Od Porannej Łapy, cz.1

 

Tw: Śmierć kociaków

Narracja trzecioosobowa

Ruda siedziała zaniepokojona, ostatnio słyszała, że Nocna Chmura jest w ciąży. Wiedziała, że może mieć kociaki, wiedziała, jak to zrobić, ale dalej! Nie mogli mieć kociaków! Była za młoda! I była uczennicą medyka! Nie, nie, nie! Układała zioła zaniepokojona, nie mogli mieć kociaków, naprawdę nie. Przerażało ją to, nie czuła się gotowa. Złamała kodeks, przez kilka księżyców, kiedy nie widziała się z Nocną i postanowiła, że lepiej i dla niebieskiej, i dla niej będzie jak zakończą relację.

– Poranna Łapo! Idziesz po zioła czy czekasz na cud? – usłyszała głos kotki. Podniosła łeb, mrużąc oczy, tak, powinna się przejść. Musi o tym nie myśleć, kociaki się wychowują w klanie bezpiecznie. Co z tego, że jego współklanowicze  będą mogli im zrobić coś, będą bezpieczniejsze. Lepiej dla niej. Była młoda i naprawdę nie chciała problemów. Wstała leniwie i wyszła pewnie z legowiska.

– Idę do granicy z klanem wschodu po zioła!

– Nie chcesz wziąć wojowników?

– Pójdę sama, nic mi nie będzie.

– Tak jak ostatnio nic ci nie miało się stać. – powiedział pod nosem.

– Ale przeżyłem, wrócę niedługo. – odpowiedziała i wyszła szybkim krokiem z obozu. Musiała iść szukać ziół, dużo było przy granicy. Tej samej granicy, gdzie spotykała się ze swoją byłą partnerką. A może obecną? Może bardziej byłą, nie chciała sprowadzać na nią kłopotów. Po drodze spotkała patrol wracający z tej granicy, będzie spokój. Nie spotka nikogo. Zerwała kilka maków oraz dwie stokrotki. To już coś. Usiadła, patrząc w swoje łapy, tyle wspomnień miała z tym miejscem. Leciał czas, a ona siedziała i myślała, nad swoim życiem, nad przeszłością, przeszłością, związkiem. Kochała naprawdę niebieską, tyle by rzuciła dla niej, tyle że wiedział, że ona by mogła tego nie zrobić. Nie chciała też zostawiać klanu, który mógłby przeżyć bez ucznia medyka. Nawet to, że była kotem klanowym z krwi, nie tylko to, po prostu miała chyba honor. Otworzyła ślepia po chwili, usłyszała szloch. Rozejrzała się spanikowana i zobaczyła leżące niebieskie futro na granicy, czy to ona?! Ona?! Podbiegła maksymalnie do granicy, patrząc na nią, miała obok kociaki! Ona poważna jest? Przyjrzała się nim, jedno było szylkretowe, drugie kremowe, a trzecie niebieskie. Wydawały się, jakby ledwo się urodziły.

– Nocka? Słyszysz mnie? – powiedziała spanikowała. Co jej?! Nie mogła nawet jej zbytnio pomóc, nie wyglądała, jakby coś jej pomogło. Z gardła wojowniczki wydarł się hark.

– Słyszę. – odpowiedziała krótko. Widział mokre pod jej oczami, płakała? – Zabierz je, a bardziej go. – pokazała ogonem. – Tamta dwójka nie żyje.

Popatrzyła na nią tępo, nie żyje? Przez kogo?! Kto zabił ICH kociaki?

– Jak? Dlaczego? Czemu?

– Umarli, gdy się tylko urodzili, widzisz? Ten ma zdeformowaną mordkę, a ten dziwną klatkę piersiową, tylko najstarszy żyje.

– Ale tobie muszę pomóc! Ja nie wykarmię kociaka! Masz przeżyć!

– Zabieraj tego kociaka teraz! Masz go wychować, nic mnie nie obchodzi. – harknęła. – Nie może być twojego zapachu obok mnie, może mi pomogą.

– Ale-

– Bierz go i idź do twojego klanu!

