Od Bursztynowej Pręgi


Narracja trzecioosobowa

Bursztynowa Pręga leżał w legowisku wojowników, które nie było tak puste jak przewidywał, wiele kotów wyrwało się już z ceremonii i dzieliło językami, lub po prostu leżało. Wojownik przymknął powieki, które opadły zmęczone na jego oczy...

- Hej, wstawaj! 
- C..., co?
Bursztynowa pręga otworzył oczy i zobaczył nad sobą Cichą Burze, najstarszego wojownika w klanie, który pomimo swego wieku, nadal był w formie.
- Cześć, Burzowa Gwiazda nie czuje się najlepiej. - mruknął kocur.
- Co mu jest? - zapytał Pręga.
- Konwaliowa Łza opiekuje się nim, nie wie co to za choroba, ale mówi, że śmierdzi jej to zakaźną, więc całe swoje legowisko wyłożyła ziołami  ,,tylkomedyczkawieocochodzi".
- Możemy się od tego jakoś uchronić?, Gdzie i od kogo się tym zaraził? - kot zaczął się powoli rozbudzać.
- Mówisz jak prawdziwy przywódca, myślę, że nadajesz się na to stanowisko...
 Co, ja? W życiu, nie dał bym rady. To jak macie o tym jakieś informacje?
- Burzowa Gwiazda, miał wczoraj w miarę wolny dzień, był tylko na krótkim polowaniu koło terytorium dwunożnych.
- Dobrze, niech wszys... To znaczy, może po prostu, nie zbliżajmy się TAM, ani do niego?
- Tak, ale przyszedłem zapytać, czy poszedł byś ze swoją uczennicą na patrol, wiesz może na granice z bezgwiezdnymi? Na granice z Gauerdiom wyślemy więcej kotów, w razie ataku...
- Jasne, już lecę. - Pręga wstał i ruszył w kierunku legowiska uczniów.

W legowisku uczniów leżały...trzy koty. W półmroku wojownik dojrzał tylko kilka biało-pręgowano-mlecznych plamek. Dopiero potem zdał sobie sprawę, że trzecim  ,,uczniem" musi być Aloesowa Mgła, którą jak przypuszczał starsza medyczka wygoniła z legowiska, przez niezidentyfikowaną chorobę.
- Hej? - zapytał niepewnie.
Najstarsza kotka podniosła na niego wzrok, a uczniowie zaczęli kręcić się i przebudzać.
- Cześć. - mruknęła pieszczoszka.
- Cześć, pójdziemy... - zawahał się - pójdziemy na patrol graniczny.
Kotka przytaknęła z entuzjazmem.
- Spotkajmy się za chwilę przy wyjściu z obozu. - powiedział, po czym wyszedł z legowiska i skierował się w kierunku umówionego miejsca spotkania.
Idąc przez obóz podsłuchał strzępek rozmowy.
- Pójdziesz na polowanie z Jedwabną Nicią? - zapytał Cicha Burza Morską Otchłań.
Kotki spojrzały na siebie z nienawiścią. Zielonooka otwarła pysk by coś powiedzieć, lecz po chwili zamknęła go w bezgłośnym jęku.
- Ja, eee, ja, chciałabym sprawdzić, czy Morska Otchłań dobrze się czuje, skarżyła mi się na ból zębów. - mruknęła Mgła, która właśnie wynurzyła się z legowiska uczniów.
Czarna rzuciła jej wdzięczne, pełne ulgi spojrzenie i podreptała w jej kierunku.
Cicha Burza spojrzał na kotki zdezorientowany, po czym polecił Nici zachęcić do polowania jeszcze kilku wojowników, poza nią.
Rose szybko uwinęła się z poranną toaletą i dołączyła do niego przy tunelu w ostrokrzewie.
- Pokażę ci granice z terytorium Bezgwiezdnych.
- Jasne! - pisnęła uczennica.
Wyszli z obozu i skierowali się na północ. Na szczęście Rose, tak jak większość kotów Thiara, miała krótką sierść, co znacznie ułatwiało polowanie czy bezszelestne poruszanie. Już po chwili Pręga zatrzymał ją ogonem i położył się przy ziemi.
Dwie długości zajęczego skoku dalej wiewiórka rozglądają się nie spokojnie. Ogonem pokazał kotce, że ma się nie ruszać. Mała spojrzała na niego swoim bystrym wzrokiem, co miało znaczyć  ,,rozumiem".
Kocur naprężył mięśnie i wyskoczył prosto na zdobycz. Kotka spojrzała na niego, a w jej oczach malował się podziw.
- Umiesz stąd trafić do obozu? - zapytał, a kiedy skinęła kontynuował - teraz poczekasz tu, a ja pójdę do pewnego strumienia, na naszym terytorium jest tylko jeden, spróbujesz wytropić mnie po zapachu, ale jeśli nie będziesz mogła mnie znaleźć wracasz do obozu i poprosisz kogoś by cię tam zaprowadził. - kotka przytaknęła jeszcze raz. - Albo może... Odnieś zdobycz do obozu, wtedy będę już przy strumieniu.
Rozeszli się na dwie różne strony świata.
Bursztynowa Pręga dochodził już do strumienia, gdy nagle wyczuł obcy zapach. ,,Bezgwiezdni" - pomyślał. Trzy nie małe koty skradały się ku niemu dość nie zgrabnie, zagradzając mu drogę ucieczki. Jeden wyraźnie nie przyzwyczajony do lasu zapadał się w podszycie, skoczył ku niemu, ale po zwinnym uniku młodego wojownika wpadł w drzewo. Pozostali dwaj, nie wyglądali już tak niezdarnie. Brązowo pręgowany rzucił się na niego i silnym uderzeniem zbił go z łap i przygwoździł do ziemi ostrymi pazurami. Pręga kopał tylnymi łapami  jego udo. Poczuł, że odpływa. Wymierzył ostatni cios którym trafił kota w brzuch. Ten od skoczył i syknął. Wojownik Thiara zebrał w sobie całą siłę jaka mu jeszcze pozostała i rzucił się przed siebie. Nie wiedział kiedy przeskoczył przez rzekę, biegł na oślep. W liściach około drzewa od Pręgi coś poruszyło się i zauważył błękitne ślepia patrzącego na niego zaniepokojone.
- Leć po pomoc - krzyknął bezmyślnie, wiedział, że jeszcze jeden cios i będzie martwy, jednak wołania o pomoc nigdy nie za wiele. - Bezgwiezdni. - dodał, by nie zostawić kotki bez żadnych informacji. Potknął się o kamień, którego ,,dam sobie łapę uciąć" Przed chwilą jeszcze tam nie było. Dwa koty o toczyły go. Odpływał. Zanim zamknęły mu się oczy, zauważył, że dobiega trzeci, syczący, agresywny...i z krwawiącym bokiem.
Biała kotka wpadła do obozu i szybko rozejrzała się za jakimiś zaufany mi kotami. Nie zobaczyła nikogo znajomego, więc rzuciła się w kierunku legowiska wojowników, gdzie jak sama nazwa mówi, miała nadzieję spotkać kilka wojowniczych kotów.
Na miejscu zastała trzech młodych wojowników znanych jej tylko z ceremonii, którzy rozmawiali luźno.
- Dz...dzień dobry. - mruknęła nieśmiało. 

  - Witaj, Jeszcze mnie nie znasz, nazywam się Nocna Zorza, a to mój brat Rwący Nurt i moja przyjaciółka Srebrny Pazur. - odezwała się prawie czarna wojowniczka.
- Bardzo mi miło poznać ale... - kotka nie wiedziała co powiedzieć. - Bursztynowy Prędze coś jest! - zakończyła dramatycznie.
- Co się stało!? - Rwący Nurt zerwał się na równe łapy, Srebrny Pazur również wstała.
- Miałam go wywęszyć więc poszedł do strumienia, powiedział mi to gdybym nie mogła go znaleźć, odniosłam wiewiórkę którą upolował do obozu, a potem zaczęłam szukać go po zapachu, prowadził za strumień, przeszłam w najbardziej płytkim miejscu, gdy wyszłam z wody nie daleko zobaczyłam Bursztynową Pręgę, całego we krwi i ścigały go dwa lub trzy koty, były większe od niego i śmierdziały. Krzyknął, żebym biegła na pomoc i powiedział, że to bezgwiezdni! - opowiedziała szybko.
Na początku młodzi wojownicy starali się zachować spokój, jednak gdy kotka powiedziała o który Klan chodzi ich spokojny strach, przerodził się w panikę.
- Pójdziemy tam i poszukamy go! - powiedziała Nocna Zorza.
- Ja też, jestem już duża? - zapytała z nadzieją.
- Nie, nie miałaś żadnych treningów z walki! - sprzeciwił się Rwący Nurt.
- Proszę! Przydam wam się! - mruknęła uczennica spode łba a w jej oczach dało się dojrzeć wyzywający blask i determinację.
- Ni... - zaczął wojownik.
- Ma racje, weźmy ją. - przerwała mu Srebrny Pazur, która dotychczas cicho siedziała.
Rodzeństwo spojrzało na nią, ale nic nie powiedziało.

