Tw: Śmierć kociaków
Narracja trzecioosobowa
Ruda siedziała zaniepokojona, ostatnio słyszała, że Nocna
Chmura jest w ciąży. Wiedziała, że może mieć kociaki, wiedziała, jak to zrobić,
ale dalej! Nie mogli mieć kociaków! Była za młoda! I była uczennicą medyka!
Nie, nie, nie! Układała zioła zaniepokojona, nie mogli mieć kociaków, naprawdę
nie. Przerażało ją to, nie czuła się gotowa. Złamała kodeks, przez kilka
księżyców, kiedy nie widziała się z Nocną i postanowiła, że lepiej i dla
niebieskiej, i dla niej będzie jak zakończą relację.
– Poranna Łapo! Idziesz po zioła czy czekasz na cud? –
usłyszała głos kotki. Podniosła łeb, mrużąc oczy, tak, powinna się przejść.
Musi o tym nie myśleć, kociaki się wychowują w klanie bezpiecznie. Co z tego,
że jego współklanowicze będą mogli im
zrobić coś, będą bezpieczniejsze. Lepiej dla niej. Była młoda i naprawdę nie
chciała problemów. Wstała leniwie i wyszła pewnie z legowiska.
– Idę do granicy z klanem wschodu po zioła!
– Nie chcesz wziąć wojowników?
– Pójdę sama, nic mi nie będzie.
– Tak jak ostatnio nic ci nie miało się stać. – powiedział
pod nosem.
– Ale przeżyłem, wrócę niedługo. – odpowiedziała i wyszła
szybkim krokiem z obozu. Musiała iść szukać ziół, dużo było przy granicy. Tej
samej granicy, gdzie spotykała się ze swoją byłą partnerką. A może obecną? Może
bardziej byłą, nie chciała sprowadzać na nią kłopotów. Po drodze spotkała
patrol wracający z tej granicy, będzie spokój. Nie spotka nikogo. Zerwała kilka
maków oraz dwie stokrotki. To już coś. Usiadła, patrząc w swoje łapy, tyle
wspomnień miała z tym miejscem. Leciał czas, a ona siedziała i myślała, nad
swoim życiem, nad przeszłością, przeszłością, związkiem. Kochała naprawdę
niebieską, tyle by rzuciła dla niej, tyle że wiedział, że ona by mogła tego nie
zrobić. Nie chciała też zostawiać klanu, który mógłby przeżyć bez ucznia
medyka. Nawet to, że była kotem klanowym z krwi, nie tylko to, po prostu miała
chyba honor. Otworzyła ślepia po chwili, usłyszała szloch. Rozejrzała się
spanikowana i zobaczyła leżące niebieskie futro na granicy, czy to ona?! Ona?!
Podbiegła maksymalnie do granicy, patrząc na nią, miała obok kociaki! Ona
poważna jest? Przyjrzała się nim, jedno było szylkretowe, drugie kremowe, a
trzecie niebieskie. Wydawały się, jakby ledwo się urodziły.
– Nocka? Słyszysz mnie? – powiedziała spanikowała. Co jej?!
Nie mogła nawet jej zbytnio pomóc, nie wyglądała, jakby coś jej pomogło. Z
gardła wojowniczki wydarł się hark.
– Słyszę. – odpowiedziała krótko. Widział mokre pod jej oczami,
płakała? – Zabierz je, a bardziej go. – pokazała ogonem. – Tamta dwójka nie
żyje.
Popatrzyła na nią tępo, nie żyje? Przez kogo?! Kto zabił ICH
kociaki?
– Jak? Dlaczego? Czemu?
– Umarli, gdy się tylko urodzili, widzisz? Ten ma
zdeformowaną mordkę, a ten dziwną klatkę piersiową, tylko najstarszy żyje.
– Ale tobie muszę pomóc! Ja nie wykarmię kociaka! Masz
przeżyć!
– Zabieraj tego kociaka teraz! Masz go wychować, nic mnie nie
obchodzi. – harknęła. – Nie może być twojego zapachu obok mnie, może mi pomogą.
– Ale-
– Bierz go i idź do twojego klanu!
Spojrzał na nią ze łzami w oczach, miał zabrać swojego
potomka do klanu i nie pomóc swojej partnerce! Łamie kodeks! Nie mógł! Ale też
nie mógł zostawić tego kociaka, bo nie wyglądał normalnie, musiał zdecydować.
Czy słucha się partnerki, czy nie, nie mógł mieć wszystkiego. Chwilę się
zastanawiał.
– Ruszysz dupę?!- Hark. Nie wiedział, co robi, nie miał
pojęcia. Przeskoczył granicę i popatrzył błagalnie na niebieską, może to żart?
– Żegnaj-j. – wydukał, liżąc lekko kotkę. Popatrzył na
kociaki. Kremowy oddychał spokojnie, żył. Tylko prawda, miał dziwne łapy,
krótkie. Dziwna łapa, co jeszcze? Wziął go za kark i przeskoczył granicę.
Musiał iść szybko, jak najszybciej.
C.D.N
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz