Od Kalypso

 

Im bardziej kogoś poznajemy tym mniej jesteśmy w stanie mu zarzucić, zaczynamy rozumieć jego zachowanie i spojrzenie na świat. W wadach dostrzegamy zalety, możemy próbować je zmienić, ale znacznie ważniejsze jest ich zaakceptowanie, są one nieodmienną częścią charakteru danej osoby, jej wyjątkową częścią.
Nic nie dzieje się bez powodu, na wszystko znajdzie się jakieś wytłumaczenie. Od zawsze próbowałem wszystko analizować, ale teraz w mojej głowie pojawia się coraz więcej pytań. Dlaczego? Dlaczego skoro wszystko ma swoje znaczenie to słowo wciąż nam towarzyszy? Idąc tym tropem można dojść do wniosku, że cała ta wcześniej wspomniana teza jest całkowicie błędna, albo to my nie jesteśmy w stanie niektórych rzeczy pojąć. Zastanawianie się nad tymi tematami, nie było moim ulubionym zajęciem, ale od pewnego czasu stało się nieodłączną częścią mojego życia. Nie znosiłem tego uczucia. Bezsilności, która wynikała z niewiedzy, jednak nie mogłem nic na nią poradzić. Pytanie o to innych nie miałoby sensu bo kto niby umiałby mi powiedzieć dlaczego czuję się w dany sposób, co jest tego powodem i przede wszystkim jak temu zaradzić? Powód. Tego mi było trzeba, ale nie potrafiłam wymyślić nic innego niż to, że ma na mnie wpływ mój brat, jednak on już zawsze taki pozostanie, a to znaczyłoby, że ja również już na zawsze taki będę.
- Nie ucieknę stąd do puki on żyje.
Nie pozbędę się tych wszystkich myśli do puki nie zginie.
- To jedyne rozwiązanie, ale ja tego nie zrobię.
Nie zrobię tego. Nie zabije go bo w końcu poczucie winy zniszczyłoby mnie bardziej niż śmierć.
- To przykre, że Ci, na których nam najbardziej zależy odchodzą najszybciej.
Ci, na których nam najbardziej zależy...

-•-

- Ty też wkrótce odejdziesz - powiedziałem w pustą przestrzeń. Leżałem we własnym legowisku, rozmyślając o tym co powiedziała mi poprzedniego dnia Raven. Z niewiadomych przyczyn samica zaczynała mnie coraz bardziej intrygować, sprawiając, że chciałem spędzać z nią coraz więcej czasu, mimo tego, że jej zachowanie w pewnych momentach nadal było dla mnie niejasne. Przypomniałem sobie każdą chwilę, którą do tego czasu zdołałem z nią dzielić, skupiając się na kilku istotnych dla mnie fragmentach.
Kotka od początku wydawała mi się rozchwiana emocjonalnie, a jej nastawienie mogło zmienić się w parę chwil, jednak co do jednego aspektu jej reakcję były takie same. Mówiąc o śmierci zachowywała się całkowicie swobodnie jakby to była tylko nieistotna część życia, a w jej oczach widać było w ów czas iskrę determinacji. Nie ważne czy chodziło o możliwość otrucia, czy o krwawe zabójstwo zwierzyny, kotka pozostawała niewzruszona. Widząc ją dzierżącą serce królika nie dało się nie zauważyć ekscytacji, która ją obejmowała, nawet mimo jej obojętnej postawy. Ona nie była do końca normalna i nie raz zdarzało mi się porównywać ją do Matthewa, ale prawdę mówiąc robiąc to, nie czułem się w porządku. Krucza Mgła miała w sobie jeszcze wiele do odkrycia i chociaż tematy, które ją wyraźnie fascynowały były dla mnie czymś niezrozumiałym, to jednak nie mogłem traktować jej na równi z moim bratem.
- Dzień dobry Kalypso! - usłyszałem znajomy głos, a chwilę później zobaczyłem idącą w moją stronę rudą kotkę.
- Czy dobry to się jeszcze okaże - wymamrotałem zakrywając oczy łapą przed bezlitosnymi promieniami słońca. Z dnia na dzień pogoda robiła się coraz wspanialsza, chociaż raczej nie wszyscy za cudowne uznaliby nieustanne palenie się żywcem, podczas zajęć w terenie. O tej porze podziemne tunele okazywały się nad wyraz wygodne i większość kotów, a zwłaszcza te z dłuższą sierścią, wolała bez powodu z nich nie wychodzić.
- Dlaczego zawsze musisz być tak źle do wszystkiego nastawiony? - zapytała kotka czule trącając mnie nosem.
- Nie zawsze tak było, ale sama widzisz co się teraz dzieje.
- Widzę i jakoś sobie z tym radzę, nie możesz być takim pesymistą. Po burzy w końcu wyjdzie słońce! - odrzekła radośnie machając ogonem.
- Słońce nie zawsze przynosi szczęście - do moich uszu doszedł kolejny głos, a stworzenie do, którego należał nie wydawało się ani trochę tak uszczęśliwione myślą o porze zielonych liści.
Widząc moją zaskoczoną minę spowodowaną pojawieniem się drugiego gościa Wendy zaczęła chichotać, a Krucza Mgła zajęła się usiłowaniem wygładzenie ciemnego futra, które ze względu na barwę nie było najlepszym towarzyszem lata.
- Zachowujecie się jakby świat się skończył, a to tylko lekkie ocieplenie klimatu - mruknęła nadal w doskonałym humorze ruda co spotkało się z wyraźną dezaprobatą ze strony zielonookiej.
- Nie wszyscy mają tyle szczęścia co ty - odpowiedziała oschle Raven.
- Za to już niedługo ja będę umierać z zimna podczas gdy ty będziesz mogła ogrzewać się swoim futrem - podsumowała zgrabnie krótkowłosa.
Nie miałem zamiaru przerywać im rozmowy, ale z każdą chwilą coraz intensywniej zastanawiałem się nad tym co one tu właściwie robią.
Wendy widząc moją niepewną minę przybliżyła się do mnie i nadal uśmiechnięta zaczęła szeptać mi do ucha.
- Pomyślałam, że moglibyśmy wyjść razem na spacer.
Spojrzałem na nią dziwnie kierując wzrok na kotkę z północy.
- Och o to chodzi! - mruknęła zerkając raz na mnie, raz na Kruczą Mgłę przez co poczułem się jeszcze bardziej niezręcznie - Raven ma za moment trening z Lore z rozkazu... z prośby Matthewa. Więc zgodzisz się?
Oczy bezgwiezdnej wypełniły się iskierkami ekscytacji czekając na moją decyzję.
- Z chęcią - odparłem nadal będąc onieśmielonym tą całą sytuacją.
- Świetnie! - zaświergotała brązowooka szykując się do wyjścia.
Wstałem z ziemi i sam skierowałem się do wyjścia z groty po czym niechętnie zrobiła to długowłosa.