-•-

Bursztynowa Pręga otworzył oczy i zobaczył, że leży w  ,,lepiance". Nie daleko Krucza Mgła...chyba ignorowała go... Chciał się odezwać, jednak nie pozwolił mu na to sznur zamykający pysk. Zza ściany dochodził głos.
- To za wiele, patrz, co on mi zrobił! - prychnął kot z którym z Pręga próbował walczyć. - Matthew, kiedy inne klany się dowiedzą, będziemy mieć czterech wrogów.
- Wyluzuj Ash, będziemy najpotężniejszym klanem, tamte cztery razem wzięte nie będą miały z nami szans! - odpowiedział drugi. - Idź lepiej zobaczyć jak się ma nasza zdobycz.
Pręga intuicyjnie zamknął oczy. Pojawił się obraz, jak we śnie.
- Bądź twardy, należysz do Thiara nie zdradź im naszych sekretów, ale i nie przesadzaj, by nie kontrolowali cię na każdym kroku. - powiedział Burzowa Gwiazda.
Młody wojownik chciał mu odpowiedzieć, jednak jego pysk oplatała lina. Przez chwilę panikował. ,,Dobrze, umarłeś?" - swoje myśli zadedykował przywódcy, miał nie jasne wrażenie, że ten odszedł do klanu gwiazdy i słyszy je.
- Tak, jednak już zaraz się odrodzę zostało mi jeszcze pięć żyć, czuje, że dam sobie radę z tą chorobą, a tak przy okazji doszły mnie słuchy, że kilku wojowników na czele z uczennicą poszło cię szukać. - odpowiedział.
,,Nie znajdą mnie" - pomyślał.
- Zgadzam się, pamiętaj co ci mówiłem, twardy i lojalny, ale muszą ci zaufać, już idą, a ja wracam do świata żywych... - przywódca machnął ogonem na ,,pa".
Bursztynowa Pręga we śnie przytaknął, a już po chwili otworzył oczy. Zmierzał ku niemu kocur. Krucza, udała, że śpi.
Brązowo pręgowany podszedł do niego i ostrożnie zdjął mu linę z pyska, na co zęby Bursztynowego przeleciały o koci wąs od jego szyi. Kocur wydawał się nie zrażony tym brakiem sympatii.
- Jestem Ash, a ty jak się nazywasz?
- Do czego ci to potrzebne!? - syknął.
- Lepiej mi powiedz, inaczej kto inny się będzie o to wypytywał.
- Pfff...
- Jak się czujesz?
- Niech pomyśle...ŹLE! - Rudy pokazał mu z bliska swoje pazury.
- Dobrze, spokojnie! - Ash od skoczył a na jego boku wojownik Thiara dostrzegł ranę, którą sam mu zrobił.
- Ty, walczyłeś ze mną?
- Tak, uszedłem z życiem! - zakpił.
- Zamknij się! - Pręga machnął łapą tuż przed nosem nieznajomego.
- Nie zgadzam się z moim przywódcą, nie chce porywać kotów z innych klanów, wszystkim się poważnie narażamy, ale Matthew tego nie rozumie...!
- Dobrze...coś jeszcze masz mi do powiedzenia, czy przyszedłeś tu na pogawędkę o moim imieniu i humorze?
- Myślisz, że zabraliśmy cię tutaj po to, żebyś leżał i nic nie robił?
- Nie, ale nie jestem zbyt ciekawy jaka jest moja rola.
- Patrząc na twój stan powątpiewam, byś mógł sam chodzić, dlatego poczekaj tutaj.
Kocur wyszedł z obozu i skierował się w tylko jemu samemu znaną stronę.
- Krucza? - niepewnie zapytał Pręga.
- Ta, a kto!? - odpowiedział mu zimny głos wiecznie pokrzywdzonego kota.
- Co ty tu robisz!?
- Jak byś nie zauważył JESTEM WIĘŹNIEM!!
- Nie wiem, czy to dla ciebie jakaś różnica, ale też zostałem porwany i też mam pecha.
- Nie za bardzo, ale może coś tam mi lepiej z tą wiadomością. - zakpiła lekko.
Do ,,lepianki" wszedł Ash, a zaraz za nim jakiś biszkoptowo-złoty kociak, malutki i słodziutki.
- James, od dziś to twój nauczyciel. - oznajmił Ash do małego.
- Jak masz na imię, nauczycielu? - zapytał James nieśmiało.
- Bursztynowa Pręga... - odpowiedział, takiemu aniołkowi trudno było odmówić.
- Bursz...Bursztynowa...Pręga? - upewnił się mały.
- Tak. - potwierdził patrząc nienawistnym wzrokiem na sprytnego wojownika.
- To, to trochę skomplikowane... - zawahał się biszkoptowy.
- Racja, dlatego możesz mówić mu... Hunter. - Pewnie powiedział Ash.
- Mogę? - poprosił James.
- Oczywiście. - Pręga spojrzał na kociaka z uśmiechem a na kocura z nienawiścią wołając o pomstę do nieba.
- Dziękuję, Hunter! - James był taki słodki, że Pręga, niczego by mu nie odmówił.
- Możesz już iść braciszku. - powiedział Ash.
Kociak przytaknął i wybiegł z ,,lepianki" w podskokach.
- JA MÓWIĘ CI JAK MAM NA IMIĘ PO TO, ŻEBYŚ TY NADAŁ MI NOWE!?
- Spokojnie, my nie nazywamy się tak dziwnie, jak wy, więc przebywając tutaj, będziesz nazywał się Hunter - to znaczy łowca, ja bym się cieszył z takiego imienia!
- Ale ja go nie chce, ja już mam imię - Bursztynowa Pręga, ono jest przynajmniej zgodne z kanonem imion!
Jako, że kota nie trzymały już żadne sznury rzucił się na Ash'a i zbił go z łap. Kot zawył z bólu gdy rozdarty przez pazury Pręgi bok uderzył w kamyczki leżące na ziemi, które powbijały się w ranę. Kot syczał i prychał, ale nie miał siły, by wstać. "Hunter" Podszedł do niego i pomógł mu podnieść się, po czym wyjął z jego otwartej rany żwirek.
- Prze...przepra...szam... - wydusił zakłopotany.
- Nie mścij się tak na mnie, to nie ja to wszystko ustawiłem, a na razie to tylko na mnie się wyżywasz.
- Sorry... - przyznał.
Krucza Mgła kątem oka obserwowała tę akcje.
- Twoja rola, to nauczanie młodych kotów, liczę, że przekażesz im całą swoją wiedzę.
- Możliwe...ale dlaczego niby miał bym uczyć moich trików wrogie koty!?
- A bo ja wiem... Matthew tak chce więc wszyscy się słuchają chciałbym mieć Klan w którym nie jest tak, jak w tym, jakkolwiek inaczej... To ja już idę, od jutra zaczynasz szkolenie Jamesa.
Samiec wyszedł z legowiska.
- Skąd się tu wzięłaś? - "Hunter" wrócił do tematu.
- A ty skąd!? Chodziłam sama i mnie złapali!
- Ale nie wyglądasz dobrze, jesteś ranna...
 - A co cię to obchodzi!? - syknęła. - Ty nie wyglądasz lepiej.
Kocur spojrzał na swoje liczne zadrapania.
- Faktycznie... A ja, nazywam się według nich "Hunter", a ty jak?
- Zakładam, że i tak prędzej czy później usłyszał byś to z innego pyska, Raven.
- Moim skromnym zdaniem to całkiem ładne imię...
- Tak, ale ja już mam imię i osobiście poderżnę ci gardło, jeśli będziesz tak do mnie mówić!
- Jasne, jasne.

Ten dzień minął bardzo szybko, Bursztynowa Pręga położył się na posłaniu, a jego oczy mimowolnie zamknęły się. Ucieknie stąd, sam Klan Gwiazdy użyczył mu wytrwałości i siły. Czuł, że jest to banalnie proste, że gdyby tubylcy choć na chwilę spuścili z niego wzrok, był by już w połowie drogi do swojego obozu... 

2024 słowa • Bursztynowa Pręga zyskuje 10 pkt. 

Od Kruczej Mgły CD Kalypso


Narracja pierwszoosobowa

- Będę szczera - źle mi bez Ciebie.
Można by pomyśleć, że mam wszystko, pożywienie, wodę, wolność... mimo to każdego dnia umieram. Czekam aż w końcu nadejdzie dzień, po którym nie będę musiała przejmować się niczym, dzień po którym "jutro" nie nastąpi. Dzień w którym w końcu do Ciebie dołączę. 

Są momenty, w których czuje się szczęśliwa, jednak wystarczy chwila bym znów poczuła smutek. Dopada mnie wtedy wir sprzecznych uczuć, czuje się zagubiona i osamotniona.
Wiem, że straciłam cię na zawsze i nie mogę tego zmienić. Nie chcę się zamykać na innych, ale nie potrafię już nikomu zaufać, nikogo pokochać. Boję się przywiązywać do czegokolwiek bo wiem, że nic na świecie nie jest wieczne, każdy kiedyś nas opuści. Myślę, że strach przed ponowną utratą bliskich mi osób całkowicie mnie pochłonął, w głębi duszy nie chcę tego odczuwać, jednak mój organizm przestał ze mną współpracować.
Z dnia na dzień powoli się zmieniam, w towarzystwie nie czuję się niekomfortowo, udaje osobę, którą nie jestem. Nie wiem czy znajdę kogoś przed kim nie będę musiała dłużej kryć swojego prawdziwego oblicza, wiem, że nie jest ze mną dobrze, moje serce twardnieje. Chciałabym abyś dał mi wskazówkę, wyznaczył drogę, którą powinnam obrać, ponieważ sama nie pojmuję już nic.

Słowa same wychodziły z moich ust, nie zastanawiałam się czy ktokolwiek mnie usłyszy. Po zgromadzeniu i wymianie zdań między mną, Miedzianym Głogiem i wojownikami Thiara czułam się nieswojo. Początkowo byłam zła na Bursztynową Pręgę, gówniarz za dużo sobie pozwalał. Później na Miedzianego, a na końcu zaś na siebie. Zaczęłam dostrzegać swoje własne błędy, mówiąc wprost nikt, ale to nikt nie żywił do nikogo takiej urazy jak ja. Wciąż wspominałam przeszłość, nie potrafiąc wybaczyć innym ich błędów, a w końcu każdy je popełnia. Może rzeczywiście moje podejście do niektórych tematów nie było poprawne, ale nie umiałam się przełamać.
Leżałam w mokrej trawie na "moim" wzgórzu i mówiłam, a właściwie wylewałam swoje żale, których adresatem był oczywiście mój zmarły partner, patrząc prosto w ciemne niebo, raz po raz łykając słone łzy wypływające z moich oczu. Nie pamiętam kiedy ostatnio płakałam, zazwyczaj swój smutek zamieniałam w gniew, był on zdecydowanie przyjemniejszy niż to okrutne uczucie, które towarzyszyło mi w tym momencie.
Chciałam w końcu się oczyścić, musiałam wyglądać wręcz żałośnie, ale trzeba było przyznać, że po wszystkim, gdy mój zapas łez został wyczerpany poczułam upragniony, błogi spokój. Uwielbiałam zapach trawy, działał on na mnie niezwykle kojąco, dlatego nie przejmując się zimnem, przymknęłam oczy i zasnęłam.

-•-

Obudziłam się o świcie, mimo późnych pór, o których zwykłam zasypiać, nie miałam problemów z wstawaniem rano. Gęsta mgła utrudniała widoczność, a na liściach roślin osiadła rosa. Powoli wstałam, otrzepałam się z wody i językiem wygładziłam swoje czarne półdługie futro. Można było powiedzieć, że znowu wyglądam jak kot, a nie jakiś morski potwór. Zakradłam się cicho w stronę obozu i zauważyłam, że przed nim znajdowało się zaledwie kilku wojowników.
- Widzę, że ty również jesteś typem rannego ptaszka - powiedział nagle Lśniąca Gwiazda, który niewiadomym sposobem znalazł się tuż koło mnie, na dźwięk jego głosu tuż przy moim uchu podskoczyłam, a ten nieco speszony trochę się ode mnie odsunął
- Przepraszam, nie chciałem Cię przestraszyć
- W porządku, nie spodziewałam się tu o tej porze nikogo zastać
- Bo zazwyczaj każdy lubi pospać sobie jak najdłużej, czego jednak nie można chyba powiedzieć o tobie - odpowiedział radośnie lider przyglądając mi się uważnie.
- To prawda. Nie chcę marnować dnia, z resztą jakoś nigdy nie przepadałam za spaniem.
- Jesteś naprawdę zadziwiająca - stwierdził kocur i zachichotał. Przywódca nie miał rzecz jasna niczego złego na myśli, ale mimowolnie pomyślałam o tym, że w moim przypadku bycie "zadziwiającą" nie jest dobrą cechą. Lśniąca Gwiazda widząc moją niepewną minę postanowił zmienić temat.
- Miedziany Głóg chciał żebyś poszła dziś z nim na patrol - oznajmił bez żadnych emocji. Zatkało mnie. Co też ten kocur znowu wymyślił? 
- Na pewno chodziło mu o mnie? - spytałam podejrzliwie.
- Owszem. Rozumiem, że nie przepadacie za sobą, ale z całą pewnością chodziło o Ciebie.
- Niech ci będzie... Wiesz może dokładniej czego chce?
- Przykro mi, ale nie. Sama się w krótce dowiesz.
- Jestem tego pewna, jednak wydaje mi się to trochę dziwne.
- Nie przesadzaj, może w końcu chciałby zakończyć ten wasz konflikt.
- On? Nie ma szans, jest na to zbyt uparty.
- Bez urazy, ale sądzę, że pod tym względem jesteście do siebie bardzo podobni.
- To miło z twojej strony - powiedziałam ironicznie, na co przywódca teatralnie oderwał ode mnie wzrok.
- Tak piękne damy zasługują na szczerość! - powiedział donośnie, szczerząc się najpiękniej jak umiał, ja za to złośliwie się do niego uśmiechnęłam.
- Uważaj bo się jeszcze zarumienię - zachichotałam, trzepocząc rzęsami.
- Niezwykle mi to pochlebia, ale z przykrością muszę poinformować cię, że twój rycerz już na Ciebie czeka - stwierdził pewnie kocur i widząc moją wołającą o pomstę do nieba minę parsknął śmiechem.
- Że też nie dysponuje on jakimś białym koniem, który przyspieszyłby tę mękę...
- Im szybciej do niego dołączysz, tym szybciej dowiesz się co jest jej powodem. Nie jesteś tym zainteresowana?
- Masz rację, lepiej mieć to już za sobą - westchnęłam zrezygnowana - No to cześć!
- Do zobaczenia księżniczko! - krzyknął za mną Lśniąca Gwiazda, najwyraźniej zachwycony moim niezadowoleniem.

