzieć sprawiała, że chciałam ze wszystkiego zrezygnować.<br />
Myślałam, że Kalypso zacznie mnie poganiać i się niecierpliwiść, ale nic z tych rzeczy się nie wydarzyło. Patrzył na mnie pogodnie dając mi czas na przemyślenie wszystkiego.<br />
- Albo tego jak bardzo za nim tęsknię - powiedziałam a raczej wyszeptałam przymykając oczy spod, których widziałam zniekształcony przez nabierające się łzy świat. <br />
Chwilę później kryłam głowę w jego sierści czując się znacznie lepiej niż podejrzewałam. Bezgwiezdny zapewne nie rozumiał o kogo mi chodziło, ale mimo to nie pytał o to, nie pytał o nic, po prostu był obok. <br />
- Przepraszam - wymamrotałam odsuwając się od niego - zazwyczaj lepiej to znoszę...<br />
Była to prawda, nigdy jeszcze w czyimś towarzystwie nie pozwalałam sobie na taki wybuch emocji. Potrafiłam całymi dniami płakać na wspomnienie Szałwiowego Ogona, ale tylko w tedy gdy byłam sama. Pośród innych starałam się nie okazywać tego w jak wielkiej rozpaczy jestem, nie czułam się wśród nich bezpiecznie, ale teraz było inaczej.<br />
- Nie masz za co przepraszać - powiedział cicho - Chciałabyś wracać? <br />
Nagle poczułam przypływ odwagi.</p><p>- Nie. Nie powiedziałam Ci nawet małej części z tego co planowałam - oznajmiłam donośnie - Pamiętasz dzień, w którym wyprowadziłeś mnie poza obszar terytorium bezgwiezdnych? Matthew powiedział mi, że go zawiodłam, myślał, że bardziej zależy mi na dobru innych, niżeli swoim własnym i, że nawet po śmierci ukochanej osoby nie jestem w stanie poświęcić mu należytego szacunku. Ja wiem, że to brzmi nieszkodliwe, ale na mnie wywarło znacznie większe wrażenie. Gdy mój partner umarł obiecałam sobie być mu wierna na zawsze, spotkać się z nim gdy i na mnie przyjdzie czas, ale każdym moim czynem czuje, że coraz bardziej się od niego oddalam nawet jeśli już do tej pory łączyła mnie z nim jedynie pamięć. Twój brat nie miał prawa o tym wiedzieć, więc ktoś rzecz jasna go o tym poinformował, jednak nie o tym teraz mowa. Co do Lore... zawsze mogłam to źle odebrać, ale powiedział mi, że jeśli nie współpracuje to jej przypadkowe zniknięcie nie będzie dla mnie różnicą. Szczerze mówiąc nie jestem pewna dlaczego dokładnie miałby do tego doprowadzić, ale może rzeczywiście ma w tym jakieś korzyści, których nie mogę zrozumieć.<br />
- Nawet nie próbuj zrozumieć jego toku myślenia. On nigdy nie rzuca słów na wiatr, no chyba, że dana sytuacja byłaby dla niego niewygodna.<br />
- Czyli twierdzisz, że naprawdę może się na niej zemścić? - spytałam z gasnącą nadzieją, lider bezgwiezdnych był dla mnie kimś niepojętym, kimś kto jako jedyny zauważa rację w swoich czynach jakiekolwiek by nie były, jednak jeśli wierzy w swoje zwycięstwo jego poglądy muszą w choć małej części być słuszne, nie podjąłby się czegoś takiego gdyby wiedział, że nie jest to nic warte, prawda? <br />
Istoty takie jak on wydawały mi się niezwykle ciekawe, sam fakt, że wiedzą one coś o czym inni z własnej woli nie potrafią pomyśleć jest niesamowicie intrygujący. <br />
- Tego nie powiedziałem - odrzekł Kalypso, który również wyglądał na pogrążonego w myślach - ale dla bezpieczeństwa należy bardziej zwracać uwagę na jego zachowywanie i słowa co do tej uczennicy.<br />
- Nie ucieknę stąd - stwierdziłam beznamiętnym tonem - Nie ucieknę stąd dopóki on żyje.<br />
Kocur milczał zakłopotany.<br />
- Wiem, że jesteście rodziną, ale jeśli się nie opanuje już zawsze będzie tak jak teraz i-<br />
- To jedyne rozwiązanie. Jestem tego świadomy, ale nie mogę, nie mogę tego skończyć. Co ty byś zrobiła gdyby każdy oczekiwał od ciebie czegoś takiego?<br />
- Nie mam pojęcia i pewnie nigdy się nie dowiem, ale potrafię to sobie wyobrazić. Nie ma mowy, żebym zabiła własną siostrę niezależnie od tego jak wiele błędów by popełniła, nie powinnam cię do tego nakłaniać.<br />
- Nic nie szkodzi, dowiedziałaś się jedynie tego o czym ja wiedziałem już wcześniej.<br />
- Tęsknisz za nim? - spytałam, skupiając wzrok na podłożu.<br />
- Jak mogę za nim tęsknić skoro jest obok? <br />
- Chodzi mi o osobę, którą był. Nie sądzę by zawsze zachowywał się w ten sposób.<br />
- Bo wcale taki nie był. Był dla mnie wzorem, czuły, opiekuńczy, wszyscy go uwielbiali. Czasami gdy go widzę wydaje mi się, że wrócił, ale chwilę później uswiadamiam sobie, że to już niemożliwe i nigdy nie będzie tak samo.<br />
Teraz kocur siedzący obok wydał mi się bliższy niż ktokolwiek inny. Nasze doświadczenia były wobec siebie zupełnie inne, a jednak sprowadzały się do tego samego, smutku z powodu tego co było dawniej, a nie ma sposobu istnieć w teraźniejszości. W odróżnieniu ode mnie Kalypso nie stracił nikogo w ten konkretny sposób, ale jego problem wydawał mi się gorszy od mojego. Byłam świadkiem śmierci dwóch osób, które kochałam, ale miałam pewność, że one odchodząc czują do mnie to samo. W tym przypadku strata jest dużo bardziej boleśniejsza. Masz pewność, że mogło być inaczej, że nadal jest to możliwe, ale druga strona zdecydowała o tym za Ciebie i zerwała wszystko co was łączyło.<br />
- To przykre, że Ci, na których nam najbardziej zależy odchodzą najszybciej - zauważyłam, uśmiechając się smutno w stronę ziemi. W tym momencie nie pragnęłam jednak znaleźć się spowrotem w klanie, chciałam tu zostać, nie wśród bezgwiezdnych, a zdala od wszystkich z tym konkretnym kotem.</p><p><br /></p><p style="text-align: center;"><span style="font-size: xx-small;">4184 słowa • Krucza Mgła zyskuje 41 pkt.</span></p><p><br /><br /></p>Minekohttp://www.blogger.com/profile/09442858058875144570noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3059348993085192033.post-7412948926609764922020-12-06T05:58:00.005-08:002021-01-01T08:57:27.490-08:00Wilcze Futro<p> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://1.bp.blogspot.com/-cjN2ACs8aE0/X8ziqgKm7tI/AAAAAAAABwo/gJBdAdLdBuQjDRubSQl3QJQF3xxngtikQCLcBGAsYHQ/s768/Untitled785_20201206144911.png" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="768" data-original-width="768" height="320" src="https://1.bp.blogspot.com/-cjN2ACs8aE0/X8ziqgKm7tI/AAAAAAAABwo/gJBdAdLdBuQjDRubSQl3QJQF3xxngtikQCLcBGAsYHQ/s320/Untitled785_20201206144911.png" /></a></div><div><br /></div><div style="text-align: center;"><b>Pkt</b>: 5 </div><div style="text-align: center;"><br /></div><b>Płeć</b>: Kocur
<br /><b>Imię</b>: Wilczek < Wilcza Łapa < Wilcze Futro
<br /><b>
Wiek</b>: 1 wiosna 11 księżycy<br /><b>
Wygląd</b>: Liliowy Point Syjamski z niebieskimi oczami - tak można określić Wilcze Futro. On nie rozumie czemu dostał takie “dziwne” imię. W końcu nie przypomina tych całych wilków. Ma ciemniejsze o wiele łapy, mordkę, uszy i ogon. Na tym ciemniejszym obszarze widać jego “naturalny” kolor. Na jaśniejszej stronie zaś nie widać liliowego. Jest ona niemalże biała. Ma niebieskie jak niebo oczy. Warto powiedzieć że jest dość mały. Wygląda bardziej jak świeżo upieczony uczeń niż jak wojownik, jednak jest to za sprawą karłowatości.
<br /><b>
Klan</b>: <a href="https://haynelorii.blogspot.com/2020/08/klan-poudnia.html?m=1" target="_blank">Daksina</a>
<br /><b>
Funkcja</b>: Wojownik, choć nie wie czy chce nim być
<br /><b>
Pochodzenie</b>: Urodzony Liderce i samotnikowi
<br /><b>
Rodzina</b>:
<br />
• Matka: Irysowa Gwiazda - Bardzo lubi kotkę, w końcu jest Liderką! Może nie jest idealna jednak jest fajna!
<br />
• Ojciec: Lucyfer (liliowy point syjamski) - Nie znał go, wie że musiał się urodzić komuś jednak nie widziała go w życiu na oczy.
<br />
•<b>Rodzeństwo</b>: Brak
<br /><b>
Partner</b>: phii nie
<br /><b>
Potomstwo</b>: No niestety brak<br /><b>
Historia</b>: No historia Wilczka jest dość dziwna? Tak mogę powiedzieć. Była sobie Irysowa Gwiazda której życie liderki zaczęło się nudzić i był Lucyfer. I spotkali się, raz, drugi, trzeci, czwarty. I wpadli, i tak w brzuchu pojawił
<br />
się wilczek. Irysowa Gwiazda chciała się pozbyć ciąży jednak nie udało jej się to. I pojawił się na świecie wilczek.
<br />
Dzieciństwo minęło mu miło, nie interesowało go czemu nie ma ojca. Żył sobie zadowolony. Mama go wspierała, choć był wpadką. Stał się uczniem Irysowej Kory a potem w wieku zaledwie 10 księżyców wojownikiem! Był
<br />
dumny z siebie. Jednak ostatnio zaczął się interesować medycyną, i nie wie czy bycie wojownikiem jest mu pisane…
<br /><b>
Charakter</b>: Wilczek to… taki typowy kot. Nie wyróżnia się. Miły, nie ciekawski za mocno, często się śmieje. Lubi się przedrzeźniać, ale tylko z przyjaciółmi. Woli bardziej samotność, samotne polowania, samotne rozmowy z
<br />
własnym cieniem. Uważa się za słabego, często się obraża w myślach. Jest wdzięczny kotom które spotkał, jak spotka cię na swoim terenie to zamiast się na ciebie rzucić to on spokojnie sobie pogada. Woli pomagać kotom, często rozmyśla nad tym czy chce być w końcu wojownikiem.
<br /><b>
Kontakt</b>: [disc] Kurczak#0551<br /><p><br /></p>Minekohttp://www.blogger.com/profile/09442858058875144570noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3059348993085192033.post-30063308914251343332020-12-04T07:54:00.003-08:002020-12-04T07:54:42.214-08:00Od Bursztynowej Pręgi<p> </p><p style="text-align: center;">Narracja trzecioosobowa</p><p style="text-align: center;"><br /></p><p style="text-align: left;"><i>Kotom bez trudu udaje się to, co nie jest dane człowiekowi: iść przez życie nie czyniąc hałasu</i></p><p>Morska Otchłań ziewnęła przeciągle, jednak żaden z wojowników, których obudziła, po nie jednej bezsennej nocy, nie miał do niej pretensji. Od dwóch dni już nie szukali Bursztynowego wojownika, nie miało to sensu, skoro został porwany lub zabity przez bezgwiezdnych. Otchłań nie mogła spać, ani nawet odczuć radości, choć pogoda była piękna, Miętowy Kwiat, martwiła się równie bardzo, jednak o wiele mniej okazywała to, Złote Futro, starał się rozweselić ponure kotki: Miętowy Kwiat, po włożeniu jeża do posłania, wcale nie wydawała się weselsza, za to zielonooka, nie okazała swojego gniewu, po zetknięciu z zimną wodą, wręcz przeciwnie, na jej pysku pojawił się wyzywająca mina i już po chwili wskoczyła do strumienia, by odwdzięczyć się młodszemu wojownikowi, tym samym rozpoczynając wodną bitwę. Cierniowy Lis, chyba nie zamierzał nigdzie wychodzić sam, od kiedy umarł Gepardzie Futro, kocur ten, przejął jego dotychczasowe obowiązki, jakimi było szkolenie Pręgi i bycie zastępcom i zrobił się dziwnie...niepewny... Za to Burzowa Gwiazda, wcale nie miał ochoty leżeć w legowisku medyczki, czuł się już lepiej. Gdy jacyś wojownicy kątem oka widzieli go przechodzącego przez obóz, miał on taką minę, jak by chciał znowu umrzeć, żeby tylko zobaczyć jak się ma Pręga, świetny wojownik, którego brakowało mu jak nigdy... Problem w tym, że jeszcze nigdy mu go nie brakowało...<br />
<br />
Morska Otchłań czuła się dobrze ,,jeszcze". Jako oddana członkini klanu, pomimo wielu zastrzeżeń od nie tylko medyczek, wymykała się na polowania, zazwyczaj nocne, bo w dzień wszyscy mieli na nią oko. Kiedy obóz tętnił życiem, kotka rozmawiała z przyjaciółmi, leżała, lub pomagała innym uporządkować nerwy, choć jej samej za bardzo się to nie udawało. Czemu Pręga musiał zostać porwany akurat teraz!? Teraz, kiedy potrzebowała go najbardziej! Srebrny Pazur która przeniosła się już do żłobka liznęła ją po uchu.<br />
- Będzie dobrze - mruknęła Srebrna kotka.<br />
- WCALE NIE! - Otchłań fuknęła na starszą samice - NIC NIE JEST DOBRZE! NIE MA PRĘGI, A JA NAWET NIE WIEM, CZY ON ŻYJE!<br />
- Burzowa Gwiazda, mówił, że żyje. - spokojnie odpowiedziała partnerka przywódcy.<br />
- Sorry...wariuje trochę przez to wszystko... - Morska odwróciła się ukrywając gniew przed starszą samicą. <br />
Kotka uśmiechnęła się do młodszej wojowniczki.</p><p style="text-align: justify;"><span style="text-align: center;"> </span><i style="text-align: center;">kilka dni później</i></p><p></p><p><br />Burzowy dostał od Konwaliowej Łzy oficjalne pozwolenie na opuszczenie jej legowiska, co leżało mu w guście. <br />Morskiej kociaki zaczęły już doskwierać więc grzecznie siedziała w żłobku - razem ze Srebrnym Pazurem i Makowym Płatkiem. Ciągle myślała o bursztynowookim, miała na to tak dużo czasu, że powoli załamywała się. <br />Jastrzębia Łapa zaczynał coraz lepiej walczyć i polować. Na szczęście łaskawie przyjął do wiadomości, że przywódca nie mianował go, bo był chory, a jego zastępca miał depresję. <br />Wszyscy już przygotowali się do ceremonii.<br /><br /></p><div style="text-align: center;"><i>kilka dni później</i></div><br />- Niech wszystkie koty dość duże, aby samodzielnie polować zbiorą się pod wielkim głazem!<br />Przyszedł czas mianowania Jastrzębiej Łapy na wojownika. <br />Otchłań stanęła w wejściu do żłobka, by po ceremonii pogratulować przyjacielowi.<br />- Ja, Burzowa Gwiazda, przywódca Klanu Zachodu, wzywam naszych wojowniczych przodków, by spojrzeli na tego ucznia. Ciężko pracował, by zrozumieć wasz szlachetny kodeks, więc polecam go wam jako wojownika. Jastrzębia Łapo, czy obiecujesz przestrzegać kodeksu wojownika, chronić i bronić go nawet za cenę życia?<br />- Obiecuję - odpowiedział uczeń podekscytowany zmianą imienia.<br />- A zatem mocą Klanu Gwiazdy nadaję ci imię wojownika. Jastrzębia Łapo, od dziś będziesz znany jako - zrobił kurtką pauzę i zamyślił się. - Jastrzębie Pióro. Klan Gwiazdy honoruje twoją wytrwałość i odwagę, a my witamy cię jako pełnoprawnego wojownika Thiaru! <br />Mianowanie nowego wojownika wyraźnie podniosło przywódcę na duchu.<br />Nowo mianowany wojownik przyjął gratulację od wszystkich innych kotów, a na koniec, ze Złotym Futrem i Różaną Łapą u boku, podszedł do Otchłani. Po chwili pojawił się lider i matka Jastrzębiego Pióra, Szare Ucho, zresztą matka wielu kociąt.<br />Przywódca zwrócił się do całej piątki.<p></p><p>- Jako, że...wiecie sami, że nie ma Bursztynowej Pręgi, Różana Łapa nie ma mentora, jako, że widzę, że, Jastrzębie Pióro dobrze się z nią dogaduję... - lider zamruczał z rozbawieniem - pomyślałem, że może chcieli byście, by Jastrzębie Pióro był jej zastępczym mentorem? <br />Wszyscy przytaknęli z entuzjazmem, poza samym Piórem, który kulił się pod podejrzliwym spojrzeniem matki.<br />- Dobrze, więc ustalone, dzisiaj odbędziesz milczące czuwanie, a jutro po południu, możecie razem zapolować, pójdzie z wami Cicha Burza, to na prawdę cudowny kot, tak mi pomaga...<br />- Jasne! - Różana Łapa pod skoczyła podekscytowana. <br />Przywódca uśmiechnął się lekko i odszedł. <br />Szare Ucho spojrzała na swojego syna, a ten skulił się za przyjaciółką. Kocica również lekko uśmiechnęła się i odeszła. <br />Pióro otulił uczennice ogonem.<br />- Od dziś, aż do czasu, gdy zostaniesz wojowniczką, śpisz już sama. <br />Kotka zadrżała lekko.<br />- To jak ja idę ten tego, czuwać. - mrugnął pośpiesznie widząc na sobie rozbawione spojrzenia i odszedł.<br />- Tylko się nie obrażaj, przecież ja jestem z...z Pręgą - rzuciła za nim kotka. <br />Wojownik przytaknął ze zrozumieniem i odszedł. <br />Różana Łapa pożegnała się i ruszyła w stronę legowiska uczniów. <br />Morska Otchłań spojrzała wyczekująco na młodszego wojownika.<br /></p><p>- Co tak patrzysz!? Przecież jak by się dało, już dawno bym ci go sprowadził! - syknął z obrażają miną, na co kotka uśmiechnęła się lekko. Kocur również odszedł, a ona weszła do żłobka. Nie był dla niej nikim więcej, jak tylko przyjacielem, ale jednym z najlepszych przyjaciół...a może najlepszym...? W każdym razie wolała bursztynowookiego....</p><p>
Jeszcze zanim zasnęła, zdążyła po martwić się troszkę o Pręgę i, że nic nie kupiła, choć przyszedł handlarz, a potem zasnęła...</p><p><br /></p><p style="text-align: center;"><span style="font-size: xx-small;">876 słów • Bursztynowa Pręga zyskuje 8 pkt.</span></p><p><br /><br /></p>Minekohttp://www.blogger.com/profile/09442858058875144570noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3059348993085192033.post-57431744591307146352020-12-01T06:24:00.001-08:002020-12-01T06:24:14.777-08:00Od Płomiennego Pióra CD Liliowy Sierp<p> </p><p style="text-align: center;">Narracja pierwszoosobowa </p><p style="text-align: center;"><br /></p><p></p><div style="text-align: center;"><i>Przeszłość może boleć, ale daje nam wybór - albo będziemy od niej uciekać, albo wyciągnięmy z niej lekcje</i></div>
<br />
Od momentu mojej wycieczki z Charlotte minęło kilka księżyców, może mniej, może więcej... sama już nie wiem. Zostałam uziemiona, nie, uwięziona w swoim legowisku będąc pod ciągłym nadzorem medyczki. Nakrapiana Irga mimo iż wyglądała na delikatną i łagodną jeśli chodzi o jej powinność nie miała sobie równych. Swoich pacjentów nękała bardziej niż kogokolwiek innego. Zupełnie jakby sama obecność Liliowego Sierpa nie doprowadzała mnie do skraju wytrzymania psychicznego. <br />
Pewnego dnia podczas jej kolejnej wizyty nie wytrzymałam i nawrzeszczałam na nią co o niej myślę, aż w końcu kotka bez słowa wybiegła i już więcej się nie pojawiła. Miało to swoje zalety, w końcu mogłam spokojnie pobyć sama ze sobą, jednak wkrótce zaczęło mi jej brakować, w gruncie rzeczy była jedną z nielicznych, dobra nie oszukujmy się, jedyną osobą w całym klanie poza medykiem i przywódcą, która mnie odwiedziała. Nawet mój kochany brat nie raczył do mnie zajrzeć, o czym to chciałam z nim koniecznie pomówić.<br />
Nic nie trwa wiecznie, więc na szczęście wkrótce mnie wypuszczono, odpoczęłam za wsze czasy, więc powrót do codziennych obowiązków był dla mnie czystą przyjemnością. Chciałam jak co dzień pobiec do kamienia lidera i usłyszeć rozkład zajęć, ale gdy zaszłam na miejsce nikogo nie zastałam. Stwierdziłam, że spotkanie się skończyło, więc postanowiłam osobiście przyjść zobaczyć co porabia nasz przywódca. Zastałam go przed jego legowiskiem, rozmawiaj o czymś z...tak nie kim innym a naszym, byłym pieszczochem.<br />
Musiałam przyznać, że wygląd długowłosej nieco się zmienił. Jej jasna sierść była poszarpana i zabrudzona, a oczy z determinacją patrzyły na Jarzębinową Gwiazdę, który z ożywieniem jej o czymś opowiadał. <br />
Podeszłam do nich bliżej chcąc dowiedzieć się co mam robić, Liliowa obrzuciła mnie chłodnym spojrzeniem wracając do rozmowy ze starszym kocurem, kompletnie ignorując moją osobę. Jakąkolwiek uwagę poświęcił mi w końcu przywódca kończąc swoją opowieść o tym jak to jakiś wojownik z naszego klanu w przeszłości powalił sam jeden prawdziwego, dzikiego psa. Popatrzyłam na niego ze zdziwieniem, próbując połapać się w sensie i przekazie tej historii.<br />
- Już cię wypuścili? - spytał wreszcie odrywając wzrok od niebieskookiej.<br />
- Jak widać - powiedziałam sucho - masz dla mnie jakieś specjalne zalecenia? <br />
- Nie bardzo, możesz pójść na polowanie, reszta już się wszystkim zajęła.<br />
Spojrzałam na niego niezrozumiale, jednocześnie z pod ukosa spoglądając na mniejszą kocicę.<br />
- A co z nią? - zwróciłam się do władcy czym wyrwałam ową kotkę z fascynującej czynności jaką było wpatrywanie się we własne łapy.<br />
- "Ona" potrafi się sobą zająć - syknęła zdenerwowana.<br />
- W trakcie twojej niedyspozycji nauczyłem ją co nie co. Nie myliłaś się mówiąc, że coś może z niej wyjść.<br />
- Szkoliłeś ją? <br />
- Myślisz, że aż tak bardzo wyszłem z wprawy? - odpowiedział ze śmiechem Jarzębinowa Gwiazda - sama możesz się o tym przekonać. Jeśli to nie problem byłbym wielce rad gdybyście wyszły już na polowanie, do zachodu słońca pozostało niewiele czasu, a każda pomoc z wyżywieniem jest ważna.<br />
Po tych słowach odszedł zostawiając nas same sobie, Charlotte z pretensją wpatrywała się w jego sylwetkę znikającą na horyzoncie, ja natomiast w myślach szykowałam jakąś zmyślną zemstę na jego osobie. <br />
- To jak idziemy? - spytałam z niechęcią. Samica popatrzyła na mnie z wyrzutem.<br />
- Błagam Cię nadal jesteś obrażona? <br />
- Nie, ja po prostu chciałabym, żebyś czuła się dobrze, a skoro moja obecność tak bardzo Ci w tym przeszkadza to nie chcę dłużej być twoją kulą u nogi - stwierdziła, zamierzając udać się w swoją stronę.<br />
- Nigdy tak nie powiedziałam.<br />
Niebieskooka odwróciła się w moją stronę z wyraźną kpiną w wzroku.<br />
- No dobra może jednak tak zrobiłam... - przyznałam rzucając w jej stronę przepraszające spojrzenie. Ta mimo wszystko nie odpowiadając mi ruszyła dalej. Postanowiłam, że pójdę za nią na wypadek gdyby coś miałoby się jej stać chociaż w to szczerze wątpiłam.<p></p><p>Skradałam się bezszelestnie pomiędzy drzewami, próbując nie skupiać na sobie uwagi, co przychodziło mi z trudem gdyż na swojej drodze napotkałam grupę powracających z patrolu wojowników, którzy widząc mnie nawet nie próbując zachowywać się dyskretnie, głośno dyskutowali o tym czy czasem nie pomieszało mi się w głowie. Muszę pamiętać by zaraz po ochrzanieniu Ognistej Łapy zająć się nimi. <br />
Na moje szczęście, a z pewnością nieszczęście mojej ofiary przez nią samą nie zostałam wykryta. Zbliżałyśmy się do rzeki gdy poczułam zapach zwierzyny. Charlotte najwyraźniej też go wyczuła bo zatrzymała się, skuliła i rozejrzała dookoła. W porę umknęłam jej wzrokowi zagłebiając się głębiej w krzewy. Równocześnie przed moimi oczami wyrósł nagle królik, co prawda zauważyłam go nie tylko ja, ale nie mogłam powstrzymać się przed rzuceniem się na zwierzę. Liliowy Sierp okazała się szybsza i utkwiła zęby w łapie stworzenia, któremu udało się mimo wszystko uciec, pognałam za nim i nie myśląc o moim poprzednim planem zatopiłam w nim kły.<br />
Chwilę później wściekła kotka dogoniła nas.<br />
- To była MOJA zwierzyna - warknęła - a poza tym co ty wyprawiasz? <br />
- Stwierdziłam, że przyda Ci się pomoc - odpowiedziałam w miarę przyjaźnie, ale no cóż... wyszło jak zwykle. Młodsza popatrzyła na mnie z pretensją widocznie sądząc, że kwestionuję jej zdolności, ale zaraz potem na jej twarz wypłynęło coś w rodzaju pobłażliwego uśmiechu, który usiłowała zmienić we wrogi grymas, w końcu wyglądając jakby zaraz miała zwymiotować.<br />
- Dobrze się czujesz? - zapytałam głupio.<br />
- Nie, znaczy tak, to jest... ten no... próbuję nadal się na Ciebie złościć, ale chyba nie potrafię, to głupie... - wypaliła, najwyraźniej zła na siebie, czym wprawiła mnie w atak niekontrolowanego śmiechu. <br />
- To nie jest zabawne! Ja naprawdę chciałabym się na Ciebie powściekać, ale z jakiejś przyczyny nie jest mi to dane! - jęknęła z wyrzutem.<br />
- Mam to przyjąć jako przeprosiny? <br />
- Za co niby ja mam cię przepraszać?! Przecież to ty- <br />
Położyłam łapę na króliku i przyciągnęłam go w moją stronę.<br />
- Co to ma znaczyć? <br />
- Och nic ja tylko biorę to co należy do mnie - powiedziałam wprowadzając Charlottke w stan furii.<br />
- Ej! - Kocica próbowała odebrać mi zdobycz, ale zgrabnie jej to uniemożliwiałam, więc dała sobie z tym spokój.<br />
- Skoro ty wypowiedziałaś się o mnie ja chciałabym, żebyś teraz to właśnie Ty posłuchała tego co ja o tobie myślę - zaczęła, a jej poważny wyraz twarzy w parze z niskim wzrostem sprawił, że nie mogłam opanować śmiechu - jesteś wredna, arogancka, bezczelna, ciągle mnie poniżasz i, i przestań w końcu patrzeć na mnie z góry!<br />
- Obawiam się, że sama na to nie wpłynę - powiedziałam dodatkowo wyprostowując się przez co różnica wzrostu, która nas dzieliła była jeszcze bardziej widoczna.<br />
- Może i natura obdarowała cię wielkimi łapami, ale na rozumie wyraźnie oszczędziła!<br />
Nie powiedziałam głośno tego co myślałam o jej "naturze" nie mniej byłam pewna, że jej rodzina była solidnie dobrana aby wydać na świat właśnie takiego uroczego, puchatego potwora, który zły może jedynie wprowadzić w stan rozbawienia.<br />
Pomyślałam, że swój "brak rozumu" jak to powiedziała Liliowy Sierp zapewne mam po ojcu, on też nie wyznaczał się rozsądkiem co do pewnych spraw.<br />
- Chyba masz rację niziołku - kotka spojrzała na mnie zirytowana i z tupetem wbiła mi pazury w łapę przez co wypuściłam trzymaną zdobycz na czym ta skorzystała i biorąc ją w pysk zaczęła uciekać.<br />
Pobiegłam za nią przewracając po drodze kolejnych wojowników, dogonienie jej nie było trudne, więc po chwili leżałam już na niej nie dając jej możliwości ucieczki.<br />
- To nie fair! - mruknęła z dezaprobatą.<br />
- Jeszcze z Tobą nie skończyłam.<br />
- Robi się groźnie - syknęła z ironią, próbując uderzyć mnie łapą.<br />
- Przepraszam - powiedziałam z miną smutnego kociaka.<br />
- Co takiego? - wybełkotała, udając, że mnie nie usłyszała. <br />
- Czy z łaski swojej mogłabyś wybaczyć mi mój niegodny czyn i nie fochać się dłużej? <br />
Samica wydała się zamyślona, spojrzałam na nią krytycznie.<br />
- Pomyślę o tym jeśli ze mnie zejdziesz<br />
- A znowu nie uciekniesz?</p><p>- Wydaje mi się, że to nie miałoby sensu - poruszyła swoimi krótkimi kończynami dając mi poczucie pewności, że mówi prawdę.<br />
Posłusznie odsunęłam się od niej, dając jej możliwość podniesienia się.<br />
- Ile Ty ważysz? - spytała z wyrzutem.<br />
- Tyle ile powinnam, a wracając do pytania?<br />
- Czego? - przewróciłam oczami - Aaa tak.<br />
- Co "tak"? <br />
- Śmiem Ci wybaczyć, ale pamiętaj, że robię to jedynie z litości. Naprawdę żal mi Ciebie.<br />
- Postaram się o tym pamiętać, wasza wysokość, aj... to chyba nie pasuje-<br />
- Zmieniam zdanie, nie cierpię cię - fuknęła oburzona. <br />
- Z najWYŻSZĄ wzajemnością.<br />
Charlotte westchnęła z rezygnacją podchodząc do martwego królika. Zdążyłam ją wyprzedzić, zagradzając jej drogę.<br />
- Co znowu? <br />
- Myślę, że miałam dużo WIĘKSZE zasługi w jego zdobyciu - najwyraźniej to było już za wiele dla mojej towarzyszki bo padła jak nieżywa na podłoże mamrocząc pod nosem jak bardzo mnie nienawidzi.<br />
Zaczęłam odchodzić w stronę obozu, dzierżąc wysoko królika, Charlotte wkrótce do mnie dołączyła patrząc nieobecnym wzrokiem przed siebie.<br />
- Coś się stało? - spytałam widząc, że coś ją trapi.<br />
- Rozmawiałam z Jarzębinową Gwiazdą <br />
- Jest aż tak beznadziejnym rozmówcą? <br />
- Nie o to chodzi. Opowiadał mi o sytuacji w klanie, nie tylko naszym.<br />