Spojrzał na nią ze łzami w oczach, miał zabrać swojego potomka do klanu i nie pomóc swojej partnerce! Łamie kodeks! Nie mógł! Ale też nie mógł zostawić tego kociaka, bo nie wyglądał normalnie, musiał zdecydować. Czy słucha się partnerki, czy nie, nie mógł mieć wszystkiego. Chwilę się zastanawiał.

– Ruszysz dupę?!- Hark. Nie wiedział, co robi, nie miał pojęcia. Przeskoczył granicę i popatrzył błagalnie na niebieską, może to żart?

– Żegnaj-j. – wydukał, liżąc lekko kotkę. Popatrzył na kociaki. Kremowy oddychał spokojnie, żył. Tylko prawda, miał dziwne łapy, krótkie. Dziwna łapa, co jeszcze? Wziął go za kark i przeskoczył granicę. Musiał iść szybko, jak najszybciej.


C.D.N

Od Płomiennego Pióra CD Liliowy Sierp

 

Narracja trzecioosobowa

Płomienne Pióro nigdy nie oczekiwała za wiele od byłych pieszczochów. Wiedziała i rozumiała to, że sposób, w jaki zostali wychowani, drastycznie różnił się od dorastania w klanie. Dawne pupilki dwunożnych w większości przypadków nie potrafiły skutecznie polować, a codzienna rutyna panująca wśród wolnych kotów zdawała się dla nich czymś surrealistycznym, jak gdyby łaszenie się do istot, kilkanaście razy wyższych od nich samych, było czymś normalnym.

Mimo wielu styczności z takimi członkami klanu ruda musiała przyznać, że Liliowy Sierp należała do przypadków ekstremalnie beznadziejnych.

Widząc jej minę po kontakcie z wodą, po raz tysięczny zaczęła zastanawiać się, czym tak sobie zawiniła, że los postanowił zesłać na jej drogę akurat tę kotkę. Przez kilka następnych minut siedziała na brzegu i przyglądała się Charlotte, próbującej przyzwyczaić się do temperatury panującej w potoku, poprzez stopniowe zagłębianie się w nieco głębsze miejsca. Był to wyjątkowo żenujący widok. W końcu zaczęła się nawet zastanawiać, czy aby nie odwołać spotkania. Już miała wołać swojego brata, gdy w jej głowie zrodził się inny, okrutny, plan.

Podniosła się na równe nogi i w ciszy zaczęła posuwać się w stronę niebieskookiej, która zajęta sobą nie zwróciła na nią uwagi. Gdy była już wystarczająco blisko, nie myśląc za wiele, rzuciła się na przerażoną kotkę, z której ust wyrwał się wrzask tak głośny, że nie zdziwiłoby ją, gdyby na następny dzień dostała raport o braku jakiejkolwiek zwierzyny w obrębie całego klanu. Miejsce, w którym się znajdowały, nie było głębokie, na stojąco dorosłemu wojownikowi sięgało maksymalnie do brzucha... a przynajmniej tak to wyglądało z perspektywy zastępczyni. Trzeba było bowiem zaznaczyć, że mało kto dorównywał jej wzrostem, za to jej towarzyszka należała do grupy tych dziwnych krótkonożnych stworzonek, które mimo wielkich chęci, nie zawsze dało się traktować poważnie. Tak więc samica wylądowała po uszy w zbiorniku, dodatkowo podtrzymywana przez zielonooką. Rzucając się na wszystkie strony, niczym karp z objawami ADHD, zdołała przypadkowo kopnąć starszą w głowę i w nienaturalnie szybkim tempie wyprostować się, oddalając się od niej na długość zajęczego skoku. Ociekając wodą i dysząc ciężko, powoli podniosła głowę, napotykając na drodze wzrok Płomiennego Pióra, która uśmiechała się do niej delikatnie, jakby nic się nie stało.

W jednej chwili całe przerażenie z niej wyparowało, ustępując miejsca prawdziwej wściekłości.