-•-

Mój rycerz czekał na mnie przed wejściem do legowiska wojowników. Przez dłuższy okres czasu szliśmy w ciszy w stronę granic, skutecznie się ignorując. Nie tego się spodziewałam, szczerze mówiąc miałam na myśli, że od razu powie mi co mu tam na duszy siedzi i co mi do tego. Postanowiłam przerwać ciszę i z własnej inicjatywy wyciągnąć od niego informacje.
- Możesz mi łaskawie powiedzieć o co ci chodzi? - warknęłam zatrzymując się i zagradzając mu dalszą drogę. Widząc zdziwioną minę wojownika sama się lekko zaniepokoiłam, ale nie dałam za wygraną.
- Błagam Cię, nie uwierzę, że wziąłeś mnie na patrol z własnej, bezinteresownej inicjatywy.
- A może jednak? Skąd wiesz, że nie zrobiłem tego z dobroci serca?
Popatrzyłam na niego krzywo, a ten przewrócił oczami.
- Tylko się z Tobą zgrywam. Oczywiście, że mam w tym swój cel, chodzi o Brzozwą Łapę. Jego mentor zachorował i na czas nieokreślony nie może pełnić swojej funkcji. Zastanawiałem się czy...
Tyle wystarczyło abym zorientowała się w czym rzecz, moja odpowiedź była jasna.
- Zapomnij o tym.
- Co takiego?
- Nie zostanę mentorką Twojego bachora!
- Naprawdę nie możesz przymknąć oko na to kogo synem jest, a zająć się jedynie jego chwilowym wychowaniem?
- A jak myślisz? Z resztą skąd wziął się u ciebie taki pomysł?
- Wiem, że uwielbiasz kociaki, a poza tym niechętnie to mówię, ale widząc Akacjowego Zmierzcha i to jakie relacje was łączą, myślę, że świetnie sobie w tej dziedzinie radzisz - odparł kocur.
- I jak ty to sobie niby wyobrażasz?
- Zwyczajnie, a jak inaczej? Przychodziłabyś do niego codziennie rano, zabierałabyś go na treningi, a tam już droga wolna, nie będę zagłębiać się w twoje metody uczenia.
- Chodziło mi raczej o to jak ty i twoi rodzice na to zareagujecie. Nie wiem czy wiesz, ale nasi kochani ojcowie niezbyt za sobą przepadają, a nam najwyraźniej przyszedł zaszczyt pielęgnowania rodzinnej tradycji.
- Muszę przyznać, że ta opcja brzmi kusząco, ale nie wiem czy z racji tego, że sama jeszcze nie masz kociąt ta cudowna tradycja przetrwa.
- Pragnę Ci przypomnieć, że mam jeszcze całe życie przed sobą i stan ten może się zmienić.
- Jeżeli zamierzasz spędzić je tak jak dotychczas śmiem w to wątpić. No chyba, że znalazłabyś sobie jakiegoś naiwnego idiotę, który pomógłby Ci to zmienić.
Kocur ewidentnie przesadził, kto jak kto, ale on nie ma prawa wygadywać o mnie takich rzeczy.
- Chyba się przesłyszałam, coś ty powiedział?
- O nie kochana, słyszałaś wszystko dokładnie. Ale nie martw się! Nie jesteś zbyt brzydka, więc sądzę, że nikt nie miał by nic przeciwko-
Miałam wielką ochotę raz na zawsze zamknąć ten jego fałszywy pysk, ale ograniczyłam się jedynie do uderzenia go łapą, wzięłam zamach i całą zgromadzoną siłą wymierzyłam mu cios.
Miedziany Głóg zdezorientowany, posłusznie zamilkł.
- Myślę, że na tym możemy skończyć nasze spotkanie - powiedziałam z kamienną twarzą. Patrol postanowiłam dokończyć sama.
- Dziwka! - wysyczał do mnie na odchodne poharatany wojownik.

-•-

Stwierdziłam, że minę wschód i obejrzę naszą granicę z Bezgwiezdnymi. Na Thiar nie miałam dzisiaj siły, z całą pewnością druga grupa w niedalekiej przyszłości się nim zajmie. Ekialdea wydawała się dosyć spokojnym klanem, czasem obserwując jej łąki, zastanawiałam się dlaczego każdy klan nie może tak cudnie wyglądać? Ale zawsze w końcu dochodziłam do wniosku, że mimo wszystko uwielbiam swój lodowaty i zarazem mokry dom i nie zamieniłabym go na żaden inny. Z drugiej strony posiadanie za mieszkanie lasu i gór również wygląda kusząco. Szczerze mówiąc każdy z klanów miał w sobie coś przyciągającego, jak i również skutecznie odpychającego.
Zapach, który roznosił się blisko terenu niewierzących był bardzo specyficzny, niepodobny do żadnych innych, a jednocześnie w swojej tajemniczości przyciągający - stwierdziłam za co od razu skarciłam się w myślach. Ale coś było nie w porządku.
Nie czułam obecności innych kotów, ale w mojej głowie pojawiło się niepokojące uczucie, że nie jestem tutaj sama. Dla bezpieczeństwa rozejrzałam się dookoła, jednak nic nie przykuło mojej uwagi. Nic prócz nagłego bólu w boku. Wtedy ich zobaczyłam. Przede mną stał bury kocur o niecodziennym, wręcz toksycznym zielonym kolorze oczu. Drugi z nich natomiast wbijał we mnie pazury, rozszarpując moją skórę, od pierwszego różnił się jedynie barwą ślepiów. Próbowałam wyrwać się z jego uścisku, ale z każdym najmniejszym ruchem czułam coraz większy ból. W końcu zebrałam się w sobie i zrzuciłam go ze mnie jednocześnie wysuwając pazury i nie myśląc rzuciłam się nie na niego, a na zielonookiego, który do tej pory stał tylko obserwując rozgrywającą się przed nim scenę, może mi się wydawało, ale w jego oczach zauważyłam niepewność i współczucie...
Już niemalże dosięgłam go kiedy znowu zostałam zraniona. Poczułam w pysku metaliczny smak i na moment przestraszona spanikowałam co drugi kocur wykorzystał wręcz siekając mnie pazurami. Nie mogąc dłużej utrzymać się o własnych siłach padłam jak nieżywa na glebę. Byłam przygotowana na mój ostateczny koniec, ale moi napastnicy widząc, że nie jestem już w stanie się bronić zamiast dokończyć swoje dzieło w ciszy obserwowali mnie najwyraźniej czekając aż stracę przytomność. Mimo moich starań ten czas nadszedł, dławiąc się własną krwią odpłynęłam. 

-•-

- Przestań jęczeć i weź się w garść. Sam się na to zgodziłeś Kal.
Do moich uszu dostał się tłumiony przez ścianę głos. Obudziłam się w ciemnym pomieszczeniu o wilgotnym podłożu. Niechętnie otworzyłam oczy i zobaczyłam moich oprawców idących właśnie w moją stronę.
- Nie wspomniałeś ani słowem o tym co zamierzasz zrobić, myślisz, że zgodziłbym się na porwanie kogokolwiek?!
- Właśnie dlatego Ci nie powiedziałem. Czasem naprawdę nie zaszkodzi ruszyć trochę głową, wiesz o tym?
- C-co się z Tobą stało?! Czy Ty naprawdę nie rozumiesz jakie mogą być tego konsekwencje?
- Widocznie to TY nie pojmujesz tego co dzieje się dookoła, musimy walczyć o nasze prawa, nie zamierzam tak jak inny siedzieć grzecznie i patrzeć jak wszyscy nas poniewierają! A teraz z łaski swojej idź zobacz jak się miewa nasza zdobycz.
Słyszałam co raz to bardziej zbliżające się kroki, aż zza zakrętu dostrzegłam zarys kota, burego, zielonookiego kota. Gdy tylko się zbliżył, podczas próby wydania z siebie jakiegokolwiek odgłosu zorientowałam się, że mój pysk związany jest jakimś dziwnym, sztywnym, nieznanym mi materiałem. Nie mogłam nic powiedzieć, zasyczeć, warknąć, a nawet zwyczajnie otworzyć ust. Moje próby podniesienia się również skończyły się niepowodzeniem.
- Nie nadwerężaj się to szybciej dojdziesz do siebie - powiedział mi na powitanie, głosem pozbawionym wszelkich emocji kocur i wydał z siebie ciche westchnięcie, po czym podszedł do mnie bliżej i zębami zerwał ze mnie izolacyjny przedmiot.
- Jak się czujesz? - zapytał naiwnie.
- Wspaniale, a jak mogłabym się czuć? - odparłam przesłodzonym głosem, by zaraz później diametralnie zmienić wyraz twarzy i zacząć wrzeszczeć - UPROWADZILIŚCIE MNIE I JESZCZE MASZ CZELNOŚĆ ZADAWAĆ TAK GŁUPIE PYTANIA?!
- Spokojnie, uspokój się!
- JA mam się uspokoić? Naprawdę myślałeś, że w tej sytuacji będę tutaj spokojnie siedzieć?!
- Rozumiem, ale musisz-
- ZAMKNIJ SIĘ!
- Posłuchaj mnie w końcu!
- Nikt nie będzie mi mówił co mam robić, a zwłaszcza ktoś taki jak ty!
- Jeśli zaraz się nie ogarniesz znowu założę ci ten cholerny pasek i porozmawiamy inaczej
- Czy ty mi grozisz? Uwierz gdyby nie to, że przez tego kretyna nie mogę niczym ruszyć już leżałbyś martwy!
- Och doprawdy? - odparł, ale widząc, że już szykuje się do kolejnej fali wszelkiej krytyki względem niego zmienił swoje podejście i spokojniejszym głosem powiedział - Ok, zrozum nie chcę, żeby stała Ci się krzywda. Mogę ci pomóc, ale musisz w końcu pozwolić mi mówić.
Przestałam krzyczeć, jednak wciąż wlepiałam w samca agresywny wzrok.
- Przydałoby się jakoś przedstawić. Nazywam się Kalypso, a ty?
- Nie sądzę by ta informacja była ci do czegokolwiek potrzebna - syknęłam.
- To może inaczej. Chcesz się stąd wydostać?
- Chmm pomyślmy...TAK
- Wiesz gdzie jesteśmy?
- Można tak powiedzieć, gwiezdne tunele nieprawdaż?
- Zacznijmy od tego, że te tunele wcale nie są "gwiezdne" poza tym muszę cię zmartwić, ale nie jest to to miejsce, o którym myślisz.
- To niby jakie?
- Wejścia w głąb ziemi jakie są w każdym klanie mają wyjście na zewnątrz. Aktualnie jesteśmy w miejscu z którego uciec można jedynie przedostając się przez jedno, znane jedynie bezgwiezdnym wyjście.
- Wydaje mi się, że nie powinieneś mi tego mówić, w każdym razie na pewno mi się to przyda.
Kocur uśmiechnął się chytrze.
- Mówię Ci to ponieważ nawet wiedząc gdzie jest droga do twojego klanu nie uda Ci się tam dostać.
- Jesteś tego taki pewien?
- Może mi się wydaje, ale nie sądzę byś umiała pokonać niebezpieczeństwa, które czyhają na każdego bezpańskiego dachowca TAM na górze.
- Rozumiem, że jesteś jednym z tych niewierzących dzikusów, ale czy naprawdę musi cię cechować tak wielki brak wiary?
 - Można powiedzieć, że obserwując zmiany, które zaszły w niektórych osobach straciłem całkowitą wiarę w innych - odparł Kalypso. W rozmowie ze mną wydawał się pewien pewności siebie, ale wymawiając te słowa nagle przestał patrzeć mi w oczy, a jego głos, który nie zmienił się zbytnio był o dziwo całkiem inny. Widząc, że nie doczeka się ode mnie żadnej innej odpowiedzi poza już nie tyle agresywnym, co łagodnym spojrzeniem zmienił temat.
- Mój brat kazał mi się Tobą zająć, chcesz może zobaczyć co będziesz u nas robić?
- Niespecjalnie.
- No cóż w takim razie przykro mi, ale jesteś do tego zmuszona. Dasz radę sama pójść?
Powoli wstałam, ale moje nogi odmówiły mi posłuszeństwa i trzęsąc się z powrotem upadłam.
- W takim razie zaczekaj na mnie.