Powoli zaczynałam rozumieć co ją gnębi. Co prawda sytuacja na innych terenach nie była najlepsza, Gauerdia była zagrożona przez psy, które po mimo iż ich lider zapewniał, że zostały wygonione, z pewnością wciąż gdzieś się włuczyły. Thiar pozostawał pod ciągłym naciskiem ze strony wcześniej wspomnianego klanu, który nadal zdawał się do niego wrogo nastawiony po odbytej w niedalekiej przeszłości wojnie. Północ wydawała się jedną wielką tajemnicą, ponieważ Irysowa Gwiazda nie chętnie opowiadała o swoich podopiecznych, ale ilość zgonów, które czasami się tam wydarzyła poprzez brak ostrożności była przytłaczająca. Był jeszcze jeden klan, podobno również nie było tam za ciekawie, ale my... My byliśmy bezpieczni.<br />
- Hej, nie masz się o co martwić - powiedziałam pokrzepiająco, co wywołało u niej lekki uśmiech.<br />
Nie odezwałyśmy się do siebie przez resztę drogi. Gdy dochodziłyśmy do obozu uslyszałyśmy zmartwiony a jednocześnie trochę zdenerwowany głos przywódcy.<br />
- To nie pierwszy taki przypadek, powinniśmy w końcu ustanowić jakieś szersze reguły - rozległ się głos Jarzębinowej Gwiazdy, nie widziałam z kim rozmawiał, ale już po chwili rozpoznałam Nakrapianą Irgę.<br />
- Dokładnie, to nie pierwszy raz i na pewno nie ostatni, nie ważne co zrobimy wojowników ciągnie w stronę nieznanego.<br />
- W takim razie co zamierzasz na to zaradzić? Nie możemy ciągle zgadzać się na przyjmowanie pod dach kociaków, które urodziły się w takiej sytuacji. Zasady są jasne Irgo, posiadanie potomstwa z kotem z innego klanu jest surowo zakazane. Co pomyślą te kociaki kiedy już się urodzą i dowiedzą, że nie mają obojgu rodziców przy sobie jak reszta ich rówieśników?<br />
- Dzieci będą miały kochającą matkę, to powinno im wystarczyć - oznajmiła stanowczo medyczka - Stało się i nie możemy na to nic poradzić, nie ważne jak będziemy się starać takie wypadki będą się zdarzać.<br />
Jarzębinowa Gwiazda westchnął zrezygnowany widząc, że kocica ma rację.<br />
- Wiadomo kim jest ojciec? <br />
- Niestety tego mi nie zdradziła. Może to i lepiej...<br />
Natychmiast pomyślałam o własnym ojcu, z tego co zrozumiałam doszło do kolejnej nieplanowanej ciąży jakiejś samicy. W odróżnieniu do tego przypadku ja miałam szansę wieść zwyczajne życia na jednym terenie, ale to się nie stało. Za to żyję tutaj wiedząc, że w pewnym czasie znów przyjdzie mi stanąć z nim twarzą w twarz, nie ważne jak bardzo bym tego nie chciała. Może rzeczywiście byłoby lepiej gdybym się tego nie dowiedziała? <br />
Kocica wymieniła się spojrzeniami z liderem i razem gdzieś odeszli. W tym całym natłoku myśli kompletnie zapomniałam o niebieskookiej kotce siedzącej obok mnie z niezrozumiałą miną.<br />
- On raczej nie jest zachwycony z obecności tego typu członków, prawda?</p><p>- Zazwyczaj liderzy wolą urodzonych we własnych klanach wojowników, ale głośno tego nie przyznają. W większości koty mieszkające od dawna w danym klanie są ze sobą spokrewnione, przez co zachowują się w nich pewne cechy udoskonalane przez ich całe przyszłe życie w zależności od terenu zamieszkania. My słyniemy ze zręczności i zwinności, w północy od małego uczy się przyszłych wojowników pływać, południe szczyci się odpornością na niskie temperatury i niebywałą ostrożnością, a mieszkańcy klanu lasu podobno świetnie się wspinają. Dlatego stworzenia z poza plemion nie są... jakby to ująć, pożądane. <br />
Kotka wpatrywała się we mnie uważnie, trawiąc to co usłyszała. W rzeczywistości ani ja, ani ona nie pochodziłyśmy ze wschodu, więc można by nas przyporządkować do grupy "niepożądanych". Widząc, że ona również to zauważyła, postanowiłam dla otuchy zdradzić jej moje wątłe pochodzenie, biorąc pod uwagę moją teraźniejszą rangę.<br />
- Ja też się tu nie urodziłam, a sama widzisz kim jestem, z resztą wielu słynnych wojowników w przeszłości pochodziło od dwunożnych - Charlotte rozchmurzyła się, ale po chwili znów wydała się czymś zaniepokojona.<br />
- Dlaczego nie wolno spotykać się z kotami zza granicy? - spytała powoli.<br />
- Nie tyle spotykać się co nawiązać z nimi jakichś głębszych relacji. Kodeks nakazuje nam w razie takiej konieczności walczyć w obronie swojego klanu, a walka z kimś bliskim... nie byłaby dla nikogo łatwa - powiedziałam pragnąc brzmieć pewnie co nie okazało się takie łatwe.<br />
Liliowy Sierp postanowiła zostawić ten temat i zająć się czymś innym. Zaczęła spoglądać w niebo, na którym pojawiły się już pierwsze gwiazdy.<br />
- Moi byli dwunożni czasami zabierali taki dziwny przyrząd, przykładali do niego oczy i sami je obserwowali - powiedziała patrząc w niebo jak oczarowana - robili to co wieczór, czasami brali mnie ze sobą na dwór, żebym również mogła sobie popatrzeć chociaż zazwyczaj kończyło się na tym, że usypiałam im na rękach.<br />
Aby dojrzeć oddalone od nas punkciki samica musiała mocno zmrużyć ślepia, które błyszczały błękitną poświatą. Jej smutny uśmiech sprawił, że mimo braku jakiegokolwiek kontaktu z jej właścicielami zaczynałam ich szczerze nienawidzić. Kocica spuściła wzrok, i kładąc się na trawie całkowicie zamknęła oczy. <br />
Nie ufaj nikomu, a w tedy nikt nie będzie mógł cię zranić, powtórzyłam sobie w duchu po raz kolejny.<br /><br /></p><div style="text-align: center;"><i><Charlotte?> </i></div><div style="text-align: center;"><i><br /></i></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: xx-small;">2183 słowa • Płomienne Pióro zyskuje 21 pkt.</span></div><div style="text-align: center;"><i><br /></i></div><p></p><p><br /><br /></p>Minekohttp://www.blogger.com/profile/09442858058875144570noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3059348993085192033.post-30257854533079758652020-11-26T05:16:00.002-08:002020-11-26T05:16:10.584-08:00Od Kalypso <p> </p><p style="text-align: center;">Narracja pierwszoosobowa </p><p><br /></p><p>Niedostępna, nie czuła, obojętna. Obserwując idącą obok mnie istotę można dojść do wniosku, że te epitety najbardziej ją określają, ale tylko niektórzy ujrzą w niej coś jeszcze, część jej osoby ukrywaną i chronioną przed światłem dziennym. Część objawianą niedobrowolnie, z wyraźną dezaprobatą, przez jej oczy, które w nienaturalny sposób obwieszczają wszelkie uczucia lepiej niż zazwyczaj zimne słowa. Iskra determinacji w momentach ekscytacji, płowy cień w obliczu zawodu. <br />
- Wiem, że pytanie czy wszystko w porządku nie ma w tej sytuacji sensu, ale widzę, że coś cię trapi - Krucza Mgła zamknęła oczy i odwróciła ode mnie głowę, jakby czytając mi w myślach. Wiedziałem, że nie łatwo będzie się czegokolwiek o niej dowiedzieć, wszelkie pytania na temat jej osoby zbywała nie tylko przed nami, ale również osobami spoza naszego klanu, na przykład Hunter'em. Jej życie było jedną z tajemnic, których pilnowała najbardziej, zastanawiało mnie jak do tego podejść, ale samica nie dawała mi na to żadnej szansy.<br />
- On zsyła na siebie nieszczęścia - stwierdziła na wpół wściekła, na wpół zrezygnowana - idiota nie rozumie, że nie jest jakimś bóstwem, nie ma specjalnych, ponadprzeciętnych zdolności, nie jest nikim wyjątkowym!<br />
Słuchałem tego w ciszy, przyglądając się każdemu jej detalowi. Oddychała szybko, a dotychczasowy, spokojny układ jej twarzy zmieniał się z każdą chwilą. W jednej chwili cała złość z niej uskoczyła, kocica uśmiechnęła się smutno patrząc w jakiś nieokreślony punkt przed sobą.<br />
- Może i według innych jest odważny, zdolny, inteligentny, czarujący - kontynuowała, wymawiając te słowa z wyraźną kpiną w głosie - ale nic... kompletnie nic nie wie o życiu. To porwanie nie jest dla niego niczym strasznym, niczym szczególnym. Wierzy, że jest ono jedynie kolejnym testem, który w "bohaterski" sposób zda.<br />
Kocica stanęła, a w jej oczach pojawił się ten sam błysk, którym uraczyła mnie dzień po samym zniewoleniu. <br />
- Nie mogę się doczekać dnia, w którym zobaczę jak nasz szlachetny potomek Thiar'a upada, gubi skrzydła... - syknęła, zamierzając uderzyć łapą w kamienie znajdujące się na drodze. Zatrzymałem ją w trakcie wykonywania czynności, wystawiając własną kończynę przez co kotka niemalże nie straciła równowagi. Na wewnętrznej części łapy, miała małą bliznę, nie zdążyłem się jej przyjrzeć bo Raven widząc na co patrzę pospiesznie opuściła obiekt mojego zainteresowania. Nie powinienem być zbytnio tym zdziwiony bo ciało samicy zdobiło multum takich ran, które kiedyś w końcu powinny się zagoić. Zaskoczyło mnie jednak miejsce, w którym owa rana była, ale może znów daje się podejść nieuzasadnionym podejrzeniom? <br />
- Nie powinnam mu źle życzyć... - westchnęła, siadając - możesz o tym zapomnieć? <br />
Udałem zamyślonego.<br />
- No nie wiem - odparłem z chytrym uśmiechem na co czarna przewróciła oczami.<br />
- Proszę cię, nie powinniśmy się z niego nabijać. To nie w porządku, jest głównym poszukiwanym, którego sam Matthew chce dorwać - stwierdziła, nieumiejętnie udając zatroskaną.<br />
- Matthew mimo wszystko nie jest mordercą, zapewne powiedział to, żeby go zastraszyć - powiedziałem, lecz w głębi duszy nie byłem tego do końca pewny. Wciąż miałem przed oczami zachowanie April dzień przed jej rzekomym samobójstwem. Krucza Mgła tak jak i ja nie wydała się tym przekonana, więc dla rozładowania atmosfery postanowiłem dalej drążyć temat bursztynowookiego, jednocześnie mając nadzieję, że sam Hunter nigdy tego nie usłyszy - A jeśli to rzeczywiście prawda, jestem pewien, że swoim urokiem uda mu się odkupić winy - puściłem do niej porozumiewawczo oko, przez co ta próbując zamaskować rechot zaczęła dziwnie kasłać. <br />
- Jak możesz? Dla niego pewnie to udręka - mruknęła z dezaprobatą, udając oburzoną.<br />
- Fakt. Bycie głównym obiektem zainteresowań wszystkich pań musi być bardzo męczące - zlustrowałem ją znacząco wzrokiem za co otrzymałem solidne uderzenie - Za co to?!<br />
- Sama nie wiem, widocznie moje ciało samo z siebie wie jak reagować na idiotów - stwierdziła dobitnie - myślę, że jeden dzień posiadania tej klątwy nie byłby najgorszy - zauważyła powracając do dotychczasowego tematu. </p><p>- Chciałabyś przez dzień być oblegana przez wszystkich dookoła?<br />
- Kto by nie chciał? - odpowiedziała rozmarzonym głosem.<br />
Pomyślałem, że w rzeczywistości nic jej do tego stadium nie brakuje, ale czas w jakim potrafi zmienić swoje nastawienie i z powrotem zamknąć się w sobie, przeszkadza jej rozwinąć skrzydła...<br />
Widząc moją niepewną minę przestała się uśmiechać, przybierając swój beznamiętny wyraz twarzy.<br />
- Pokażę Ci coś - powiedziałem, ruchem głowy zachęcając moją towarzyszkę do pójścia za mną. Mieliśmy iść w stronę obozu, tak również powiedziałem gdy pożegnaliśmy się z Hunter'em, ale miałem całkowicie inne plany.<br />
<br /></p><div style="text-align: center;">-•-</div>
<br />
Idąc wzdłuż rzeki (na której samica zawiesiła swój wzrok) doszliśmy do miejsca położonego na skraju klanu, porośniętego różnego rodzaju krzewami. Jeden z nich był mniejszy i jaśniejszy od pozostałych. Nie znałem jego nazwy, ale przez jego wygląd nie dało się go pomylić z żadnym innym. <br />
Ostrożnie przesunąłem jego gałęzie odsłaniając przejście do świata dwunożnych. Droga wychodziła w mały zaułek, za czymś w rodzaju lepianki tych wielkich dziwadeł.<br />
Krucza spojrzała na mnie poważnie, raz na jakiś czas przyglądając się wyjściu.<br />
- Członek klanu na zawsze porzuca wygodne życie u boku dwunożnych - powtórzyła znaną zasadę kodeksu wojownika.<br />
- Nie zmuszam cię do zamieszkania z nimi. Miałem tylko nadzieję na jakiś posiłek, nie jesteś głodna? <br />
- Raczej preferuję świeżą, własnoręcznie zdobytą żywność.<br />
- Tutaj również możemy coś takiego znaleźć - starałem się brzmieć przekonująco, co biorąc pod uwagę ekspresję Mgły kompletnie mi nie wychodziło. Samica patrzyła na mnie z wyrzutem, lecz mogłem przysiądz, że udało mi się chodź trochę ją zaciekawić.<br />
- Niech będzie - powiedziała z pretensją, przechodząc przez przejście.<br />
Idąc ostrożnie między różnobarwnymi budynkami starałem się odnaleźć znaną mi budkę z jedzeniem. Raven szła blisko mnie tak szybko na ile pozwalały jej okaleczone łapy.<br />
- Nie boisz się, że ktoś nas zauważy lub dajmy na to pod twoją nieobecność tędy ucieknę? - spytała podejrzliwie.<br />
- Nie mam się czego bać. Nawet jeśli ktoś nas przyłapie, pomyśli, że Matthew o tym wie, w końcu chcąc nie chcąc jestem jego zastępcą, ukochanym bratem i wrogiem publicznym - stwierdziłem ironicznie - co do twojej ucieczki... gdyby była możliwa nie przyprowadzałbym cię bezpośresnio tutaj. Pośród dwunożnych nie jest bezpiecznie i nie wiedząc dokąd iść szybko by cię złapano i zabrano do więzienia dla "bezdomnych" zwierząt. Ewentualnie jeśli miałabyś szczęście złapałby cię mój dostawca żarcia, zabił i wywiesił twoją głowę dla ostrzeżenia innych kotowatych złodziei - zakończyłem dając się ponieść fantazji.<br />
- Brzmi ciekawie - stwierdziła, obserwując mokre pokrycia domów.<br />
Wkrótce w powietrzu zaczął roznosić się kuszący zapach pieczonej ryby. Po wielu dniach, które tu spędziłem byłem w stanie perfekcyjnie rozpoznać zapach każdego dania.<br />
- Zaczekaj tu na mnie - szepnąłem do zielonookiej i ruszyłem w kierunki ruchliwej części ulicy.<br />
<br /><div style="text-align: center;">-•- </div>
<br />
Kilka chwil później wracałem w wyznaczone miejsce dzierżąc w pysku wielką, soczystą... połowę morskiego stworzenia, jej drugą część niestety straciłem w ucieczce przed jej niedoszłym właścicielem.<br />
Na miejscu poza Kruczą Mgłą zobaczyłem kota, który z całą pewnością nie powinien się tam znaleźć. Brązowe futro, złote oczy i wiecznie spokojny wyraz twarzy, cały Matthew. Upuściłem rybę mając zamiar przerwać rozgrywającą się przede mną scenę. Lider pokazywał coś na swojej łapie patrząc na nią pogodnie. Raven nie wydawała ani zaskoczona, ani także zbytnio zainteresowana tym co mówił do niej mój brat. Miała kamienny wyraz twarzy i nieobecny wzrok, najwyraźniej o czymś myślała.<br />
- Co Ty tu robisz? - syknąłem w stronę kocura.<br />
- Dowiedziałem się od kogoś, że zamierzasz wybrać się z naszym gościem na obchód terenu, więc przyszedłem się z wami przywitać - powiedział przyjaźnie. Byłem bardzo ciekaw tego kto mógł nas zobaczysz i co ważniejsze wydać, ale nie zamierzałem się tego dowiadywać, a przynajmniej nie w tym momencie.<br />- Owszem postanowiłem pokazać jej teren, to zabronione? - Samica przechyliła lekko głowę w moim kierunku... no tak przecież wyraźnie powiedziałem jej, że zabieram ją z rozkazu. Nie mogłem przewidzieć, że Matt się o tym dowie.<br />
- Nie, ale uważaj, doszła do Ciebie wiadomość co czeka na takich jak ty, prawda? W każdym bądź razie gdybym tak ściśle się jej trzymał już zostałbyś skazany.<br />
- Pozbyłbyś się mnie tak samo jak April? Czy może wydałbyś rozkaz złapania mnie? - na wzmiankę o byłej przywódczyni kot stał się niespokojny i spięty, miałem wrażenie, że rzuci się na mnie i tak okaże mi cień braterskiej miłości odbierając mi wraz życiem piętno zdrajcy. Tak się niestety nie stało. Po chwili doszedł do siebie i nie patrząc na mnie zaczął iść do klanu, mówiąc coś na boku do Kruczej, która niewzruszona, nie zwracała na nas uwagi.<br />
Gdy "przywódca" odszedł zamierzałem ponownie zwrócić się do zielonookiej, ale ta jedynie przecząco pokiwała głową.<br />
- Nie powinnam z Tobą nigdzie iść - oznajmiła idąc w ślady Matthewa. Nie rozumiałem niczego z jej zachowania, przez chwilę wydawało mi się, że może zacząć się przede mną otwierać, ale ta nadzieja wraz z jej odejściem znikła. <br />
Pobiegłem za nią, wręcz rzucając się przez krzewy czym udoskonaliłem się kilkoma małymi ranami.<br />
- Co on Ci powiedział?! - krzyknąłem bezskutecznie próbując sprawić by na mnie spojrzała. Byłem pewny, że jej zachowanie jest skutkiem spotkania tego konkretnego kota.<br />
Jeszcze przez pół drogi nękałem ją pytaniami bez odpowiedzi, aż nie wytrzymała i przeniosła na mnie całą swoją złość.<br />
- NIC MI NIE JEST, ROZUMIESZ?! Matthew uświadomił mi wyłącznie jaka jest moja rola! - warknęła próbując jak najszybciej się ode mnie oddalić.<br />
- Kazał Ci mnie unikać, to jest ta twoja rola? - Nie dawałem za wygraną coraz bardziej wytrącając ją z równowagi.<br />
- To nie ma kompletnie żadnego związku z tobą!<br />
- To z kim? <br />
- Posłuchaj, nie chcę by ktokolwiek przeze mnie ucierpiał, więc nie mogę wychodzić sobie z Tobą nie wiadomo gdzie, nie wiadomo po co, nie wiadomo w jakim celu! <br />
- Czyli jednak Ci groził? <br />
- Nie - odparła wreszcie ustając - Nie wiem czy to zauważyłeś, ale groził TOBIE! Nie wspominając nawet o Bursztynowej Prędze.<br />
- Nagle zaczynasz się o nas martwić? Zrozum on nic mu nie zrobi.<br />
- Skoro jesteś tego taki pewien to idź do niego i to wszystko odkręć! On nie może zabić... Huntera. <br />
Niepewność z jaką wypowiedziała ostatnie słowa dała mi pewność, że wcale nie chodzi jej o życie TEGO kocura, było to jednak zbyt absurdalne by mogło być prawdziwe, bo w końcu o kim innym mogła mówić? Moja podejrzliwa natura znów przejmowała nade mną kontrolę, ale co jeśli tym razem się nie myliła? Ponownie nic nie rozumiałem i wiedziałem, że nie będzie mi dane w prosty sposób uzyskać odpowiedzi na większość dręczących mnie pytań. <br />
- Zaprowadź mnie do Lore - zarządała.<br />
- Nie sądzę by spotkanie z nią Ci pomogło, potrzebujesz odpoczy-<br />
- Potrzebuję LORE.<br />
- Nie mam pojęcia gdzie ona może być - stwierdziłem zrezygnowany.<br />
- A więc sama ją znajdę - odpowiedziała zamierzając odejść.<br />
- Nie możesz sama szwędać się po klanie, jeszcze coś ci się stanie<br />
- I świetnie! Może właśnie tego mi potrzeba.<br />
<br />
Miałem ochotę za wszelką cenę ją zatrzymać, co biorąc pod uwagę jej kondycję nie powinno sprawić mi trudności, ale stwierdziłem, że wezmę pod uwagę jej słowa i zamiast poszukiwania Lore zajmę się odnalezieniem Matthewa. <br />
- Idź do niego i to wszystko odkręć... - powtórzyłem, szeptem do siebie - ale jak? <p></p><p><br /></p><p style="text-align: center;"><span style="font-size: xx-small;">1729 słów • Kalypso zyskuje 17 pkt.</span></p><p><br /><br /></p>Minekohttp://www.blogger.com/profile/09442858058875144570noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3059348993085192033.post-1857621513803021162020-11-25T07:19:00.005-08:002020-11-25T07:19:40.845-08:00Od Porannej Łapy<p> </p><p style="text-align: center;">Narracja pierwszoosobowa </p><p><br /></p><blockquote style="border: none; margin: 0 0 0 40px; padding: 0px;"><p style="text-align: center;"><i>Jeżeli to sen, to nie chce się nigdy wybudzać</i></p></blockquote><p>
<br />
Wychodzę z legowiska po cichu, muszę spotkać się z Nocną Chmurą. Porozmawiać, choć. Nie wiem. Cokolwiek.<br />
– Gdzie się wybierasz? - Fuczy Obłóczna Róża. Dałam jej tyle nasion maku, że powinna spać. – Ja-a ten to ten wiesz ten - Patrzę w bok. Co mam powiedzieć? Mogłam to przemyśleć.<br />
– No właśnie nie wiem, mów. Inaczej nie wyjdziesz - mówi chłodno. Nigdy nie była ślepo zakochana? Naprawdę? Dobra myśl! Musisz pomyśleć! Uderzam ogonem o ziemię. – Nie mogę spać, więc idę się przejść. W końcu chyba mogę? - Uśmiecham się milej. W końcu co? Zabroni mi?<br />
– Dobrze idź tylko wróć szybko, musimy jutro z rana ogarnąć starszych - Kładzie się. Niech śpi. Nie obudzi się szybko. Jednak na pewno nie przedawkowałam. Zawsze mogło być gorzej. Wychodzę z legowiska i rozglądam się. Kilka kotów nie śpi i pilnuje. Nie rozumiem jak oni mogą nie spać, jednak chyba dowiem się jutro. I ich te głupie czuwanie, co to oznacza? Że potrafią nie spać? Przemierzamy tereny. Będę musiał przepłynąć rzekę, w końcu nie będę zmuszał do tego Nocnej Chmury. Ona pewnie nie wie jak się pływa. Podchodzę do granicy. Gdzie ona jest? No gdzie?<br />
– Poranek? To ty? - Obracam się w stronę głosu. Noc! Liliowa kotka uśmiecha się z drugiej strony rzeki.<br />
– A kto inny ma tyle blizn? Mówiłam, że przyjdę - Uśmiecham się do niej. Jak ja ją kocham. I jest taka piękna<br />
– Głupia rzeka - Przewraca oczami. Co ona taka niezadowolona? Rzeka jest pełna pysznych ryb.<br />
– Czekaj, dopłynę do ciebie ty nie umiesz pływać - Śmieje się cicho i wskakuje do wody. Dziękuje, że jednak uczyli mnie pływać. Ale i tak przezywają mnie “sucho łapy”. Macham łapami w wodzie. Wchodzę na drugi brzeg.<br />
– Mokry jesteś - Kotka śmieje się cicho. Przewracam oczami. Kochana jest. A pomimo młodego wieku kocham ja.<br />
– Kochana jesteś, tyle ci powiem - Liże kotkę po czole. <br />
<br /></p><div style="text-align: center;">-•-</div>
<br />
Zmierzchowa Łapa wysuwa pazury i atakuje mnie. Co on robi?! Staram się uniknąć jednak moje uszy nie mają tyle szczęścia i czuje pieczący ból z ucha. Upadam na ziemię zmęczony. – Zmierzchowa Łapo opanuj się! - Otwieram oczy, jaki z niego głupek! Mógłby schować pazury! A nie mi po uchu z wysuniętymi pazurami!<br />
– Ja nie chcę walczyć! - Odsuwam się szybko. – Może trening ze Zmierzchową Łapą nie był dobrą decyzją - Obłóczna Róża wzdycha. I ona to mówi?! Niech to powie moim uszom?! To one będą brzydkie! Wstaje wkurzony i odchodzę. Niech pocałuje mnie w tyłek, nie walczę. Nie mogli wziąć młodszego ucznia? I mnie walniętego! Bardzo dużo mniej walniętego! Uderzam ogonem o ziemię. Przyspieszam kroku, na granicy jest ładnie. Jest tak dużo kwiatów. Dużo ładnych kwiatów. Bardzo dużo. Staje na granicy i wciągam powietrze. Kot. Jednak nie pachnie jak obcy kot. Noc! Podbiegam jeszcze bliżej granicy, mógłby zawiać mocniejszy wiatr i spadnę!<br />
– Poranek mamy problem - Kotka kładzie uszy na głowie. Co się stanie? - Bo medyk mówi że-e jestem w cią-ży no ten-n…. <br />
Że co? Przecież kazałem jej jeść nasiona marchewki! Nie powinna być w ciąży! Robię krok w tył.<br />
– Ja-a nie wiem, co powiedzieć-ć wiesz… nie codziennie-e tak-kie informacje się-ę dostaje - Wzdycham cicho. Musimy być cicho. <br />
– Co zrobimy? Kociaki mają się wychować u mnie w klanie? Czy lepiej u ciebie? Bo… wiesz, jak u ciebie w klanie to mogą skojarzyć, że jesteś ich ojcem… a jak u mnie to nie dowiedzą się - Wzdycham. Chciałabym móc widzieć całą rodzinę przy sobie. To by było piękne. Jednak jestem medykiem. A ona jest z innego klanu do tego.<br />
– Może wychowaj je u siebie, ale-e damy im wybór dobrze? - Uśmiecham się słabo. Będę ojcem? Czy matką? Kto wie? Kto wie?<br />
– To-o brzmi sensownie-e, ale-e nadamy imiona razem-em - Kiwam głową na znak zgody. To jest dobry pomysł. Jednak trzeba uważać, jak kociaki powiedzą komuś, że jestem ich ojcem to mamy problem i to ogromny.<p></p><p><br /></p><p style="text-align: center;"><span style="font-size: xx-small;">633 słowa • Poranna Łapa zyskuje 6 pkt.</span></p><p><br /></p>Minekohttp://www.blogger.com/profile/09442858058875144570noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3059348993085192033.post-58748343770222573832020-11-25T03:36:00.001-08:002020-11-25T03:36:04.167-08:00Od Bursztynowej Pręgi CD Kalypso & Krucza Mgła<p> </p><p style="text-align: center;">Narracja pierwszoosobowa </p><p><br /></p><p><i>Nie przyciągasz wyłącznie wypadków, to dość szeroka definicja. Ty, (...) przyciągasz wszelkie kłopoty.</i></p><p><br /></p><p>Wszyscy bezgwiezdni są jacyś... Nienormalni? Dziwni? Chorzy na umyśle? Od początku wiedziałem, że jest z nimi coś nie tak, no bo czy ktoś normalny, nie wierzy w Klan Gwiazdy - a chce zaistnieć, porywa koty innych klanów - a nie umie zadbać odpowiednio o własne kociaki!? Kiedy zobaczyłem tego ich przywódce, wiedziałem, że jest największym debilem na świecie. Mam spędzić z nim choćby chwile!? Już kocham Jedwabną Nić! Jeśli mam zostać tu na zawsze, zrobię wszystko, żeby jak najbardziej uprzykrzyć im życie. </p><p> - A więc jak sam widzisz, nie będziesz sobie tu wygodnie żył, oj nie. - Dokończył swoje nudne przemówienie swoim wprowadzającym z równowagi głosem ,,lider". </p><p>Zamyśliłem się, nie chcąc słuchać dalszej wersji wydarzeń tego szaleńca i nie zauważyłem, że właśnie planuje zadać mi ból. Uskoczyłem przed jego łapami i wyciągnąłem pazury, po czym zacząłem machać nimi na oślep, miałem tyle szczęścia, że drapnąłem go po nosie, co umożliwiło mi chwile na ucieczkę. Wybiegłem z jego legowiska, czułem jak mocno bije mi serce, ze stresu. Pewnie zostanę nr.1 najbardziej poszukiwanych, na terytorium wroga, ale w tamtej chwili, starałem się o tym nie myśleć. Minąłem grupę rozchichotanych samic i...stop, tu się zatrzymam. Podszedłem do nich i wydałem się nimi oczarowany. </p><p> - Może coś zjemy? - zapytałem szarmancko na co westchnęły rozmarzone, w tamtej chwili pomyślałem, że niektóre z nich są niczego sobię, ale to nie był na to czas. Weszliśmy w głąb obozu, gdzie jeszcze nigdy nie byłem i zatrzymaliśmy się przy strumyku. Tak dobrze mi znanym strumyku! Płynął on od terenów podmokłych, przez terytorium Thiar'a i do pływał do bezgwiezdnych! Klan Gwiazdy jest naprawdę nie przewidywalny! Wrócę po strumyku do domu! Przez chwilę myślałem jak wymknąć się kotkom, jednak plany zagłuszył krzyk Matta.</p><p> - Wszyscy do mnie!</p><p>Kotki spojrzały na mnie zachęcająco i zaczęły oddalać się w kierunku miejsca spotkań ich klanu. Z początku, udawałem, że idę za nimi, jednak po chwili zawróciłem i odbiegłem w stronę strumyku, czego moje fanki nawet nie zauważyły. </p><p> - Jeśli ktoś spotka rudego kota, imieniem Hunter i nie zabije go ja zabije jego! - Syknął kocur, starając się by jego głos zabrzmiał tak, jak zawsze, bezczelnie, pewnie i arogancko, muszę przyznać, że w oczach bezgwiezdnych, wyglądał jak zawsze, ale w końcu tylko ja wiedziałem, co naprawdę wydarzyło się w jego legowisku. </p><p>Kotki milczały zdezorientowane. Przez chwilę myślałem, że okażą się lojalne wobec mnie, a nie wobec swojego klanu i przywódcy, jednak myliłem się. Tyle jest warta ich miłość! Tyle jest warta ich wierność! Samice wymieniły nie pewne spojrzenia. Jedna z nich wysunęła się przed szereg. </p><p> - Widziałyśmy go. - zwróciła się do przywódcy. </p><p> - Ehe...może łaskawie powiesz gdzie on teraz jest? </p><p>Kotka zaczęła mnie zdradzać, uświadomiłem sobię, że to czas na ucieczkę, jeśli chce przeżyć... </p><p>Słońce zaszło nie dawno i choć nie wiedziałem ile będzie trwała moja podróż, dla własnego życia i zdrowia podjąłem się jej.