-•-

Zagłębiając się dalej w terytorium klanu wkrótce pożegnaliśmy się z Kruczą Mgłą, która odeszła razem z młodą kotką, a sami poszliśmy przed siebie nie obierając żadnego konkretnego kierunku.
- Ładnie tu, może na chwilę się zatrzymamy? - spytała po chwili wędrówki ruda układając się na soczysto zielonej trawie. Miałem pewne wątpliwości co do wyglądu miejsca, które wybrała, a między innymi faktu, że przed nami widniała znaczna część ogrodzenia, ale postanowiłem z nią się tym nie dzielić.
- To dobry pomysł - odparłem, po czym szybko dodałem - chciałabyś o czymś ze mną porozmawiać?
Nie wiedząc dlaczego, miałem intensywne wrażenie, że samica nie chciała się ze mną spotkać tylko i wyłącznie z dobrej woli.
- Prawdę mówiąc to tak... - odpowiedziała niepewnie odwracając wzrok. Uśmiechnąłem się w jej stronę pokrzepiająco, czekając na wiadomość.
- Kalypso ja wiem, że może nie byłam najlepszą przyjaciółką, ale chciałabym nadrobić nasze wszystkie stracone chwile i chociaż wiem jak ta sytuacja na Ciebie wpływa chcę być twoim wsparciem, jako członkini tego samego klanu, towarzyszka i... partnerka.
Kotka nerwowo wpatrywała się we własne łapy podczas gdy ja przetrawiałem to, co właśnie usłyszałem. Byłem zdziwiony jej nagłym wyznaniem, lecz jednocześnie zacząłem wyobrażać sobie to wszystko jako jakiś rodzaj odskoczni od rzeczywistości. Nie byłem z siebie dumny, ale musiałem przyznać, że jej piękna sierść i delikatny charakter nie czyniły już na mnie takiego samego wrażenia jak za dawnych lat, ani nie czułem do niej tego samego, co wcześniej. Nie zamierzałem jej jednak ranić bądź co bądź sam jeszcze do nie dawna oddałbym wszystko, żeby usłyszeć to z jej ust. Co mi szkodzi? Może to właśnie to czego potrzebuje...
- Jako partnerka? - spytałem tępo nie chcąc niczego pochopnie przyjąć. Wendy ze śmiechem wywróciła oczami i ostrożnie dotknęła mojego nosa, tym należącym do niej.
- Jako partnerka.

1148 słów • Kalypso zyskuje 11 pkt.