Nie minęło zbyt wiele czasu gdy samiec wróciłam, ale tym razem obok niego podążała mała puchata, srebrno-szara kulka o wielkich złotych oczach.
- Lore, przywitaj się z Panią.
- Dzień dobry, jak się nazywasz? - zapytała niepewnie mała kotka.
Nie mogłam się powstrzymać od rzucenia w myślach w stronę kocura kilkoma zmyślnymi obelgami, których tylko ze względu na małą nie wymówiłam na głos.
- Jestem Krucza Mgła - odpowiedziałam patrząc spod byka na wyraźnie usatysfakcjonowanego burego kota. Co za cwana bestia.
- Krucza...Mgła?
- To brzmi trochę skomplikowanie, więc możesz mówić do niej Raven jeśli zechcesz - oznajmił Kalypso. Świetnie, niech od tak zaczną mówić mi jak się powinnam nazywać.
- Mogę? - spytała szara, mimo wszystko nie mogłam oprzeć się jej smutnemu wzrokowi. Była taka drobna i urocza, że grzechem byłoby odmówić.
- Oczywiście słoneczko - odpowiedziałam uśmiechając się łagodnie.
- Raven nie pochodzi stąd, więc mam nadzieję, że będziesz dla niej miła, rozumiemy się?
- Pewnie!
- Dobrze, możesz już iść do rodziców - powiedział czule samiec, a mała już po chwili w podskokach z uśmiechem wybiegła na zewnątrz.
- Czy ty mnie właśnie nazwałeś? - odparłam próbując zachować spokój
- To tylko na potrzeby nauki, poza tym moim skromnym zdaniem to bardzo ładne imię.
- Na potrzeby nauki?
- To jeden z powodów dla których zostałaś porwana. Potrzebujemy wyszkolonych wojowników, którzy gotowi będą przekazać swoją wiedzę innym.
Właśnie po raz kolejny tego dnia dostałam od losu zaskakujący prezent...
Słyszałam kiedyś od jednego pieszczocha, że dwunożni objawiają swego rodzaju obawy przed czarnymi kotami, twierdzą oni podobno, że przynosimy pecha. Wyśmiałam go, ale teraz nie jestem pewna czy aby nie jest to prawda, a przynajmniej w moim przypadku. Trzeba przyznać, że mam głęboki dar przyciągania nieszczęść, gdybym kiedyś miała podsumować historię mojego życia, opowiadanie to zatytułowałabym "Urodzona pod złą gwiazdą".

<Kalypso?>


2612 słów • Krucza Mgła zyskuje 26 pkt.

Od Bursztynowej Pręgi


Narracja trzecioosobowa

Cztery koty stały na wielkim głazie, jednym z nich był Bursztynowa pręga (a może raczej "Bursztynowa gwiazda"?) To chyba zgromadzenie, koło niego stali inni przywódcy. Pod głazem były koty różnych klanów, nie wszystkie, tylko tak jak na zgromadzeniu, wybrane. 
Pomimo, że wojownik nigdy nie był na miejscu przywódcy i nigdy go nie zastępował, nie czuł się wcale tak obco i nie pewnie jak przewidywał, wręcz przeciwnie, czuł się swobodnie, tak jakby wydawanie poleceń i podejmowanie decyzji było jego codziennością od dawna...
Tylko kontem ucha słuchał gdy Irysowa gwiazda mówił, o nowym miocie w Daksinie, myślami był daleko.  ,, To sen o tym, że jestem przywódcy, czy zastępuje go? ",, czy to znaczy, że jestem zastępcą?",, czy klany wreszcie się dogadały, będziemy żyć w pokoju?",, czy zrobiłem coś źle i ktoś się do mnie nie odzywa, czy mnie lubią? " - to niektóre z wielu pytań, które zajmowały głowę Bursztynowej "gwiazdy".
Kocur na początku nie zdawał sobię z tego sprawy, ale mówił, tak, mówił nawet o tym nie wiedząc, tak jak by wszedł w czyjeś ciało, które samo mówiło oddychało i przytakiwało gdy była taka potrzeba, tylko po to by popatrzeć na zgromadzenie z perspektywy przywódcy...a, a może...nie, nie ma szans na bycie przywódcą, jest za młody, nie doświadczony i roztargniony, nikt przy zdrowych zmysłach nie mianował by go na nikogo ważnego...a może...NIE! - Myśli kota kłóciły się tak bardzo, że czuł, jak by miał zaraz wybuchnąć na wszystkich zebranych, że nigdy nie będzie przywódcą, choć w akurat tym momencie nim był... Czy przeniósł się w czasie na trochę później kończące się zgromadzenie? Teraz miał może dwie wiosny... Czy to możliwe...?
Przerwał rozmyślanie i przyjrzał się zgromadzonym pod głazem kotom. Dwa kociaki wpatrywały się w niego błyszczącym z podziwu oczami; czarny kocurek i ruda kotka...wokół nich był owinięty długi kruczy ogon. Bursztynowa "gwiazda" Odprowadził ogon wzrokiem aż do właścicielki, ujrzał Morską otchłań.
Serce stanęło mu na jej widok, teraz była od niego starsza aż sześć księżycy. Była taka piękna, dostojna, spokojna, opiekuńcza...i...taka dumna...dumna z niego...

Kocur poczuł, że odpływa, zrobiło mu się czarno przed oczami, a już ,,po chwili" Poczuł pod sobą posłanie.
Wstał i strząsnął mech z sierści. Ten sen był taki realistyczny... Legowisko było puste, poza nim. Wyszedł na zewnątrz. Tak na oko, było około południa, słońce wynosiło się nad terytorium Daksiny.
- Gdzie są Morska otchłań i Złote futro? 
 - Zgodzili się pójść na poranny patrol - odpowiedział przywódca - na pewno nie długo wrócą - dodał widząc jego nie pewną minę.
Młody wojownik przytaknął i oddalił się w stronę legowiska medyczki, by zamienić słowo z uczniem, który powoli dochodził do zdrowia ale ani Konwaliowa łza ani Aloesowa mgła (obie miały za zadanie opiekować się chorymi i zraniony mi, a Bursztynowa pręga nie miał im za złe, że martwią się o ucznia) nie zamierzała go wypuścić. 
 - Jak się żyje? - zapytał przyjaciela.
- Nie jest źle - odpowiedział znużonym głosem - Mroczny pazur obudził się dziś, ale Aloesowa mgła natychmiast go uśpiła - dodał z takim wyrazem twarzy, jak by chciał udowodnić, że Pręga nie przyszedł tu na marne.
- To...yyy...dobrze...? - wojownik myślami był daleko.
- Nie czuł się najlepiej, nie wiemy ile to może jeszcze potrwać... - wyjaśnił.
- ,, Nie wiemy"?, stajesz się uczniem ucznia medyczki? - zamruczał Pręga z rozbawieniem.
- Nie - burknął zakłopotany kocur. - po za tym Aloesowa mgła nie jest już uczniem, skończyła szkolenie, a jak byś tu przesiadywał całymi dniami, to byś zobaczył, że można się od niej dużo nauczyć... - usprawiedliwiał się uczeń.
- Już dobrze, to tylko żarty, ale chyba zamierzasz kontynuować szkolenie NA WOJOWNIKA, prawda? - wojownik w oczach Jastrzębiej łapy zaczynał przypominać natrętną muchę.
- Jasne - prychnął kot. 
 - Spokojnie..., widziałeś się dzisiaj z Otchłanią i Złotym? - wojownik zaczął odbiegać od denerwujące ucznia tematu.
- Tak wpadli tu, powiedzieli, że słodziutko śpisz, że pójdą na poranny patrol - tym razem to uczeń zachichotał.
- Eee, ta, byłem zmęczony po zgromadzeniu, a teraz się przespałem i jestem w pełni sił - po zachowaniu Pręgi dało się rozpoznać, że jest lekko zakłopotany.
- To, eee, może, eee, pójdziemy na polowanie, wiesz może uda mi się zwiać medyczkom... - zawachał się uczeń.
- Nieee..., lepiej, nie narażaj się Aloesowej mgle... - mruknął wojownik i wyszedł z legowiska, lekko rozbawiony.
Idąc przez obóz wpadł na Miętowy kwiat, swoją matkę. 
 - Ooo, jak dawno się nie widzieliśmy - kotka w tuliła pysk w jego sierść.
- Mamo! Nie jestem już kociakiem! Jestem wojownikiem! Nie muszę ciągle się ciebie trzymać! Nie jestem bezbronny! Umiem walczyć i sam się bronić! - kocur odskoczył od Miętowego kwiatu z miną dorosłego.
- Tak, tak... - matka spojrzała na niego dumna.
Kocur wywrócił oczami i odszedł w kierunku wyjścia z obozu. 


Biegł w stronę nie wielkiego strumienia i za razem terytorium dwunożnych, zamieszkiwanego przez bezgwiezdnych. Czuł coraz świeższy zapach porannego patrolu, Złotego futra i Morskiej otchłani.
Przeskoczył przez niewielki krzak jagód śmierci i skierował się w stronę już tak dobrze znanej mu, wydeptanej przez tyle pokoleń kotów Thiara, ścieżki. Wszedł na nią i zobaczył czubek nosa odrobinkę wyższej Otchłani. Kotka zamruczał a z rozbawieniem.
- Ej, co ty tu robisz!? - zapytała.
- E, sam nie wiem, nudziło mi się w obozie. - odpowiedział.
 - Spoko, została nam tylko nie wielka granica z BEZGWIEZDNYMI - ostatnie słowo Złoty wysyczał z odrazą, bezgwiezdni chyba lubili im się narażać.
 - Ok, idę z wami! - odpowiedział, po czym ruszyli zarośniętą ścieżką na szczęście nie byli narażeni na dwunożnych, była jak tunel, zrobiona tylko na dole, tak, że dla bezfutrzastych była nie widoczna.
Nagle coś zaszeleściło, jakiś kot szedł po lesie i raczej nie dbał o to, by nikt go nie usłyszał. Patrol jak jeden mąż wskoczył w gęsty krzak. Byli obok skrzyżowania ich malutkiej ścieżki z drogą dwunożnych, nie drogą grzmotu, tylko leśną, ale dużą i z pewnością należącą do dwunożnych trasą.
Przez szczeliny w krzaku dojrzeli sylwetkę młodej białej kotki, na której szyi wisiała różowa obróżka. Pręga skrzywił się na jej widok.,, Śmierdzi dwunożnymi" Pomyślał z odrazą... 
 - Co cię przywitało na tereny Thiara? - Szepnęła Otchłań nadal z ukrycia do nie świadomej zagrożenia (mogliby powalić ją jednym ciosem) kotki.
Mała zjerzyła sierść i stanęła w pozycji bojowej, choć jak domyślił się Pręga nie miała pojęcia o walce.
 - Nie boję się zjaw! - krzyknęła ignorując pytanie.
- Jesteś dzielna, ale na dużo ci się to nie zda, jeśli nie potrafisz walczyć! - Otchłań zamruczał a z rozbawieniem.
- A ty umiesz? Kim ty jesteś? - w białej ciekawość zaczynała wygrywać że strachem.
Otchłań lekko napięła mięśnie i odbiła się od ziemi. Z gracją wylądowała obok małej, która odskoczyła wystraszona. Spojrzała wielkimi z zaskoczenia oczami na dużą czarną jak noc kotkę, z widocznymi mięśniami i kilkoma bliznami. 
 - Wow...- wydobyło się z jej małego pyszczka.
- Nazywam się Morska otchłań - szepnęła czarna patrząc na Pieszczoszke. - I jestem wojowniczka klanu zachodu.
- Klanu... Eee... Zachodu? - zawahała a się kotka. - Klanu! - dodała z entuzjazmem - Mama opowiadała mi o...eee cudownych kotach...yyy żyjących w zgodzie z...naturą, e tak, z naturą. 
 - A jaka jest prawdziwa wersja? - Otchłań zamruczał a z rozbawieniem. 
 - Eee... Niebezpieczni dzikusi... - szepnęła nie śmiało.
,,Dzikuska" zrobiła lekko urażoną minę.
- A ja..., a ja nigdy jej nie wierzyłam.
- Dlaczego?
- No, bo to niesamowite, to cudowne, były moment gdy wierzyłam w wasze istnienie, wtedy marzyłam by być taka jak wy...!
- E... Ja nie wiem co powiedzieć, może...,,Miło mi"?
 - To życie, jak że snu...
- Naprawdę...eee...wiesz, nie zawsze jest dużo zdobyczy, a pora nagich drzew, bywa dość mroźna...
- Pora nagich drzew? - kotka nie kryła zdziwienia.
- Tak, nie wiem jak nazywają to dwunożni, ale my porą nagich drzew, to wtedy, gdy na drzewach nie ma liści, jest zimno... I czasem pada śnieg.
- Och, gdy padał śnieg musiałam siedzieć w domu... 
 - O, ja się przedstawiłam, a ty już nie...
- A, tak, bardzo przepraszam, nazywam się Rose, no wiesz, po An-gi-ge-Angiel-sku... e, tak po Angielsku, to znaczy róża.
- Bardzo ładnie... Jednak wiesz, my nosimy imiona zgodne z kanonem imion... A, mówiłaś o życiu w lesie, tak, że odniosłam wrażenie... No, że, chciała byś...dołączyć do takiego...klanu?
,, Tym razem to już przegięła, zapraszać pieszczoszke do naszego klanu!?" - pomyślał Pręga, który razem z bratem nadal posłusznie siedział w krzakach.
- To, dało by się tak?, mogła bym...dołączyć do waszego klanu? - kotka oniemiała z zachwytu i zaskoczenia.
- Jasne, czasem przyjmujemy kotki dwónożnych, ale musiała bym nauczyć cię podstaw, a potem dostała byś mentora, który nauczył by cię walczyć polować...i może jeszcze czegoś.
- Mogę!? Chce...znaczy proszę! Nauczę się wszystkiego...
- Dobrze, tylko pamiętaj, że wtedy, to Thiar - klan zachodu będzie twoją rodziną, będzie cię otaczać mnóstwo kotów, nie wszystkie będą wyglądać towarzysko, ale nie skrzywdzą cię, będą jak twoi bracia z tego samego klanu, ale ty też niedługo będziesz umiała walczyć... - wyjaśniła Otchłań a biała przytaknęła. - i jeśli na co dzień będziesz z nami żyła, to czy zgadzasz się poznać jeszcze dwa wojownicze koty? na razie? - dodała.
Rose zadygotała mimowolnie, ale przytaknęła. 
 - Zapraszam! - zawołała wojowniczka.
Bracia wyskoczyło z krzaków i stanęli obok kotek. Mała cofnęła się o krok do tyłu, lecz tym razem jej sierść pozostała na miejscu.
- To jest Złote futro, mój... - kotka zawachała się - jeden z dwóch naj przyjaciół i... Bursztynowa Pręga, mój chłopak. - powiedziała - bywa znośny, a bywa też i nie, ale zawsze jest uroczy...
- Cześć! - powiedziała do braci mała.
- Hej! - odpowiedzieli jednocześnie.
Nagle Pręga zapomniał o swojej niepewności wobec pieszczochów i uśmiechnął się towarzysko, ale po chwili rzuciła mu się w oczy różowa obroża, a uśmiech zaczął powoli spełzać z jego pyska.
 - Jeśli zamierzasz żyć w lesie, musisz to zdjąć - powiedział, profesjonalnie ukrywając uraz i pokazał łapą na świecidełko na szyi kotki.
- Tak, e, jasne. Tylko gdybym miała do was dołączyć, to chyba musiała bym najpierw pożegnać się z mamą i z braćmi...
- Tak, oczywiście, ale może wiesz, tylko wpadnij, bo eee, po tym co mi opowiadałaś, wnioskuje, że twoja mama nie chciałaby, byś uciekła w las. - powiedziała Otchłań ostrożnie.
- Tak, oczywiście. To, może ja skocze szybciutko, a wy coś tam...upolujecie? Czy co tam się robi w lesie.
 - Jasne będziemy czekać bliziutko, ale w mroku lasu. - odpowiedziała Zielonooka.
Kotka przytaknęła i pobiegła w kierunku swojego domu. Koty widziały jak podbiega do obozu jednego z dwunożnych, drapie kilka razy z drzwi, które otwierają się i pojawia się w nich mleczna kotka i dwa kotki, mleczny i biały z kilkoma mlecznymi łatkami. Biała szybko powiedziała kilka słów, zapewne pożegnanie i krótkie wyjaśnienie, po czym odskoczyła od matki, na której pysku malowało się zdziwienie, zakłopotanie i rozczarowanie.
- Odwiedzaj mnie chociaż! - krzyknęła za córką. 
  - Chyba...mogę i z nimi troszkę może ich poznasz...jak się zgodzą! - od krzyknęła i pobiegła w kierunku lasu, do Thiara, do klanu w którym miała zamieszkać... 
 - Chyba ty powinieneś ją uczyć. - rzuciła Otchłań do partnera. - może jest zdolna, zaufaj jej, proszę, nie chce cię zmieniać, ale zmienimy się wszyscy, na plus.
- Dobrze... Jak Burzowa gwiazda mnie do niej przydzieli... - mrugnął Pręga.
- Burzowa gwiazda? - spytała biała.
- Tak, to nasz przywódca - wtrącił złoty.
 - Nie mogę się doczekać, aż go poznam... - szepnęła Rose.
,,To będzie dla tej kotki nowy początek, początek w lesie, pozna klany, granice, polowanie, walkę, koty, wiarę, wszystko, co koty z lasu mają wrodzone...może jej się uda...a teraz, najważniejsze jak będzie się nazywać... " Pomyślał Pręga.
Nie biegli zbyt szybko, by Pieszczoszka na dążyła i nie zgubiła się gdzieś w lesie. Przed obozem zwolnili.
 - Pamiętaj, tam będzie dużo kotów, ale nie możesz się bać, nic ci nie zrobią, atakują tylko wrogich wojowników podczas walki, nie nowych rekrutów. - przypomniała Otchłań
Kotka przytaknęła ze ściśniętym gardłem. Po kolei wślizgnęli się do tunelu w ostro krzewie i wynurzyli w obozie: Najpierw czarna, potem biała, dalej złoty, a na samym końcu jego bratu przystojniak, bursztynowy.
Od razu skierowali się do legowiska przywódcy gdzie mieli szczęście zastać jego mieszkańca.
- Burzowa gwiazdo, mamy sprawę. - powiedziała Otchłań.
- Jasne, nie jestem zajęty, aż miło czasem odpocząć i pogadać z młodzieżą - kocur przeciągnął się. - ale chyba ta sprawa jest nieco...dwunożna, złapaliście kogoś na naszym terytorium? 
 - Tak, była taka mała kotka...i...jej marzeniem jest by żyć w Klanie takim jak Thiar. - wypaliła Czarna.
Miny przywódcy zmieniały się tak szybko; zdziwienie, duma, niedowierzanie, radość, obawy, aż wreszcie, satysfakcja.
- Zobaczyliście w niej jakiś potencjał? - zapytał.
- Na pewno jest bardzo dzielna, wojownicza i zdeterminowana nie uciekła przede mną i gdy jeszcze siedzieliśmy w krzaku, powiedziała, że się nie boi, myślę, że ma wszystko poza umiejętnościami.
- I dobrym mentorem...Bursztynowa pręgo?
- Eee...tak? - kot przeciekał się przez przyjaciół w stronę przywódcy.
- Zgodzisz się zostać mentorem...właśnie, jak ona się nazywa?
- Coś o sobię może powiedzieć osobiście. - powiedziała Otchłań. - Rose! 
 Dzień dobry - pisnęła mała.
- Witaj, jestem Burzowa gwiazda, przywódca Klanu Thiar, inne klany uważają, że nie nadaje się na przywódcę, jeśli masz jakieś pytania to kto jak kto, ale ja zawsze ci na nie odpowiem. Może teraz ty powiesz nam coś o sobie?
- Tak...eee...dobrze, nazywam się Rose i mam 8miesięcy. Mam dwóch braci i mamę zamierzam zamieszkać w Klanie Th-thiar, chcę zostać wojowniczką i lubię was.
- Dobrze, a teraz, będziesz należeć do klanu zachodu, Thiar, prawda?, więc zmienisz imię. Niezbyt dobrze, ale znam język dwunożnych, którym zazwyczaj posługują się ich koty, więc dzień, to wschód słońca, czyli od wschodu słońca, aż do zachodu, miesiąc, to księżyc, czyli trzydzieści wschodów słońca, łatwo to zapamiętać, ponieważ jeden księżyc trwa od pełni do pełni, a rok, to po naszemu wiosna, czyli dwanaście księżycy. Jeśli masz jakieś pytania, to pytaj tego, kogo masz pod łapą o cokolwiek, wierzenia, strategię walki i polowań, imiona innych kotów, nazwy innych klanów, lub po prostu rzeczy specyficzne dla życia w lesie.
- Dziękuje za takie miłe przyjęcie, postaram się nie sprawiać problemów... 
 - Nie martw się koty urodzone w lesie też przechodzą szkolenie, nie mają wrodzonych umiejętności. Aktualnie szkoli się tylko jeden uczeń : Jastrzębia łapa, puki co goją mu się rany pa bitwie, jednak nie długo wraca do legowiska i obowiązków ucznia, nie jest ich wiele, ale również zostaną ci przedstawione. Ty masz 8 księżyców? On 10, dogadacie się.
Kotka przytaknęła. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi. 

  - Mogę mianować cię uczniem chociażby teraz. Nazywasz się Rose co po  ,, jakiemuśtam" Znaczy róża, prawda? Zostaniesz więc... Różaną łapą. Oprowadzicie ją po obozie? - zwrócić się do wojowników którzy jednocześnie przytaknęli.
- No...to chodź. - mruknął Pręga.
Cztery koty wyszły z legowiska przywódcy i ruszyły, by przedstawić Białej uzdrowicielki.
- Hej, jestem Rose. - przywitała się z Jastrzębią łapą, Aloesową mgłą i Konwaliową łzą. - I będę nowym uczniem klanu zachodu.
- Ja też, jestem na razie jedynym uczniem, nazywam się Jastrzębia łapa. - szepnął. 
 - A ja będę nosić imię...Różanej łapy. - powiedziała nieśmiało kotka.
- Bardzo ładnie. - Uczeń unikał jej spojrzenia.
- Fajne tu, tak jak sobie wyobrażałam? - zapytała.
- To..., znaczy tak, jest spoko, chociaż ja nie myślałem nigdy, że mogłoby być inaczej... - odpowiedział kocur.
 - A możesz, no, poszedł byś z nami? - kotka odwróciła wzrok.
Jastrzębia łapa spojrzał na medyczki błagalnym wzrokiem. 
 - Tak, ale nie wychyl mi przypadkiem ani wąsa poza obóz. - Konwaliowa łza zamruczał a z rozbawieniem, na co uczeń wywrócił oczami i wstał z posłania.
W powiększonym składzie koty opuściły legowisko medyczki (medyczek) i poszły w kierunku starszyzny.
- Co tam młodzieży? - powitał ich dziarsko jak zazwyczaj Kawowy wąs.
Bursztynowa pręga skinął mu na powitanie. 
 - Oprowadzamy po obozie nowego rekruta. - odpowiedział.
Do legowiska wkroczyła biała.
- A więc to tak śmierdzi! - niezbyt grzecznie zauważyła Kakaowe oko. - Bez urazy słonko, na pewno niedługo zaczniesz pachnieć Thiarem i lasem, ale puki co czuć od ciebie dwunożnymi. - usprawiedliwiała się kocica.
- Nic się nie stało. - zimno odpowiedział Jastrzębia łapa.
- Nazywam się Rose. - powiedziała kotka.
 - Al...
- Tak, wiem, że muszę zmienić imię, bo to jest nie zgodne z kanonem imion! - Biała troszeczkę się zagalopowała. - Przepraszam - szepnęła.
 - Nic się nie stało, słoneczko. - Kocica machnęła ogonem na  ,,nieważne" - A może opowiesz nam o sobię coś więcej...Rose?
- Zmywamy się... - Pręga usłyszał przy uchu głos Otchłani.
- ...reślenia są dziwnę, nauczyłam si... - kotka opowiadała o sobie starszym, a Jastrzębia łapa i Złote futro przysłuchiwali się.
Para po cichu wycofała się z legowiska. Szli w kierunku żłobka zobaczyć co nowego.
Gdy weszli Borówka Jagoda i Porzeczka próbowały walczyć. Obok nich rozmawiały Szare ucho i Makowy płatek. Pręga stanął w wejściu, a Otchłań wyminęła go i siadła obok Kocic.
- Makowy płatek! Będziesz miała małe!? - przywitała się.
- Taaaak...a co ty tutaj robisz?
- Ja...eee...sprawdzam jak mi się będzie tu mieszkać.
 - Ty też?
- Tia... Z kim jesteś? Bo ja...no z Pręgą.
- Z Ciepłym płomieniem, jest naprawdę słodki...
- Niech wszystkie koty, dość duże aby samodzielnie polować, zbiorą się pod wielkim głazem na zebranie klanu! - rozległej się głos przywódcy.
Koty zaczęły zbierać się w okół głazu. Gdy wszyscy byli już na miejscu, Burzowa gwiazda omiótł swój Klan wzrokiem jakby podziwiał wszystkie koty Thiar i jednocześnie spraw dał czy wszyscy są. 

- Rose, dołączyłaś do naszego klanu w wieku 8księżycy. Dziś zaczniesz swój trening. Rose, od dziś, aż do czasu gdy zdobędziesz imię wojownika, będziesz nazywać się Różaną łapą. Twoim mentorem będzie Bursztynowa pręga. - powiedział przywódca po czym zwrócić głowę w kierunku wojownika. - Bursztynowa pręgo, możesz przyjąć ucznia. Zostaniesz mentorem Różanej łapy okazałeś się wojownikiem bystrym i silnym. Na pewno przekażesz temu młodemu uczniowi siłą swoją i bystrość. - zakończył Burzowa gwiazda.
Pręga zgodnie z tradycją podszedł do Różanej łapy i dotknął nosem jej nosa.
,,Czemu to ja zostałem wybrany...?, Burzowa gwiazda chce zmienić mnie...? " Pomyślał kot.
Thiar zaczął gratulować uczennicy. Jako ostatni nieśmiało podszedł Jastrzębia łapa.
- Ładne imię, pasuje ci. - mruknął.
- Dzięki, mnie również się podoba. - Wymamrotała kotka. - Pokażesz mi gdzie jest legowisko uczniów i gdzie mogłabym...wy śpicie?
- Tak...i tak, chodź. - Koty oddaliły się w kierunku wyznaczonego im legowiska.
- Będzie z nich ładna para. - zauważyła Otchłań.
- Co!? - zdziwił się kocur lekko zbity z tropu.
- Jak to co?, nie widzisz tego? - zapytała kotka.
- Ale co?, że tak na siebie patrzą? - zawahał się.
- Eh, czy mi się wydaje, czy ty też tak miałeś?
- Nie wiem o czym mówisz...
- Pfff...będziesz dobrym mentorem...
 - A skąd ci to przyszło do głowy!?
 - A nic, tak sobie myślę.
 - To nie myśl...wiesz co?, chyba znowu chce mi się spać, pomyśl tylko, co ze mnie za kot, idę spać o północy, wstaje o południu, a o zachodzie znów jestem zmęczony...
- Nie prawda, jesteś idealny, to był męczący dzień...
- Może...może masz rację. - ziewnął kocur. - do zobaczenia w legowisku.
- Do zobaczenia... 

2981 słów • Bursztynowa Pręga zyskuje 29 pkt.


ZEBRANIE KLANÓW - Poranna Łapa

 

Narracja pierwszoosobowa

Gdy mi ciebie brakuje, patrzę w niebo i mam nadzieję, że ty w tym momencie robisz to samo

Ziewam rozbudzająco. Jutro zgromadzenie! Mam nadzieję, że Obłoczna róża zgodzi się bym poszła. Ciekawe, czy Lśniąca gwiazda idzie. Wstaje powoli z legowiska.
– Dzięki klanie gwiazdy, że mój mentor zna się na leczeniu.- szepcze cicho i siadam przy wyjściu. Klan powoli budzi się do życia. Szary świt wysyła patrole. Burczy mi w brzuchu. Nie pójdę po jedzenie sobie, medyczka mnie zabije. Nawet nie mam kogo poprosić. Nie będę krzyczeć, żeby ktoś mi przyniósł jedzenie.
– Poranna łapo!- Podchodzi Brzozowy liść.- Ćmie skrzydło wygląda dość źle, dałabyś jej jakieś zioła? Czy coś?
Patrzę na niego przestraszona. Znowu zawiodę!
– Ja-ja nie mogę-ę.- Wlepiam wzrok w swoje łapy. Czuję jego wzrok na sobie.
– Nie umiesz? Czy o co chodzi?!
– Nie. Umiem. Jednak Obłóczna-czna róża mów-ii, że nie mogę pełnić-nić funkcji ucz-cznia medyka póki nie wyleczę swoich ran-n.- Podnoszę wzrok na niego.- Musisz iść po medyka-ka, ona-na pomoże-że.
Macha zdenerwowany ogonem. Mamrocze coś pod nosem i podbiega do Szarego świta. Obserwuje go bacznie. GŁUPIA JA! Zastępca jest widocznie poruszony, kiwa głową i przywołuje 2 koty by pewnie poszły po Obłóczną różę.
– Poranna łapo, gdzie Obłóczna róża poszła zbierać zioła?- Zastępca mówi spokojnie. Gdzie? Emm. Chyba w okolice … nie, nie tam.
– Eeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee, za chwilę wróci.
– To wiesz czy nie?- Syczy Brzozy liść.
– NIE WIEM! OBECNIE NIE MOGĘ ROBIĆ ZA UCZNIA MEDYKA, WIĘC NA KLAN GWIAZDY ODCZEP SIĘ!- Wrzeszczę wściekła. Jestem pewna, że oni teraz powiedzą mi, że jestem wkurzającym uczniem. Brzozowy liść syczy wściekły. Ja chcę już zgromadzenie.

-•-

Idę za Obłóczną różą. Może będzie Nocna łapa? Mam nadzieję, że tak. Ona jest taka piękna! Szkoda, że jest z klanu wschodu. Wchodzimy na miejsce spotkania klanów.
– Tylko nie przeginaj i odpoczywaj.- szepcze cicho mentorka i podchodzi do reszty medyków. Idę za nim i siadam obok.
– O witaj Obłóczna róża, widzę, że jesteś ze swoją uczennicą.- Uśmiecha się lekko Nakrapiana Irga. Uśmiecham się miło do niej. Sprawiaj pozory. Medycy zaczęli coś rozmawiać jednak ja szukam wzrokiem liliowej uczennicy. Czyżby nie przyszła na zgromadzenie? Możliwe.
– Co ci się stało Poranna łapo? Nie wyglądasz najlepiej.- Mówi cicho liściasta łapa. Patrzę na uczennice medyka.
– Miałam lekki wypadek.- Uśmiecham się miło. Czuje na sobie wzrok mentorki. “Mam nadzieję, że nie powiesz nic o ty co ci się stało, nie mogą wiedzieć, że na nasze tereny mógł ktoś wejść”. Uczennica najwidoczniej zrozumiał i nie zadawała więcej pytań. Patrzę nadal szukając nadal Nocnej łapy. Ona musiał przyjść! Jest! Wstaje po cichu i idę w jej kierunku. Dosiadam się do liliowej.
– Hej nocna łapo-po.- Uśmiecham się miło. Ta patrzy na mnie.
– O hej Poranek, myślałam, że nie pogadamy, a jednak.- Śmieje się cicho.- Wiesz, może poznam cię z moim bratem? No wiesz … pytał się mnie dziwie czemu często z tobą gadam i nalegałbym cię z nim poznała.- Mówi zmieszana. Czemu chciał mnie poznać? Jestem tylko medyczką przecież, więc po co?
– Nie-e mam nic przeciwko-o.- Macham ogonem lekko. Nic nikt ci nie zrobi. Kotka kiwa głową i wstaje. Idzie między nieznanymi mi kotami. Wymienia kilka zdań z dość dużym kotem. Ten kiwa głową i podchodzi obok Nocy w moim kierunku. Siadają kilka ogonów ode mnie. Nastała nieprzyjemna cisza między nami.
– To-o tak … to Poranna łapo, uczennica medyka klanu północy.- Pokazuje na mnie ogonem.- A to Świerkowy dąb mój brat.
Jest już wojownikiem? Wygląda podobnie do mojej przyjaciółki.
– Hej-j mogę wiedzieć-eć czemu chciałeś-eś mnie poznać-znać?- Patrzę na medyków. Widzę na twarzy mentorki niezadowolenie. Szykuje się ochrzan.
– Po prostu, moja siostra nie ma znajomych praktycznie w klanie, więc się dziwię, że jest w stanie z tobą rozmawiać.- Mierzy mnie podejrzliwym wzrokiem. Sierść mi się jeży. Nie odpowiadam mu.
– Poranna łapo! Wracam chodź tutaj!- Krzyczy Obłóczna róża. Dziękuje!
– Ja przepraszam, ale muszę iść … o chyba rozumiecie, mam nadzieję, że was zobaczę.- Wstaję i idę dość szybko do mentorki.
– Miło się rozmawiało Poranna łapo.- mówi ze szczęściem w głowie Noc. Obracam głowę w jej stronę i uśmiecham się do niej. Obracam głowę w kierunku mentorki i podchodzę bliżej kotki.
– Jutro idziesz sprawdzić kleszcze za karę.- Mówi cicho wkurzona. Wdycham i kiwam głową na znak zgody.


700 słów • Poranna Łapa zyskuje 7 pkt.


ZGROMADZENIE KLANÓW - Bursztynowa Pręga

 

Narracja trzecioosobowa 


Sylwetki kotów przemykały między drzewami brnąc w ciemność. Thiar zbliżał się do czterech drzew, na zgromadzenie. 

Gdy Klan Zachodu dotarł na polane, już czekały koty Gauerdii. Burzowa gwiazda wskoczył na głaz, trudno było nie dojrzeć jego mięśni. Nie był mały, lecz bardzo zwinny. Bursztynowa pręga był dumny, że ich klan ma  silnego,  dobrze zarządzającego klanem lidera, chciał jednak, by stosunki między Thiar i Gauerdiom rozluźnić się nieco.... Ale oni ich nie lubili, a on nie miał na to wpływu. Cierniowy Lis stawał się cieniem samego siebie, a Burzowa gwiazda choć wyglądał zadziornie, jak zawsze, to wojownik widział, że coś w nim, tam w środku chce przeprosić i zacząć od nowa. Ale duma... I te koty patrzące tymi swoimi Gauerdiowymi spojrzeniami, które mówiły  ,, Tia cały nasz Klan po umierał, a z waszego to nikt nie zginął, i wcale nie jesteśmy braćmi i nie powinniśmy się skupić na bezgwiezdnych, lepiej się na siebie obrażajmy, prawda?! "

Rudy kot wyłowił spojrzeniem wojownika, który wtedy przyszedł im z pomocą, Miedzianego głoga. 

  -Hej? - mruknął cicho. 

Kocur podskoczył z zaskoczenia i spojrzał na niego wystraszonymi oczami, jak by się spodziewał kazania, tak jak od Kruczej mgły. 

  -Dzięki... I... Sory... Ja już nie wiem... Ale dzięki, no... Ocaliliście Jastrzębią łape... I... Przekaż podziękowania temu drugiemu kotu bo jakoś... Nie było okazji... - burknął niepewnie. 

  - Tak, eee, trochę był przypał ale Krucza mgła, z nią to tak zawsze... A ten drugi kot to był Szary świt... -powiedział Miedziany głóg trochę spokojniej. 

  - Co tam? Knujesz z wrogiem? - nagle jak spod ziemi wyrosła Krucza mgła z odsłoniętymi kłami i wysunięty mi pazurami, robiła wrażenie.

- Eee, ...chyba raczej że nie! jesteśmy na zgromadzeniu, możemy rozmawiać, nie ważne z jakiego klanu pochodzimy! - Miedziany wojownik nie dał się za kłopotać. 

  - O, Bursztynowa pręga, to ty tak? Słyszałam, że zostałeś mianowany na wojownika, ciekawe jak sobie poradzisz w walce? - powiedziała kotka przesłodzone głosikiem, ale nie takim jak Nić, tylko takim wrednym i wyzywającym.

  - Uwierz, że lepiej niż myślisz, chyba, że chcesz się o tym przekonać na własnej skórze. - syknęła Otchłań która pojawiła się tu z nikąd. Kotki chyba za dobrze się nie znały, ale Pręga czół jak narasta w nich nienawiść. Postanowił jak najszybciej rozluźnić atmosferę. Wkroczył pomiędzy piękne panie. 

  - Masz śliczne imię, bardzo mi przykro, że wypominacie wszystko Burzowej gwieździe i jesteście kochani, że nam pomogliście, pa Miedziany głogu! - powiedział szybko, pewnie i uroczo, do starszej wojowniczki i dał znak Otchłani, że usuwają się z miejsca zbrodni, zanim Mgła, o ile można tak do niej mówić, zorientuje się, że młody wojownik zupełnie niewinnie ją zakłopotał. 

  - Masz tupet mały - rzuciła za nimi biało-czarna, już odrobinkę mniej nienawistnie, gdy otrząsnęła się. 

Kot odwrócić się do niej z uśmiechem, by nie pomyślała, że jest głuchy i poszedł z Morską otchłanią w stronę reszty wojowników Thiar. Większość przysłuchiwała się przywódcą.,, Ciekawe, co tym z Gauerdii siedzi w głowie" Pomyślał Pręga  ,, ale w końcu Miedziany głóg i Szary świt nam pomogli, a ta Krucza mgła, też da się coś na nią poradzić, nie jest najgorsza... Pewnie to konflikt między przywódcami i ważniakami, takimi jak ona" Dodał  ,, A może... A może ona też straciła kogoś mega dla siebie ważnego, tak jak ja tate, chciałem go pomścić, i jeśli dowiem się kto go zabił, ded, zgon na miejscu, choć by miał kilka żyć, ale nie chce obwiniać całego klanu bronił się, jego też nie obwiniam bo bronił swojego klanu, jednak co by nie było, pragnę zemsty, ona pewnie też... " - stwierdził w myślach.

Koty zaczęły się rozchodzić i zbierać w małe grupki gotowe do odejścia. Szary świt i Krucza mgła odwróceni, tak by odejść, ustawiali innych członków Gauerdii. Bursztynowa pręga porzucił myśli o słodkiej zemście, a zamiast tego spojrzał na głaz od którego wszyscy się odwrócili, lub przynajmniej ignorowali go totalnie, jako że zgromadzenie już się skończyło. 

Młody wojownik nadstawił uszu. Na głazie nadal stały dwa koty, Burzowa gwiazda pochylił się niedbale w stronę Lśniące gwiazdy. Pręga podsłuchiwał, oj tak, podsłuchiwał dwóch przywódców na zgromadzeniu. A jednak kocury mówiły tak cicho, że udało mu się do słyszeć jedynie:  ,, ... Pomoc... " ,, ... Liczyć... " ,, ... Tylko błędy... " I  ,,... Nie ma problemu... ".

Przyłapał się na powolnym przemieszczaniu się w kierunku głazu by lepiej słyszeć. 

Burzowa gwiazda zarządził powrót do obozu i już po chwili koty Thiar rozpłynęły się w ciemności. 

Rudy odnalazł partnerkę i szybko pociągnął ją na koniec powracających do obozu kotów. 

  - Burzowa gwiazda chyba przeprosił... - szepnął do Otchłani. 

  - To chyba dobrze, prawda? Może jeszcze sobię pożyjemy w pokoju, tylko nie możemy zrobić nic głupiego i uważać na bezgwiezdnych... - odpowiedziała kotka. 

  - Taaak... A co myślisz o Kruczej mgle? - spytał wojownik. 

  - Ona? - zapytała zielonooka z odrazą - ona... Mogły byśmy się dogadać chyba obie z natury jesteśmy wredne i takie... Tajemnicze - dodała zupełnie innym tonem - no ale oczywiście lojalne wobec innych klanów - dopowiedziała widząc zdziwioną minę Pręgi. 

  - Eeee... A jak Jedwabna nić, była grzeczna? - wojownik nagle zapragnął odbiec jak naj dalej od tematu polityki i zgromadzenia, a zająć się problemami  ,,Gwiezdnych" - ich małej organizacji, która miała na celu między innymi: pilnowanie Jedwabnej nici, opieka nad Czarnym futrem, który został otruty przez powyżej wymienioną kotkę oraz nie podpadanie innym klanom dążąc do pokoju.

Oczywiście Bursztynowa Pręga nie odpuścił by udziału w misjach takich jak na przykład ratowanie kotki Porzeczki, porwanej przez bezgwiezdnych. 

Klan tak szybko się rozwija, kocur zanim się obejrzał, już nie jest Bursztynem, już nie jest Bursztynową łapą, teraz jest już Bursztynową pręgą. Ojciec zginął, jest partnerka, misję ratunkowe, niedługo kociaki...,, moje życie jest PRAWIE idealne" Pomyślał. 

Zbliżali się do obozu. Na straży stał Rwący nurt. Pręga już nie mógł się doczekać, by położyć się w ciepłym legowisku.

Ale nie śnić o śmierci ojca, śnić, o pokoju w lesie, śnić o tym że będzie mógł, czuć, że każdy mieszkaniec lasu jest dla niego jak brat i, że nie ważne jak duże błędy popełnił Burzowa gwiazda w przeszłości, klany zjednoczą się przeciwko prawdziwemu nie bezpieczeństwu, bezgwiezdnym... 

I na tym skończył by się jego dzień, gdyby nie to, że musiał jeszcze przywitać się z uczniem i bratem. Oczywiście trzeba ich było z godzinę przekonywać, że opowie im wszystko jutro, zresztą, wcale nie chciał im opowiadać, znaczy, to byli dla niego przyjaciele, bardzo bliscy przyjaciele, jednak, lepiej było mu wyżalać się Otchłani. W końcu powiedział, że nie słuchał przywódców i chyłkiem wymknął się od medyczki do  legowiska wojowników. Ułożył się na posłaniu i przymkną powieki.

Chciał, by jego dzień już się skończył, trwał tak długo, kocur był zmęczony. Jednak sen nie przychodził. Zmęczenie narastało, lecz jego umysł nie chciał się wyłączyć. Na początku kot nie myślał o niczym konkretnym, lecz potem, nawiedziły go wizję, co jeśli jego kocięta zostaną osierocone? , co jeśli zostawi Otchłań? , w każdej chwili może zginąć, w każdej chwili do obozu mogą wbiec wrodzy wojownicy, miał na myśli głównie bezgwiezdnych lecz nie wykluczał żadnego klanu, każdy mógł być ich wrogiem... 

Pół godziny później do legowiska wojowników weszli Złote futro i Morska otchłań. Zapewne plotkowali z Jastrzębią łapą. Pręga udał, że śpi - nie chciał znowu z nimi rozmawiać, nie miał siły. Koty ułożyły się w legowiskach. Rudy uchylił oczy i zobaczył coś morskiego. Dopiero teraz zauważył jak bardzo trafione miała imię Morska otchłań. Kotka zamruczała cicho. Byli w legowisku we trójkę, bo koty przekazywały sobię nowinki ze zgromadzenia i dzieliły się językami korzystając z gwaru rozmów i ciepła innych członków klanu. 

  - Co jest? - usłyszał głos swojego brata

  - Jest taki słodki kiedy śpi...- szybko skłamała Otchłań. Rzuciła ostatnie spojrzenie w głąb jego Bursztynowych oczu, po czym oddaliła się o długość kociego ogona i ułożyła na swoim posłaniu. 

Czuł, jej ciepło. Sen pojawił się z nikąd i zabrał jego świadomość ze sobą.,, Będę miał koszmary? " Zdążył pomyśleć zanim odpłynął...


1258 słów • Bursztynowa Pręga zyskuje 12 pkt.


ZGROMADZENIE KLANÓW - Krucza Mgła


Narracja trzecioosobowa 


Od ponad kwadransu siedzieliśmy razem z Akacjowym Zmierzchem pomiędzy trzciną obserwując toczącą się przed nami kłótnie. Nie wiem czy zalicza się to pod szpiegowanie, ale w tamtym chwili nawet o tym nie myślałam. 

- Nie możesz tam pójść - powiedział Szary Świt do stojącego przed nim Lśniącej Gwiazdy. Jego rany zaczęły się już goić jednak nadal ledwo mógł się poruszać, co nie dotyczyło jego języka

- Jestem przywódcą nie mogę ciągle zaniedbywać swoich obowiązków i wchodzić Ci na głowę - odparł lider wyraźnie zniecierpliwiony

- Wcale nie wchodzisz mi na głowę, ja ŚWIETNIE daję sobie radę SAM 

- Polemizowałbym co do tego, ale niech Ci będzie. Nie zmienia to jednak faktu, że dzisiejszej nocy pojawię się na zebraniu

- Nigdzie nie idziesz 

- Stęskniłem się za moimi starymi znajomymi zwłaszcza Burzową Gwiazdą nie mogę pokazać mu, że jestem za słaby, żeby nawet przyjść na tą durną zbiórkę - odpowiedział podkreślając imię przywódcy Thiaru 

- Zachowujesz się jak dziecko - syknął powoli wychodząc z siebie Szary Świt, na co Lśniąca Gwiazda chytrze się uśmiechnął. Zastępca był z natury bardzo opanowany i nie łatwo było go rozzłościć, naszemu przywódcy jednak coraz częściej się to udawało.

- Może i tak, chciałbym Ci natomiast przypomnieć, że nie masz prawa za mnie odpowiadać. Nie po to zostałeś moim zastępcą 

- Nie mam zamiaru kłócić się z takim starym, zagorzałym idio- próbował powiedzieć Świt, ale w porę się powstrzymał. Widać było po nim, że gdyby mógł z chęcią przywiązałby starszego kocura do drzewa i nie pozwoliłby mu nawet mówić. 