</p><p>Powoli wstawał świt, a głód zaczął dokuczać. Udało mi się upolować Gila, co dodało mi trochę sił. Przed południem doszedłem do wielkiego brudnego jeziora i zobaczyłem przed sobą wielkie ogrodzenie. Nie wyglądało na takie, po którym łatwo przejść, lub chociażby iść wzdłuż aż do końca, wydawało się, że to nie ma końca! </p><p>Około drzewa dalej, zobaczyłam sylwetki dwóch kotów. Z początku myślałem, że to patrol bezgwiezdnych. Instynkt podpowiadał mi, by schować się za powalonym drzewem, jednak łapy nie chciały ruszyć się z miejsca. Jeden z kotów był czarny, a drugi szary. Przypadek? Nie sądzę. </p><p>Skradając się ruszyłem w ich stronę. Im bliżej mojego celu byłem, tym pogłębiało się moje przekonanie, że to te koty o których myślę. Nagle padło na mnie spojrzenie zielonookiego, który spojrzał na mnie wystraszony, ale uspokoił się, gdy zobaczył, że to ja. Kalypso szepnął coś do czarnej. Podszedłem do nich i położyłem uszy. </p><p> - Widzę, że mamy gości. - Powitał mnie kocur. </p><p> - Tak - niepewnie wyciągnąłem pazury. </p><p> - Skąd się tu wziąłeś? Miałeś być u Matthewa - Krucza spojrzała na mnie lekko zbita z tropu, a wyglądała jak by zobaczyła Klan Gwiazdy. </p><p> - Uciekłem. - wzruszyłem ramionami. </p><p> - Jak!? - zapytali jednocześnie. </p><p> - Długo by opowiadać... </p><p> - Żartujesz!? Uciec? Mattowi? W jednym zdaniu? Bez mnie? Będziesz miał spore kłopoty. - Odezwał się Kal. </p><p> - Nie. Uciekam. - odpowiedziałem stanowczo. </p><p>Po spojrzeniu kocura nie dowiedziałem się niczego nowego. Tylko: będziesz miał kłopoty i ucieczka nie jest taka prosta. </p><p>Spojrzałem na jezioro nad którym staliśmy. Woda w nim była jakaś taka...brudna... </p><p> - To coś ważnego? Przełomowego? - zapytałem szeptem. </p><p>Kal przytaknął nieznacznie. </p><p>Choć wiedziałem, że nie mam zbyt dużo szans na ucieczkę, nigdy nie wyobrażałem sobię, że zostanę tu na zawsze... To taka odległa myśl, już nigdy nie zobaczyć rodziny...bliskich... Jak nigdy ogarnął mnie żal, że nie mogę być teraz przy Otchłani.</p><p>Nie to, że ona potrzebowała mnie...ja ją... Chciałem móc zasnąć przy jej ciepłym boku i wtulić pysk w jej jedwabistą sierść... A te kociaki... Nawet nie mogłem opowiedzieć Morskiej o wizji. Ciekawe czy są to po prostu sny, czy prawdziwe przepowiednie, które niektóre koty dziedziczą z pokolenia na pokolenie... I co ja mam teraz zrobić...? Jeśli ktokolwiek każe mi wrócić do Matta, zabiję go.</p><p>- Chyba powinniśmy wracać do obozu. - mruknął Kalypso czytając mi w myślach. </p><p> - Nigdy! - syknąłem w jego stronę. </p><p> - Co boisz się? - zakpił. Co za idiota. </p><p> - Chyba też nie opłacało by ci się wracać na pewną śmierć! - prychnąłem. </p><p> - Aż tak źle? - tym razem kocur spojrzał na mnie zaniepokojony i jednocześnie zaciekawiony.</p><p>Potwierdziłem skinieniem. </p><p> - Chociaż możliwe, że gdzie jak gdzie, ale u was, jest to na dziennym porządku. </p><p> - Co zrobiłeś? </p><p> - No to...gadał, gadał, gadał i gadał i jak myślałem, że już mu się to znudziło, postanowił na mnie skoczyć i wtedy podrapałem go i... </p><p> - Co!? Zemści się. </p><p> - Wiem, gdyby się nie zamierzał mścić, chyba nie biegł bym prosto do was? </p><p>Kal zamyślił się. Krucza...chyba zasnęła... Tak, spała, na brzegu tego jeziora... Zastanowiłem się co w nim jest...woda? Dotknąłem go nosem. W konsystęcji było normalne...jednak nie wyglądało zbyt zachęcająco.</p><p>- Co tu robicie? </p><p>Kocur nie odpowiedział. </p><p>Krucza kichnęła przez sen. </p><p> - Słowo ,,zdrajca" ma na prawdę wiele znaczeń... - ciągnąłem.</p><p> Kalypso milczał. </p><p> Krucza spała. </p><p> - Co tu robicie!? - wrzasnąłem wyprowadzony z równowagi. </p><p> Raven wzdrgnęła się i spojrzała na nas, tym razem jak na antagonistów. </p><p> - Byłeś u Matta, a poza tym, nie jesteś moim przywódcą! </p><p> - Ale na pewno lepiej bym się na to stanowisko nadawał! </p><p> - Możliwe, to jak, nie zamierzasz wracać do obozu? My z Kruczą wracamy.</p><p>- A ja nie zamierzam. Będę tu, niedaleko...jak byście mieli wieści w stylu ,,ten idiota nie żyje" - dajcie znać. </p><p> - Dobra, to czasem cię odwiedzę, ale uważaj na patrole... </p><p> - Ok, pa. </p><p> - Pa. </p><p>Kal dotknął nosem nieobecną kotkę i gdy wstała, ruszyli w kierunku obozu, ale inną drogą niż ja. Patrzyłem za nimi chwilę, aż zniknęli w mroku wieczoru i zacząłem rozglądać się za miejscem odpowiednim na jednoosobowe, w miarę nie widoczne legowisko. Gdy wreszcie ułożyłem się na miękkich liściach, nie mogłem zasnąć. Chyba nadaje się na samotnika, upoluje sobię wiewiórkę, muszę nakarmić tylko siebie i mam mnóstwo wolnego czasu, jednak brak mi bliskości innych członków klanu i przyjaciół i morskiej... Lubię działać w solo, ale nie spędzić tak całe życie... Dał bym radę sam, ale moim przeznaczeniem jest Klan! Oczy zaczęły zamykać mi się powoli.</p><p>- Burzowa Gwiazda!? - krzyknąłem bezgłośnie.</p><p> - Cieszę się, że jesteś. - Powitał mnie lider Thiaru. </p><p> - Znowu...nie żyjesz? </p><p>Przytaknął. </p><p> - Ale odrodzisz się jeszcze? Zostało ci jeszcze kilka żyć? - Obrzuciłem go pytaniami. </p><p>Znowu przytaknął. </p><p>Odetchnąłem z ulgą. </p><p> - Chciałem Ci powiedzieć, że dasz radę, tak myślę...mam taką nadzieję... </p><p> - I tyle? - zapytałem rozczarowany. </p><p> - No wiesz, nie umieram kiedy chce ci coś przekazać... - przywódca speszył się nieco. </p><p> - Tak, rozumiem. - Odpowiedziała mi chwila ciszy. </p><p> - Spójrz. - Burzowa Gwiazda przerwał milczenie. </p><p>Na początku nie wiedziałem o co mu chodzi, jednak po chwili zauważyłem. W tym śnie byłem na niebie, jakby w Klanie Gwiazdy, ale tylko ja i lider. W końcu to sen. </p><p>Na ziemi leżał nasz obóz a w żłobku...Morska Otchłań! Serce ścisnęło mi się na jej widok. Była taka śliczna. I miała taki gruby brzuszek. Spojrzałem na lidera wyczekują co, ale on nic nie odpowiedział. </p><p> - Bardzo za tobą tęskni. - mruknął w końcu. </p><p>Przytaknąłem. </p><p> - Odradzam się. - powiedział po chwili. - postaram się umierać w nocy, by móc zesłać ci wizje. - przywódca zamruczał z rozbawieniem.</p><p> - Do zobaczenia. </p><p> - Do zobaczenia. </p><p>Burzowa Gwiazda i ogólnie cała ogarniająca mnie przestrzeń zaczęła rozmywać się, a po chwili zobaczyłem moje małe legowisko. Zamknąłem oczy i wreszcie udało mi się zasnąć.</p><p><br /></p><p style="text-align: center;"><span style="font-size: xx-small;">1374 słowa • Bursztynowa Pręga zyskuje 13 pkt.</span></p><p><br /></p>Minekohttp://www.blogger.com/profile/09442858058875144570noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-3059348993085192033.post-56031795052532070252020-11-21T07:49:00.002-08:002020-11-21T07:50:02.110-08:00Od Kruczej Mgły CD Kalypso<p> </p><p style="text-align: center;">Narracja pierwszoosobowa</p><p><br /></p><p></p><div style="text-align: center;"><i>Towers of Gold are still to little</i></div><i><div style="text-align: center;"><i>These hands could hold the word but it'll </i></div><div style="text-align: center;"><i>Never be enough for me</i></div></i><p></p><p><br /></p><p>- Nikt się nie dowie? - ruda kocica opuściła głowę na znak potwierdzenia.<br />
- Nikt. Tylko ty, ja i-<br />
- I on.<br />
- I on - jej brązowe oczy stały się pełne pewności i powagi, patrząc na nią nie miałam już żadnych wątpliwości co do podjęcia decyzji. Powoli zamrugałam swoimi zielonymi ślepiami, wyciągnęłam pazury i przecięłam nimi kawałek mojej skóry na wewnętrznej części łapy. Samica nadal patrząc mi w oczy uczyniła to samo i złączyłyśmy je w geście przysięgi. Świadectwo krwi. Zabieg ten od lat nie był używany, ale zacieśniał węzeł obietnicy bardziej niż słowa, których można się wyprzeć. Można kłamać, oszukiwać, grać na czyichś uczuciach, robić to profesjonalnie bez cienia zwątpienia. Złączenie krwi, kropel dzięki, którym nasz organizm żyje było bardziej efektowne. Dawało nam złudne lecz silne wrażenie, że jesteśmy na zawsze obarczeni odpowiedzialnością za nasze czyny.<br />
- Pamiętaj. Teraz z powrotem możesz ubrać swoją maskę, spotkałam się z Tobą i rozmawiałyśmy na temat ran. Nadal będę patrzeć na Ciebie towarzysko, a ty będziesz sprawiała wrażenie niewzruszonej niczyim postępowaniem - odrzekła przenosząc wzrok na swoją łapę.<br />
- Moja twarz jest jedyną, rzeczywistą maską - otworzyłam szerzej oczy po czym szybko je zamknęłam - twarda na zewnątrz...<br />
- Miękka w środku... - Kotka utkwiła spojrzenie w podłożu i powiedziała łamiącym się głosem - nawet nie wiesz jak bardzo to rozumiem.<br />
Siedziałyśmy, a do naszych uszu docierał dźwięk odbijającej się od ziemi wody. Żadna z nas nie odważyła się już więcej odezwać. Wkrótce Wendy odeszła zostawiając za sobą jedynie cień, który z resztą również po chwili znikł. <br />
<br /></p><div style="text-align: center;">-•-</div>
<br />
Następny dzień zaczął się od ulewy, która skutecznie uzupełniła moje zapotrzebowanie na wodę. Przez kilka dni nie miałam do niej żadnego dostępu i zdążyłam odczuć na własnym ciele skutki odwodnienia. Zaczęły napadać mnie bóle głowy, zmęczenie nie zmniejszało się nawet po długiej drzemce, a mój język zamienił się w pustynię. Brak skupienia również zaczął dawać się mi we znaki, ale wiedziałam, że moje decyzje były prawidłowe. <br />
Pogoda tego dnia miała jedną wadę, którą mogłabym jednak w pewnym stopniu nazwać zaletą. Szybko stało się mokro i chłodno, prawie jak w domu... <br />
Położyłam nieuszkodzoną kończynę pod łeb i leżąc, zamknęłam oczy. <br />
Przypomniało mi się jak pewnego razu zawieruszyłam się razem ze Szczawiowym Ogonem na terenie zachodu. Naszym zadaniem było dostarczyć informację z rodzinnego klanu ukrywającym się tam wojownikom. Zanim dotarliśmy na wyznaczone miejsce utknęliśmy w błocie. Powódź, która w tamtym czasie nastąpiła sprawiła, że ziemia na terenach klanów położonych w dolinach przypominała bajoro. Próbowałam w nim pływać, ale skończyło się na tym, że do mojego wnętrza dotarł ogrom brązowej masy i jeszcze kilkanaście dni po wszystkim nawiedzały mnie bóle brzucha i wymioty. Uratowaliśmy się za pomocą drzewa, którego jedna z gałęzi pod wpływem ciężaru wyginała się na wysokość, do której po wielu próbach udało nam się dosięgnąć. Przytuleni, czekaliśmy na roślinie aż deszcz nas obmyje. Każdy jego dotyk potrafił ogrzać moje ciało, kochałam to uczucie. Świadomość, że ma się kogoś kto wyprowadzi cię nawet z największego bagna i pomoże Ci utrzymać się przy życiu, nawet jeśli kilkanaście razy dziennie będziesz w postaci wymiocin wypłukiwać swój organizm z pożywienia i wszelkich dobrych czynników...<br />
Próbowałam wyrzec się tego wszystkiego, ale przypomniał mi o tym Bursztynowa Pręga, który jak gdyby nigdy nic zaczął się do mnie tulić. Nie zamierzałam dawać mu pozwolenia na te czułości, na które prawdę mówiąc nie mogłam zareagować inaczej niż słownie, a oznajmienie mu werbalnie, żeby spadał na pewno zadziałało gorzej niż przykładowe danie mu w pysk. Uśmiechnęłam się na ten scenariusz, wizja ta napawała mnie wyjątkowo okrutną radością. W tamtej chwili co prawda najchętniej bym właśnie tak postąpiła, ale w głębi duszy sama chciałam zatrzymać tę chwilę i napawać się każdą jej sekundą. Brakowało mi takich pieszczot, a przede wszystkim kogoś komu mogłabym w takim stopniu zaufać by móc się im oddawać. <br />Ubzdurałam nie tylko sobie, ale również zapewniłam wszystkich wokół, że lepiej mi samej i właśnie tak chcę żyć, ale była to nie prawda nawet jeśli bardzo starałam się uczynić ten fakt prawdziwym.<br />
Może rzeczywiście powinnam przymknąć oko na to co było i otworzyć się na przyszłość? <br />
Można powiedzieć, że pół zadania wykonałam. Przymknęłam oczy i podniosłam się z podłoża, które coraz bardziej tonęło w wodzie. Zaczęłam zastanawiać się czy zanim zdołam cokolwiek zrobić ze swoim życiem się tutaj nie utopię . W gruncie rzeczy nie była to dla mnie zbyt ciekawa opcja, więc zaczęłam powoli iść przed siebie w stronę wyjścia. Moje łapy były drętwe i sztywne, zanim zdołałam zrobić choć kilka kroków dopadł mnie silny skurcz przez, który musiałam zostać na miejscu. Krucza Mgła, powód śmierci - utonięcie. Wyobraziłam sobie moje martwe ciało, bezwładnie wyrzucone na brzeg, to w jakiej pozycji bym była i jakby na to zareagowali inni, jak wyglądałoby życie po śmierci. Wiara narzuca nam jeden sposób myślenia na ten temat, o którym każdy członek klanu powinien wiedzieć, ale tak naprawdę NIC o nim nie wiemy. To co znamy to jedynie przypuszczenia, które mają napominać i w pewnym sensie podnosić na duchu, jak jest natomiast naprawdę? Perspektywa śmierci zawsze mnie przerażała, sądziłam, że nie może mnie dotyczyć, nigdy się nie zestarzeje, nigdy nie zostanę w sytuacji bez innego wyjścia niż ucieczka, nigdy nikt mnie nie zrani. <br />
Nie myliłam się, co prawda chciałam by tak było, ale wiedziałam iż jest to niemożliwe. Nie jestem nikim wyjątkowym, nie zmienię biegu wydarzeń, przyjdzie mi żyć tak samo jak każdemu i jak na każdego tak i na mnie przyjdzie czas. Wizja ta wydawała się tak odległa, a jednak rzeczywista i z całą pewnością prawdziwa. Wzdrygnęłam się i zauważyłam, że deszczówka sięga mi już do połowy łap, podniosłam delikatnie kąciki ust. Patrzyłam na nią jak zauroczona i nie dostrzegłam znajdującego się w wejściu zielonookiego kota. <br />
- Zapraszam - powiedział jedynie pogodnie, czekając aż znajdę się obok niego, było to dla mnie nie lada wyzwanie, ale w końcu po serii bólu i potknięć udało mi się do niego dołączyć. Nie sprawiał wrażenia wzburzonego czy zagniewanego, gdyby nie fakt, że znałam powód jego radości mogłabym uznać, że cieszy się na mój widok co nie wchodziło w grę. <br />
- Widzę, że wieczór się udał - odparłam neutralnym tonem, otrzepując się z wody.<br />
- Można tak powiedzieć - stwierdził niewinnie Kalypso, ale nawet ślepy widząc go przejrzał by na oczy. Biła z niego czysta radość, wyglądał dużo lepiej niż ten niepewny swego, drażliwy kocur, którego poznałam. Sama miałam ochotę się uśmiechnąć, ale zdążyłam przypomnieć sobie kim jest i co w związku z tym powinnam do niego czuć. Z resztą widząc mnie szczerzącą się w jego stronę Bursztynowa Pręga mógłby uznać, że bratam się z wrogiem, ale czy na pewno właśnie ten kot jest według niego zidentyfikowany jako wróg? Biorąc to pod uwagę to co zrobiłam wczorajszego dnia nie było niczym złym. Nie wiem kim w oczach Pręgi jestem, ale sposób w jaki na mnie patrzy, a nawet mówi utwierdza mnie w przekonaniu, że dla niego zachowuję się jak kociak, który z własnej inicjatywy sobie nie poradzi, przy którym każdym musi być...no cóż zaskakującym faktem jest to, że sprawa ma się zupełnie na odwrót, a twierdząc, że nie jestem samowystarczalna i samodzielna jest w błędzie. No właśnie Bursztynowa Pręga... <br />
Wczoraj nie wrócił na noc, dzisiejszy, mokry poranek spędziłam sama, nie mógł tu być bo zauważyłabym go lub wyczuła. Spięłam się, a moje źrenice zwęziły.<br />
- Gdzie jest Hunter? - spytałam niby od niechcenia. Losy młodziaka nie powinny mnie obchodzić, a przynajmniej nie na tyle by wyrażać w otwarty sposób moje zmartwienie.<br />
Bury strażnik słysząc pytanie, zaprzestał uśmiechania się i spojrzał na mnie poważnie.<br />
- Matthew nadal trzyma go u siebie.<br />
Popatrzyłam na niego uważnie, próbując wyczytać coś z jego oczu, postawy, głosu, cokolwiek co wskazywałoby na to, że wie coś o czym mi nie powiedział, ale nic takiego nie znalazłam. Pozostało mi przypuszczać, że jest tak samo obeznany w sprawie co i ja. <br />- Jesteś z północy, tak? - zapytał, odkładając wcześniejszy temat na bok. <br />
- Już o tym zapomniałeś? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie nie kryjąc niechęci - Owszem, pochodzę z Gauerdii.<br />
- Gauerdia, Ekialdea, Daksina, Thiar - zaczął recytować - pierwsi założyciele klanów, a jednocześnie osoby, które przyczyniły się do ich upadku. Okrzyknięci bohaterami, a jednocześnie zamordowani przez własną społeczność, którą przyjęli pod swój dach.<br />
- Do czego zmierzasz? - syknęłam chcąc skrócić jego rozważania o żałosnym końcu tej czwórki. Nie byli może święci, ale w końcu to dzięki ich inicjatywie istniejemy, a przynajmniej jesteśmy tym kim jesteśmy. <br />
- Zastanawia mnie jedynie dlaczego nazwaliście klany ich imionami oraz czemu nadal wierzycie w to, że będąc pod opieką klanu gwiazd gdzieś dojedziecie. Jesteście tak samo przepełnieni nienawiścią i chęcią zemsty jak każda istota. <br />
- Jeśli nie potrafisz tego zrozumieć, będziesz musiał żyć z tym pytaniem i nigdy nie uzyskasz na nie odpowiedzi nawet jeśli ktoś wykrzyczy Ci ją prosto w twarz - powiedziałam siląc się na spokój, choć w rzeczywistości miałam ochotę zrobić to w inny sposób.<br />
- Powiedzmy, że masz rację. Wracając, dostałem polecenie oprowadzenia cię po naszym terenie - oznajmił nieprzywiązując zbytniej wagi do słów. <br />
- Z chęcią się stąd ruszę, ale obawiam się, że nie będzie to możliwe na tyle, na ile oczekuje od Ciebie tego władza - stwierdziłam udając zmartwienie zaistniałą sytuacją.<br />
- Jeśli chodzi o pogodę, powinnaś być do niej przystosowana, a co do chodzenia, jakoś sobie z tym poradzimy.<br />
- Wybacz, ale mój trening niestety nie obejmował poruszania się podczas powodzi z kompletnie zniszczonymi łapami. Widocznie nie przewidziano możliwości wystąpienia takowej sytuacji, muszę to uzgodnić z innymi kiedy już się stąd wydostanę - obwieściłam dobitnie. Widząc otwierającego pysk kota kontynuowałam - A to pech! Może byłabym na to jakoś przygotowana, nie sądzę by nauka pływania za pomocą masowego podtapiania może mi się tu jakoś przydać. Szkoda - mówiłam coraz żywiej gestykulując, przymykając z żalu oczy, spoglądając smętnie na zirytowanego wojownika i rozpryskując wszędzie wodę.<br />
- Mogłabyś zachowywać się poważnie? Kiedy do was obu dotrze, że chcę wam pomóc?<br />
- Biorąc pod uwagę twoje dotychczasowe dokonania wątpię by kiedykolwiek to nastąpiło - warknęłam w jego stronę, podnosząc się. Kocur posłał mi gniewne spojrzenie i wstając ruszył za mną na zewnątrz. <br />
- Podtapiając... - zacytował moje wcześniejsze słowa - mogłaś bardziej się postarać.<br />
- To akurat była prawda.<br />
- Co takiego? I to jest ta wasza metoda na naukę pływania? <br />
- Oczywiście, że nie. Byłam jednym z tych kociaków, na których w taki sposób eksperymentowano.<br />
- Serio?<br />
- Nie.<br />
Wywruciłam oczami, tak naprawdę mało interesowały mnie jego pytania. Pierwszy raz od kilku dni byłam na świeżym powietrzu i to się dla mnie liczyło. Wdychałam powietrze i obserwowałam przyrodę, ignorując Kalypso, który coś mi właśnie tłumaczył. Mimo wszystko Bezgwiezdni nie różnili się zbytnio pod względem terytorialnym od nas. Ich miejsce osiedlenia z całą pewnością było większe jak wspominał ten rudy kociak, ale w rzeczywistości jedynym przedmiotem, który rzucał się w oczy było ogrodzenie otaczające obóz.<br />
- Skąd to macie? - spytałam, ruchem głowy pokazując o co mi chodzi. <br />
- Było tu odkąd tylko pamiętam. Prawdopodobnie ten teren należał kiedyś do dwunożnych. <br />
Zrobiłam parę kroków w stronę metalowej siatki, jednocześnie do bólu zaciskając szczękę aby nie wydać z siebie ani jednego jęknięcia lub innego dźwięku sygnalizującego, to, że jest mi ciężko. <br />
- Lepiej do tego nie podchodź.<br />
- Niby dlaczego? <br />
- Jest strasznie ostry, mogłabyś się jeszcze bardziej uszkodzić - spojrzałam na niego z pretensją, ale posłusznie się zatrzymałam, jedynie wzdychając.<br />
- A więc co takiego jest tutaj wartego uwagi? - spytałam rozglądając się na boki.<br />
- Więcej niż możesz sobie wyobrazić - stwierdził tajemniczo kocur, po czym bez zbędnych słów zaczął iść przed siebie. <br />
<br /><div style="text-align: center;">-•-</div><p></p><p><br /></p><p>Doszliśmy do okrągłego jeziora, które wyglądało bardziej na sztucznie wytworzony zbiornik na wodę. Jego tafla pokryta była glonami, a dna prawie w ogóle nie widać. Ciecz znajdująca się w nim wydawała się mętna i brudna, jednak miałam pewność, że to woda.<br />
Zaczęło kręcić mi się w głowie, a moje kończyny odmówiły dalszej współpracy. Mimo woli padam na brzuch, oznajmiając moją kapitulację głośnym jęknięciem.<br />
- Nie ma mowy, żebym poszła dalej - oznajmiam Kalypso, który wbrew moim przypuszczeniom, pogodny siada obok mnie.<br />
- Tak właściwie to jest cel naszej wycieczki - szepcze mi do ucha. <br />
Przyglądam się uważniej pojemnikowi jak i otoczeniu i zauważam, że jego część położona jest za ogrodzeniem. Jest jednak zbyt wąska by komukolwiek udało się tamtędy przecisnąć. Z powrotem przenoszę wzrok na wodę. Wyglądała na zanieczyszczoną, ale wydało mi się, że udało by mi się ją pokonać. Spoglądam na bezgwiezdnego, który z zainteresowaniem oczekuje mojej reakcji. <br />
- Dokąd on sięga? - spytałam półszeptem, przybliżając się jak najbliżej kocura. <br />
- Koty z naszego klanu wolą się tutaj nie zapuszczać. Kto wie co znajduje się po drugiej stronie.<br />
Po drugiej stronie... <br />
Odsuwam się znacznie od kota i wstaje na nogi. Przechylam głowę w stronę jeziora, dotykając nosem jego powierzchni. Woda swoją konsystencją wydaje się zupełnie zwyczajna, a słowa kocura wywarły na mnie nieodparte wrażenie, że kryje się w nich ukryte, drugie dno...<br />
<br /></p><div style="text-align: center;"><i><Kalypso?> </i></div><div style="text-align: center;"><i><br /></i></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: xx-small;">2077 słów • Krucza Mgła zyskuje 20 pkt.</span></div><div style="text-align: center;"><br /></div><div style="text-align: center;"><i><br /></i></div><div style="text-align: center;"><i><br /></i></div><div style="text-align: center;"><i><br /></i></div><p></p><p><br /></p><p><br /><br /></p>Minekohttp://www.blogger.com/profile/09442858058875144570noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3059348993085192033.post-34597252303520682292020-11-21T04:42:00.000-08:002020-11-21T04:42:01.107-08:00Od Porannej Łapy<p><br /></p><p style="text-align: center;"> Narracja pierwszoosobowa </p><p><br /></p><p>Idę obok granicy z klanem wschodu. Gdzie te zioła? Potrzebuje pokrzywy, zgniły nam przez te kociaki. Że zachciało się im bawić?! Słyszę kroki. Podnoszę zaniepokojony wzrok.<br />
- Poranna Łapa? - Mówi Nocna Łapa. Noc! Uśmiecham się miło do kotki. Moja miłość. Jak ja strasznie ją kocham! <br />
- Nocna Łapa? - Mierzę ją wzrokiem. Jest … grubsza. Czy w jej klanie jest tak dobrze? Wątpię. <br />
- Nocna Chmuro, jestem wojowniczką! - mówi podekscytowana. Już? Przecież ona… no tak jest starsza. Macham ogonem zadowolona. Może to pora powiedzieć jej co do niej czuje? Kiedyś muszę jej powiedzieć. Po mimo, że jestem medyczką. Otwieram buzię by coś powiedzieć - I spodziewamy się kociąt! Rozumiesz?! Będę mamą!<br />
Serce zaczyna mi strasznie szybko bić. Ona-a. Ma kogoś! To okropne! Łzy spływają mi po policzkach. Nigdy nie będzie tego do mnie czuła! Co ja myślałam?! Kotka podchodzi do mnie zdziwiona. Jednak czego się spodziewałam?! Jest ode mnie starsza! I z innego klanu! <br />
- Co się stał-<br />
- Ja cię kocham! Rozumiesz?! Kocham! Mało mnie obchodzi że jesteś z innego klanu a ja jestem medyczką kocham CIĘ I TYLKO CIĘ - krzyczę załamany. Kotka śmieje się pod nosem. Co ją bawi? Przecież ja jej powiedziałem co do niej czuje a ona się śmieje! - z tego się śmiejesz?<br />
Kotka liże mnie po głowie. Czemu ona jest taka nie zdziwiona?<br />
- Ja ciebie też kocham - Moje serce przyspiesza - A to z kociakami to miało dopuścić cię do skłonienia czy ty mnie kochasz - Liże ją po policzku. Czyli ona też! Chcę krzyczeć ze szczęścia! Nie muszę się bać odrzucenia. <br />
- Noc, a ty na serio chciałabyś być mamą? - kotka kiwa głową na „tak”- Może kiedyś będziemy mieć dzieci? <br />
Kotka zamyśla się lekko. Nie powinnam być taka bezpośrednia. Oblizuje się. <br />
- Ty jesteś kotką ja jestem kotką czyli… nie możemy mieć, a to ty niby jesteś uczniem medyka Ha! <br />
- Jestem biologicznie kocurem więc to możliwe. Ucieknijmy razem z klanu daleko od tych problemów, od głupich zasad - Kotka przytula mnie. Ja chce tak codziennie zasypiać. I ją codziennie widzieć. Szkoda że nie trafiłam do klanu Wschodu gdy uciekałam przed ojcem. <br />
- Może kiedyś - Odchodzi kawałek ode mnie, coś źle zrobiłam? Patrzę na nią zdziwiona - Muszę iść, miałam tylko coś złapać i wrócić do obozu. Mój brat mówi mi ciągle że powinnam znaleźć sobie partnera i mieć kociaki. A przez to mnie kontroluje strasznie i wiesz… gdyby nas zobaczył to byśmy miały problemy. <br />
- Jestem uczniem medyka, mogę wejść na obce tereny po zioła.- Wypinam się dumnie. Kotka odskakuje ogon ode nie. <br />
- Za ćwierć księżyca tutaj się spotykamy, wieczorem. Przyjdź proszę - Szepczę i odchodzi. Przyjdę! Nie opuszczę jej. Czyli yyy jest moją partnerką? Nadal nie wiem, jednak będzie!<br />
- A ty naprawdę jesteś w ciąży? Czy zjadłaś “za dużo”? - Dodaje szybko. Kotka patrzy na mnie z politowaniem. <br />
- Zjadłam więcej trochę, aż tak widać?! - Śmieje się pod nosem. <br />
- Oczywiście że nie, i tak dla mnie będziesz zawsze przepiękna - uśmiecha się i odchodzi w głąb terenu. <br />
<br /></p><div style="text-align: center;">-•-</div>
<br />
Idę przy granicy. Tutaj mnie znaleźli. Było tak dziwnie. Widok ciała zmarłej siostry nigdy się nie pozbędę. Stokrotka. Jak będę mieć kiedyś dzieci to jedno z nich będzie nosić takie imię. Z krzaków wyłania się nieznajoma sylwetka. Robię krok w tył. Ja nie chcę więcej blizn! Syczę. Ma odejść. <br />
- To wy zabiliście tatę! TY!- Krzyczy kociak. Wygląda na 6 księżyców. Dziwne. <br />
- My? - Syczy wściekle - Mogłeś nas z kimś pomylić.<br />
- Widziałem to! - widok śmierci - Jeden kot bronił cię i go zabił! <br />
On mówi o moim ojcu? O nim? TO ZNACZY ŻE MAM RODZEŃSTWO?!<br />
- To nie możliwe, to mój ojciec - Mówię spokojnie. On musiał się pomylić. <br />
- TO MÓJ TATA! - Patrzę na niego błagalnie. Co ja mam mu powiedzieć? “Ej młody twój ojciec był zły, zabił moją siostrę, chciał mnie, potem mnie złapał, chciał zabić więc dobrze że zginął”? <br />
- To był zły kot - Szepcze cicho - Zaprowadź mnie do mojej i twojej pewnie mamy. <br />