Od Wilczego Futra

 

Narracja pierwszoosobowa


Dzień jak dzień. Patrol, polowanie, rozmowa z mamą. Próba ukrycia uczuć do jednej kotki.
Liżę swoje futro. Nie wyglądam jak mama. Ciekawe jaki jest mój ojciec? Może podobny do mnie?
Irysowa Gwiazda ma inny kolor futra niż ja, jest wyższa. A ja jak jakiś uczeń. Wstaję i idę powoli do
legowiska Medyków, ostatnio coraz częściej odwiedzam Skowronkową Ćmę. Ten kocur jest strasznie
mądry! I wie mnóstwo.
– Dzień dobry Łania Koro!- mówię radośnie do zastępczyni i chylę lekko głowę. W końcu jest
zastępczynią! I bliską przyjaciółką Irysowej Gwiazdy. Pamiętam jak byłem kociakiem to mówiłem do
niej ciociu.
– Dobry. Co u ciebie młody?- odpowiada po chwili kotka.
– Nie najgorzej ciociu, idę odwiedzić Medyka.- Zastępczyni patrzy na mnie zdziwiona.
– Nic Ci nie jest? Przecież możesz powiedzieć.- Śmieje się cicho. Zawsze tak jest. Cała ciocia,
zawsze troskliwa.
– Ale mi nic nie jest, lubię odwiedzać medyków … nie chce mówić tego w obozie, bo jeszcze myślę
nad tym.- szepcze cicho do niej. Nie jestem jeszcze pewny czy chce być na pewno wojownikiem.
Jednak bycie medykiem ma mnóstwo minusów.
– Jak będziesz chciał kiedyś pogadać to przychodź do mnie śmiało.- Uśmiecham się. I niech ktoś mi
powie, że ona nie jest fajna!
– Zapamiętam, dziękuję. Tylko proszę … nie mów mamie wiesz jaka ona potrafi być.- Kotka
przytakuje. Zna dobrze mamę, a nawet lepiej.
– Wiem, wiem jaka ona jest, od razu przyjęłaby to jako fakt.- Racja, mama jest dziwna.- Ja muszę iść
już młody, miłego dnia.
– Miłego.- Odpowiadam krótko, a kotka odchodzi ode mnie. Kontynuuje pójście do medyka. Już
pachnie ziołami, znam pomimo bycia wojownikiem dość dużo ziół. Dużo czasu w życiu spędziłem u
medyków. Nie muszę się denerwować jak, by mi się coś stało/albo nie byłoby medyków w okolicy.
Trzeba moim zdaniem znać, choć podstawy.
– Dzień dobry Skowronkowa Ćma!- Wołam radośnie wchodząc do legowiska medyka. Medyk kiwa
głową na znak pozdrowienia.
– Miło mi, że odwiedzasz mnie Wilcze Futro, pomógłbyś mi z ziołami? Brakuje mi pajęczyn i nasion
maku, a ty wiesz gdzie one są.- Patrzę na niego zdziwiony, no wiem gdzie leżą jednak po co mam mu
pokazać gdzie one są?
– Nie rozumiem.
– Chodzi o to czy pomożesz mi zebrać, jak bym to zrobił sam to zajmie mi to dużo czasu.
– Jak tak to bardzo chętnie!

-•-

Wyrywam korzeń z ziemi, skończyliśmy zbierania jakiś czas temu jednak poprosił mnie o wyrwanie
korzenia. Nie pamiętam co to za korzeń jednak zawsze coś? Pomogę, i nie powinienem się spóźnić
na wieczorny patrol. Wyrywam korzeń i idę z nim w kierunku obozu. Cały dzień prawie spędziłem na
zbieraniu ziół. Wchodzę do obozu po kilkunastu uderzeniach serca. Bardzo szybkim krokiem prawie
biegiem wchodzę do legowiska medyków. Marszczę brwi, czemu Skowronkowa Ćma śpi? Dam mu
się wyspać, dużo roboty było dziś. Odkładam korzeń i po wzięciu dwóch listków kocimiętki wychodzę.
– Wilcze Futro.- Zaczyna niemiło mama. Czyli przegapiłem patrol.- Gdzie byłeś? Nie poszedłeś na
patrol, więc MUSIAŁEŚ mieć dobry powód.
Odkładam liście kocimiętki na ziemi i patrzę kotce w oczy.
– Pomogłem Medykowi z ziołami, nie ma ucznia i mnie poprosił. Myślałem, że ci powiedział.-
Uśmiecham się miło. Mam jedną nadzieję, że nie zobaczy kocimiętki. Raz na jakiś czas wezmę ją, by
się rozerwać. Tak dla zabawy, poprawy humoru.
– Na przyszłość sam mnie informuj, tylko pamiętaj. Jesteś wojownikiem, nie medykiem. Twoim
priorytetem jest obrona i patrolowanie terenów, nie chodzenie za ziołami.- Mówi oficjalnie Irysowa
Gwiazda.
 – Oczywiście rozumiem - Odpowiadam krótko i biorę liście do pyszczka odchodząc do kotki. Nie zauważyła, tyle dobrego. A teraz czas zjeść kilka.


570 słów • Wilcze Futro zyskuje 5 pkt.