- CZY TY JUŻ KOMPLETNIE ZWARIOWAŁAŚ?! MOGŁAŚ MNIE ZABIĆ! - krzyknęła, idąc w jej kierunku. Słysząc to, uśmiech opuścił jej twarz. Patrząc jej prosto w oczy, z powrotem można było zauważyć w nich jedynie obojętność i chłód. Nie trwało to jednak długo.

- Marzę o tym, odkąd cię poznałam - stwierdziła poważnie, by chwilę później odwrócić się tyłem do długowłosej i wybuchnąć śmiechem.

Spodziewała się usłyszeć od szylkretki jakąś wredną odpowiedź na temat jej słów, ale zamiast tego kotka cicho westchnęła i podbiegła do niej, aby mogły iść w równym tempie. Patrząc w jej stronę, mogła dostrzec, że na jej pyszczku widnieje lekki uśmiech. Nie wiedziała, co powinna zrobić, zdecydowanie nie takiej reakcji się spodziewała.

Szły w milczeniu w kierunku, do którego udał się Ognista Łapa. Nie była to jednak ta niezręczna cisza, podczas której obie strony próbowały na siłę wymyślić jakiś temat do rozmowy. Przeciwnie. Słowa w tamtej chwili wydawały im się zbędne, jakby każdy dźwięk mógł przyczynić się do pęknięcia szklanej bańki komfortu, w której się znajdowały.

Mimo tego, po pewnym czasie samicę zaczęło to przytłaczać. Może zabrzmi to głupio, ale zachowanie pieszczocha nie dawało jej spokoju, dlaczego do cholery się uśmiechała? Zdając sobie sprawę z tego, że prawdopodobnie nigdy się tego nie dowie, postanowiła przerwać w końcu otaczające je milczenie.

- Czyżby już nie było Ci tak zimno? - rzuciła od niechcenia, sprawiając, że pyszczek Liliowego Sierpa zaczął niekontrolowanie otwierać się i zamykać. Wyglądała jak ryba, która po wyciągnięciu z morza jest zbyt oszołomiona, by trzeźwo myśleć.

- Ty wredna...

- Ja tylko stwierdzam fakty.

- Nie wierzę, że próbowałaś mnie utopić z takiego powodu!

- Nie próbowałam cię utopić - poprawiła swoją rozmówczynię - chciałam tylko, abyś w końcu się ruszyła. To wojna, pamiętasz?

Gdyby wzrok potrafił zabijać, zastępczyni już leżałaby martwa. Młodsza jeszcze przez chwilę intensywnie się w nią wpatrywała, po czym ponownie skupiła swoją uwagę na drodze.

Oddaliły się już od wodopoju i aktualnie przemierzały jedną z wielu łąk, znajdujących się na terenie Ekialdeii. Porastało ją sporo roślin, ale najbardziej widoczne pozostawały jaskry, których żółte kwiaty intensywnie mieniły się w promieniach słońca. Samica schyliła głowę, zerwała jeden z kwiatów i wplątała ją w sierść nad uchem wojowniczki. Ta wydawała się nieco zaskoczona tym gestem, ale o dziwo nie protestowała.

- Naprawdę czasem nie potrafię cię zrozumieć - zaczęła niebieskooka - jeszcze chwilę temu chciałaś wysłać mnie na tamten świat, a teraz próbujesz zrobić ze mnie przenośną łąkę.

Rudowłosa mimowolnie przewróciła oczami.

- Będziesz mi to wypominać do końca życia?

- Nie - odpowiedziała stanowczo, odskakując od swojej znajomej, która niebezpiecznie zbliżała się do niej, dzierżąc w pysku kolejną wiązankę kwiatów - To byłoby dla Ciebie za dobre. Zamierzam nękać cię nawet po śmierci.

Płomienne Pióro nie mogła ukryć rozbawienia, które wywołał u niej komentarz samicy. Na moment zapomniała o wszystkich problemach, które codziennie nękały jej umysł. Chciałabym móc powiedzieć, że przebywając na polanie, ponownie przypomniały jej się dni młodości, podczas których nie musiała niczym się przejmować, nie wiedziała jeszcze, co ją czeka. Niestety to niemożliwe. Kotka nigdy nie zasmakowała walorów młodego życia. Myśląc o przeszłości, na myśl przychodził jej jedynie okres, w którym została porzucona, chłodne, bezlitosne oczy jej biologicznego ojca, który nie miał żadnych oporów przed wyrzucaniem swoich własnych dzieci na pewną śmierć.

W tym samym momencie drastycznie oddaliła się od niebieskookiej. Co ona właściwie wyprawiała? Charlotte była dla niej praktycznie obca, znały się zaledwie kilkanaście dni, przy czym przez większość czasu miała nadzieję, że uda jej się od niej uwolnić. Dlaczego więc, będąc w jej towarzystwie, tak łatwo przyszło jej na moment zapomnieć o całym świecie?

Dlaczego do cholery się uśmiechała?

- Płomienne Pióro? - głos szylkretki nie był już tak pewny siebie, jak przedtem. Musiała zauważyć zmianę w zachowaniu jej towarzyszki i stojąc nieruchomo, przyglądała się zielonookiej, posyłając jej nieme pytania.

W tym samym momencie do ich uszu dotarł jakiś dziwny odgłos... coś jakby śmiech.

Niewątpliwie jednym z dwójki śmiejących się kociaków był Ognista Łapa, drugim uczniem (a raczej uczennicą) okazała się Porzeczkowa Łapa, o wiosnę młodsza od niego ładna kotka, o ciemnoszarym futrze i brązowych oczach. Młode koty bawiły się w najlepsze, nie zwracając najmniejszej uwagi na ich obserwatorów.

Zastępczyni na ten widok szczęka opadła.

- Czy to nie jest czasem twój brat? - spytała głupio mniejsza.

Odpowiedź, której udzieliła jej Płomienna, wcale nie wykazywała się większym poziomem intelektualnym, mianowicie było to tępe „ehe... chyba tak”

Szybko jednak się otrząsnęła, gdy do jej nozdrzy dotarł ostry zapach dymu.

- Czekaj, też to czujesz?

- Czyżby dotarł już do Ciebie silny odór miłości? - Liliowy Sierp uśmiechnęła się przebiegle, na co siedząca tuż obok niej samica, zareagowała, posyłając jej mordercze spojrzenie.

- Nie. Podejrzewam, że nawet coś tak prymitywnego, nie śmierdzi tak paskudnie.

- Oj, pogódź się po prostu z tym, że nawet twój kilkakrotnie razy młodszy brat ma lepsze życie miłosne od Ciebie - stwierdziła dobitnie, utwierdzając rudą w przekonaniu, że jeśli jeszcze kiedyś przyjdzie im przebywać nad wodą, na próbie utopienia się nie skończy.

Wtem również ona musiała wyczuć wynoszący się w powietrzu odór, ponieważ marszcząc nos, zerknęła za siebie, a jej oczy w tamtym momencie wyrażały jedynie przerażenie. Widząc jej reakcję, ruda również przechyliła głowę do tyłu.

Jedne było pewne, jeszcze nigdy nie sądziła, że kiedykolwiek przyjdzie jej na własne oczy oglądać coś takiego.

Cała polana została pochłonięta przez szalejące języki ognia. Miejsce, w którym jeszcze chwilę temu stały, płonęło, a z każdą sekundą zasięg terenu objętego pożarem się powiększał. Gdyby nie opanowanie, które wróciło do niej natychmiast po usłyszeniu krzyku Porzeczkowej Łapy, prawdopodobnie wraz z Liliowym Sierpem stałyby tam, aż całkowicie by się nie usmażyły.

Zastępczyni kazała długowłosej uciekać i zawiadomić o wszystkim przywódcę, podczas gdy ona wyznaczyła sobie za cel przeniesienie uczniów w bezpieczne miejsce.

W tamtym momencie nie wiedziała, jak wielkie szkody wyrządzi nagły kataklizm.

Nie wiedziała też, że w poszukiwaniu bezpiecznego miejsca będą musieli udać się poza granice własnego klanu.

 

<Liliowy Sierpie?>

Od Liliowego Sierpa CD Płomienne Pióro


Narracja trzecioosobowa

Kiedy sięgasz po gwiazdy, sięgasz po najdalszą rzecz na świecie. Kiedy sięgasz głęboko w siebie, jest to to samo, ale w przeciwnym kierunku. Jeśli sięgniesz w obu kierunkach, obejmiesz wszechświat

Słońce już dawno pojawiło się na niebie, podczas gdy długowłosa kotka wylegiwała się w legowisku. Jak uznała Płomienne Pióro, nie była ona częścią klanu na tyle długo by inni zaczęli się nią przejmować, więc bez skrupułów odpoczywała w cieniu pojedynczych drzew, podczas gdy inni byli zajęci patrolowaniem terenu i polowaniem.
Charlotte nie miała jednak wobec tego nic przeciwko. Taki układ bardzo jej pasował, kotka mogła do woli podziwiać piękno natury wokół niej, nie będąc rozpraszaną przez innych. Brzmiało to niezwykle dobrze, lecz już wkrótce samicę zaczęła dopadać nuda, nie była ona bowiem typem samotnika lubiącego ciszę i spokój. Zdecydowanie bardziej przemawiało do niej przebywanie w gronie innych, dzielenie się językami i poczucie bliskości pozostałych.
Długowłosa nie musiała jednak do końca dnia przebywać sama, nagle na horyzoncie zauważyła rudego kota zmierzającego w jej kierunku. Samicy wydawało się, że już gdzieś widziała tego kociaka, ale jak bardzo by się nie starała nie mogła sobie kiedy to miało miejsce.
Uczeń - jak wywnioskowała niebieskooka - miał intensywnie pomarańczową sierść przypominającą tę należącą do zastępczyni, w rzeczywistości całkowicie wyglądał jak jej młodsza, męska wersja. W tym momencie Charlotte zrozumiała, że przybysz musiał być owym kociakiem, z którym poznała się w dzień dołączenia do klanu wschodu, z czego wynika, że podobieństwo między nimi jest uzasadnione i logiczne, był on bratem Płomiennego Pióra.
- Cześć! - uśmiechnął się przyjaźnie przybysz, stając naprzeciwko kotki.
- Dzień dobry - odpowiedziała mu Charlotte, wstając z miejsca.
- Moja siostra powiedziała mi, że po treningu możemy wszyscy razem iść nad pobliską rzekę - wyznał z ekscytacją rudzielec - oczywiście jeśli będziesz chciała.
Oczy wojowniczki zabłysły i szczerze zdziwiona jak i ucieszona z propozycji, energicznie się zgodziła.
- Świetnie! - mruknął uczeń, widząc pozytywną odpowiedź - Tak się składa, że właśnie skończyłem.
- Płomienne Pióro już tam będzie?
- Z tego co pamiętam, nie ma dziś zbyt wielu zajęć, więc o ile nic jej nie wypadło to chyba tak.
- Czyli możemy iść? - reakcja starszej kotki wywołała u młodszego atak niekontrolowanego śmiechu. Liliowy Sierp nie wiedząc o co chodzi spojrzała na niego niepewnym wzrokiem.
Kocur to zauważył, ponieważ już po chwili, wracając do siebie rzucił w stronę długowłosej przepraszające spojrzenie.
- Nie chcę byś myślała, że śmieje się z Ciebie! Po prostu z tego co mi opowiadała Płomienna, nie sądziłem, że tak szybko się zgodzisz.
Tym razem kotka zmierzyła go podejrzliwym wzrokiem. A więc zastępczyni o niej wspominała? Samica zaciekawiła się nie na żarty nad wszelką możliwą treścią, którą mogła wypowiedzieć na jej temat zielonooka, ale nie odważyła się zapytać o to jej brata.
- Jesteś zupełnie inny niż ona - stwierdziła natomiast, uśmiechając się ciepło.
- Co masz na myśli? - spytał Ognista Łapa, zaczynając iść w stronę miejsca spotkania.
- Wydajesz się zawsze pełny energii.
Kociak zamilkł na moment, zastanawiając się nad odpowiedzią, po czym nadal szeroko się szczerząc odpowiedział.
- Płomienne Pióro może i wydaje się straszną zrzędą, ale jeśli poznasz ją bliżej staje się zupełnie inna.
- Zrzędą?
- No wiesz... ciągle narzeka, albo twierdzi, że jest zbyt zajęta obowiązkami. Ona praktycznie w ogóle nie ma czasu dla siebie - wymamrotał, siląc się na beztroski ton - Ale teraz to się zmieni!
W jednej chwili to jak przejmowałał się dobrem swojej rodziny uderzyło w kotkę z podwójną siłą. Jego intencje względem starszej, były po prostu urocze.
Widząc determinację w jego oczach, samica poczuła przyjemne ciepło w środku, patrząc na pąki kwiatów, które powoli zaczynały się otwierać.