- Ona-a choruje-e. Poważnie. Dla nich muszę się zemścić! Oni umrą pewnie a ja nie umiem im pomóc! - Oni? Mam więcej rodzeństwa? Muszę im pomóc!<p></p><p>- Prowadź! Jestem uczniem medyka, znam się na leczeniu! Nie pozwolę wam zginąć - Podbiegam do niego. Kocurek nie pewnie kiwa głową i kieruje się w stronę…. ja stamtąd pochodzę. Biegnę za nim. Kondycja nie ta. Czuje się teraz staro. Biegniemy w jakieś krzaki. Wchodzimy pomiędzy nie. Są! Staje nagle. To ona-a. Ona pozwoliła na śmierć Stokrotki! <br />
- Fiołek?- Mówi cicho. Fiołek-k? Stare imię. Jak dawno go nie słyszałam. Od Kiedy nazwali mnie poranek nie słyszałam starego imienia.<br />
- Poranna Łapa, uczennica medyka z leśnych klanów. Twoja-a córka - Ostatnie słowa ledwo przechodzą mi przez gardło. Brzydzę się tych słów. Podchodze do kociaka leżącego obok niej. Kaszle. Wzdycham cicho. Kocięcy kaszel. Patrzę na kotkę. Wygląda… normalnie<br />
- My mamy rodzeństwo? Mamo powiedz że on kłamie! - Kocurek patrzy na mnie zdziwiony. Kotka mu nie odpowiada bo zasypia. Wciągam szybko zapach. Żyje.<br />
- Mamo! Żyj! - Wychodzę stamtąd. Gdzie może rosnąć podbiał? Rozglądam się za zielskiem, stokrotki, krwawnik ale nie to co potrzebuję! Odbiegam trochę od kotów w krzakach. Idę powoli rozglądają się, małe żółte. <br />
- Nie znajdę ich SĄ! - Podbiegam do roślinek. Zrywam uważnie kilka liści i biorę je w zęby. Muszę im pomóc! Wbiegam znowu do krzaków. Młody kocur syczy wściekle. Przewracam oczami i go odpycham lekko. Siadam przed kociakiem i kładę mu je przed pyszczkiem.<br />
- Żuj to - Rozkazuje ostrzej. Niech tylko spróbuje się kłócić. Wtedy pokażę mu jak to jest spotkać wściekłą mnie. Kociak bierze lekarstwo do buzi i żuje - potem przełknij. Odchodzę od kociaka i podchodzę do matki.<br />
- Co ci jest? Co cię boli? - Kotka podnosi wzrok. - Głowa i stawy, nie jestem taka młoda - Stawy… na to jest dość dużo ziół. Na ból głowy też.<br />
- Jak masz na imię?<br />
- Co ma to do rzeczy?<br />
- Chcę cię polecić klanie gwiazdy, poza tym chyba mam prawo? - Kotka przymyka oczy. Młody kocurek szepcze coś pod nosem że ją ZABIŁEM. Ta jasne.<br />
- Jestem uczniem medyka, wiem jak pachnie śmierć, jak pachnie jaka choroba. Umiem odebrać poród. Mnie nie okłamiesz że umarłaś.<br />
- Czyli klany wiedzą więcej niż myślałam, jestem Trawa kochaniutka, chora koteczka to Tulipan a Kocurek to Chmura. Była jeszcze jedna kotka ale… pies ją zabił. No i masz przyrodnią siostrę, Mrok. Nie wiem gdzie ona teraz jest - Patrzę na nią zdziwiona. Psy. Grr. Czyli była nas… 5? Czy czegoś jeszcze się dowiem? <br />
- Czym jest klan gwiazdy?- Kocurek patrzy na mnie zdziwiony. No tak. Gdy pierwszy raz o nich usłyszałam też byłam w niemałym szoku. - Duchy naszych wojowniczych przodków, trafiają tam dobre koty które żyły wedle kodeksu wojownika czy też medyka. Złe koty trafiają do Mrocznej puszczy, a nie wierne w klan gwiazdy do pustki. Klan gwiazdy daje sny medykom! Zsyłają nam omeny, znaki. Dają liderom 9 żyć. Cudowna sprawa!- Macham ogonem zadowolona. Podchodzę bliżej kociaka. Kaszle. W nosie ma katar. Ja go sama nie wyleczę! Potrzebuje pomocy Obłocznej Róży i… ziół. Warunków. Podchodzę do kotki i podnoszę ją, muszę jej pomóc. Młodszy brat staje mi na drodze.<br />
- Gdzie ty ją niesiesz?! - Omijam go i wychodzę z krzaków - Bez pomocy mojego klanu, zginie. Jak chcesz to chodź ze mną, to nie daleko. Ty też możesz Trawa. Lśniąca Gwiazda może się zgodzi, a ona zginie bez leków. Klan ma obowiązek przyjąć kociaki.<br />
- Zostaw ją! - Krzyczy kocurek. Patrzę na niego błagalnie<br />
- Chmurka nie kłóć się - Matka podchodzi do nas - Idź ze swoimi siostrami, ja nie jestem wstanie was wyżywić a z tego co mówi fiołe- Poranna łapa musi być tam lepiej - Kocurek słucha tego w osłupieniu.<br />
- Przecież Poranna łapa to KOCUR!<br />
- Jestem kotką, a teraz chodź szybko - Odchodzę szybkim krokiem od nich. “Dasz radę tulipanko.” Po dłuższej chwili nas dogania. Wchodzę na teren klanu. Młoda kotka kaszle. Może to jednak zielony kaszel? Jak tak to czas mi się kończy. Wchodzę do obozu. Czułam ślad patrolu jednak nie powinno mnie to zdziwić. Kodeks wojownika.<br />
- Daleko jeszcze? - Mówi braciszek.<br />
- Nie. A i jak wejdziemy do obozu to bądź miły, inaczej nam/wam nie pomogą. Rozumiesz? - Kocurek kiwa głową na znak zgody. Kotka kaszle. Wchodzę do obozu. Kilka spojrzeń po chwili na nas zawisło.</p><p>W kilku susach ląduje przed legowiskiem medyków. Daje znak ogonem bratu by tutaj podszedł. Jest pewnie zdziwiony ilością kotów. W klanie jest ich dość dużo. Wchodzę do legowiska. W nim jest Obłoczna Róża i… co on tu robi!? Szary Świt. Go tu nie miało być!<br />
- Poranna Łap~ Kto to? - Medyczka patrzy na mnie. Kładę kotkę na mchu.<br />
- To jest Tulipan, ma zielony kaszel i nie mogłam jej zostawić, W końcu to KOCIAK - Podkreślam niektóre słowa. Kotka mierzy mnie wzrokiem a potem Chmurę.<br />
- A ten obok ciebie? - Co ona taka ciekawska? Ktoś.<br />
- To jest Chmura… brat Tulipana. I też mój brat, więc gdybyś mogła proszę pomóc mi zwalczyć chorobę Tulipana to byłabym wdzięczna - Mówię sarkastycznie. Chmura patrzy na mnie zdziwiony. Niech lepiej nic nie mówi. Szary Świt jest mądry więc pewnie pozwoli im zostać. Inaczej wezmę ich, Nocną Chmurę i pójdziemy sobie. Z Dala od nich wszystkich.<br />
<br /></p><div style="text-align: center;">-•-</div>
<br />
Uśmiecham się lekko. <br />
- Chmurko, Tulipanko. Skończyliście 7 księżyców i możecie zacząć trening - Lśniąca gwiazda patrzy na dwójkę kociaków. Przyjęli ich. Moje rodzeństwo może zostanie uczniami! A potem wojownikami! Tulipanka jest już zdrowa.<br />
- Chmurko, od tej pory do ukończenia treningu będziesz zwana jako Chmurna Łapa, twoim mentorem zostanie Blady kamień - Braciszek styka się nosem z swoim mentorem.<br />
- Tulipanko, od tej pory do ukończenia treningu będziesz się zwać Tulipanowa Łapa a twoim mentorem będzie Błękitna Tafla. Patrzę dumna na rodzeństwo. SĄ UCZNIAMI! Uderzam ogonem o ziemię. Po tym jak Lśniąca Gwiazda zszedł z kamienia podbiegam do rodzeńtwa.<br />
- Gratulacje! - Nowi uczniowie patrzą na mnie trochę zdziwieni - Po mianowaniu nie ważne czy na ucznia czy na wojownika bądź medyka gratuluje się.<br />
- Dzięki - Opowiada chłodno Tulipanowa Łapa. Ona jest taka. Nie denerwuj się.<br />
- Będziecie musieli się nauczyć kodeksu wojownika - Podchodzi do nas Obłoczna Róża - Powiem wam tak, są dość ważne zasady. Jedną ważną jest żeby bronić swojej granicy, i żeby nie mieć partnera z innego klanu tego NIE WOLNO ROBIĆ - Podkreśla ostatnie słowa Medyczka. Aż tak źle robię że kocham się w Nocnej Chmurze? Miłość nie wybiera. Uczniowie kiwają głową na znak zgody. Wzdycham cicho i odchodzę szybkim krokiem od nich, durny kodeks!<br />
- Poranna łapo bo bym zapomniała, na razie “zawieszamy” trening o nauce ziół, musisz nauczyć się walczyć… chyba wiesz czemu. Mam przestać?! Jaki wstyd bo nie umiem walczyć a moje rodzeństwo też będzie się uczyć… różnica między nami jest 3 księżyce tylko.<br />
- Nie chcę, ale wiem że to nic nie zmieni więc dobrze - Odbiegam od nich. Chce do mojej partnerki. Przytulić ją. Wchodzę w głąb terenu. Mam nadzieje że nie spotkam patrolu… nie chce by ktoś mnie widział. Jednak czy to jest ten moment w którym chce się chować przed patrolami własnego klanu?<br />
- Stokrotka? Gdzie jesteś? - Patrzę w chmury. Na co ja liczę? Że zstąpi z pustki? To niemożliwe. Pogódź się. Ona pewnie bawi się świetnie, nie czuje bólu… a ja? Głupia medyczka która łamie kodeks. Muszę uważać, bo jednak… jak Obłoczna Róża się dowie to zrobi ze mnie kupę futra. Może pójdę po zioła? Bo inaczej będzie “czemu się włóczyć bez celu? Tylko zwierzynę płoszysz!” Wojownicy i ich zasady. Jednak mogą mieć partnerów. Może jednak czas zmienić przeznaczenie? Nie. Dlaczego? Bo nie chce zawieść nikogo! Przecież jesteś okropnym medykiem hah! To nieprawda! Otwieram oczy gwałtownie. Robię głębokie oddechy. Spokojnie, jesteś w legowisku medyków. Nic ci nie jest. Patrzę na swoje rany.<br />
- Wreszcie wstałaś! Ile można spać? - Mentorka mówi wkurzona.<br />
- Miałam dziwny sen - mamroczę pod nosem. Kotka przewraca oczami - Czy nadaje się na medyka? Może powinnam zrezygnować…<br />
- Nadajesz się! Znasz dużo ziół, świetnie leczysz. Jednak czemu myślisz że się nie nadajesz?<br />
- To przez sen, śniło mi się że mam rodzeństwo jak to nie możliwe… chyba. I tam był głos który mówił mi, że może lepiej by było gdybym była wojownikiem.<br />
- Kotka patrzy na mnie zaniepokojona.<p></p><p>- Co ostatnio jadłaś? - Marszczę nos. Co ja jadłam?! Co to ma do rzeczy? Jednak jest medyczką więc by nie gadała bzdur.<br />
- Zmierzchowa Łapa przyniósł mi mysz, dziwnie smakowała, naprawdę dziwnie smakowała...<br />
- Zrobię coś gówniarzowi - Mamrocze pod nosem medyczka.<br />
- Ja też umiem grozić - Podnoszę się i wychodzę z legowiska. Nowy dzień… nowa ja.</p><p><br /></p><p style="text-align: center;"><span style="font-size: xx-small;">1982 słowa • Poranna Łapa zyskuje 19 pkt.</span></p><p><br /></p>Minekohttp://www.blogger.com/profile/09442858058875144570noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3059348993085192033.post-31030358352458040292020-11-14T07:22:00.002-08:002020-11-14T07:22:48.114-08:00Od Kalypso <p> </p><p style="text-align: center;">Narracja pierwszoosobowa </p><p><br /></p><p><i>Mimo dzielących nas różnić i tego w jaki sposób ciągniesz mnie na sam dół nie jestem w stanie cię znienawidzić, będę przy tobie do końca lecz to nie ja cię wykończę</i></p><p><i><br /></i></p><p>- Wiesz może po co on chce, żebym do niego przyszedł? - zapytał rudy kocur idąc wraz ze mną ku wyjściu z groty. Mogłem jedynie przypuszczać co takiego siedzi teraz w głowie Matthewa. Podejrzewałem, że wieść o tym co powiedział James'owi Hunter dotarła już i do niego, na pewno nie jest tym zachwycony. Jednocześnie powróciłem myślami do Raven i tego co się między nami stało, postąpiłem zbyt wybuchowo, ale nie mogę nic poradzić na to jak czuje się gdy ktoś porównuje mnie do mojego brata, chciałbym jak najszybciej wymazać z głowy te myśli, ale co jeśli rzeczywiście jesteśmy do siebie podobni? Niechętnie muszę przyznać, że mimo wszystko Matthew nie daje się w tak łatwy sposób wytrącić z równowagi. Jest o wiele bardziej rozważny i opanowany ode mnie, gdyby nie jego mizerny plan miałby wielu sprzymierzeńców. W dawnych czasach był bardzo popularny, pamiętam jeszcze jak inne kociaki spotykając mnie pytały o niego, jego zainteresowania, czynności, które lubił robić jednym słowem był otoczony gronem przyjaciół, można by było rzec - fanów. Irytowało mnie to, byłem też o niego trochę zazdrosny, ale również dumny. On jednak po mimo nieco napiętego grafiku zawsze znajdował dla mnie czas. Rezygnował ze spotkań z przyjaciółmi na moją rzecz. To wszystko mnie przygnębiało, mógł się mnie wyprzeć, przestać się mną przejmować, w końcu sam odkąd stał się tym kim jest teraz jasno dawałem mu do zrozumienia, że przeszłość nie ma dla mnie znaczenia i szczerze go nienawidzę. Chciałem to zrobić, ale nie umiałem. Miałem tyle okazji do skończenia wszystkiego co z jego inicjatywy się stało, mogłem bez trudu poderżnąć mu gardło kiedy tylko nadażyłaby się ku temu okazja. W głębi duszy czułem jednak, że nie jestem w stanie tego zrobić i nigdy nie będę. Więzi, które nas łączą są skomplikowane, mogę zwalić winę na nasze pokrewieństwo, ale co gdybyśmy nie byli rodziną, czy w tedy mógłbym bez lęku skrócić jego życie? Odpowiedź choć tak niepożądana sama utworzyła się w mojej głowie. Nie. Czuję, że gdybym nawet się na to odważył, sam popadłbym w paranoję.<br />
Do rzeczywistości pomógł mi powrócić bursztynowooki za co byłem mu wdzięczny. Zauważyłem, że wyszliśmy już na zewnątrz, a on się we mnie wpatruje, więc usiłując przybrać stosowny wyraz twarzy odpowiedziałem<br />
- To co zrobiłeś było bardzo ryzykowne, nie wiem co planuje, ale powinieneś na siebie bardziej uważać.<br />
- Też mi coś, byłem szczery, czy nie o to wam chodziło? - kot widocznie nie rozumiał jak bardzo jego zachowanie może odbić się na nim w niedalekiej przyszłości. Zostając zastępcą Matthewa obarczyłem się winą, którą muszę naprawić chociaż nie sądzę bym kiedykolwiek zadowolił sam siebie. Utrzymanie naszych więźniów w dobrym stanie było na chwilę obecną moim celem i widząc, że oni z całej siły próbują mi to utrudnić musiałem interweniować. <br />
- Wyobraź sobie, że nie o to tu chodziło. Masz wielki kłopot.<br />
- Kłopot będziecie mieli wy kiedy w końcu się stąd wydostaniemy, nie ujdzie wam to na sucho - syknął rudy kocur. Mimo swojej przegranej pozycji na pewno nie można mu było odmówić odwagi, ewentualnie głupoty. Fakt, do tej pory naszym gościom udało się poznać nas od tej słabszej strony. Strażnicy bojący się pytań kociaków i napalone kotki nie stanowili poważnego zagrożenia, ale nie każdy tutaj jak i wszędzie indziej taki jest. Wśród nas są również bezwzględni wojownicy, którzy przez taką akcję gotowi są pozbyć każdego niepodporządkującego się stworzenia, dlatego tak ważna była dyscyplina. <br />
<br /></p><div style="text-align: center;">-•-</div>
<br />
Matthew leżał w swoim prywatnym legowisku zagrabionym dwunożnym i obgryzał kości jakiegoś małego zwierzęcia z resztek mięsa. <br />
- No proszę, oto nasz mały buntownik! - oznajmił radośnie bury kocur odkładając jedzenie - miło cię w końcu poznać, stwierdziłem, że muszę z tobą porozmawiać na temat ostatniego zdarzenia.<br />
Sympatia w jego głosie dodatkowo potęgowała niepewność wszystkich do których w ten sposób przemawiał, zwłaszcza gdy ich czyny nie były przyzwoite. Nie wiadomo czego można było się spodziewać, jak surowa okaże się kara.<br />
- Mów sobie co chcesz - warknął Hunter, czym wprawił mojego brata w jeszcze większą radość. <br /><i></i><p></p><p>Kocur uśmiechał się teraz szeroko nie odrywając wzroku od bursztynowych oczu skazanego. <br />
- Przejdę do konkretów. Nie zbyt spodobało mi się twoje zachowanie podczas lekcji z James'em. To jedynie mały kotek, nie musiał o niczym wiedzieć.<br />
- Nie musiał, ale sam tego chciał. Wasz plan wydobycia ode mnie informacji się nie powiódł!<br />
- Mały się potknął i na pewno spotka go za to drobna kara, nie będzie ona jednak tak wielka jak twoja, w gruncie rzeczy to jeszcze dziecko, które w przeciwieństwie do co poniektórych nie jest w pełni świadome tego co robi. <br />
Obserwowanie jak w kilka chwil wściekłość jednego rozmówcy przeradza się w euforię drugiego pewnie dla kogoś obcego było by bardzo ciekawym zjawiskiem, w moim przypadku widziałem to już tyle razy, że poruszył mnie jedynie temat kar. Matthew potrafił wykończyć swoim stoickim spokojem każdego przyzwoitego kota, ale nigdy nie porywał się na karanie zdrajców. No właśnie zdrajców... <br />
Można powiedzieć, że należę do ich grona, jednak działa to również w drugą stronę. Jednocześnie pragnę służyć dobrej sprawie i przesiaduje koło swojego głównego wroga, słuchając jego morderczych zamiarów. W obu przypadkach działam innym na złość. Nie chcący sprawiłem, że słowo "zdrajca" przyległo do mnie na dobre. <br />
- Nie ważne jaka byłaby ta kara, możesz mnie nawet torturować, ale ja się tak łatwo nie poddam - syczał zawzięcie młodszy kocur.<br />
- Kalypso, muszę z nim porozmawiać w cztery oczy. Byłbym wielce rad gdybyś na moment wyszedł i oznajmił Ash'owi, że ma trzymać swojego brata z dala od Lore - oznajmił łagodnie Matt by nie czekając na moje wyjście ponownie zacząć pożerać rudego wzrokiem. <br />
Byłem szczerze ciekaw tego do czego się posunie, ale jednocześnie zauważyłem, że jego prośba nie była wcale bezsensowna. Mogłem nawet powiedzieć, że izolacja James'a od innych a zwłaszcza uczennicy Kruczej Mgły była nader wskazana. Wyszedłem z legowiska przywódcy i skierowałem się ku wyjściu z obozu. Teren bezgwiezdnych z praktycznie wszystkich stron otoczony był wytrzymałym ogrodzeniem ze srebrnego, ciężkiego materiału, który przez swoje ostre krawędzie potrafił mocno skrzywdzić nieostrożne koty, ale również potencjalnych uciekinierów. Otoczenie to sprawiało, że po mimo tego iż znałem wyjście czułem się jak w klatce.<br />
Zanim dotarłem do znajomego po drodze natknąłem się na grupę samic, które żywo dyskutowały o tym "uroczym rudzielcu" ich zachowanie było dla mnie co najmniej niezrozumiałe, co ten kocur takiego w sobie miał? Byłem pewny, że dowiedziawszy się o tym co się teraz z nim dzieje nic w związku z tą informacją by nieuczyniły. Obeszłem je szerokim łukiem i wróciłem do poszukiwań strażnika. Znalazłem go dopiero o zmroku, muszę przyznać, że nie spieszyłem się, ale w każdym razie myślałem, że szybciej się z tym uwinę. <br />
Ash rozmawiał o czymś z Jamesem, który wydawał się znudzony treścią słów starszego brata. Z tego co zdołałem usłyszeć nim na mój widok obaj zamilkli chodziło o odebranie przez kociaka prawdy zdradzonej mu przez Huntera. <br />
- Nie chciałbym wam przeszkadzać, ale muszę zamienić z tobą parę zdań - zwróciłem się bezpośrednio do kocura.<br />
- Nie ma problemu, wrócimy do tego później James.<br />
Wojownik nieudolnie prubował ukryć zaniepokojenie przybierając przekonywujący wyraz twarzy, ale udało mu się stworzyć na niej jedynie coś w postaci grymasu. <br />
- Kalypso... ja nie mogłem go powstrzymać - powiedział niespokojnie przewidując w jakiej sprawie sie do niego zwróciłem.<br />
- W porządku, wiem, że to nie twoja wina. Ja również popełniłem ten błąd, powierzenie takiego zadania kociakom było bardzo ryzykowne. W każdym bądź razie jeżeli nie chcesz pogorszyć sytuacji, powinieneś wytłumaczyć to bratu i ograniczyć jego kontakt z innymi - oznajmiłem zachowując powagę, a przynajmniej jej część. W rzeczywistości byłem równie zaniepokojony co on lecz okazanie tego byłoby z mojej strony niestosowne zwłaszcza jeśli chciałem podnieść go na duchu. <br />
Ash odetchnął z ulgą i wysilił się na delikatny uśmiech.<br />
- Zrobię co w mojej mocy.<br />
- Mam taką nadzieję.</p><p>- To do jutra.<br />
Uniosłem w jego stronę głowę i szykowałem się do odejścia kiedy do moich uszu dotarł głos pewnego członka klanu.<br />
- Więc to prawda - zobaczyłem wyłaniającą się z mroku, rudą kotkę - Szczerze mówiąc myślałam, że plotki o tym co zrobił James nie są prawdziwe.<br />
- A jednak - westchnąłem, patrząc w jej brązowe oczy.<br />
- Uszy do góry! Nie sądzę, by wiele to zmieniło. Ten uczeń jest wyjątkowo wyrozumiały, poza tym wydaje mi się, że ma dość oleju w głowie aby utrzymać język za zębami - oznajmiła radośnie. Jej pocieszenie od razu na mnie zadziałało, może to właśnie tak czują się te wszystkie kotki "zakochane" w naszym nowym więźniu? Na samą myśl o tym z moich ust wyrwał się cichy chichot.<br />
- Może rzeczywiście masz rację, a ja tylko niepotrzebnie się przejmuję, ale co jeśli-<br />
- Nie myśl o tym. Będzie dobrze, rozumiesz? <br />
Jej smutny wzrok rozwiał moje wszelkie obawy, zaskakujące było to jak bardzo każde jej słowo mogło na mnie wpłynąć i zmienić moje dotychczasowe przemyślenia.<br />
- Jasne.<br />
Siedzieliśmy przez moment w ciszy napawając się urokiem wieczornego nieba. Było w nim coś pięknego, hipnotyzującego, a jednocześnie mrocznego...<br />
- Byłam chwilę temu przy tej kotce z północy, Raven tak? - jej oświadczenie szczerze mnie zdziwiło, nie mogłem doszukać się sensu jej wizyty u owej samicy. Lekarstwo, które jej podała nie wymagało większego naboru pracy, więc mogła spokojnie żyć dalej nie przejmując się zielonooką co w gruncie rzeczy biorąc pod uwagę ogłoszenie Matthewa było niebezpieczne. <br />
- Tak. Dlaczego to zrobiłaś? <br />
- Chciałam sprawdzić jak się miewa, porozmawiałyśmy chwilę. Jest naprawdę... ciekawa <br />
- To znaczy?<br />
- Nie powinnam oceniać innych po pierwszym spotkaniu, ale wydaje mi się strasznie chłodna i zamknięta w sobie.<br />
- Została porwana, no cóż raczej nie jest tym faktem zachwycona.<br />
- Och nie oto chodzi. Doskonale rozumiem jak się czuje... to znaczy może nie doskonale, w końcu nigdy nikt mi czegoś takiego nie zrobił, ale mogę sobie to wyobrazić. Po prostu ona wygląda tak jakby już pogodziła się z myślą, że tutaj zostanie. Może to głupie, ale w moim mniemaniu powinniście bardziej się na niej skupić, zazwyczaj takie tajemnicze osoby mają najgorsze zamiary - powiedziała szybko, przymykając oczy. <br />
Miałem ochotę się roześmiać, wyglądało to tak jakby Wendy mnie przed nią ostrzegała. Mój entuzjazm zniknął gdy bardziej się nad tym zastanowiłem. Krucza Mgła rzeczywiście mimo swojej początkowej niechęci, którą w otwarty sposób wyrażała, teraz stała się nader spokojna i jedynie od czasu do czasu posyłała nam lodowate spojrzenia. Mógłbym przypuszczać, że było to spowodowane pojawieniem się Huntera, jednak opcja ta nie była zbyt przekonująca biorąc pod uwagę to, że z nim również potrafiła się nieźle posprzeczać. Żeby kompletnie nie stracić głowy pozostawało mi przypuszczać, że samica w głębi duszy wie, że nie chcemy dla niej źle i zamierza współpracować, ale ten wymysł nawet dla mnie był zbyt piękny aby mógł się spełnić. Było w niej coś mrocznego - spojrzałem z powrotem na niebo - ale również pięknego i hipnotyzującego...<br />
Tymczasem ruda kotka ostrożnie wtuliła się we mnie i nie widząc żadnego protestu cicho zamruczała. <br />
- Spadająca gwiazda - wymamrotała, uważnie obserwując śnieżnobiałą plamkę mknącą po niebie. Nie było to co prawda wspomniane przez nią zjawisko, a płatek jakiegoś małego kwiatka, jednak postanowiłem nie psuć jej entuzjazmu.<br />
- Powinnaś odpocząć - stwierdziłem jedynie owijając nas swoim ogonem i samemu zamykając ślepia. <br /><br /></p><p style="text-align: center;"><span style="font-size: xx-small;">1816 słów • Kalypso zyskuje 18 pkt.</span></p><p><br /></p>Minekohttp://www.blogger.com/profile/09442858058875144570noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3059348993085192033.post-50311157184425301152020-11-14T04:37:00.002-08:002020-11-14T04:37:20.610-08:00Od Bursztynowej Pręgi CD Kalypso & Krucza Mgła<p><br /></p><blockquote style="border: none; margin: 0 0 0 40px; padding: 0px;"><p style="text-align: center;">Narracja pierwszoosobowa</p></blockquote><p><br /></p><p><i>Lovely</i></p><p><br /></p><p>Wczoraj nie miałem treningu z James'em. Chodziłem z Ash'em wokół obozu, powiedział, że jeśli przekroczę granice które mi pokazał srogo tego pożałuje. Co mnie to obchodzi...? <br />
Wczorajszy dzień minął mi szybko, teren który bezgwiezdni wyznaczyli sobie jako obóz i za razem mi jako więzienie nie był tak mały ani przytulny jak nasz. Wydawało mi się, że Krucza wogóle nie zamierza współpracować, chce tu zostać, bo samej nie uda się jej uciec, chyba, że pomoże jej ktoś inny... Kalypso. Na swój sposób jest zdrajcą, choć ja też nie byłbym lojalny wobec takiego klanu...<br />
Jest strasznie wybiurczy, lubi Kruczą i chce jej pomóc, a ja nic go nie obchodzę, jakie to niesprawiedliwe... Ale ja się stąd wydostanę, nie ma innej opcji.<br />
Dziś od rana byłem na nogach. Kalypso i jeszcze jakaś inna kotka przyszli zająć się Raven, a Ash wyprowadził mnie z lepianki i poprowadził przez obóz. Kiedy szedłem za nim, zacząłem rozglądać się po tubylcach, których wczoraj miałem lub nie miałem szczęścia spotkać. <br />
Spojrzałem w lewo i napotkałem spojrzenie szylkretowej kotki.<br />
- Popatrzył na mnie! Popatrzył na mnie! - pisnęła. <br />
Zmieszany postanowiłem sprawdzić stan moich łap. <br />
Czułem na sobię spojrzenie wielu bezgwiezdnych samic i szepty.<br />
- Ale przystojny!<br />
- Spojrzał na mnie!<br />
- Nie macie u niego szans!<br />
- Wczoraj mi się oświadczył! - jedna przesadziła.<br />
- Co!? Nie ujdzie ci to na sucho! <br />
Kotki chyba rzuciły się na siebie, ale w każdym razie ja tego nie zauważyłem, Szedłem z Ash'em do legowiska na skraju obozu. Czy ja naprawdę jestem aż tak przystojny?<br />
- Masz szczęście. - mruknął.<br />
- Co!? - zdziwiłem się.<br />
- To Snowi, jest naprawdę śliczna, a ty jej się podobasz.<br />
- Też mi coś, Snowi, ja już mam partnerkę. - Miałem na myśli Otchłań, ale znałem kotkę, która podobała mi się bardziej, pomimo, że do Morskiej była bardzo podobna zarówno z wyglądu, jak i z charakteru...<br />
Skarciłem się w myślach, to bezsens, nie mam u niej szans, nienawidzi mnie, poza tym, jestem na straconej pozycji przez mój Klan... Mam Otchłań, jest cudowna... <br />
Porzuciłem rozmyślania na temat spraw sercowych i zająłem się rzeczywistością. <br />
<br />
Legowisko do którego weszliśmy również było podobne do lepianki. Siedział w nim James i wyraźnie na mnie czekał.<br />
- Cześć! - zerwał się na równe łapy. - Ash powiedział, że mogę ci zadać kilka pytań! <br />
Przez chwilę chciałem rzucić się na kocura jednak opanowałem wściekłość. <br />
Tu był mały kociak i czym sobię zawinił, żeby oglądać takie sceny...? <br />
Pomimo wielu nie zabliźnionych ran, nikt nie zajmował się mną tak jak Kruczą, dlatego nauczyłem się sam sobie z tym radzić. Zacząłem nie zwracać uwagi na ból, według kodeksu wojownika, powinienem bronić mój Klan do ostatniej kropli krwi. A szkolenie ich uczniów i przekazywanie im informacji mogą bardzo źle wpłynąć na Thiar. Ambicje mam po ojcu. Moja matka jest potomkinią pieszczocha, ale o ironio, sławnego. Nazywał się Ognista Gwiazda. Jestem również dalekim potomkiem Thiara, w tym rodzie było już kilka przywódców w śród nich on sam, Ciemna Gwiazda, Błękitna Gwiazda, i jeszcze kilka innych. Większość kotów które nie były przywódcami, ani medykami zostawało zastępcami, lub po prostu wiodło szczęśliwe życie rodzinne. <br />
Jednak wracając do tematu, miałem po prostu potencjał i ogrom dobrych cech.<br />
- Jeśli odpowiesz zgodnie z prawdą, powiem ci coś o nas. - szepnął Ash. <br />
Spojrzałem na niego i przytaknąłem, ale wiedziałem, że nie zamierzam zdradzać sekretów Klanu Zachodu.<br />
- Hunter...? - mały wyrwał mnie z zamyślenia. Odwróciłem się w jego stronę i spojrzałem nieprzytomnym wzrokiem. - Mogę zadać ci kilka pytań?<br />
- Jasne.<br />
- W jakim mieszkałeś Klanie?<br />
- W Klanie zachodu. - uśmiechnąłem się miło.<br />
- A... ci wojownicy z tego klanu, w czym są dobrzy?<br />
- Świetnie walczą, nie mamy sobie równych, ale jesteśmy też bardzo dobrzy w polowaniu. - nie była to do końca prawda, bo w polowaniu nie mieli sobie równych, a w walce byli bardzo dobrzy, ale ja świetnie walcze, więc mogę łatwo wmówić brązowemu, że wszyscy wojownicy Thiaru potrafią to genialnie. </p><p>- No to, Jak ma się twój przywódca?<br />
- Dobrze, w walce nie odniósł dużych obrażeń, a teraz jest już całkiem zdrowy. - nie dość, że moich ust bez problemu wypełzły kolejne kłamstwa, dobrze wiedziałem, że to wcale nie pytania tego kociaka, tylko przygotowane przez wojowników.<br />
- Aaa, jak to się stało, że tu jesteś? - nieśmiało zapytał kociak, a Ash rzucił mi przerażone spojrzenie. To już nie było ich pytanie, to było szczere pytanie Jamesa, który z okazji wypytywania mnie, chciał też dowiedzieć się czegoś co go obchodziło. Nie zamierzałem pójść Bezgwiezdnymi na rękę. Niech ten kociak pozna prawdę, nie będę bardzo zagłębiać się w szczegóły, by go nie wystraszyć ani do siebie nie zrazić, jednak nie zamierzałem przemilczeć tej kwestii czy skłamać.<br />
- Zostałem porwany by cię uczyć. - uniosłem brwi. <br />
Kociak zmierzył mnie kilka razy podejrzliwym wzrokiem, a potem przerzucił się na Ash'a. <br />
- Co to ma znaczyć? - spytał jakby był jego przywódcą, albo chociaż mentorem. <br />
- Otóż to, Hunter i Raven, nie pochodzą stąd, dlatego byście mogli ich poznać, musieliśmy ich zwinąć. A teraz zmykaj, braciszku. <br />
Kociak wybiegł z legowiska z radosną miną, nie zrobiło to na nim zbyt dużego wrażenia, za łagodnie to ująłem, mogłem opisać mu, jak jego starszy brat skacze na mnie i zbija mnie z łap, jak mnie rani... A ja jego, jestem dumny z tej zemsty...<br />
- Dlaczego to powiedziałeś!? - naskoczył na mnie brązowy.<br />
- Zrobiłem to, co uważałem za słuszne. - powiedziałem spokojnie.<br />
- I to uważałeś za słuszne!?<br />
- Tak, powiedziałeś, że jeśli będę odpowiadał zgodnie z prawdą, powiesz mi coś o was, więc stwierdziłem, że lepiej mu to powiedzieć, byś nie miał się czego doczepić, a więc słucham. - ułożyłem się na ziemi i podwinąłem pod siebię tylne łapy, wiedziałem, że wyprowadzam Ash'a z równowagi i cieszyło mnie to.<br />
Kocur powoli zaczął się uspokajać.<br />
- Masz cztery pytania, tyle ile zadał James.<br />
- Jasne. - mruknąłem. - A więc po pierwsze, czy jesteś wtajemniczony w plany swojego przywódcy?<br />
- Nie, Matthew, nie ufa zbyt wielu w takim stopniu, aby zdradzać szczegóły swoich planów.<br />
- Czy zamierzacie porywać następnych wojowników? <br />
- Raczej jeśli twoja uczennica wytropiła cię i przekazała wszystkim co widziała i słyszała, nie będzie to proste, z tego co wiem na razie robimy sobię z tym przerwę. - Wiedział? Chociaż szczerze mówiąc, nie przyglądałem się czy ktoś widzi Rose, lub słyszy jak do niej krzyczę, byłem cały we krwi, najobrzydliwsze jest to, że nie tylko swojej, desperacko szukałem deski ratunku, pewny swojej śmierci. Klan gwiazdy jest nieobliczalny, żyje i moja rola jest inna, niż kiedykolwiek bym się spodziewał.<br />
- Nikt się nie sprzeciwia temu całemu Matthew'owi? <br />
- Są i tacy, ale jest również kilku, którzy trzymają jego stronę i nikt nie postawi im się otwarcie.<br />
- I czwarte... Czemu z tąd nie uciekniesz? <br />
- Że co!? Jak to!? <br />
- Nooo, odniosłem wrażenie, że nie za bardzo ci się tu podoba, no i nie zgadzasz się ze swoim przywódcą, mógłbyś zostać samotnikiem.<br />
- To nie takie proste, jak myślisz. Potrzebuje społeczności, by zaistnieć, sam nie dał bym sobie rady.<br />
- Eee, może znajdź sobie inny Klan...? <br />
- Nie jestem tak tępy jak myślisz, dobrze wiem, że chcesz zwiać razem ze mną do domu. <br />
- Eureka. - zauważyłem i wyszedłem z lepianki, nie zwracając uwagi na to, że miałem się go pilnować. <br />
Poszedł za mną by dalej grać wzorowego strażnika, ale szybko zapatrzył się na Snowi, która z koleji gapiła się na mnie, ja chce już do Kruczej! Niby nienawidzi mnie, ale jest tu jedynym osobą, której ufam, czego nie mogę powiedzieć o niej, jak nie zaufamy sobie, to zaufamy tym, od których zamierzamy się uwolnić! Bez sensu.<br />
Z totalnie ignorujoncym mnie Ash'em wszedłem do lepianki, Krucza jak by na mnie czekała, podniosła się z legowiska. Zamieniła kilka słów z brązowym na temat gojących się ran. Chyba się zamyśliłem, bo po chwili samiec wyszedł, a ja napotkałem kpiące spojrzenie Raven. Przez chwilę, miałem wrażenie, że zamieni się w Otchłań i przemówi jej pięknym głosem, ale to tylko złudzenie. </p><p>- Jak minął dzień kociaku? - wymusiła się na lekko towarzyski uśmiech. <br />
Spojrzałem na nią krzywo i nic nie powiedziałem, jednak po chwili przypomniałem sobię, że musi choć trochę mi zaufać.<br />
- Byłem u Jamesa i zadawał mi pytania, które kazali mu powiedzieć. <br />
- I ja tak miałam - powiedziała obojętnie. - a co z tymi kotkami? <br />
- A, tamtymi...no wiesz, bezgwiezdni, po nich można spodziewać się wszystkiego - próbowałem wybrnąć z sytuacji. - widziałaś tą akcje? <br />
- Tia... - Krucza wywróciła oczami. - A jak tam jest?<br />
- Że na zewnątrz? - Raven przytaknęła. - hmmm... Mają duży obóz, przynajmniej Thiar nie ma aż tak dużego, i to nie jedyna "lepianka".<br />
Ułożyłem się na ziemi i podwinąłem łapy pod siebie. Nie miałem najmniejszej ochoty się stąd ruszać. Przez chwilę poczułem się jak bezbronny kociak, chciałem wtulić się w ciepły bok Miętowego Kwiatu - mojej matki, i zasnąć, jednak ledwo zdążyłem pomyśleć jakie to nie przyjemne uczucie i jaki jestem bez radny na tle zaistniałych wydarzeń, wróciłem na ziemię i na szczęście w porę zauważyłem, że do oka wpadło mi trochę piasku, szybko za mrugałem kilka razy. <br />
Było dopiero popołudnie, ale resztę dnia miałem spędzić w norze. Ash przyniósł nam coś do jedzenia, jako, że byliśmy im potrzebni, a przynajmniej ja od porwania jeszcze nic nie jadłem. Postarałem się zasnąć, co zdało się na marne. Spojrzałem na Kruczą, która leżała zamyślona.<br />
- Nie martw się. - mruknąłem. Przysunąłem się do niej i wtuliłem w jej sierść. Kotka uniosła wysoko brwi ale nic nie powiedziała. Przez chwilę próbowała odepchnąć mnie jednak nie pozwalały jej na to rany, przez które każdy ruch sprawiał jaj ból. <br />
W końcu uspokoiła się i tylko leżała z miną ,,spadaj debilu".<br />
Eh! Czemu ona musi być moim wrogiem!? Bezsens! <br />
Wstałem i pod jej czujnym wzrokiem obeszłem lepiankę.<br />
- Nie przejmuj się, też cię nienawidzę. - powiedziałem z ironiczną miną, po czym ułożyłem się w najdalszym koncie legowiska, zarazem moim ulubionym.<br />
- Matthew chce cię widzieć - Kalypso wszedł do lepianki i spojrzał na mnie ukrywając zaniepokojenie.<br />
- Aha. - Uniosłem brwi i czujnie przyjrzałem się przybyszowi nie zamierzając wstawać.<br />
- Podobno dużo powiedziałeś Ash'owi i łatwo wyciągnie z ciebie więcej... Ale tak na serio to ty chyba kłamałeś i dalej zamierzasz to robić? - kontynuował. <br />
Przytaknąłem nieznacznie i razem z Kalypso wyszłem z lepianki. <br />
Ja to mam pecha, a powinienem być przy Otchłani, ciężko się przyznać, ale momentami o niej zapominałem...ciekawe czy Klan zachodu nadal pamięta o mnie...</p><p><br /></p><p style="text-align: center;"><i><Kalypso? Krucza Mgło?></i></p><p><br /></p><p style="text-align: center;"><span style="font-size: xx-small;">1654 słowa • Bursztynowa Pręga zyskuje 16 pkt.</span></p><p><br /></p>Minekohttp://www.blogger.com/profile/09442858058875144570noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3059348993085192033.post-24623676917474093482020-11-09T23:03:00.007-08:002020-11-12T07:04:51.062-08:00Od Liliowego Sierpa CD Płomienne Pióro<div><br /></div><div style="text-align: center;">Narracja pierwszoosobowa</div>
<div style="text-align: center;"><i>*czas - dzień zebrania*</i></div><br /><i>
Dobry przyjaciel to ten, który wskoczy za Tobą do wody nawet jeśli nie umie pływać</i><br />
<br />
Przeklinałam w duchu opatrzność lub jak kto woli "Klan Gwiazdy" za to co się stało. Czy naprawdę coś takiego musiało wydarzyć się mi? Płomienne Pióro miała tyle okazji do wpadnięcia sobie w jakąkolwiek tylko dziurę chciała, a wybrała akurat tą! Chociaż biorąc pod uwagę fakt, że ostatni czasy spędzamy ze sobą praktycznie cały dzień szansa na podobny wypadek, w którym moja skromna osoba nie brałaby udziału wydała mi się raczej znikoma - odetchnęłam głęboko próbując stłumić niepokój <br />
- Żyjesz? - zapytałam chociaż wiedziałam, że gdyby kocica była przytomna zaczęłaby mówić mi co powinnam zrobić. Ewentualnie wydarłaby się na mnie o to jaką nieporadną sierotą jestem, to nie tak, że się z tym niezgadzam jednak mam wrażenie, że zielonooka czasami przesadza. Chyba nie może być ze mną tak źle, prawda? <br />
Jeszcze przez parę sekund czekałam z gasnącą nadzieją na odzew po czym postanowiłam wziąść sprawy w swoje łapy. <br />
Co zrobiłam? Nie znałam dobrze terytorium klanu, więc do głowy mi nie przyszło próbować zawrócić i powiadomić kogoś o tym zdarzeniu. W tamtej sytuacji wydawało mi się, że była to jedyne sensowne wyjście z sytuacji co oczywiście prawdą nie było. Genialna ja nie zważając na ryzyko wskoczyłam do tej przeklętej dziury nie wiedząc jak jest głęboka i co lub kogo napotkam na dole. Podobno najgłupsze pomysły przychodzą do nas pod presją, przypomniawszy, a raczej wymyśliwszy sobie to powiedzenia dla własnej wygody stwierdziłam, że będę się go trzymać.<br />
Dół nie był bardzo głęboki, a mój "bohaterski skok" zakończył się jedynie kilkoma zadrapaniami. Mimo wszystko bardzo mnie to zaniepokoiło, rudowłosa rzecz jasna nie spadła na cztery łapy, a skoro zemdlała co uznałam (nie chcąc myśleć o niczym innym...) za jedyną możliwą opcję musiała poważnie się pokaleczyć.<br />
Tunel, w którym się znalazłam oświatlało jedynie blade światło dobiegające z góry, poczekałam chwilę aż moje oczy przywykną do ciemności i rozejżałam się dookoła. Miejsce wydawało się stworzone wręcz idealnie by mogły zmieścić się w nim dorosłe koty. Sklepienie było mocno ubite, a ze ścian sączyła się woda. Tu i ówdzie można było zauważyć mech porastający ziemię, jednak nie to było w tym momencie ważne. <br />
Moja towarzyszka znajdowała się centralnie na środku pomieszczenia. Leżała spokojnie, powoli oddychając, gdyby nie okoliczności na pierwszy rzut oka możnaby było pomyśleć, że śpi. Podeszłam do niej i próbowałam ocenić stan poszkodowanej. Na początku nic specjalnie nie rzuciło mi się w oczy, żadnej rany, żadnej krwi, nic. Wydało mi się to nielogiczne, więc ostrożnie przewróciłam kotkę na drugi bok, dopiero teraz zauważyłam w czym rzecz. Zastępczyni upadła na stertę ostrych kamieni, które solidnie ją zraniły. Z przednich łap sączyła jej się krew, a prawy bok miała rozcięty, jednak na całe szczęście nie była to głęboka rana. Odsunęłam od nas skały lekko raniąc łapy i zebrałam trochę mchu, który podstawiłam pod leżącą. Nie miałam możliwości na zebranie tutejszej wody, z resztą nie wiedziałam czy w ogóle nie była aby trująca, więc własnoręcznie zabrałam się do doprowadzenia kotki do porządku. Starannie wylizałam jej rany, dbając o zatamowanie dopływu krwi. Minęło dobre kilka minut, a może nawet godzin zanim osiągnęłam całkiem satysfakcjonujący rezultat mojej pracy. Z przykrością spojrzałam na jej sierść, jej piękną płomienno rudą sierść, która teraz przez czerwoną substancję zabarwiła się na bliżej nie określony malinowo-miedziany kolor. Ciekawiło mnie czy uda jej się to kiedyś zmyć. <br />
Nie chciałam zapuszczać się w głąb tunelu dopóki Płomienne Pióro się nie obudzi, więc usiadłam obok niej i czekałam, czekałam i czekałam... <br />
Z minuty na minutę znużenie coraz bardziej ogarniało moje ciało, atakowało mięśnie, układ nerwowy i każdą komórkę. Zamknęłam oczy, położyłam się i okryłam swoim puchatym ogonem, nie minęła nawet chwila gdy wpadłam w objęcia Morfeusza. <br />
<br /><div style="text-align: center;">-•-</div><div><div>- Liliowy Sierpie - ze snu wyrwał mnie czyjś głos, jednak wstałam dopiero gdy ten sam głos wykrzyczał moje imię z dziesięć razy głośniej przy okazji delikatnie (a przynajmniej mój napastnik tak twierdził) wbijając we mnie pazury - CHARLOTTE!<br />
- Płomienne Pióro mogę wiedzieć co ty robisz? - powiedziałam ziewając - zaraz... Płomienne Pióro! Ty żyjesz! <br />
- Oczywiście, że żyję. Nie takie rzeczy przeżyłam, z resztą dzięki pomocy pewnego kota mogłam szybciej stanąć na nogi - odpowiedziała mi kotka i lekko się uśmiechnęła, za to ja szczerzyłam się jak zakochany kociak gapiąc się na nią jak na jakiegoś Boga. Przestałam dopiero w tedy gdy uświadomiłam sobie nasze położenie.<br />
- Gdzie my właściwie jesteśmy? - zapytałam, a ruda rozejżała się w około i zmarszczyła czoło.<br />
- Tunele bezgwiezdnych. Niedaleko powinno być jakieś wyjście, jednak niepokoi mnie to co na naszym terenie robiła ta dziura. Przechodziłam tędy wiele razy i nigdy jej nie widziałam, ponad to wygląda na to, że to wejście było niedawno używane. Smród niewiernych nadal się tu roznosi.<br />
- Oni to wszystko stworzyli?<br />
- Oczywiście, że nie. Żaden kot nie jest w stanie zrobić czegoś takiego, te szlaki ciągną się praktycznie pod każdym klanem. Bardzo możliwe, że to robota dwunożnych, a bezgwiezdni jedynie ją trochę poprawili i sobie przywłaszczyli - odparła krótkowłosa i poważnie dodała - Nie powinnyśmy tu być, nie chcę nawet myśleć o tym co może się stać jeśli, któryś z nich nas tutaj znajdzie.<br />
- W takim razie musimy szybko się stąd wydostać... Znasz drogę? <br />
- Nie istnieje bezpośrednia ścieżka do naszego klanu, nie licząc tej dziury, jednak nią nie jesteśmy w stanie wyjść. Będziemy musiały wejść na ich teren.<br />
- Tak właściwie nigdy nie powiedziałaś mi gdzie oni mieszkają.<br />
- Sama nie jestem tego do końca pewna, ale istnieją pogłoski, że jest to blisko terytorium Gauerdii. Jeżeli przyszłoby nam tamtędy iść zachowuj się neutralnie, mamy całkiem niezłe relacje z północą, więc tamtejsze koty nie powinny nas zaatakować. <br />
- Jasne.<br />
Zaczełyśmy iść w stronę zagłębienia. Płomienne Pióro robiła to z wyraźnym bólem, uporczywie powłucząc łapami. Musiała zauważyć, że się jej przyglądam, więc przyspieszyła najwyraźniej nie chcąc okazywać słabości. <br />
- Jest Ci bardzo ciężko? <br />
- Nie przejmuj się mną, do wesela się zagoi - powiedziała, a widząc moją nieusatysfakconowaną minę posłała mi przepraszające spojrzenie. <br />
<br />
Nie potrafię zliczyć ile czasu minęło od momentu, w którym zaczęłyśmy naszą wędrówkę, tunel ciągnął się prosto raz po raz skręcając to w prawo, to w lewo. Powoli zaczynałam wątpić w to, że kiedykolwiek się stąd wydostaniemy. Moje przypuszczenia na szczęście okazały się błędne, w końcu gdzieś w przeciągu długości drzewa dało się zauważyć blade światło. Musiał już zapaść zmrok. Pobiegłyśmy na tyle szybko na ile mogła sobie pozwolić wyższa kocica i dotarłyśmy do upragnionego wyjścia. Pomimo nocnej pory po tak długim czasie spędzonym w ciemności mimowolnie przez dłuższą chwilę nie mogłam przyzwyczaić się do blasku księżyca. Wciąż stojąc z zamkniętymi oczami miałam zamiar zapytać moją towarzyszkę o miejsce, w którym jesteśmy, ale ta mnie w tym wyprzedziła <br />
- Czyli to prawda... No cóż witam w klanie północy, za odrobiną szczęścia uda nam się przejść niezauważone przez nikogo. Granica między Gauerdią a Ekialdeą jest gdzieś na południowym wschodzie, mam nadzieję, że wszystko się powiedzie. <br />
- A jeśli się nie powiedzie? <br />
- Chciałabym Ci przypomnieć, że masz ze sobą zastępce przywódcy, powinni mnie rozpoznać, nie chcę się chwalić, ale z niektórymi członkami klanu wody jestem nawet całkiem dobrze zaprzyjaźniona. Nie masz się czego obawiać. - powiedziała pewnie kocica.<br />
- Powiedzmy, że Ci ufam. <br />
- I bardzo dobrze, a teraz rusz się i jeśli możesz nie zadawaj pytań.</div></div><div>Trzeba było przyznać, że różnica między krajobrazem na wschodzie, a tym z północy była kolosalna. Łąki i kwiaty zwykle porastające teren Ekialdei zmieniły się w miejsce pełne rzek i jezior. Nawet o tej porze dnia w wodzie słychać było plusk ryb. Gładka tafla odbijała światło gwiazd, co powodowało, że Gauerdia sprawiała wrażenie mitycznej krainy nie z tego świata. <br />
Niestety nic nie jest idealne, mimo uroczego krajobrazu było tu zimno i strasznie mokro. Długie futro z jednej strony nieco mnie ocieplało, a z drugiej mokre bardzo mi ciężyło. Świat jest pełen sprzeczności...<br />
Udało nam się przejść przez obce terytorium bez większych problemów chociaż raz wydawało mi się, że z jednego wzniesienia ktoś nam się przyglądał, uznałam to jednak za zwidy bo w końcu gdyby naprawdę coś takiego miało miejsce osoba ta z pewnością by nas nie przepuściła. <br />
W końcu dotarłyśmy do własnego klanu, ku mojemu zdziwieniu nikogo nie zastałyśmy, ale zdecydowałam nie pytać o to Płomiennego Pióra. Powoli dochodziłam do wniosku, że zadaje za dużo pytań, może to dlatego ją tak bardzo irytuje? <br />
- Cholera jasna zgromadzenie! - krzyknęła nagle zatrzymując się zielonooka<br />
- To coś ważnego? <br />
- Tak i to bardzo, ale w zasadzie nic ciekawego się tam nie dzieje. No cóż Jarzębinowa Gwiazda opowie mi o tym co się działo... - powiedziała uspokoiwszy się, po czym znowu zamarła wlepiając wzrok w jakąś niewyraźną plamę na horyzoncie. Plama zaczęła powoli się zbliżać i odkryłam, że nie był to niewyraźny ślad, a przywódca we własnej osobie.<br />
- Spotkanie się już skończyło? - spytała rudowłosa <br />
- Owszem, jednak bardziej interesuje mnie co wy na klan Gwiazd tu robicie i gdzie do tej pory byłyście. - odparł złotooki<br />
- Później wszystko Ci opowiem, jak wygląda sytuacja wśród innych? - nie dawala za wygraną kocica <br />
- Standardowo, Irysowa Gwiazda nadal trzyma swój klan w odcięciu od świata, a Lśniący przez cały czas żarł się z Burzowym. Ale poza tym dowiedzieliśmy się, że bezgwiezdni zaczęli najeżdżać na pozostałe klany, obawiam się, że nas też w końcu mogą zaatakować - odparł spokojnie lider <br />
- To rzeczywiście niepokojące, a czy "on" coś o mnie może wspominał - spytała nieśmiało kotka co było co najmniej nie w jej stylu i przez to utrzymało mnie w przekonaniu, że musi być to dla niej zarówno ważne jak i w pewnym sensie nieodpowiednie. <br />
- Można powiedzieć, że był o Ciebie zaniepokojony... ale nie powinnaś robić sobie zbytnich nadziei<br />
- Co? Nie, chyba źle się zrozumieliśmy. Dla mnie on jest już skończony, nie obchodzi mnie co sobie o mnie myśli po prostu byłam ciekawa - powiedziała szybko, usprawiedliwiając swoje pytanie. Nie wiedziałam co wywołało u niej taką reakcję, ponieważ nie znałam kota o którym była mowa, ani tego kim dla kocicy on jest. Stałam więc obserwując dwa koty, które najwyraźniej zapomniały o moim istnieniu. <br />
- Wracając, co się z wami działo? <br />
Widząc okazję do "zaistnienia" szybko odpowiedziałam zanim zrobiłaby to Płomienne Pióro.<br />
- Znalazłyśmy dziurę prowadzącą do tunelów bezgwiezdnych i chcąc nie chcąc udało nam się do niej wpaść.<br />
- To brzmi strasznie żenująco, ale to prawda - potwierdziła moją wersję zielonooka - nigdy wcześniej jej nie widziałam myślę, że powinniśmy to zbadać. Ponad to dowiedziałyśmy się, że jedno z wyjść z kanałów położone jest na terenie Gauerdii. Lśniąca Gwiazda jest tego świadomy? <br />
- Rzeczywiście powinniśmy to jak najszybciej wyjaśnić. Co do północy, zapewniam cię, że tamtejsze koty doskonale zdają sobie sprawę z istnienia owej drogi w ich granicach.<br />
Dopiero w tym momencie zwróciłam uwagę na to w jakiej pozycji stoi ruda samica. Starała się ukryć przed przywódcą swoje rany chytrze chowając obolały bok za mną. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że nie będę mogła robić za jej zasłonę przez wieczność, ale już w tym momencie postanowiłam odstawić ją do medyka choćby miała mnie po tym (jeszcze bardziej niż teraz) znienawidzić.<br />
- Płomienne Pióro jest ranna - oznajmiłam czym wywołałam zaniepokojenie u Jarzębinowej Gwiazdy i pełny pretensji wzrok owej kotki, a żeby jeszcze bardziej uprzykrzyć jej życie dobitnie odsunęłam się od rannej.<br />Jej pełna nienawiści mina kiedy próbowała wmówić liderowi, że nic jej nie jest wskazywała na to, że na następnym treningu napewno da mi w kość. W tym momencie jednak postanowiłam się tym nie przejmować.</div><div><br /></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: xx-small;">1843 słowa • Liliowy Sierp zyskuje 18 pkt.</span></div><div><br /></div>Minekohttp://www.blogger.com/profile/09442858058875144570noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3059348993085192033.post-56807372922024922142020-11-03T04:10:00.003-08:002020-11-03T04:10:37.272-08:00Od Kruczej Mgły CD Kalypso<br /><div style="text-align: center;">Narracja pierwszoosobowa</div><br /><i>Osoby które były dla nas naprawdę ważne na zawsze takimi pozostaną. Mimo przeciwności losu i braku kontaktu nadal czujemy, że moglibyśmy poświęcić dla nich swe życie i szczęście<br /></i>
<br />
Moje wszelkie próby zmycia z siebie pozostałej krwi kończyły się na niczym. Jak bardzo bym się nie starała zamiast sobie pomóc jedynie jeszcze bardziej rozdrapywałam istniejące rany w kontekście zarówno fizycznym jak i psychicznym.<br />
- Pieprzyć to - mruknęłam do siebie i położyłam głowę na posadzce. Intensywny zapach wilgotnej ziemi drażnił moje nozdrza, ale nie przejmowałam się tym. Kątem oka spod uchylonej powieki obserwowałam poczynania Bursztynowej Pręgi. Wojownik siedział w ciszy obserwując wejście do sali, w której przebywaliśmy. <br />
- Wydostanę się stąd. Na pewno mi się uda - powiedział ledwo słyszalnym szeptem.<br />
- Masz w sobie wielkie pokłady nadziei - stwierdziłam, a rudy kot momentalnie odwrócił się w moją stronę.<br />
- Ja muszę uciec, moja rodzina niedługo się powiększy, powinienem być z nimi, a nie tutaj! - odparł rozsypując łapą stos drobnych kamieni leżących obok niego.<br />
W normalnej sytuacji nie podważałam faktu, że jesteśmy wrogami, teraz jednak znajdowaliśmy się w tym samym położeniu i czy tego chcieliśmy czy nie byliśmy, a przynajmniej powinniśmy być po tej samej stronie. Bursztynowooki jednak kolejny raz nieświadomie wbił mi ostrze w serce.<br />
Jego rodzina niedługo się powiększy! Jak cudownie! Był jeszcze młodym wojownikiem, a posiadał już tyle dobra, tyle szczęścia, rodzeństwo, partnerkę, przyjaciół, potomstwo...<br />
Nie wiem co chciał osiągnąć informując mnie o tym i jakiej reakcji się spodziewał, a nawet nie chcę wiedzieć. Zastanawia mnie dlaczego los musi być taki niesprawiedliwy? Jednym daje to czego tych drugich brutalnie pozbawia. Od zawsze kochałam kociaki i nie kryłam się z tym. Pamiętam jak cieszyłam się na wieść, że będę miała rodzeństwo. Później miałam nadzieję na potomstwo, ale wojna to nie był czas na to odpowiedni, potem go całkowicie zabrakło. Wielokrotnie rozmyślałam nad tym jak potoczyłoby się moje życie gdybym jednak urodziła, ale nigdy sobie na nie, nie odpowiadałam bo każdy możliwy scenariusz, który sobie wymyśliłam kończył się tragicznie. Co mi z chwilowej satysfakcji gdy w końcu zobaczyłabym moje wieczne pragnienie pozbawione życia? Myśl o mnie i Szczawiowym Ogonie z gromadką dzieci wydawała mi się odległa i strasznie nierealna, a dzięki temu byłabym w końcu spełniona. Nie mam zamiaru nikogo oszukiwać, nie umiem cieszyć się z cudzego szczęścia, nie czuje smutku widząc innych wypłakujących sobie oczy. Robimy wszystko na co nas stać, poświęcamy się, a życie nigdy nas nie oszczędza, zawsze jest ciężkie.<br />
- Gratulacje - syknęłam odwracając głowę, nie chciałam czuć jego wzroku na sobie oraz by mógł z mojej twarzy cokolwiek odczytać, poza tym bałam się, że znowu się rozkleję. Nigdy nie pozwól by inni zobaczyli, że można cię zranić, słowa, które niegdyś wypowiedział do mnie Lśniąca Gwiazda na stałe wyryły sobie miejsce w mojej pamięci. Starałam się trzymać tej zasady, ale nie zawsze się udawało. Niektórzy twierdzili, że jestem cyniczną, niezrównoważoną egoistką w takich chwilach nie mogłam powstrzymać się od donośnego ogłoszenia takiemu kretynowi, że ja też mam uczucia.<br />
- Dzięki? - odpowiedział niepewnie próbując wyłapać z tonu mojego głosu wszelkie objawy sarkazmu. <br />
Powróciłam myślami do moich wcześniejszych rozmyślań. Ciekawiło mnie jak ma się nasz lider, bądź Akacjowy Zmierzch. Zastanawiałam się czy ten drugi zauważył mój brak i co w związku z tym czuje, myśli. Wydało mi się to nieco samolubne, ale w końcu jesteśmy przyjaciółmi, to całkiem normalne, prawda? <br />
- Potrzebny nam jakiś plan, taktyka - głośno pomyślałam.<br />
- Co proponujesz?<br />
- Dowiesz się w swoim czasie - odparłam, ale tak naprawdę nie miałam ochoty go o tym informować. Każdy z nas powinien działać na własną korzyść, jeśli rudzielec dowiedziałby się o mnie za dużo mógłby to z łatwością wykorzystać na moją szkodę, a do tego nie mogłam dopuścić.<br />
<br /><div style="text-align: center;">-•-</div><div style="text-align: center;"><br /></div><div>Kalypso wrócił do nas następnego ranka, a przynajmniej tak mi się wydawało, w istocie na chwilę obecną nie miałam okazji, ani możliwości wyjścia z pieczary. Zielonooki wszedł do środka wyraźnie zdenerwowany.<br />
- "Spiskowanie z wrogami będzie surowo tępione, a każdy kto się tego dopuści poniesie karę śmierci"! - oznajmił donośnie, cytując słowa ich przywódcy, a przynajmniej wszystko na to wskazywało. Widocznie i on nie był zachwycony z przebiegu wczorajszego dnia. Zaraz za nim do środka weszła ruda kotka trzymając w pysku jakieś zielsko, oraz brązowy kocur, który jeśli dobrze pamiętam nazywał się Ash. Poczułam się jak bezbronne zwierzę zamknięte w klatce, eksperyment, jak zwykły przedmiot. <br />
- Jesteśmy dla was aż taką atrakcją? - spytałam pogodnie z fałszywą sympatią.<br />
- Ash przyszedł zabrać Huntera do jego ucznia, a Wendy może pomóc Ci w końcu stanąć na nogi. Naprawdę nie potrzeba nam tu żadnych trupów.<br />
- To trzeba było uważać - warknęłam pod nosem.<br />
- Dlaczego to ja mam zawsze wychodzić? - spytał z urazą Pręga, podczas gdy kocica wraz z breją, którą w tym momencie przeżuwała szła w moją stronę.<br />
- A dlatego, że twoja koleżanka nie może, a jedynym efektem trzymania was podczas nauki w jednym pomieszczeniu będzie trwałe uszkodzenie słuchu wszystkim wokół - sucho odparł zielonooki. <br />
Kocur nic na to nie odpowiedział, a jedynie posłusznie wyszedł. Brązowooka natomiast znalazła się tuż przy mnie, wypluwając substancję i rozpościerając ją łapą po moich ranach, jednym słowem - ohyda. Na początku czułam nieprzyjemne szczypanie, ale później ból przerodził w kojący chłód. <br />