-•-

Zastępczyni rzeczywiście znajdowała się w wyznaczonym miejscu. Kiedy dwójka pojawiła się na placu, zastała ją siedzącą na trawie i obserwującą czerwone gerbery, rosnące wśród wielu innych roślin.
Jej krótkie futro intensywnie błyszczało, skupiając na sobie promienie porannego słońca. Mimo czasu, który minął od momentu jej "wypadku" w niektórych miejscach dało się zauważyć malinowe prześwity. Wzrok intensywnie skupiła na delikatnych roślinach, a w jej lekko zielonych oczach można było zauważyć ich dokładne odbicie.
Urzeczona widokiem niebieskooka, miała szansę zobaczyć kotkę w całkowicie innym wcieleniu. Patrząc tak, swoim smutnym wzrokiem przed siebie wydawała się wyjątkowo delikatna i krucha, a Charlotte w głębi duszy musiała przyznać, że ta odsłona dodawała jej prawdziwego uroku.
- Nareszcie - mruknęła Płomienne Pióro, gdy zdała sobie sprawę z cudzej obecności, sprawiając tym samym, że długowłosa zakłopotana faktem, iż kotka mogła być świadoma jej bezwstydnego gapienia się na jej osobę, oderwała od niej wzrok.
- Jesteście gotowe na mokrą porażkę? - zapytał dziarsko Ognista Łapa podbiegając do znajdującego się nieopodal, dosyć płytkiego potoka.
Zastępczyni po chwilowym otępieniu zerwała się z ziemi i z wojowniczym wyrazem twarzy, ruszyła biegiem za bratem, który śmiejąc się pod nosem stawiał już pierwsze kroki w wodzie.
- Rusz się, pokażemy mu gdzie jego miejsce! - krzyknęła za wojowniczką ruda, zatrzymując się nad brzegiem zbiornika z wodą, podczas gdy kocur posuwał się coraz dalej, tym samym zagłębiając się coraz to bardziej w przezroczystej substancji.
- Już się robi! - odkrzyknęła jej niższa, pędząc ile sił w łapach w stronę rzeczki.
Kotka znajdując się już przy niej, dotknęła przednią łapą tafli i nagle cała pewność siebie z niej wyparowała.
- Coś nie tak? - spytała starsza samica, widząc nietypowe zachowanie towarzyszki.
- Myślisz, że to aby na pewno dobry pomysł? Ja nie potrafię pływać i gdyby coś się stało...
Zielonooka spojrzała na nią pokrzepiająco.
- Woda tutaj nie jest głęboka i umiejętność pływania nie jest Ci do niczego potrzebna - wyjaśniła - a jeżeli zaczniesz się topić to trudno, w każdej wojnie muszą być jakieś ofiary.
Po tych słowach zastępczyni udała się w dalszy pościg za Ognistą Łapą, który stojąc w bezpiecznej odległości od napastnika wyzywająco wystawiał jej język.
- Ej! - warknęła z udawaną obrazą Liliowy Sierp, robiąc krok w przód. To tylko woda, dam sobie radę, pomyślała, ale natychmiast tego pożałowała czując falę przenikliwego zimna.
Woda była lodowata.

<Płomienne Pióro?>