- Dziękuję - burknęłam obserwując jak intensywna czerwień towarzysząca cięciom na moim ciele przeistacza się w delikatny róż.<br />
- Nie ma sprawy - odpowiedziała przyjaźnie ruda kotka i skierowała się do wyjścia by już za moment zniknąć mi z oczu.<br />
- Powinnaś całkowicie wyzdrowieć mniej więcej za kilka dni, więc pomyślałem, że dzisiaj jedynie się bardziej poznacie. W końcu zyskując szacunek w oczach ucznia będziesz bardziej pomocna - stwierdził Kalypso siadając naprzeciwko mnie. <br />
Widocznie nie miał zamiaru stąd odejść, a rozmowa między mną, a Lore miała być ściśle kontrolowana. Nie obchodziła go moja relacja z uczennicą, chciał przejąć jak najwięcej informacji o Gauerdii.<br />
- Jeżeli chcesz się ode mnie czegoś dowiedzieć wystarczy zapytać. Wykorzystując w tym celu nic nieświadomego kociaka przysięgam ci, że niczego się nie dowiesz.<br />
- To się jeszcze okaże - powiedział pewny siebie wojownik gdy srebrna kotka zaszczyciła nas swoją obecnością. Szybko do nas podbiegła i zajęła miejsce obok samca.<br />
- Kalypso mówił, że mogę Ci dzisiaj zadać kilka pytań jeśli zechcę, zgodzisz się? - spytała entuzjastycznie, patrząc na mnie wyczekująco.<br />
- Naturalnie. <br />
- Super! To może zaczniemy, skąd pochodzisz?<br />
Zdawałoby się, że było to niewinne pytanie, ale by je wypowiedzieć kotka musiała na moment się nad czymś zastanowić. Rzecz jasna nie ona je wymyśliła. Każda jej wypowiedź musiała być solidnie przygotowana już wcześniej, Lore miała być jedynie marionetką w rękach innych. Obiecałam sobie, że nic nie powiem i obietnicy dotrzymam. Początkowo udawałam, że nie usłyszałam pytania, taktyka ta niestety nie mogła ciągnąć się w nieskończoność, więc kiedy po raz piąty z ust ucznia dobiegła ta sama treść postanowiłam wziąć sprawy w swoje łapy.<br />
- Zrobię to jeśli później rolę się odwrócą - szeptem oznajmiłam coraz bardziej zniecierpliwionemu samcowi. <br />
- Niech ci będzie - odpowiedział niechętnie.<br />
- A więc do tej pory mieszkałam w klanie północy.<br />
Kotek widząc, że nareszcie się odezwałam ciągnął dalej.<br />
- Och... słyszałam, że nie jest tam teraz za ciekawie.<br />
Jeszcze czego! Nie wiem co ci kretyni im o nas naopowiadali, ale nie mogłam tego tak zostawić.<br />
- Słoneczko w takim razie dostałaś nieprawdziwe informacje - odparłam łagodnie - W naszym klanie sytuacja ma się naprawdę dobrze. <br />
- No dobrze, a jeśli chodzi o waszego przywódcę? Podobno jest bardzo ranny.<br />
- On ma się już dobrze. Mogłabym nawet powiedzieć, że jest silniejszy niż kiedykolwiek był - coraz więcej kłamstw bez trudu wydostawało się z moich ust. <br />Świadomość, że w rzeczywistości wszystko ma się zupełnie inaczej mogłaby zaszkodzić pozostałym. Najwyraźniej udało mi się przekonać małą, ale bury kocur patrzył na mnie próbując ukryć niepokój. Był zdziwiony moimi odpowiedziami, musiały mu się nie zgadzać z tym co już pozyskał. Fakt, że najwyraźniej nie rozumiał tego, że zwyczajnie kłamie postawił mnie w przekonaniu, że albo on jest tak bardzo tępy, albo ze mnie dobry oszust. Kotka zerkała ukradkiem to na samca to na mnie, jakby zastanawiała się czy jeszcze coś powiedzieć. Po kilku minutach wreszcie, niepewnie otworzyła pyszczek.<br />
- Kto ci to wszystko zrobił? - spytała zapewne odnośnie moich ran, a ja widząc przerażoną minę Kalypso nie mogąc ukryć radości, szeroko się uśmiechnęłam. Tego pytania nie było w planie. Mimo wszystko postanowiłam pójść na rękę bezgwiezdnym i odpowiedzieć nie w zgodzie z prawdą, w końcu czym zawinił sobie ten kociak by musiał już teraz słyszeć ode mnie, że osoby z którymi na co dzień żyje są porywaczami i mordercami? Poza tym po cicho liczyłam, że "ratując" zielonookiego zyskam u niego coś w stylu długu. <br />
- Ach to! - oznajmiłam po chwili rzekomego namysłu - To nic takiego, byłam nie ostrożna i natrafiłam na dziki, na szczęście im uciekłam, ale niestety udało im się mnie zranić. <br />
Zdanie to po części było prawdziwe. Kiedyś naprawdę spotkałam się z tymi stworzeniami, które niemalże mnie zabiły. Byłam w trakcie polowania gdy zauważyłam młodego warchlaka, wydawał się samotny i zagubiony, więc postanowiłam pozbawić go życia. Jak się okazało nie był sam, wkrótce z lasu wybiegła locha rzucając się na mnie by obronić swoje dziecko. Jej kły z łatwością by mnie przebiły, więc nie myśląc za wiele wspięłam się na jedno z drzew i przez kilka godzin czekałam aż dzika świnia odejdzie. Nabawiłam się kilku siniaków i w duchu przyrzekłam, że już nigdy nie wejdę sama do lasu, co o ironio! Znów przyniosło mi nieszczęście.<br />
- Myślę, że już wystarczy. Jutro powinnaś mieć już zwyczajną lekcję - odrzekł uspokojony bezgwiezdny, a samiczka szybko uciekła.<br />
- Zrobiłam to co chciałeś, więc teraz twoja kolej - stwierdziłam szybko gdy zostaliśmy sami widząc, że kocur chce coś powiedzieć. Ostatecznie jedynie westchnął dając mi pole do manewru. <br />
- Porwaliście nas nie tylko po to byśmy uczyli wasze potomstwo, chcecie żeby świat was w końcu zauważył czyż nie? <br />
- Dobrze wiesz, że to nie ja pociągam tu za sznurki, ale tak. Mniej więcej o to chodziło.<br />
- Koty odwrócone od wiary, która jest głównym powodem zjednoczenia klanów nie mają szansy na zaistnienie, więc postawiliście na bardziej radykalne środki. Ciekawie, jednak widzę że nie wszyscy się z tym zgadzają, dlaczego nie próbujecie nic z tym zrobić?<br />
- Wiem, że każdy chciałby znać odpowiedź na to pytanie, ale to nie jest tak proste jak myślisz.<br />
- Nie twierdzę, że to proste.<br />
- W każdym razie nasz nowy przywódca jak mogłoby się wydawać nie jest sam. Mimo wszystko są koty, które ślepo w niego wierzą i-<br />
- Na przykład taki ty<br />
- Co takiego?!<br />
- Zauważyłam, że jesteś dla nich kimś ważnym. Ash nawet nie mrugnął gdy kazałeś mu wyprowadzić Bursztynową Pręgę. Przestań myśleć, że nikt o niczym nie wie.<br />
- Jestem jego zastępcą to fakt, ale jestem również przeciw jego zachowaniu.<br />
- Skoro ktoś taki wybrał cię na zastępcę musiał Ci ufać - ciągnęłam dalej, sprawiając, że samiec coraz bardziej wychodził z siebie. Najwyraźniej temat ten był dla niego niezwykle delikatny, tylko dlaczego?<br />
- TO MÓJ BRAT! Zadowolona?! - warknął, ale widząc, że nie zrobiło to na mnie żadnego wrażenia uspokoił się.<br />
- Owszem, zastanawia mnie jednak czemu tak bardzo Ci ufa?<br />
- Za młodu byliśmy ze sobą bardzo blisko. Zmieniło się to gdy dowiedziałem się o jego planach - odpowiedział szykując się do wyjścia. <br />
- Co ty wyprawiasz?<br />
- Lore zadała trzy pytania.<br />
- Zadała CZTERY pytania, jedno nie było w planach, ale jednak! - krzyknęłam gdy w nienaturalnie szybkim tempie znalazł się przy wyjściu. Zawahał się, ale stanął w miejscu nie odwracając się do mnie.<br />
- Mów.<br />
- Czego się obawiasz?<br />
- Co proszę? </div><div>- Co wywołuje u Ciebie lęk, czego się boisz? - doprecyzowałam pytanie widząc jednak, że to nie zrozumienie pytania sprawia mu trudność, a wręcz przeciwnie. <br />
- Nie byłaś z nami szczera, więc ja też nie mam zamiaru - zauważył ruszając przed siebie.<br />
- ZACZEKAJ! Nie podejrzewałam, że myślałeś, że naprawdę powiem to co się dzieje, ale w gruncie rzeczy nie chciałeś również by Lore dowiedziała się co mi zrobiliście, a co za tym idzie kim jesteście. <br />
- Nie miałem się o co martwić. Nie wyjawiłabyś tego.<br />
- W tedy wyglądałeś jakbyś właśnie tego się po mnie spodziewał. <br />
- Nie wiem do czego jesteś zdolna, prawdą jest natomiast to, że na początku źle cię oceniłem.<br />
- Teraz to sobie uświadomiłeś? Ciekawi mnie co o mnie myślisz, może dalej jesteś w błędzie? - spytałam zdając sobie sprawę, że sama nie jestem do końca pewna tego jaka jestem.<br />
Nie udało mi się go dłużej zatrzymać po moich słowach na dobre sobie poszedł. Zostało mi jedynie czekanie na powrót Huntera czy jak go tam nazwali. W przeciwieństwie do mnie raz na jakiś czas może zobaczyć coś poza ziemią i kamykami, które wbijają się w futro. Zastanawiało mnie z kim teraz przebywa, skoro Kalypso stwierdził, że będzie przy mnie i Lore to może Ash również czeka przy nim i "jego" uczniu. Muszę go o to zapytać gdy tylko wróci, mimo wszystko jest moim jedynym źródłem informacji bo po dzisiejszym zajściu nie spodziewam się wyciągnąć czegokolwiek z zielonookiego.</div><div><br /></div><div style="text-align: center;"><i><Kalypso?></i><br /><br /><span style="font-size: xx-small;">2065 słów • Krucza Mgła zyskuje 20 pkt.</span><br /><br /></div><div><br /></div>Minekohttp://www.blogger.com/profile/09442858058875144570noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3059348993085192033.post-3880386970143038192020-11-01T00:12:00.005-07:002020-11-01T00:18:26.421-07:00Od Kalypso CD Krucza Mgła<p> </p><p style="text-align: center;">Narracja pierwszoosobowa</p><p><br /></p><p>Zaczęło się źle, teraz jest jeszcze gorzej. Porwania, zabójstwa, terror i pomyśleć, że coś takiego można robić w dobrej wierze? Ta droga do niczego nas nie doprowadzi i każdy o tym wie, ale nikt nie próbuje się sprzeciwić. Czy naprawdę do tego dążymy? <br />
Zielonooka kotka leżąca przede mną wyraźnie nad czymś rozmyślała postanowiłem zostawić ją samą, może przynajmniej w ten sposób będę mógł jej jakoś pomóc. Wydostałem się z tunelu i skierowałem się do wyjścia z obozu planując zdobyć jakieś jedzenie na terenie dwunożnych. Ruch tego dnia był zaskakująco niewielki, więc nie musiałem zbytnio martwić się tym, że zostanę brutalnie zamordowany przez te metalowe puszki jeżdżące po drodze.<br />
Doszłem do największego skupiska ludzi i zauważyłem dobrze znaną mi maszynę wyrzucającą włożone w jakąś dziwną żywność mięso. Upewniłem się, że nigdzie nie ma znanego mi właściciela jedzenia i zębami złapałem pokarm, który znajdował się na tacy leżącej dość nisko, a przynajmniej na tyle nisko by średniej wielkości kot jakim jestem mógł ją dosięgnąć. Gdy miałem zamiar odejść usłyszałem krzyk owego dwunożnego. Zacząłem uciekać, a ten popychając wszystkich wokół gonił mnie z czymś kijopodobnym w łapach, drząc się jakby go co najmniej ze skóry obdzierali. <br />
Starałem się go zgubić wbiegając w środek tłumu, po czym skręciłem w głąb wąskiej ulicy.<br />
Czekając aż facet odpuści sobie pogoń za mną zobaczyłem podchodzącą do mnie starą znajomą.<br />
- Wendy? - zapytałem dla upewnienia rudą, brązowooką kotkę odkładając pożywienie. <br />
- We własnej osobie Kal - odpowiedziała swoim melodyjnym głosem - długo się nie widzieliśmy<br />
- Racja, cóż... tak jakoś wyszło. Co ty tutaj robisz? <br />
- Stwierdziłam, że muszę się trochę przewietrzyć, siedzenie w obozie jest dosyć przytłaczające. <br />
- Można tak powiedzieć. <br />
- Widzę, że znowu przyszłeś po coś do zjedzenia, nie boisz się, że ten dwunożny w końcu cię złapie? - westchnęła zmartwiona samica.<br />
- Skoro jeszcze tego nie zrobił nie sądzę, że teraz mogłoby mu się to udać - odparłem radośnie, ale zaraz zmieniłem oblicze - zaraz, skąd wiesz, że już prubował mnie złapać?<br />
Brązowooka znieruchomiała, po czym lekko się jąkając odpowiedziała.<br />
- J-ja aż wstyd się przyznać, ale od pewnego czasu cię obserwowałam. Oczywiście nie w żadnych złych intencjach! Po prostu zauważyłam, że często tu przychodzisz w odróżnieniu od innych i jakoś tak samo się stało... Jesteś zły? <br />
- Jasne, że nie. Nie musisz się niczym martwić Wendy, ale teraz muszę już niestety iść.<br />
Kotka wyraźnie odetchnęła z ulgą.<br />
- Cieszę się, że mogliśmy się spotkać, mam tylko nadzieję, że znowu gdzieś nie znikniesz - odparła uśmiechając się zalotnie.<br />
- Nie śmiałbym.<br />
- Trzymam cię za słowo.<br />
- To do zobaczenia.<br />
- Pa! <br />
Gdyby nie futro pewnie rumieniłbym się jak jakaś napalona nastolatka. Owa samica już odkąd byliśmy kociakami zawróciła mi w głowie, ale potrafił zauważyć to każdy tylko nie ona, więc pogodziłem się już z faktem, że nie mam u niej żadnych szans. A tu nagle gdy udało mi się zapomnieć o tym całym uczuciu, które do niej w przeszłości żywiłem zjawia się, żeby znów doprowadzić moje spokojne życie do obłędu, ale może jednak jest jeszcze dla nas jakaś nadzieja? <br />
<br /></p><div style="text-align: center;">-•-</div>
<div style="text-align: center;"><br /></div>
Szczerze uśmiechnięty wróciłem do obozu i wszedłem do jednego z tuneli, gdzie mój humor się zmienił. Poza Kruczą Mgłą, którą spodziewałem się zobaczyć siedział tam jeszcze jeden kot, od którego czarna kotka próbowała się jak najdalej oddalić, posyłając w jego stronę agresywne spojrzenia.<br />
- O kogo my tu mamy! Mógłbyś mi z łaski swojej powiedzieć co on tu robi?! - wysyczała zielonooka, czym rudy kocur zdawał się za bardzo nie przejmować.<br />
Wypuściłem z pyska zdobycz i podjąłem próbę ubrania w słowa tego co myślę.<br />
- Ja szczerze mówiąc nie mam pojęcia - samica nie odezwała się, ale widać było jak na zmianę wysuwa i chowa pazury, nasz nowy więzień za to wydał się nieco spokojniejszy za co byłem mu dozgonnie wdzięczny - za chwilę wrócę.<br />
Szybko wybiegłem z pomieszczenia i wzrokiem zacząłem poszukiwanie mojego brata.<p></p>Stał nieopodal wielkiego dębu, rozmawiając z brązowym, pręgowanym kocurem.<br />
- MATTHEW! - krzyknąłem w jego stronę, żeby zwrócić na siebie uwagę.<br />
Ten coś jeszcze szepnął w stronę wojownika i podszedł spokojnym krokiem w moją stronę.<br />
- Kto TO jest? - powiedziałem nie trudząc się z zagłębianianiem się w szczegóły, on z pewnością wiedział o kogo chodzi i jak zareaguje na jego widok.<br />
- Jakiś losowy kocur z zachodu - odparł bez cienia niepokoju.<br />
- Kiedyś w końcu los się przeciw tobie odwróci, a wtedy już nikt nie będzie obawiał się ci przeciwstawić. Karma wraca, ten twój chory plan nie ma szans na powodzenie.<br />
Reakcja kota na moje słowa była do przewidzenia. Matthew nie dość, że w ogóle się nimi nie przejął to jeszcze dodatkowo uśmiechnął się do mnie kpiąco, miałem go stanowczo dosyć. Stanąłem przed wyborem, mogę albo wrócić do tej przeklętej dwójki, albo zostać tu i próbować przemówić bratu do rozsądku. Drugą opcję natychmiast odrzuciłem, twierdząc, że i tak nic nie zmienię, więc pozostał mi powrót do więźniów...<br />
Bez słowa odszedłem od brązowookiego kocura. Wchodząc spowrotem w głąb ziemi usłyszałem wrzaski, kłócących się kotów. Momentalnie poczułem lekki ból w głowie, ale zawracać nie było sensu.<br />
- Naprawdę sądzisz, że przez fakt, że oboje zostaliśmy tu uwięzieni moja opinia na twój temat się zmieni?!<br />
- Nie, jednak chciałbym móc na nią jakoś wpłynąć, ale ty nie dajesz mi żadnych szans! <br />
- A to ciekawe dlaczego.<br />
- Właśnie tego nie rozumiem mogłabyś mi wytłumaczyć dlaczego jesteś tak bardzo uprzedzona co do Thiaru?<br />
Kotka się speszyła, wyraźnie myśląc nad tym czy powinna odpowiedzieć na to pytanie zgodnie z prawdą.<br />
- Mam ku temu powody - syknęła jedynie uciekając wzrokiem od spojrzenia rudzielca. <br />
W tym momencie postanowiłem się wtrącić zanim towarzystwo znów zacznie się nawzajem na siebie wydzierać, wydałem z siebie głośne chrząknięcie czym zwróciłem na siebie ich uwagę.<br />
- Słuchaj no gnoju jak w tej chwili nas stąd nie wyprowadzisz to srogo tego pożałujesz! - krzyknęła Krucza Mgła, ostrożnie się podnosząc. <br />
Miałem coraz większe wrażenie, że ta kotka po prostu lubi wrzeszczeć...<br />
- Czyżby? - spytałem przyglądając się jej wątłej postawie. Może i udało jej się podnieść, ale widać było, że sprawia jej to niewyobrażalny ból.<br />
- Jeśli ona nie jest w stanie cię załatwić to ja to zrobię - odrzekł nagle samiec.<br />
- Przykro mi to mówić, ale to co zamierzacie zrobić przewyższa wasze możliwości. Nie oszukujmy się, nieumiejąca ustać na nogach kotka i skaleczony kocur nie będą w stanie nikogo pokonać. <br />
- Mylisz się! - krzyknął rudy szykując się do skoku, ale powstrzymał się gdy w wejściu pojawił się Ash - owy kocur, który chwilę wcześniej rozmawiał z Matthew'em. Dopiero teraz zauważyłem, że miał rozcięty bok.<br />
- Co tu się dzieje Kalypso? - zapytał, po czym jego wzrok przeniósł się na bursztynowookiego - ech... mam się nim zająć? <br />
- Byłoby mi miło gdybyś go stąd przynajmniej na moment zabrał - odparłem na co samiec pokiwał energicznie łbem.<br />
- Już się robi. Hunter, za mną! - młody wojownik posłusznie oddalił się razem z Ash'em pozostawiając nas samych.<br />
Krucza Mgła zaprzestała prób zrobienia jakichkolwiek kroków i milcząc usiadła, nie racząc mnie nawet jednym spojrzeniem, zaczęła wylizywać resztki krwi z sierści.<br />
Przypomniałem sobie o jedzeniu, które spoczywało pod moimi łapami, chwyciłem je i podszedłem do zielonookiej upuszczając je centralnie przed jej nosem.<br />
- Co to jest? - spytała nieufnie.<br />
- Mięso. Zjedz, a napewno poczujesz się lepiej.<br />
Kotka zaprzestała wykonywania dotychczasowej czynności i zaczęła podejrzliwie przyglądać się pożywieniu.<br />
- Skąd mam mieć pewność, że nie jest zatrute?<br />
- Sam je zdobyłem, póki się nie zepsuje możesz być pewna, że się nie otrujesz.<br />
- Jakoś mnie to nie przekonuje.<br />
Już miałem coś odpowiedzieć, gdy kotka z własnej woli wręcz rzuciła się na jedzenie. Poczekałem chwilę, aż skończy i w końcu zadałem pytanie.<div>- A jednak zaryzykowałaś, co jeśli naprawdę postanowiłem cię otruć? - spytałem z niewinnym uśmieszkiem, czekając na jej reakcję, oczekiwałem kolejnego ataku furii, ale to nie nastąpiło. Nadal otaczał ją wszechobecny chłód, ale w jej oczach dało się zauważyć słabą iskrę.<br />
- W takim wypadku oznaczałoby to, że sama zafundowałam sobie śmierć. Nie ufam Ci, nie ma znaczenia czy to jedzenie było skażone czy też nie, skoro je zjadłam musiałam być przygotowana na swój koniec, jeśli chciałabym przeżyć nigdy bym tego nie zrobiła. Potrafisz wyciągnąć z tego jakieś wnioski? - odparła spokojnie. Nie tego się po niej spodziewałem. Nie miałem pojęcia co odpowiedzieć, jeśli dobrze zrozumiałem kocica z własnej woli wystawiła się na próbę samobójczą. <br />
- Zamierzasz coś powiedzieć czy będziemy tak tu siedzieć? - zapytała w końcu znudzona, a jej oczy powróciły do dawnej formy. <br />
- Ja... <br />
W tej chwili do pokoju powrócił rudy kocur wraz z strażnikiem. <br />
- Nie chcę przeszkadzać, ale lider chciałby cię u siebie widzieć - obwieścił Ash, wpychając "Huntera" do środka.<br />
- Nie widzę w nim żadnego lidera - odparłem półszeptem, a kocur posłał mi zrozumiałe spojrzenie jednak nic na ten temat nie powiedział.<br />
Ostatni raz rzuciłem okiem na czarną kocicę, która jakby nigdy nic dalej powróciła do próby zmycia z siebie oznak walki...</div><div><br /></div><div style="text-align: center;"><i><Krucza Mgło?></i></div><div><br /></div><div style="text-align: center;"><span style="font-size: xx-small;">1410 słów • Kalypso zyskuje 14 pkt. </span></div><div><br /></div>Minekohttp://www.blogger.com/profile/09442858058875144570noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3059348993085192033.post-91223136647807270802020-10-31T02:38:00.002-07:002020-11-03T04:11:30.287-08:00Od Bursztynowej Pręgi<p><br /></p><div style="text-align: center;">Narracja trzecioosobowa</div><br />Bursztynowa Pręga leżał w legowisku wojowników, które nie było tak puste jak przewidywał, wiele kotów wyrwało się już z ceremonii i dzieliło językami, lub po prostu leżało. Wojownik przymknął powieki, które opadły zmęczone na jego oczy... <br /><br />- Hej, wstawaj! <br />- C..., co? <br />Bursztynowa pręga otworzył oczy i zobaczył nad sobą Cichą Burze, najstarszego wojownika w klanie, który pomimo swego wieku, nadal był w formie. <br />- Cześć, Burzowa Gwiazda nie czuje się najlepiej. - mruknął kocur.<br />- Co mu jest? - zapytał Pręga.<br />- Konwaliowa Łza opiekuje się nim, nie wie co to za choroba, ale mówi, że śmierdzi jej to zakaźną, więc całe swoje legowisko wyłożyła ziołami ,,tylkomedyczkawieocochodzi".<br />- Możemy się od tego jakoś uchronić?, Gdzie i od kogo się tym zaraził? - kot zaczął się powoli rozbudzać.<br />- Mówisz jak prawdziwy przywódca, myślę, że nadajesz się na to stanowisko...<br /> Co, ja? W życiu, nie dał bym rady. To jak macie o tym jakieś informacje?<br />- Burzowa Gwiazda, miał wczoraj w miarę wolny dzień, był tylko na krótkim polowaniu koło terytorium dwunożnych.<br />- Dobrze, niech wszys... To znaczy, może po prostu, nie zbliżajmy się TAM, ani do niego?<br />- Tak, ale przyszedłem zapytać, czy poszedł byś ze swoją uczennicą na patrol, wiesz może na granice z bezgwiezdnymi? Na granice z Gauerdiom wyślemy więcej kotów, w razie ataku...<br />- Jasne, już lecę. - Pręga wstał i ruszył w kierunku legowiska uczniów.<p></p><p>W legowisku uczniów leżały...trzy koty. W półmroku wojownik dojrzał tylko kilka biało-pręgowano-mlecznych plamek. Dopiero potem zdał sobie sprawę, że trzecim ,,uczniem" musi być Aloesowa Mgła, którą jak przypuszczał starsza medyczka wygoniła z legowiska, przez niezidentyfikowaną chorobę.<br />- Hej? - zapytał niepewnie.<br />Najstarsza kotka podniosła na niego wzrok, a uczniowie zaczęli kręcić się i przebudzać.<br />- Cześć. - mruknęła pieszczoszka.<br />- Cześć, pójdziemy... - zawahał się - pójdziemy na patrol graniczny.<br />Kotka przytaknęła z entuzjazmem.<br />- Spotkajmy się za chwilę przy wyjściu z obozu. - powiedział, po czym wyszedł z legowiska i skierował się w kierunku umówionego miejsca spotkania.<br />Idąc przez obóz podsłuchał strzępek rozmowy.<br />- Pójdziesz na polowanie z Jedwabną Nicią? - zapytał Cicha Burza Morską Otchłań.<br />Kotki spojrzały na siebie z nienawiścią. Zielonooka otwarła pysk by coś powiedzieć, lecz po chwili zamknęła go w bezgłośnym jęku.<br />- Ja, eee, ja, chciałabym sprawdzić, czy Morska Otchłań dobrze się czuje, skarżyła mi się na ból zębów. - mruknęła Mgła, która właśnie wynurzyła się z legowiska uczniów.<br />Czarna rzuciła jej wdzięczne, pełne ulgi spojrzenie i podreptała w jej kierunku.<br />Cicha Burza spojrzał na kotki zdezorientowany, po czym polecił Nici zachęcić do polowania jeszcze kilku wojowników, poza nią.<br />Rose szybko uwinęła się z poranną toaletą i dołączyła do niego przy tunelu w ostrokrzewie.<br />- Pokażę ci granice z terytorium Bezgwiezdnych.<br />- Jasne! - pisnęła uczennica.<br />Wyszli z obozu i skierowali się na północ. Na szczęście Rose, tak jak większość kotów Thiara, miała krótką sierść, co znacznie ułatwiało polowanie czy bezszelestne poruszanie. Już po chwili Pręga zatrzymał ją ogonem i położył się przy ziemi.<br />Dwie długości zajęczego skoku dalej wiewiórka rozglądają się nie spokojnie. Ogonem pokazał kotce, że ma się nie ruszać. Mała spojrzała na niego swoim bystrym wzrokiem, co miało znaczyć ,,rozumiem".<br />Kocur naprężył mięśnie i wyskoczył prosto na zdobycz. Kotka spojrzała na niego, a w jej oczach malował się podziw.<br />- Umiesz stąd trafić do obozu? - zapytał, a kiedy skinęła kontynuował - teraz poczekasz tu, a ja pójdę do pewnego strumienia, na naszym terytorium jest tylko jeden, spróbujesz wytropić mnie po zapachu, ale jeśli nie będziesz mogła mnie znaleźć wracasz do obozu i poprosisz kogoś by cię tam zaprowadził. - kotka przytaknęła jeszcze raz. - Albo może... Odnieś zdobycz do obozu, wtedy będę już przy strumieniu.<br />Rozeszli się na dwie różne strony świata.<br />Bursztynowa Pręga dochodził już do strumienia, gdy nagle wyczuł obcy zapach. ,,Bezgwiezdni" - pomyślał. Trzy nie małe koty skradały się ku niemu dość nie zgrabnie, zagradzając mu drogę ucieczki. Jeden wyraźnie nie przyzwyczajony do lasu zapadał się w podszycie, skoczył ku niemu, ale po zwinnym uniku młodego wojownika wpadł w drzewo. Pozostali dwaj, nie wyglądali już tak niezdarnie. Brązowo pręgowany rzucił się na niego i silnym uderzeniem zbił go z łap i przygwoździł do ziemi ostrymi pazurami. Pręga kopał tylnymi łapami jego udo. Poczuł, że odpływa. Wymierzył ostatni cios którym trafił kota w brzuch. Ten od skoczył i syknął. Wojownik Thiara zebrał w sobie całą siłę jaka mu jeszcze pozostała i rzucił się przed siebie. Nie wiedział kiedy przeskoczył przez rzekę, biegł na oślep. W liściach około drzewa od Pręgi coś poruszyło się i zauważył błękitne ślepia patrzącego na niego zaniepokojone.<br />- Leć po pomoc - krzyknął bezmyślnie, wiedział, że jeszcze jeden cios i będzie martwy, jednak wołania o pomoc nigdy nie za wiele. - Bezgwiezdni. - dodał, by nie zostawić kotki bez żadnych informacji. Potknął się o kamień, którego ,,dam sobie łapę uciąć" Przed chwilą jeszcze tam nie było. Dwa koty o toczyły go. Odpływał. Zanim zamknęły mu się oczy, zauważył, że dobiega trzeci, syczący, agresywny...i z krwawiącym bokiem.<br />Biała kotka wpadła do obozu i szybko rozejrzała się za jakimiś zaufany mi kotami. Nie zobaczyła nikogo znajomego, więc rzuciła się w kierunku legowiska wojowników, gdzie jak sama nazwa mówi, miała nadzieję spotkać kilka wojowniczych kotów.<br />Na miejscu zastała trzech młodych wojowników znanych jej tylko z ceremonii, którzy rozmawiali luźno.<br />- Dz...dzień dobry. - mruknęła nieśmiało. </p><p> - Witaj, Jeszcze mnie nie znasz, nazywam się Nocna Zorza, a to mój brat Rwący Nurt i moja przyjaciółka Srebrny Pazur. - odezwała się prawie czarna wojowniczka.<br />- Bardzo mi miło poznać ale... - kotka nie wiedziała co powiedzieć. - Bursztynowy Prędze coś jest! - zakończyła dramatycznie.<br />- Co się stało!? - Rwący Nurt zerwał się na równe łapy, Srebrny Pazur również wstała.<br />- Miałam go wywęszyć więc poszedł do strumienia, powiedział mi to gdybym nie mogła go znaleźć, odniosłam wiewiórkę którą upolował do obozu, a potem zaczęłam szukać go po zapachu, prowadził za strumień, przeszłam w najbardziej płytkim miejscu, gdy wyszłam z wody nie daleko zobaczyłam Bursztynową Pręgę, całego we krwi i ścigały go dwa lub trzy koty, były większe od niego i śmierdziały. Krzyknął, żebym biegła na pomoc i powiedział, że to bezgwiezdni! - opowiedziała szybko.<br />Na początku młodzi wojownicy starali się zachować spokój, jednak gdy kotka powiedziała o który Klan chodzi ich spokojny strach, przerodził się w panikę.<br />- Pójdziemy tam i poszukamy go! - powiedziała Nocna Zorza.<br />- Ja też, jestem już duża? - zapytała z nadzieją.<br />- Nie, nie miałaś żadnych treningów z walki! - sprzeciwił się Rwący Nurt.<br />- Proszę! Przydam wam się! - mruknęła uczennica spode łba a w jej oczach dało się dojrzeć wyzywający blask i determinację.<br />- Ni... - zaczął wojownik.<br />- Ma racje, weźmy ją. - przerwała mu Srebrny Pazur, która dotychczas cicho siedziała.<br />Rodzeństwo spojrzało na nią, ale nic nie powiedziało. <br /><br /></p><div style="text-align: center;">-•-</div><div style="text-align: center;"><br /></div>Bursztynowa Pręga otworzył oczy i zobaczył, że leży w ,,lepiance". Nie daleko Krucza Mgła...chyba ignorowała go... Chciał się odezwać, jednak nie pozwolił mu na to sznur zamykający pysk. Zza ściany dochodził głos.<br />- To za wiele, patrz, co on mi zrobił! - prychnął kot z którym z Pręga próbował walczyć. - Matthew, kiedy inne klany się dowiedzą, będziemy mieć czterech wrogów.<br />- Wyluzuj Ash, będziemy najpotężniejszym klanem, tamte cztery razem wzięte nie będą miały z nami szans! - odpowiedział drugi. - Idź lepiej zobaczyć jak się ma nasza zdobycz.<br />Pręga intuicyjnie zamknął oczy. Pojawił się obraz, jak we śnie.<br />- Bądź twardy, należysz do Thiara nie zdradź im naszych sekretów, ale i nie przesadzaj, by nie kontrolowali cię na każdym kroku. - powiedział Burzowa Gwiazda.<br />Młody wojownik chciał mu odpowiedzieć, jednak jego pysk oplatała lina. Przez chwilę panikował. ,,Dobrze, umarłeś?" - swoje myśli zadedykował przywódcy, miał nie jasne wrażenie, że ten odszedł do klanu gwiazdy i słyszy je.<br />- Tak, jednak już zaraz się odrodzę zostało mi jeszcze pięć żyć, czuje, że dam sobie radę z tą chorobą, a tak przy okazji doszły mnie słuchy, że kilku wojowników na czele z uczennicą poszło cię szukać. - odpowiedział.<br />,,Nie znajdą mnie" - pomyślał.<br />- Zgadzam się, pamiętaj co ci mówiłem, twardy i lojalny, ale muszą ci zaufać, już idą, a ja wracam do świata żywych... - przywódca machnął ogonem na ,,pa".<br />Bursztynowa Pręga we śnie przytaknął, a już po chwili otworzył oczy. Zmierzał ku niemu kocur. Krucza, udała, że śpi.<br />Brązowo pręgowany podszedł do niego i ostrożnie zdjął mu linę z pyska, na co zęby Bursztynowego przeleciały o koci wąs od jego szyi. Kocur wydawał się nie zrażony tym brakiem sympatii.<br />- Jestem Ash, a ty jak się nazywasz?<br />- Do czego ci to potrzebne!? - syknął.<br />- Lepiej mi powiedz, inaczej kto inny się będzie o to wypytywał.<br />- Pfff...<br />- Jak się czujesz?<br />- Niech pomyśle...ŹLE! - Rudy pokazał mu z bliska swoje pazury.<br />- Dobrze, spokojnie! - Ash od skoczył a na jego boku wojownik Thiara dostrzegł ranę, którą sam mu zrobił.<br />- Ty, walczyłeś ze mną?<br />- Tak, uszedłem z życiem! - zakpił.<br />- Zamknij się! - Pręga machnął łapą tuż przed nosem nieznajomego.<br />- Nie zgadzam się z moim przywódcą, nie chce porywać kotów z innych klanów, wszystkim się poważnie narażamy, ale Matthew tego nie rozumie...!<br />- Dobrze...coś jeszcze masz mi do powiedzenia, czy przyszedłeś tu na pogawędkę o moim imieniu i humorze?<br />- Myślisz, że zabraliśmy cię tutaj po to, żebyś leżał i nic nie robił?<br />- Nie, ale nie jestem zbyt ciekawy jaka jest moja rola.<br />- Patrząc na twój stan powątpiewam, byś mógł sam chodzić, dlatego poczekaj tutaj.<br />Kocur wyszedł z obozu i skierował się w tylko jemu samemu znaną stronę.<br />- Krucza? - niepewnie zapytał Pręga.<br />- Ta, a kto!? - odpowiedział mu zimny głos wiecznie pokrzywdzonego kota.<br />- Co ty tu robisz!?<br />- Jak byś nie zauważył JESTEM WIĘŹNIEM!!<br />- Nie wiem, czy to dla ciebie jakaś różnica, ale też zostałem porwany i też mam pecha.<br />- Nie za bardzo, ale może coś tam mi lepiej z tą wiadomością. - zakpiła lekko. <br />Do ,,lepianki" wszedł Ash, a zaraz za nim jakiś biszkoptowo-złoty kociak, malutki i słodziutki.<br />- James, od dziś to twój nauczyciel. - oznajmił Ash do małego.<br />- Jak masz na imię, nauczycielu? - zapytał James nieśmiało.<br />- Bursztynowa Pręga... - odpowiedział, takiemu aniołkowi trudno było odmówić.<br />- Bursz...Bursztynowa...Pręga? - upewnił się mały.<br />- Tak. - potwierdził patrząc nienawistnym wzrokiem na sprytnego wojownika.<br />- To, to trochę skomplikowane... - zawahał się biszkoptowy.<br />- Racja, dlatego możesz mówić mu... Hunter. - Pewnie powiedział Ash.<br />- Mogę? - poprosił James.<br />- Oczywiście. - Pręga spojrzał na kociaka z uśmiechem a na kocura z nienawiścią wołając o pomstę do nieba.<br />- Dziękuję, Hunter! - James był taki słodki, że Pręga, niczego by mu nie odmówił.<br />- Możesz już iść braciszku. - powiedział Ash.<br />Kociak przytaknął i wybiegł z ,,lepianki" w podskokach.<br />- JA MÓWIĘ CI JAK MAM NA IMIĘ PO TO, ŻEBYŚ TY NADAŁ MI NOWE!?<br />- Spokojnie, my nie nazywamy się tak dziwnie, jak wy, więc przebywając tutaj, będziesz nazywał się Hunter - to znaczy łowca, ja bym się cieszył z takiego imienia!<br />- Ale ja go nie chce, ja już mam imię - Bursztynowa Pręga, ono jest przynajmniej zgodne z kanonem imion!<br />Jako, że kota nie trzymały już żadne sznury rzucił się na Ash'a i zbił go z łap. Kot zawył z bólu gdy rozdarty przez pazury Pręgi bok uderzył w kamyczki leżące na ziemi, które powbijały się w ranę. Kot syczał i prychał, ale nie miał siły, by wstać. "Hunter" Podszedł do niego i pomógł mu podnieść się, po czym wyjął z jego otwartej rany żwirek.<br />- Prze...przepra...szam... - wydusił zakłopotany.<br />- Nie mścij się tak na mnie, to nie ja to wszystko ustawiłem, a na razie to tylko na mnie się wyżywasz.<br />- Sorry... - przyznał.<br />Krucza Mgła kątem oka obserwowała tę akcje.<br />- Twoja rola, to nauczanie młodych kotów, liczę, że przekażesz im całą swoją wiedzę.<br />- Możliwe...ale dlaczego niby miał bym uczyć moich trików wrogie koty!?<br />- A bo ja wiem... Matthew tak chce więc wszyscy się słuchają chciałbym mieć Klan w którym nie jest tak, jak w tym, jakkolwiek inaczej... To ja już idę, od jutra zaczynasz szkolenie Jamesa.<br />Samiec wyszedł z legowiska.<br />- Skąd się tu wzięłaś? - "Hunter" wrócił do tematu.<br />- A ty skąd!? Chodziłam sama i mnie złapali!<br />- Ale nie wyglądasz dobrze, jesteś ranna...<br /> - A co cię to obchodzi!? - syknęła. - Ty nie wyglądasz lepiej.<br />Kocur spojrzał na swoje liczne zadrapania.<br />- Faktycznie... A ja, nazywam się według nich "Hunter", a ty jak?<br />- Zakładam, że i tak prędzej czy później usłyszał byś to z innego pyska, Raven.<br />- Moim skromnym zdaniem to całkiem ładne imię...<br />- Tak, ale ja już mam imię i osobiście poderżnę ci gardło, jeśli będziesz tak do mnie mówić!<br />- Jasne, jasne.<p></p><p>Ten dzień minął bardzo szybko, Bursztynowa Pręga położył się na posłaniu, a jego oczy mimowolnie zamknęły się. Ucieknie stąd, sam Klan Gwiazdy użyczył mu wytrwałości i siły. Czuł, że jest to banalnie proste, że gdyby tubylcy choć na chwilę spuścili z niego wzrok, był by już w połowie drogi do swojego obozu... <br /><br /></p><div style="text-align: center;"><span style="font-size: xx-small;">2024 słowa • Bursztynowa Pręga zyskuje 10 pkt. </span></div><br /><p></p>Minekohttp://www.blogger.com/profile/09442858058875144570noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3059348993085192033.post-61245684130006613562020-10-28T01:45:00.002-07:002020-11-01T00:15:08.312-07:00Od Kruczej Mgły CD Kalypso<p><br /></p><div style="text-align: center;">Narracja pierwszoosobowa</div><br /><i>- Będę szczera - źle mi bez Ciebie. <br />Można by pomyśleć, że mam wszystko, pożywienie, wodę, wolność... mimo to każdego dnia umieram. Czekam aż w końcu nadejdzie dzień, po którym nie będę musiała przejmować się niczym, dzień po którym "jutro" nie nastąpi. Dzień w którym w końcu do Ciebie dołączę. </i><p></p><i>
Są momenty, w których czuje się szczęśliwa, jednak wystarczy chwila bym znów poczuła smutek. Dopada mnie wtedy wir sprzecznych uczuć, czuje się zagubiona i osamotniona. <br />
Wiem, że straciłam cię na zawsze i nie mogę tego zmienić. Nie chcę się zamykać na innych, ale nie potrafię już nikomu zaufać, nikogo pokochać. Boję się przywiązywać do czegokolwiek bo wiem, że nic na świecie nie jest wieczne, każdy kiedyś nas opuści. Myślę, że strach przed ponowną utratą bliskich mi osób całkowicie mnie pochłonął, w głębi duszy nie chcę tego odczuwać, jednak mój organizm przestał ze mną współpracować. <br />
Z dnia na dzień powoli się zmieniam, w towarzystwie nie czuję się niekomfortowo, udaje osobę, którą nie jestem. Nie wiem czy znajdę kogoś przed kim nie będę musiała dłużej kryć swojego prawdziwego oblicza, wiem, że nie jest ze mną dobrze, moje serce twardnieje. Chciałabym abyś dał mi wskazówkę, wyznaczył drogę, którą powinnam obrać, ponieważ sama nie pojmuję już nic.<br /></i><br />
Słowa same wychodziły z moich ust, nie zastanawiałam się czy ktokolwiek mnie usłyszy. Po zgromadzeniu i wymianie zdań między mną, Miedzianym Głogiem i wojownikami Thiara czułam się nieswojo. Początkowo byłam zła na Bursztynową Pręgę, gówniarz za dużo sobie pozwalał. Później na Miedzianego, a na końcu zaś na siebie. Zaczęłam dostrzegać swoje własne błędy, mówiąc wprost nikt, ale to nikt nie żywił do nikogo takiej urazy jak ja. Wciąż wspominałam przeszłość, nie potrafiąc wybaczyć innym ich błędów, a w końcu każdy je popełnia. Może rzeczywiście moje podejście do niektórych tematów nie było poprawne, ale nie umiałam się przełamać. <br />
Leżałam w mokrej trawie na "moim" wzgórzu i mówiłam, a właściwie wylewałam swoje żale, których adresatem był oczywiście mój zmarły partner, patrząc prosto w ciemne niebo, raz po raz łykając słone łzy wypływające z moich oczu. Nie pamiętam kiedy ostatnio płakałam, zazwyczaj swój smutek zamieniałam w gniew, był on zdecydowanie przyjemniejszy niż to okrutne uczucie, które towarzyszyło mi w tym momencie. <br />
Chciałam w końcu się oczyścić, musiałam wyglądać wręcz żałośnie, ale trzeba było przyznać, że po wszystkim, gdy mój zapas łez został wyczerpany poczułam upragniony, błogi spokój. Uwielbiałam zapach trawy, działał on na mnie niezwykle kojąco, dlatego nie przejmując się zimnem, przymknęłam oczy i zasnęłam.<br />
<br /><div style="text-align: center;">-•-</div>
<br />
Obudziłam się o świcie, mimo późnych pór, o których zwykłam zasypiać, nie miałam problemów z wstawaniem rano. Gęsta mgła utrudniała widoczność, a na liściach roślin osiadła rosa. Powoli wstałam, otrzepałam się z wody i językiem wygładziłam swoje czarne półdługie futro. Można było powiedzieć, że znowu wyglądam jak kot, a nie jakiś morski potwór. Zakradłam się cicho w stronę obozu i zauważyłam, że przed nim znajdowało się zaledwie kilku wojowników. <br />
- Widzę, że ty również jesteś typem rannego ptaszka - powiedział nagle Lśniąca Gwiazda, który niewiadomym sposobem znalazł się tuż koło mnie, na dźwięk jego głosu tuż przy moim uchu podskoczyłam, a ten nieco speszony trochę się ode mnie odsunął<br />
- Przepraszam, nie chciałem Cię przestraszyć<br />
- W porządku, nie spodziewałam się tu o tej porze nikogo zastać<br />
- Bo zazwyczaj każdy lubi pospać sobie jak najdłużej, czego jednak nie można chyba powiedzieć o tobie - odpowiedział radośnie lider przyglądając mi się uważnie.<br />
- To prawda. Nie chcę marnować dnia, z resztą jakoś nigdy nie przepadałam za spaniem.<br />
- Jesteś naprawdę zadziwiająca - stwierdził kocur i zachichotał. Przywódca nie miał rzecz jasna niczego złego na myśli, ale mimowolnie pomyślałam o tym, że w moim przypadku bycie "zadziwiającą" nie jest dobrą cechą. Lśniąca Gwiazda widząc moją niepewną minę postanowił zmienić temat.<br />
- Miedziany Głóg chciał żebyś poszła dziś z nim na patrol - oznajmił bez żadnych emocji. Zatkało mnie. Co też ten kocur znowu wymyślił? <div>- Na pewno chodziło mu o mnie? - spytałam podejrzliwie.<br />
- Owszem. Rozumiem, że nie przepadacie za sobą, ale z całą pewnością chodziło o Ciebie.<br />
- Niech ci będzie... Wiesz może dokładniej czego chce? <br />
- Przykro mi, ale nie. Sama się w krótce dowiesz.<br />
- Jestem tego pewna, jednak wydaje mi się to trochę dziwne.<br />
- Nie przesadzaj, może w końcu chciałby zakończyć ten wasz konflikt.<br />
- On? Nie ma szans, jest na to zbyt uparty.<br />
- Bez urazy, ale sądzę, że pod tym względem jesteście do siebie bardzo podobni.<br />
- To miło z twojej strony - powiedziałam ironicznie, na co przywódca teatralnie oderwał ode mnie wzrok.<br />
- Tak piękne damy zasługują na szczerość! - powiedział donośnie, szczerząc się najpiękniej jak umiał, ja za to złośliwie się do niego uśmiechnęłam.<br />
- Uważaj bo się jeszcze zarumienię - zachichotałam, trzepocząc rzęsami.<br />
- Niezwykle mi to pochlebia, ale z przykrością muszę poinformować cię, że twój rycerz już na Ciebie czeka - stwierdził pewnie kocur i widząc moją wołającą o pomstę do nieba minę parsknął śmiechem.<br />
- Że też nie dysponuje on jakimś białym koniem, który przyspieszyłby tę mękę...<br />
- Im szybciej do niego dołączysz, tym szybciej dowiesz się co jest jej powodem. Nie jesteś tym zainteresowana? <br />
- Masz rację, lepiej mieć to już za sobą - westchnęłam zrezygnowana - No to cześć! <br />
- Do zobaczenia księżniczko! - krzyknął za mną Lśniąca Gwiazda, najwyraźniej zachwycony moim niezadowoleniem. <br />
<br /><div style="text-align: center;">-•-</div>
<br />
Mój rycerz czekał na mnie przed wejściem do legowiska wojowników. Przez dłuższy okres czasu szliśmy w ciszy w stronę granic, skutecznie się ignorując. Nie tego się spodziewałam, szczerze mówiąc miałam na myśli, że od razu powie mi co mu tam na duszy siedzi i co mi do tego. Postanowiłam przerwać ciszę i z własnej inicjatywy wyciągnąć od niego informacje. <br />
- Możesz mi łaskawie powiedzieć o co ci chodzi? - warknęłam zatrzymując się i zagradzając mu dalszą drogę. Widząc zdziwioną minę wojownika sama się lekko zaniepokoiłam, ale nie dałam za wygraną.<br />
- Błagam Cię, nie uwierzę, że wziąłeś mnie na patrol z własnej, bezinteresownej inicjatywy.<br />
- A może jednak? Skąd wiesz, że nie zrobiłem tego z dobroci serca? <br />
Popatrzyłam na niego krzywo, a ten przewrócił oczami.<br />
- Tylko się z Tobą zgrywam. Oczywiście, że mam w tym swój cel, chodzi o Brzozwą Łapę. Jego mentor zachorował i na czas nieokreślony nie może pełnić swojej funkcji. Zastanawiałem się czy...<br />
Tyle wystarczyło abym zorientowała się w czym rzecz, moja odpowiedź była jasna.<br />
- Zapomnij o tym.<br />
- Co takiego? <br />
- Nie zostanę mentorką Twojego bachora!<br />
- Naprawdę nie możesz przymknąć oko na to kogo synem jest, a zająć się jedynie jego chwilowym wychowaniem? <br />
- A jak myślisz? Z resztą skąd wziął się u ciebie taki pomysł? <br />
- Wiem, że uwielbiasz kociaki, a poza tym niechętnie to mówię, ale widząc Akacjowego Zmierzcha i to jakie relacje was łączą, myślę, że świetnie sobie w tej dziedzinie radzisz - odparł kocur. <br />
- I jak ty to sobie niby wyobrażasz? <br />
- Zwyczajnie, a jak inaczej? Przychodziłabyś do niego codziennie rano, zabierałabyś go na treningi, a tam już droga wolna, nie będę zagłębiać się w twoje metody uczenia.<br />
- Chodziło mi raczej o to jak ty i twoi rodzice na to zareagujecie. Nie wiem czy wiesz, ale nasi kochani ojcowie niezbyt za sobą przepadają, a nam najwyraźniej przyszedł zaszczyt pielęgnowania rodzinnej tradycji. <br />
- Muszę przyznać, że ta opcja brzmi kusząco, ale nie wiem czy z racji tego, że sama jeszcze nie masz kociąt ta cudowna tradycja przetrwa.<br />
- Pragnę Ci przypomnieć, że mam jeszcze całe życie przed sobą i stan ten może się zmienić.<br />
- Jeżeli zamierzasz spędzić je tak jak dotychczas śmiem w to wątpić. No chyba, że znalazłabyś sobie jakiegoś naiwnego idiotę, który pomógłby Ci to zmienić.<br />
Kocur ewidentnie przesadził, kto jak kto, ale on nie ma prawa wygadywać o mnie takich rzeczy. <br />
- Chyba się przesłyszałam, coś ty powiedział? <br />
- O nie kochana, słyszałaś wszystko dokładnie. Ale nie martw się! Nie jesteś zbyt brzydka, więc sądzę, że nikt nie miał by nic przeciwko- <br />Miałam wielką ochotę raz na zawsze zamknąć ten jego fałszywy pysk, ale ograniczyłam się jedynie do uderzenia go łapą, wzięłam zamach i całą zgromadzoną siłą wymierzyłam mu cios. <br />
Miedziany Głóg zdezorientowany, posłusznie zamilkł. <br />
- Myślę, że na tym możemy skończyć nasze spotkanie - powiedziałam z kamienną twarzą. Patrol postanowiłam dokończyć sama.<br />
- Dziwka! - wysyczał do mnie na odchodne poharatany wojownik. <br />
<br /><div style="text-align: center;">-•-</div>
<br />
Stwierdziłam, że minę wschód i obejrzę naszą granicę z Bezgwiezdnymi. Na Thiar nie miałam dzisiaj siły, z całą pewnością druga grupa w niedalekiej przyszłości się nim zajmie. Ekialdea wydawała się dosyć spokojnym klanem, czasem obserwując jej łąki, zastanawiałam się dlaczego każdy klan nie może tak cudnie wyglądać? Ale zawsze w końcu dochodziłam do wniosku, że mimo wszystko uwielbiam swój lodowaty i zarazem mokry dom i nie zamieniłabym go na żaden inny. Z drugiej strony posiadanie za mieszkanie lasu i gór również wygląda kusząco. Szczerze mówiąc każdy z klanów miał w sobie coś przyciągającego, jak i również skutecznie odpychającego.<br />
Zapach, który roznosił się blisko terenu niewierzących był bardzo specyficzny, niepodobny do żadnych innych, a jednocześnie w swojej tajemniczości przyciągający - stwierdziłam za co od razu skarciłam się w myślach. Ale coś było nie w porządku. <br />
Nie czułam obecności innych kotów, ale w mojej głowie pojawiło się niepokojące uczucie, że nie jestem tutaj sama. Dla bezpieczeństwa rozejrzałam się dookoła, jednak nic nie przykuło mojej uwagi. Nic prócz nagłego bólu w boku. Wtedy ich zobaczyłam. Przede mną stał bury kocur o niecodziennym, wręcz toksycznym zielonym kolorze oczu. Drugi z nich natomiast wbijał we mnie pazury, rozszarpując moją skórę, od pierwszego różnił się jedynie barwą ślepiów. Próbowałam wyrwać się z jego uścisku, ale z każdym najmniejszym ruchem czułam coraz większy ból. W końcu zebrałam się w sobie i zrzuciłam go ze mnie jednocześnie wysuwając pazury i nie myśląc rzuciłam się nie na niego, a na zielonookiego, który do tej pory stał tylko obserwując rozgrywającą się przed nim scenę, może mi się wydawało, ale w jego oczach zauważyłam niepewność i współczucie...<br />
Już niemalże dosięgłam go kiedy znowu zostałam zraniona. Poczułam w pysku metaliczny smak i na moment przestraszona spanikowałam co drugi kocur wykorzystał wręcz siekając mnie pazurami. Nie mogąc dłużej utrzymać się o własnych siłach padłam jak nieżywa na glebę. Byłam przygotowana na mój ostateczny koniec, ale moi napastnicy widząc, że nie jestem już w stanie się bronić zamiast dokończyć swoje dzieło w ciszy obserwowali mnie najwyraźniej czekając aż stracę przytomność. Mimo moich starań ten czas nadszedł, dławiąc się własną krwią odpłynęłam. <br />
<br /><div style="text-align: center;">-•-</div>
<br />
- Przestań jęczeć i weź się w garść. Sam się na to zgodziłeś Kal.<br />
Do moich uszu dostał się tłumiony przez ścianę głos. Obudziłam się w ciemnym pomieszczeniu o wilgotnym podłożu. Niechętnie otworzyłam oczy i zobaczyłam moich oprawców idących właśnie w moją stronę.<br />
- Nie wspomniałeś ani słowem o tym co zamierzasz zrobić, myślisz, że zgodziłbym się na porwanie kogokolwiek?!<br />
- Właśnie dlatego Ci nie powiedziałem. Czasem naprawdę nie zaszkodzi ruszyć trochę głową, wiesz o tym? <br />
- C-co się z Tobą stało?! Czy Ty naprawdę nie rozumiesz jakie mogą być tego konsekwencje?<br />
- Widocznie to TY nie pojmujesz tego co dzieje się dookoła, musimy walczyć o nasze prawa, nie zamierzam tak jak inny siedzieć grzecznie i patrzeć jak wszyscy nas poniewierają! A teraz z łaski swojej idź zobacz jak się miewa nasza zdobycz.<br />
Słyszałam co raz to bardziej zbliżające się kroki, aż zza zakrętu dostrzegłam zarys kota, burego, zielonookiego kota. Gdy tylko się zbliżył, podczas próby wydania z siebie jakiegokolwiek odgłosu zorientowałam się, że mój pysk związany jest jakimś dziwnym, sztywnym, nieznanym mi materiałem. Nie mogłam nic powiedzieć, zasyczeć, warknąć, a nawet zwyczajnie otworzyć ust. Moje próby podniesienia się również skończyły się niepowodzeniem.</div><div>- Nie nadwerężaj się to szybciej dojdziesz do siebie - powiedział mi na powitanie, głosem pozbawionym wszelkich emocji kocur i wydał z siebie ciche westchnięcie, po czym podszedł do mnie bliżej i zębami zerwał ze mnie izolacyjny przedmiot. <br />
- Jak się czujesz? - zapytał naiwnie. <br />
- Wspaniale, a jak mogłabym się czuć? - odparłam przesłodzonym głosem, by zaraz później diametralnie zmienić wyraz twarzy i zacząć wrzeszczeć - UPROWADZILIŚCIE MNIE I JESZCZE MASZ CZELNOŚĆ ZADAWAĆ TAK GŁUPIE PYTANIA?! <br />
- Spokojnie, uspokój się! <br />
- JA mam się uspokoić? Naprawdę myślałeś, że w tej sytuacji będę tutaj spokojnie siedzieć?!<br />
- Rozumiem, ale musisz-<br />
- ZAMKNIJ SIĘ! <br />
- Posłuchaj mnie w końcu!<br />
- Nikt nie będzie mi mówił co mam robić, a zwłaszcza ktoś taki jak ty! <br />
- Jeśli zaraz się nie ogarniesz znowu założę ci ten cholerny pasek i porozmawiamy inaczej <br />
- Czy ty mi grozisz? Uwierz gdyby nie to, że przez tego kretyna nie mogę niczym ruszyć już leżałbyś martwy! <br />
- Och doprawdy? - odparł, ale widząc, że już szykuje się do kolejnej fali wszelkiej krytyki względem niego zmienił swoje podejście i spokojniejszym głosem powiedział - Ok, zrozum nie chcę, żeby stała Ci się krzywda. Mogę ci pomóc, ale musisz w końcu pozwolić mi mówić.<br />
Przestałam krzyczeć, jednak wciąż wlepiałam w samca agresywny wzrok.<br />
- Przydałoby się jakoś przedstawić. Nazywam się Kalypso, a ty? <br />
- Nie sądzę by ta informacja była ci do czegokolwiek potrzebna - syknęłam.<br />
- To może inaczej. Chcesz się stąd wydostać?<br />
- Chmm pomyślmy...TAK <br />
- Wiesz gdzie jesteśmy? <br />
- Można tak powiedzieć, gwiezdne tunele nieprawdaż? <br />
- Zacznijmy od tego, że te tunele wcale nie są "gwiezdne" poza tym muszę cię zmartwić, ale nie jest to to miejsce, o którym myślisz.<br />
- To niby jakie?<br />
- Wejścia w głąb ziemi jakie są w każdym klanie mają wyjście na zewnątrz. Aktualnie jesteśmy w miejscu z którego uciec można jedynie przedostając się przez jedno, znane jedynie bezgwiezdnym wyjście.<br />
- Wydaje mi się, że nie powinieneś mi tego mówić, w każdym razie na pewno mi się to przyda.<br />
Kocur uśmiechnął się chytrze.<br />
- Mówię Ci to ponieważ nawet wiedząc gdzie jest droga do twojego klanu nie uda Ci się tam dostać.<br />
- Jesteś tego taki pewien?<br />
- Może mi się wydaje, ale nie sądzę byś umiała pokonać niebezpieczeństwa, które czyhają na każdego bezpańskiego dachowca TAM na górze. <br />
- Rozumiem, że jesteś jednym z tych niewierzących dzikusów, ale czy naprawdę musi cię cechować tak wielki brak wiary? <br />
- Można powiedzieć, że obserwując zmiany, które zaszły w niektórych osobach straciłem całkowitą wiarę w innych - odparł Kalypso. W rozmowie ze mną wydawał się pewien pewności siebie, ale wymawiając te słowa nagle przestał patrzeć mi w oczy, a jego głos, który nie zmienił się zbytnio był o dziwo całkiem inny. Widząc, że nie doczeka się ode mnie żadnej innej odpowiedzi poza już nie tyle agresywnym, co łagodnym spojrzeniem zmienił temat.<br />
- Mój brat kazał mi się Tobą zająć, chcesz może zobaczyć co będziesz u nas robić?<br />
- Niespecjalnie.<br />
- No cóż w takim razie przykro mi, ale jesteś do tego zmuszona. Dasz radę sama pójść?<br />
Powoli wstałam, ale moje nogi odmówiły mi posłuszeństwa i trzęsąc się z powrotem upadłam. <br />
- W takim razie zaczekaj na mnie.<br />
<br />
Nie minęło zbyt wiele czasu gdy samiec wróciłam, ale tym razem obok niego podążała mała puchata, srebrno-szara kulka o wielkich złotych oczach.<br />
- Lore, przywitaj się z Panią.<br />
- Dzień dobry, jak się nazywasz? - zapytała niepewnie mała kotka. <br />
Nie mogłam się powstrzymać od rzucenia w myślach w stronę kocura kilkoma zmyślnymi obelgami, których tylko ze względu na małą nie wymówiłam na głos.<br />
- Jestem Krucza Mgła - odpowiedziałam patrząc spod byka na wyraźnie usatysfakcjonowanego burego kota. Co za cwana bestia. <br />
- Krucza...Mgła? <br />
- To brzmi trochę skomplikowanie, więc możesz mówić do niej Raven jeśli zechcesz - oznajmił Kalypso. Świetnie, niech od tak zaczną mówić mi jak się powinnam nazywać.<br />
- Mogę? - spytała szara, mimo wszystko nie mogłam oprzeć się jej smutnemu wzrokowi. Była taka drobna i urocza, że grzechem byłoby odmówić.<br />
- Oczywiście słoneczko - odpowiedziałam uśmiechając się łagodnie.</div><div>- Raven nie pochodzi stąd, więc mam nadzieję, że będziesz dla niej miła, rozumiemy się?<br />
- Pewnie! <br />
- Dobrze, możesz już iść do rodziców - powiedział czule samiec, a mała już po chwili w podskokach z uśmiechem wybiegła na zewnątrz.<br />
- Czy ty mnie właśnie nazwałeś? - odparłam próbując zachować spokój<br />
- To tylko na potrzeby nauki, poza tym moim skromnym zdaniem to bardzo ładne imię.<br />
- Na potrzeby nauki?<br />
- To jeden z powodów dla których zostałaś porwana. Potrzebujemy wyszkolonych wojowników, którzy gotowi będą przekazać swoją wiedzę innym. <br />
Właśnie po raz kolejny tego dnia dostałam od losu zaskakujący prezent... <br />
Słyszałam kiedyś od jednego pieszczocha, że dwunożni objawiają swego rodzaju obawy przed czarnymi kotami, twierdzą oni podobno, że przynosimy pecha. Wyśmiałam go, ale teraz nie jestem pewna czy aby nie jest to prawda, a przynajmniej w moim przypadku. Trzeba przyznać, że mam głęboki dar przyciągania nieszczęść, gdybym kiedyś miała podsumować historię mojego życia, opowiadanie to zatytułowałabym "Urodzona pod złą gwiazdą".</div><div><br /></div><div style="text-align: center;"><i><Kalypso?></i></div><div><br /><br /><div style="text-align: center;"><span style="font-size: xx-small;">2612 słów • Krucza Mgła zyskuje 26 pkt.</span></div></div><div><br /></div>Minekohttp://www.blogger.com/profile/09442858058875144570noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3059348993085192033.post-10641000440883817582020-10-24T03:09:00.007-07:002020-11-05T09:59:15.652-08:00Od Bursztynowej Pręgi<p><i><br /></i></p><p style="text-align: center;">Narracja trzecioosobowa</p><p><i>Cztery koty stały na wielkim głazie, jednym z nich był Bursztynowa pręga (a może raczej "Bursztynowa gwiazda"?) To chyba zgromadzenie, koło niego stali inni przywódcy. Pod głazem były koty różnych klanów, nie wszystkie, tylko tak jak na zgromadzeniu, wybrane. <br /></i><i>Pomimo, że wojownik nigdy nie był na miejscu przywódcy i nigdy go nie zastępował, nie czuł się wcale tak obco i nie pewnie jak przewidywał, wręcz przeciwnie, czuł się swobodnie, tak jakby wydawanie poleceń i podejmowanie decyzji było jego codziennością od dawna...<br /></i><i>Tylko kontem ucha słuchał gdy Irysowa gwiazda mówił, o nowym miocie w Daksinie, myślami był daleko. ,, To sen o tym, że jestem przywódcy, czy zastępuje go? ",, czy to znaczy, że jestem zastępcą?",, czy klany wreszcie się dogadały, będziemy żyć w pokoju?",, czy zrobiłem coś źle i ktoś się do mnie nie odzywa, czy mnie lubią? " - to niektóre z wielu pytań, które zajmowały głowę Bursztynowej "gwiazdy".<br /></i><i>Kocur na początku nie zdawał sobię z tego sprawy, ale mówił, tak, mówił nawet o tym nie wiedząc, tak jak by wszedł w czyjeś ciało, które samo mówiło oddychało i przytakiwało gdy była taka potrzeba, tylko po to by popatrzeć na zgromadzenie z perspektywy przywódcy...a, a może...nie, nie ma szans na bycie przywódcą, jest za młody, nie doświadczony i roztargniony, nikt przy zdrowych zmysłach nie mianował by go na nikogo ważnego...a może...NIE! - Myśli kota kłóciły się tak bardzo, że czuł, jak by miał zaraz wybuchnąć na wszystkich zebranych, że nigdy nie będzie przywódcą, choć w akurat tym momencie nim był... Czy przeniósł się w czasie na trochę później kończące się zgromadzenie? Teraz miał może dwie wiosny... Czy to możliwe...?<br /></i><i>Przerwał rozmyślanie i przyjrzał się zgromadzonym pod głazem kotom. Dwa kociaki wpatrywały się w niego błyszczącym z podziwu oczami; czarny kocurek i ruda kotka...wokół nich był owinięty długi kruczy ogon. Bursztynowa "gwiazda" Odprowadził ogon wzrokiem aż do właścicielki, ujrzał Morską otchłań.<br /></i><i>Serce stanęło mu na jej widok, teraz była od niego starsza aż sześć księżycy. Była taka piękna, dostojna, spokojna, opiekuńcza...i...taka dumna...dumna z niego...<br /><br /></i></p><p>Kocur poczuł, że odpływa, zrobiło mu się czarno przed oczami, a już ,,po chwili" Poczuł pod sobą posłanie. <br />Wstał i strząsnął mech z sierści. Ten sen był taki realistyczny... Legowisko było puste, poza nim. Wyszedł na zewnątrz. Tak na oko, było około południa, słońce wynosiło się nad terytorium Daksiny.<br />- Gdzie są Morska otchłań i Złote futro? <br /> - Zgodzili się pójść na poranny patrol - odpowiedział przywódca - na pewno nie długo wrócą - dodał widząc jego nie pewną minę. <br />Młody wojownik przytaknął i oddalił się w stronę legowiska medyczki, by zamienić słowo z uczniem, który powoli dochodził do zdrowia ale ani Konwaliowa łza ani Aloesowa mgła (obie miały za zadanie opiekować się chorymi i zraniony mi, a Bursztynowa pręga nie miał im za złe, że martwią się o ucznia) nie zamierzała go wypuścić. <br /> - Jak się żyje? - zapytał przyjaciela. <br />- Nie jest źle - odpowiedział znużonym głosem - Mroczny pazur obudził się dziś, ale Aloesowa mgła natychmiast go uśpiła - dodał z takim wyrazem twarzy, jak by chciał udowodnić, że Pręga nie przyszedł tu na marne. <br />- To...yyy...dobrze...? - wojownik myślami był daleko. <br />- Nie czuł się najlepiej, nie wiemy ile to może jeszcze potrwać... - wyjaśnił. <br />- ,, Nie wiemy"?, stajesz się uczniem ucznia medyczki? - zamruczał Pręga z rozbawieniem. <br />- Nie - burknął zakłopotany kocur. - po za tym Aloesowa mgła nie jest już uczniem, skończyła szkolenie, a jak byś tu przesiadywał całymi dniami, to byś zobaczył, że można się od niej dużo nauczyć... - usprawiedliwiał się uczeń. <br />- Już dobrze, to tylko żarty, ale chyba zamierzasz kontynuować szkolenie NA WOJOWNIKA, prawda? - wojownik w oczach Jastrzębiej łapy zaczynał przypominać natrętną muchę.<br />- Jasne - prychnął kot. <br /> - Spokojnie..., widziałeś się dzisiaj z Otchłanią i Złotym? - wojownik zaczął odbiegać od denerwujące ucznia tematu.<br />- Tak wpadli tu, powiedzieli, że słodziutko śpisz, że pójdą na poranny patrol - tym razem to uczeń zachichotał. <br />- Eee, ta, byłem zmęczony po zgromadzeniu, a teraz się przespałem i jestem w pełni sił - po zachowaniu Pręgi dało się rozpoznać, że jest lekko zakłopotany. <br />- To, eee, może, eee, pójdziemy na polowanie, wiesz może uda mi się zwiać medyczkom... - zawachał się uczeń. <br />- Nieee..., lepiej, nie narażaj się Aloesowej mgle... - mruknął wojownik i wyszedł z legowiska, lekko rozbawiony. <br />Idąc przez obóz wpadł na Miętowy kwiat, swoją matkę. <br /> - Ooo, jak dawno się nie widzieliśmy - kotka w tuliła pysk w jego sierść. <br />- Mamo! Nie jestem już kociakiem! Jestem wojownikiem! Nie muszę ciągle się ciebie trzymać! Nie jestem bezbronny! Umiem walczyć i sam się bronić! - kocur odskoczył od Miętowego kwiatu z miną dorosłego. <br />- Tak, tak... - matka spojrzała na niego dumna. <br />Kocur wywrócił oczami i odszedł w kierunku wyjścia z obozu. </p><p><br /></p><p>Biegł w stronę nie wielkiego strumienia i za razem terytorium dwunożnych, zamieszkiwanego przez bezgwiezdnych. Czuł coraz świeższy zapach porannego patrolu, Złotego futra i Morskiej otchłani. <br />Przeskoczył przez niewielki krzak jagód śmierci i skierował się w stronę już tak dobrze znanej mu, wydeptanej przez tyle pokoleń kotów Thiara, ścieżki. Wszedł na nią i zobaczył czubek nosa odrobinkę wyższej Otchłani. Kotka zamruczał a z rozbawieniem.<br />- Ej, co ty tu robisz!? - zapytała. <br />- E, sam nie wiem, nudziło mi się w obozie. - odpowiedział.<br /> - Spoko, została nam tylko nie wielka granica z BEZGWIEZDNYMI - ostatnie słowo Złoty wysyczał z odrazą, bezgwiezdni chyba lubili im się narażać.<br /> - Ok, idę z wami! - odpowiedział, po czym ruszyli zarośniętą ścieżką na szczęście nie byli narażeni na dwunożnych, była jak tunel, zrobiona tylko na dole, tak, że dla bezfutrzastych była nie widoczna. <br />Nagle coś zaszeleściło, jakiś kot szedł po lesie i raczej nie dbał o to, by nikt go nie usłyszał. Patrol jak jeden mąż wskoczył w gęsty krzak. Byli obok skrzyżowania ich malutkiej ścieżki z drogą dwunożnych, nie drogą grzmotu, tylko leśną, ale dużą i z pewnością należącą do dwunożnych trasą. <br />Przez szczeliny w krzaku dojrzeli sylwetkę młodej białej kotki, na której szyi wisiała różowa obróżka. Pręga skrzywił się na jej widok.,, Śmierdzi dwunożnymi" Pomyślał z odrazą... <br /> - Co cię przywitało na tereny Thiara? - Szepnęła Otchłań nadal z ukrycia do nie świadomej zagrożenia (mogliby powalić ją jednym ciosem) kotki. <br />Mała zjerzyła sierść i stanęła w pozycji bojowej, choć jak domyślił się Pręga nie miała pojęcia o walce.<br /> - Nie boję się zjaw! - krzyknęła ignorując pytanie. <br />- Jesteś dzielna, ale na dużo ci się to nie zda, jeśli nie potrafisz walczyć! - Otchłań zamruczał a z rozbawieniem. <br />- A ty umiesz? Kim ty jesteś? - w białej ciekawość zaczynała wygrywać że strachem.<br />Otchłań lekko napięła mięśnie i odbiła się od ziemi. Z gracją wylądowała obok małej, która odskoczyła wystraszona. Spojrzała wielkimi z zaskoczenia oczami na dużą czarną jak noc kotkę, z widocznymi mięśniami i kilkoma bliznami. <br /> - Wow...- wydobyło się z jej małego pyszczka. <br />- Nazywam się Morska otchłań - szepnęła czarna patrząc na Pieszczoszke. - I jestem wojowniczka klanu zachodu.<br />- Klanu... Eee... Zachodu? - zawahała a się kotka. - Klanu! - dodała z entuzjazmem - Mama opowiadała mi o...eee cudownych kotach...yyy żyjących w zgodzie z...naturą, e tak, z naturą. <br /> - A jaka jest prawdziwa wersja? - Otchłań zamruczał a z rozbawieniem. <br /> - Eee... Niebezpieczni dzikusi... - szepnęła nie śmiało. <br />,,Dzikuska" zrobiła lekko urażoną minę. <br />- A ja..., a ja nigdy jej nie wierzyłam. <br />- Dlaczego? <br />- No, bo to niesamowite, to cudowne, były moment gdy wierzyłam w wasze istnienie, wtedy marzyłam by być taka jak wy...! <br />- E... Ja nie wiem co powiedzieć, może...,,Miło mi"?<br /> - To życie, jak że snu... <br />- Naprawdę...eee...wiesz, nie zawsze jest dużo zdobyczy, a pora nagich drzew, bywa dość mroźna... <br />- Pora nagich drzew? - kotka nie kryła zdziwienia. <br />- Tak, nie wiem jak nazywają to dwunożni, ale my porą nagich drzew, to wtedy, gdy na drzewach nie ma liści, jest zimno... I czasem pada śnieg.<br />- Och, gdy padał śnieg musiałam siedzieć w domu... <br /> - O, ja się przedstawiłam, a ty już nie... <br />- A, tak, bardzo przepraszam, nazywam się Rose, no wiesz, po An-gi-ge-Angiel-sku... e, tak po Angielsku, to znaczy róża. <br />- Bardzo ładnie... Jednak wiesz, my nosimy imiona zgodne z kanonem imion... A, mówiłaś o życiu w lesie, tak, że odniosłam wrażenie... No, że, chciała byś...dołączyć do takiego...klanu? <br />,, Tym razem to już przegięła, zapraszać pieszczoszke do naszego klanu!?" - pomyślał Pręga, który razem z bratem nadal posłusznie siedział w krzakach. <br />- To, dało by się tak?, mogła bym...dołączyć do waszego klanu? - kotka oniemiała z zachwytu i zaskoczenia. <br />- Jasne, czasem przyjmujemy kotki dwónożnych, ale musiała bym nauczyć cię podstaw, a potem dostała byś mentora, który nauczył by cię walczyć polować...i może jeszcze czegoś. <br />- Mogę!? Chce...znaczy proszę! Nauczę się wszystkiego... <br />- Dobrze, tylko pamiętaj, że wtedy, to Thiar - klan zachodu będzie twoją rodziną, będzie cię otaczać mnóstwo kotów, nie wszystkie będą wyglądać towarzysko, ale nie skrzywdzą cię, będą jak twoi bracia z tego samego klanu, ale ty też niedługo będziesz umiała walczyć... - wyjaśniła Otchłań a biała przytaknęła. - i jeśli na co dzień będziesz z nami żyła, to czy zgadzasz się poznać jeszcze dwa wojownicze koty? na razie? - dodała. <br />Rose zadygotała mimowolnie, ale przytaknęła. <br /> - Zapraszam! - zawołała wojowniczka. <br />Bracia wyskoczyło z krzaków i stanęli obok kotek. Mała cofnęła się o krok do tyłu, lecz tym razem jej sierść pozostała na miejscu.<br />- To jest Złote futro, mój... - kotka zawachała się - jeden z dwóch naj przyjaciół i... Bursztynowa Pręga, mój chłopak. - powiedziała - bywa znośny, a bywa też i nie, ale zawsze jest uroczy... <br />- Cześć! - powiedziała do braci mała. <br />- Hej! - odpowiedzieli jednocześnie.<br />Nagle Pręga zapomniał o swojej niepewności wobec pieszczochów i uśmiechnął się towarzysko, ale po chwili rzuciła mu się w oczy różowa obroża, a uśmiech zaczął powoli spełzać z jego pyska.<br /> - Jeśli zamierzasz żyć w lesie, musisz to zdjąć - powiedział, profesjonalnie ukrywając uraz i pokazał łapą na świecidełko na szyi kotki. <br />- Tak, e, jasne. Tylko gdybym miała do was dołączyć, to chyba musiała bym najpierw pożegnać się z mamą i z braćmi...<br />- Tak, oczywiście, ale może wiesz, tylko wpadnij, bo eee, po tym co mi opowiadałaś, wnioskuje, że twoja mama nie chciałaby, byś uciekła w las. - powiedziała Otchłań ostrożnie.<br />- Tak, oczywiście. To, może ja skocze szybciutko, a wy coś tam...upolujecie? Czy co tam się robi w lesie.<br /> - Jasne będziemy czekać bliziutko, ale w mroku lasu. - odpowiedziała Zielonooka.<br />Kotka przytaknęła i pobiegła w kierunku swojego domu. Koty widziały jak podbiega do obozu jednego z dwunożnych, drapie kilka razy z drzwi, które otwierają się i pojawia się w nich mleczna kotka i dwa kotki, mleczny i biały z kilkoma mlecznymi łatkami. Biała szybko powiedziała kilka słów, zapewne pożegnanie i krótkie wyjaśnienie, po czym odskoczyła od matki, na której pysku malowało się zdziwienie, zakłopotanie i rozczarowanie.<br />- Odwiedzaj mnie chociaż! - krzyknęła za córką. <br /> - Chyba...mogę i z nimi troszkę może ich poznasz...jak się zgodzą! - od krzyknęła i pobiegła w kierunku lasu, do Thiara, do klanu w którym miała zamieszkać... <br /> - Chyba ty powinieneś ją uczyć. - rzuciła Otchłań do partnera. - może jest zdolna, zaufaj jej, proszę, nie chce cię zmieniać, ale zmienimy się wszyscy, na plus. <br />- Dobrze... Jak Burzowa gwiazda mnie do niej przydzieli... - mrugnął Pręga. <br />- Burzowa gwiazda? - spytała biała. <br />- Tak, to nasz przywódca - wtrącił złoty.<br /> - Nie mogę się doczekać, aż go poznam... - szepnęła Rose. <br />,,To będzie dla tej kotki nowy początek, początek w lesie, pozna klany, granice, polowanie, walkę, koty, wiarę, wszystko, co koty z lasu mają wrodzone...może jej się uda...a teraz, najważniejsze jak będzie się nazywać... " Pomyślał Pręga.<br />Nie biegli zbyt szybko, by Pieszczoszka na dążyła i nie zgubiła się gdzieś w lesie. Przed obozem zwolnili.<br /> - Pamiętaj, tam będzie dużo kotów, ale nie możesz się bać, nic ci nie zrobią, atakują tylko wrogich wojowników podczas walki, nie nowych rekrutów. - przypomniała Otchłań<br />Kotka przytaknęła ze ściśniętym gardłem. Po kolei wślizgnęli się do tunelu w ostro krzewie i wynurzyli w obozie: Najpierw czarna, potem biała, dalej złoty, a na samym końcu jego bratu przystojniak, bursztynowy. <br />Od razu skierowali się do legowiska przywódcy gdzie mieli szczęście zastać jego mieszkańca. <br />- Burzowa gwiazdo, mamy sprawę. - powiedziała Otchłań. <br />- Jasne, nie jestem zajęty, aż miło czasem odpocząć i pogadać z młodzieżą - kocur przeciągnął się. - ale chyba ta sprawa jest nieco...dwunożna, złapaliście kogoś na naszym terytorium? <br /> - Tak, była taka mała kotka...i...jej marzeniem jest by żyć w Klanie takim jak Thiar. - wypaliła Czarna. <br />Miny przywódcy zmieniały się tak szybko; zdziwienie, duma, niedowierzanie, radość, obawy, aż wreszcie, satysfakcja. <br />- Zobaczyliście w niej jakiś potencjał? - zapytał.<br />- Na pewno jest bardzo dzielna, wojownicza i zdeterminowana nie uciekła przede mną i gdy jeszcze siedzieliśmy w krzaku, powiedziała, że się nie boi, myślę, że ma wszystko poza umiejętnościami.<br />- I dobrym mentorem...Bursztynowa pręgo? <br />- Eee...tak? - kot przeciekał się przez przyjaciół w stronę przywódcy. <br />- Zgodzisz się zostać mentorem...właśnie, jak ona się nazywa? <br />- Coś o sobię może powiedzieć osobiście. - powiedziała Otchłań. - Rose! <br /> Dzień dobry - pisnęła mała. <br />- Witaj, jestem Burzowa gwiazda, przywódca Klanu Thiar, inne klany uważają, że nie nadaje się na przywódcę, jeśli masz jakieś pytania to kto jak kto, ale ja zawsze ci na nie odpowiem. Może teraz ty powiesz nam coś o sobie? <br />- Tak...eee...dobrze, nazywam się Rose i mam 8miesięcy. Mam dwóch braci i mamę zamierzam zamieszkać w Klanie Th-thiar, chcę zostać wojowniczką i lubię was. <br />- Dobrze, a teraz, będziesz należeć do klanu zachodu, Thiar, prawda?, więc zmienisz imię. Niezbyt dobrze, ale znam język dwunożnych, którym zazwyczaj posługują się ich koty, więc dzień, to wschód słońca, czyli od wschodu słońca, aż do zachodu, miesiąc, to księżyc, czyli trzydzieści wschodów słońca, łatwo to zapamiętać, ponieważ jeden księżyc trwa od pełni do pełni, a rok, to po naszemu wiosna, czyli dwanaście księżycy. Jeśli masz jakieś pytania, to pytaj tego, kogo masz pod łapą o cokolwiek, wierzenia, strategię walki i polowań, imiona innych kotów, nazwy innych klanów, lub po prostu rzeczy specyficzne dla życia w lesie.<br />- Dziękuje za takie miłe przyjęcie, postaram się nie sprawiać problemów... <br /> - Nie martw się koty urodzone w lesie też przechodzą szkolenie, nie mają wrodzonych umiejętności. Aktualnie szkoli się tylko jeden uczeń : Jastrzębia łapa, puki co goją mu się rany pa bitwie, jednak nie długo wraca do legowiska i obowiązków ucznia, nie jest ich wiele, ale również zostaną ci przedstawione. Ty masz 8 księżyców? On 10, dogadacie się.<br />Kotka przytaknęła. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi. </p><p> - Mogę mianować cię uczniem chociażby teraz. Nazywasz się Rose co po ,, jakiemuśtam" Znaczy róża, prawda? Zostaniesz więc... Różaną łapą. Oprowadzicie ją po obozie? - zwrócić się do wojowników którzy jednocześnie przytaknęli. <br />- No...to chodź. - mruknął Pręga. <br />Cztery koty wyszły z legowiska przywódcy i ruszyły, by przedstawić Białej uzdrowicielki. <br />- Hej, jestem Rose. - przywitała się z Jastrzębią łapą, Aloesową mgłą i Konwaliową łzą. - I będę nowym uczniem klanu zachodu.<br />- Ja też, jestem na razie jedynym uczniem, nazywam się Jastrzębia łapa. - szepnął. <br /> - A ja będę nosić imię...Różanej łapy. - powiedziała nieśmiało kotka. <br />- Bardzo ładnie. - Uczeń unikał jej spojrzenia. <br />- Fajne tu, tak jak sobie wyobrażałam? - zapytała. <br />- To..., znaczy tak, jest spoko, chociaż ja nie myślałem nigdy, że mogłoby być inaczej... - odpowiedział kocur.<br /> - A możesz, no, poszedł byś z nami? - kotka odwróciła wzrok.<br />Jastrzębia łapa spojrzał na medyczki błagalnym wzrokiem. <br /> - Tak, ale nie wychyl mi przypadkiem ani wąsa poza obóz. - Konwaliowa łza zamruczał a z rozbawieniem, na co uczeń wywrócił oczami i wstał z posłania. <br />W powiększonym składzie koty opuściły legowisko medyczki (medyczek) i poszły w kierunku starszyzny.<br />- Co tam młodzieży? - powitał ich dziarsko jak zazwyczaj Kawowy wąs.<br />Bursztynowa pręga skinął mu na powitanie. <br /> - Oprowadzamy po obozie nowego rekruta. - odpowiedział. <br />Do legowiska wkroczyła biała. <br />- A więc to tak śmierdzi! - niezbyt grzecznie zauważyła Kakaowe oko. - Bez urazy słonko, na pewno niedługo zaczniesz pachnieć Thiarem i lasem, ale puki co czuć od ciebie dwunożnymi. - usprawiedliwiała się kocica.<br />- Nic się nie stało. - zimno odpowiedział Jastrzębia łapa. <br />- Nazywam się Rose. - powiedziała kotka.<br /> - Al... <br />- Tak, wiem, że muszę zmienić imię, bo to jest nie zgodne z kanonem imion! - Biała troszeczkę się zagalopowała. - Przepraszam - szepnęła.<br /> - Nic się nie stało, słoneczko. - Kocica machnęła ogonem na ,,nieważne" - A może opowiesz nam o sobię coś więcej...Rose? <br />- Zmywamy się... - Pręga usłyszał przy uchu głos Otchłani. <br />- ...reślenia są dziwnę, nauczyłam si... - kotka opowiadała o sobie starszym, a Jastrzębia łapa i Złote futro przysłuchiwali się.<br />Para po cichu wycofała się z legowiska. Szli w kierunku żłobka zobaczyć co nowego. <br />Gdy weszli Borówka Jagoda i Porzeczka próbowały walczyć. Obok nich rozmawiały Szare ucho i Makowy płatek. Pręga stanął w wejściu, a Otchłań wyminęła go i siadła obok Kocic. <br />- Makowy płatek! Będziesz miała małe!? - przywitała się. <br />- Taaaak...a co ty tutaj robisz? <br />- Ja...eee...sprawdzam jak mi się będzie tu mieszkać.<br /> - Ty też? <br />- Tia... Z kim jesteś? Bo ja...no z Pręgą.<br />- Z Ciepłym płomieniem, jest naprawdę słodki...<br />- Niech wszystkie koty, dość duże aby samodzielnie polować, zbiorą się pod wielkim głazem na zebranie klanu! - rozległej się głos przywódcy.<br />Koty zaczęły zbierać się w okół głazu. Gdy wszyscy byli już na miejscu, Burzowa gwiazda omiótł swój Klan wzrokiem jakby podziwiał wszystkie koty Thiar i jednocześnie spraw dał czy wszyscy są. </p><p>- Rose, dołączyłaś do naszego klanu w wieku 8księżycy. Dziś zaczniesz swój trening. Rose, od dziś, aż do czasu gdy zdobędziesz imię wojownika, będziesz nazywać się Różaną łapą. Twoim mentorem będzie Bursztynowa pręga. - powiedział przywódca po czym zwrócić głowę w kierunku wojownika. - Bursztynowa pręgo, możesz przyjąć ucznia. Zostaniesz mentorem Różanej łapy okazałeś się wojownikiem bystrym i silnym. Na pewno przekażesz temu młodemu uczniowi siłą swoją i bystrość. - zakończył Burzowa gwiazda.<br />Pręga zgodnie z tradycją podszedł do Różanej łapy i dotknął nosem jej nosa. <br />,,Czemu to ja zostałem wybrany...?, Burzowa gwiazda chce zmienić mnie...? " Pomyślał kot. <br />Thiar zaczął gratulować uczennicy. Jako ostatni nieśmiało podszedł Jastrzębia łapa. <br />- Ładne imię, pasuje ci. - mruknął. <br />- Dzięki, mnie również się podoba. - Wymamrotała kotka. - Pokażesz mi gdzie jest legowisko uczniów i gdzie mogłabym...wy śpicie? <br />- Tak...i tak, chodź. - Koty oddaliły się w kierunku wyznaczonego im legowiska.<br />- Będzie z nich ładna para. - zauważyła Otchłań.<br />- Co!? - zdziwił się kocur lekko zbity z tropu. <br />- Jak to co?, nie widzisz tego? - zapytała kotka. <br />- Ale co?, że tak na siebie patrzą? - zawahał się. <br />- Eh, czy mi się wydaje, czy ty też tak miałeś?<br />- Nie wiem o czym mówisz... <br />- Pfff...będziesz dobrym mentorem...<br /> - A skąd ci to przyszło do głowy!?<br /> - A nic, tak sobie myślę.<br /> - To nie myśl...wiesz co?, chyba znowu chce mi się spać, pomyśl tylko, co ze mnie za kot, idę spać o północy, wstaje o południu, a o zachodzie znów jestem zmęczony...<br />- Nie prawda, jesteś idealny, to był męczący dzień... <br />- Może...może masz rację. - ziewnął kocur. - do zobaczenia w legowisku.<br />- Do zobaczenia... <br /><br /></p><div style="text-align: center;"><span style="font-size: xx-small;">2981 słów • Bursztynowa Pręga zyskuje 29 pkt.<br /><br /><br /></span></div><p></p>Minekohttp://www.blogger.com/profile/09442858058875144570noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-3059348993085192033.post-14701977138641827952020-10-19T06:07:00.004-07:002020-10-24T02:38:26.506-07:00ZEBRANIE KLANÓW - Poranna Łapa<p> </p><p></p><div style="text-align: center;">Narracja pierwszoosobowa</div><br /><p></p><p></p><div style="text-align: center;"><i>Gdy mi ciebie brakuje, patrzę w niebo i mam nadzieję, że ty w tym momencie robisz to samo</i></div><i><br /></i><p></p><p>Ziewam rozbudzająco. Jutro zgromadzenie! Mam nadzieję, że Obłoczna róża zgodzi się bym poszła. Ciekawe, czy Lśniąca gwiazda idzie. Wstaje powoli z legowiska.<br />– Dzięki klanie gwiazdy, że mój mentor zna się na leczeniu.- szepcze cicho i siadam przy wyjściu. Klan powoli budzi się do życia. Szary świt wysyła patrole. Burczy mi w brzuchu. Nie pójdę po jedzenie sobie, medyczka mnie zabije. Nawet nie mam kogo poprosić. Nie będę krzyczeć, żeby ktoś mi przyniósł jedzenie.<br />– Poranna łapo!- Podchodzi Brzozowy liść.- Ćmie skrzydło wygląda dość źle, dałabyś jej jakieś zioła? Czy coś?<br />Patrzę na niego przestraszona. Znowu zawiodę!<br />– Ja-ja nie mogę-ę.- Wlepiam wzrok w swoje łapy. Czuję jego wzrok na sobie.<br />– Nie umiesz? Czy o co chodzi?!<br />– Nie. Umiem. Jednak Obłóczna-czna róża mów-ii, że nie mogę pełnić-nić funkcji ucz-cznia medyka póki nie wyleczę swoich ran-n.- Podnoszę wzrok na niego.- Musisz iść po medyka-ka, ona-na pomoże-że.<br />Macha zdenerwowany ogonem. Mamrocze coś pod nosem i podbiega do Szarego świta. Obserwuje go bacznie. GŁUPIA JA! Zastępca jest widocznie poruszony, kiwa głową i przywołuje 2 koty by pewnie poszły po Obłóczną różę.<br />– Poranna łapo, gdzie Obłóczna róża poszła zbierać zioła?- Zastępca mówi spokojnie. Gdzie? Emm. Chyba w okolice … nie, nie tam.<br />– Eeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee, za chwilę wróci.<br />– To wiesz czy nie?- Syczy Brzozy liść.<br />– NIE WIEM! OBECNIE NIE MOGĘ ROBIĆ ZA UCZNIA MEDYKA, WIĘC NA KLAN GWIAZDY ODCZEP SIĘ!- Wrzeszczę wściekła. Jestem pewna, że oni teraz powiedzą mi, że jestem wkurzającym uczniem. Brzozowy liść syczy wściekły. Ja chcę już zgromadzenie.</p><p style="text-align: center;">-•-</p><p>Idę za Obłóczną różą. Może będzie Nocna łapa? Mam nadzieję, że tak. Ona jest taka piękna! Szkoda, że jest z klanu wschodu. Wchodzimy na miejsce spotkania klanów.<br />– Tylko nie przeginaj i odpoczywaj.- szepcze cicho mentorka i podchodzi do reszty medyków. Idę za nim i siadam obok.<br />– O witaj Obłóczna róża, widzę, że jesteś ze swoją uczennicą.- Uśmiecha się lekko Nakrapiana Irga. Uśmiecham się miło do niej. Sprawiaj pozory. Medycy zaczęli coś rozmawiać jednak ja szukam wzrokiem liliowej uczennicy. Czyżby nie przyszła na zgromadzenie? Możliwe.<br />– Co ci się stało Poranna łapo? Nie wyglądasz najlepiej.- Mówi cicho liściasta łapa. Patrzę na uczennice medyka.<br />– Miałam lekki wypadek.- Uśmiecham się miło. Czuje na sobie wzrok mentorki. “Mam nadzieję, że nie powiesz nic o ty co ci się stało, nie mogą wiedzieć, że na nasze tereny mógł ktoś wejść”. Uczennica najwidoczniej zrozumiał i nie zadawała więcej pytań. Patrzę nadal szukając nadal Nocnej łapy. Ona musiał przyjść! Jest! Wstaje po cichu i idę w jej kierunku. Dosiadam się do liliowej.<br />– Hej nocna łapo-po.- Uśmiecham się miło. Ta patrzy na mnie.<br />– O hej Poranek, myślałam, że nie pogadamy, a jednak.- Śmieje się cicho.- Wiesz, może poznam cię z moim bratem? No wiesz … pytał się mnie dziwie czemu często z tobą gadam i nalegałbym cię z nim poznała.- Mówi zmieszana. Czemu chciał mnie poznać? Jestem tylko medyczką przecież, więc po co?<br />– Nie-e mam nic przeciwko-o.- Macham ogonem lekko. Nic nikt ci nie zrobi. Kotka kiwa głową i wstaje. Idzie między nieznanymi mi kotami. Wymienia kilka zdań z dość dużym kotem. Ten kiwa głową i podchodzi obok Nocy w moim kierunku. Siadają kilka ogonów ode mnie. Nastała nieprzyjemna cisza między nami.<br />– To-o tak … to Poranna łapo, uczennica medyka klanu północy.- Pokazuje na mnie ogonem.- A to Świerkowy dąb mój brat.<br />Jest już wojownikiem? Wygląda podobnie do mojej przyjaciółki.<br />– Hej-j mogę wiedzieć-eć czemu chciałeś-eś mnie poznać-znać?- Patrzę na medyków. Widzę na twarzy mentorki niezadowolenie. Szykuje się ochrzan.<br />– Po prostu, moja siostra nie ma znajomych praktycznie w klanie, więc się dziwię, że jest w stanie z tobą rozmawiać.- Mierzy mnie podejrzliwym wzrokiem. Sierść mi się jeży. Nie odpowiadam mu.<br />– Poranna łapo! Wracam chodź tutaj!- Krzyczy Obłóczna róża. Dziękuje!<br />– Ja przepraszam, ale muszę iść … o chyba rozumiecie, mam nadzieję, że was zobaczę.- Wstaję i idę dość szybko do mentorki.<br />– Miło się rozmawiało Poranna łapo.- mówi ze szczęściem w głowie Noc. Obracam głowę w jej stronę i uśmiecham się do niej. Obracam głowę w kierunku mentorki i podchodzę bliżej kotki.<br />– Jutro idziesz sprawdzić kleszcze za karę.- Mówi cicho wkurzona. Wdycham i kiwam głową na znak zgody.</p><p><br /></p><p style="text-align: center;"><span style="font-size: xx-small;">700 słów • Poranna Łapa zyskuje 7 pkt.</span></p><p><br /></p>Minekohttp://www.blogger.com/profile/09442858058875144570noreply@blogger.com0