- Więc może spytamy innych o zdanie? Krucza Mgło, Akacjowy Zmierzchu zamiast się nieudolnie ukrywać może zechcielibyście nam pomóc? - wypowiedział lider patrząc się centralnie na nas, przez co omal nie potknęłam się na własnym ogonie i nie wpadłam do wody. No cóż moja umiejętność maskowania najwyraźniej w świecie nie była zbyt dobra, lub Lśniąca Gwiazda miał tak znakomity węch i wzrok. Szczerze mówiąc miałam nadzieję, że to raczej ta druga opcja. 

Zmierzch poczekał aż wstanę i obaj jak skruszone kociaki wyszliśmy z kryjówki.

- Świetnie! Nie mogliśmy trafić na nikogo innego, tylko na wściekłą na życię, największą przeciwniczkę Thiara i ślepo zapatrzonego w swoją ukochaną mentorkę ucznia. To chyba pewne, że będą trzymać w twoją stronę - odpowiedział na to zastępca. Widząc go wbrew naturze miałam ochotę się roześmiać, kocur ten wytrącony z równowagi nie był zbyt częstym widokiem, więc jak kompletny idiota wpatrywałam się w jego stronę czekając na kontynuację "kazania", zamiast tego usłyszałam jednak głos Lśniącej Gwiazdy

- Szary Świcie powinieneś trochę ochłonąć, nie jesteś sobą 

- Ja- ech... Róbcie co chcecie, ale jeśli coś Ci się stanie to... to w tedy... A z resztą nieważne - odparł widocznie bijąc się z myślami szarooki - Muszę coś załatwić

Gdy tylko zastępca odszedł przywódca zabrał głos

- Przepraszam was za niego, on czasami miewa gorsze dni, ale to naprawdę dobry kot

- Wiemy o tym - odpowiedziałam spokojnie - Myślę, że to wspaniałe mieć kogoś kto tak bardzo się o Ciebie martwi 

- Dlatego właśnie jest moim zastępcą, jestem pewien, że w przyszłości gdy mnie zabraknie Gauerdia będzie miała wspaniałego przywódcę - powiedział Lśniąca Gwiazda nadal wpatrując się w miejsce w które odszedł Szary Świt - A co się was dotyczy nie powinniście nikogo podsłuchiwać, na szczęście już od jakiegoś czasu żyjemy w wolnym klanie, który nie potrzebuje szpiegów, ale jeśli przyjdzie co do czego wiem już jakie koty można na nich przeszkolić.

Stwierdził przywódca i widząc, że atmosfera nieco się rozluźniła kontynuował

- Muszę jeszcze szybko zdecydować kto poza mną, zastępcą i medykiem pójdzie na zgromadzenie, mam nadzieję, że wasza dwójka się zgodzi 

- Przykro mi, ale ja nie mogę - odparł szybko Akacjowy Zmierzch 

- Dlaczego? 

- Mianowanie. Muszę dzisiaj odbyć milczące czuwanie 

- W porządku, a ty Krucza Mgło? 

- Ja... Nie wiem czy to aby dobry pomysł

- Oczywiście, że dobry. Nie przejmuj się tym co powiedział Szary Świt, napewno przyda nam się ktoś kto w razie nagłego przypadku nie będzie bał się zaatakować - powiedział kocur i nieco ciszej dodał - Jeśli zajdzie taka konieczność musimy najpierw pozbyć się wojowników, oni w przeciwieństwie do Burzowej Gwiazdy mają jedno życie, a ten gdy nikt nie będzie zdolny do jego obrony nie będzie już tak potężny jak wcześniej - na te słowa szczerze się uśmiechnęłam, a widząc zdziwioną minę mojego byłego ucznia nie mogłam zdusić śmiechu. Przywódca pożegnał się z nami i na odchodne sugestywnie puścił do mnie oko. 

- On jest... nie wiem jak to ubrać w słowa - zaczął Akacjowy Zmierzch gdy brązowooki zniknął z naszego pola widzenia 

- Świetny. Co tu dużo mówić? To moja prawdziwa bratnia dusza - powiedziałam ze śmiechem

- Uważaj na siebie, nie wiem co grozi za romans z przywódcą, ale jego partnerka na pewno cię nie oszczędzi- odpowiedział udając poważnego wojownik 

- To raczej ty powinieneś uważać, nie wiem co grozi za wypowiadanie głupot, ale twoja była mentorka na pewno cię nie oszczędzi - stwierdziłam próbując przybrać zły wyraz twarzy, co niestety się mi nie udało bo mój towarzysz jedynie parsknął śmiechem 

- Wmawiaj to sobie, jednak ja wyraźnie widzę, że macie się ku sobie

- Łączy nas jedynie przynależność do tego samego klanu i podobne przeżycia - widząc zaciekawioną minę ucznia dodałam - on również stracił partnera, z resztą tuż po wojnie jako jedyny mnie odwiedzał i jako tako potrafił ze mną wytrzymać. Jeśli ktoś twierdzi, że teraz zachowuję się dziwnie najwyraźniej nie widział mnie wcześniej.

- Więc czysto teoretycznie teraz jest wolny? 

Widząc, że umysł kocura zatrzymał się na tym konkretnym momencie niechętnie odparłam coś w stylu "Tak" 

- w takim razie myślę, że masz u niego szansę! 

- A ja myślę, że zamiast zastanawiania się z kim zeswatać innych powinieneś szykować się do czuwania, bo chcąc nie chcąc tej nocy nie będę mogła Ci w tym towarzyszyć 

- Na klan Gwiazd! Już tak późno, chyba rzeczywiście muszę już iść, pa! - odpowiedział biegnąc w kierunku obozu, na co kpiąco się do niego uśmiechnęłam. Akacjowy Zmierzch czasami potrafi być naprawdę nieznośny, ale dziś wprawił mnie w niemałe zakłopotanie, czy ja naprawdę czuje coś do Lśniącej Gwiazdy? Nie. Próbowałam pozostać przy tej jednej odpowiedzi co powinno być łatwe jednak co chwilę odbiegałam myślami do scenariusza "A co by było gdyby?" Swoje wątpliwości względem uczuć postanowiłam natychmiast rozważyć i porzucić. Ja kochałam i kochać będę jedynie Szczawiego Ogona nawet po jego śmierci pozostanę mu wierna, natomiast przywódca napewno nie ma czasu na jak stwierdził Zmierzch "romanse", a w każdym razie napewno nie spojrzałby pod takim względem na kogoś takiego jak ja. I tej wersji się trzymajmy.


-•-


O zachodzie słońca jak zostało ustalone lider ogłosił listę kotów, których zabiera ze sobą na zgromadzenie. W ten sposób dowiedziałam się, że towarzyszyć nam będą Poranna Łapa - uczeń medyka, rzecz jasna Obłoczna Róża i Szary Świt, kilkoro uczniów, których znałam jedynie z widzenia, oraz wojownicy - Mglisty Lot, Szafirowa Chmura, Blady Kamień i Miedziany Głóg (na wspomnienie tego ostatniego nie byłam zbytnio przychylnie nastawiona, ale stwierdziłam, że i tak nic nie zmienię, co do samego kocura ten postanowił mnie ignorować) 

Zebrania zawsze odbywały się na terenie, w którym łączyły się granice wszystkich klanów. W miejscu tym spoczywała niewielka góra, na której płaski szczyt zmierzały delegacje czterech krain. Gdy zaszliśmy na miejsce zastaliśmy już przygotowany klan południa i zachodu, jednak już kilka minut później dotarł również wschód w nieco mniej licznym gronie od pozostałych. Szczególnie widoczny był brak zastępcy, który zwykle zajmował miejsce koło przywódcy. 

- Skoro już wszyscy się pojawili myślę, że pora rozpocząć - powiedziała donośnym głosem liderka Daksiny 

- W takim razie możesz zacząć Irysowa Gwiazdo - odparł Jarzębinowa Gwiazda

- Dziękuję. W minionym miesiącu mianowaliśmy na uczniów dwoje kotów, nie urodziły nam się żadne nowe potomstwo, ani nie odszedł od nas żaden dotychczasowy wojownik, podobnie  sytuacja ma się z ceremonią mianowania. 

Zaczynamy uzupełniać braki żywności po przeszłej porze nagich drzew. Na obecną chwilę nie widzimy żadnych racjonalnych form zagrożenia, poza górskim ptactwem drapieżnym, z którym jednak sobie dosyć sprawnie radzimy. 

- Dziękujemy, pozwólcie, że teraz j- próbował powiedzieć Lśniąca Gwiazda, ale został uprzedzony przez przywódcę zachodu

- Ja zabiorę głos - odparł patrząc ostro na naszego lidera rudy kocur. Reszta kotów posłusznie zamilkła, jednak wśród niektórych między innymi nas nastała dosyć napięta atmosfera 

- Jak on może być aż tak bezczelny? - spytał szeptem jakby sam do siebie Mglisty Lot. Podobnie jak mój ojciec również się nad tym zastanawiałam, jednak z biegiem czasu można się było do tego przyzwyczaić. Co natomiast nie tłumiło narastającego oburzenia. 

- W tym miesiącu mianowaliśmy na wojowników dwóch uczniów - Bursztynową Pręgę oraz Złote Futro, nie pożegnaliśmy, ani nie powitaliśmy żadnego nowego członka bractwa. Woda pitna jak i pokarm nie są dla nas problemem tak samo jak dzikie zwierzęta. Swego rodzaju niebezpieczeństwo spotkało nas jednak ze strony Bezgwiezdnych. Koty te stają się coraz bardziej agresywne względem naszej społeczności, parę dni temu ich banda porwała kociaka, którego przy pomocy grupy wojowników udało nam się odbić. Doszły nas również słuchy o rewolucji, która wśród nich nastała, nie chcemy wszczynać niepotrzebnej paniki, ani wojny, ale w obliczu zagrożenia wszelkie środki zostaną przez nas zastosowane. Poza wspomnianym pseudo klanem nic nam nie grozi - powiedział Burzowa Gwiazda, przy czym ostatnie słowa wypowiadał patrząc uważnie na Lśniącą Gwiazdę, który wściekły analizował przemówienie rywala. 

Jak przewidziałam lider Thiara nie wspomniał nawet słowem o pomocy, której udzielili mu nasi wojownicy w bójce z niewierzącymi. No ale w końcu kto by się tego po nim spodziewał? 

- Bezgwiezdni napadli również na nas - W końcu doszedł do głosu brązowooki - Poświęcenie, precyzja i zwinność naszych wojowników sprawiły jednak, że skutecznie odparli oni atak. Mogę, więc szczerze powiedzieć, że nam również nic nie grozi. Klęski żywiołowe są nam obce, a pogoda względem danej pory roku w porządku. Mianowany wojownikiem został jeden uczeń - Akacjowy Zmierch, straty własne nas nie dotyczą, nie mamy też żadnych nowych kociąt. Wody posiadamy dostatek tak samo jeśli chodzi o pożywienie. Obóz jak i legowiska po wojnie zostały w całości odbudowane. Teraz chciałbym poprosić cię Jarzębinowa Gwiazdo o zabranie głosu - powiedział szybko, podkreślając niektóre zdania bury kocur.

- Bardzo dziękuję. Sytuacja ekonomiczna u nas ma się podobnie jak w waszych przypadkach, więc nie będę się na ten temat wypowiadał. Na wojownika mianowaliśmy pieszczocha, który z dniem tym stał się prawowitym członkiem klanu. Nasz klan na chwilę obecną nie spotkał się z agresją ze strony wewnętrznej jak i zewnętrznej, jednak niedawno zaginęła moja zastępczyni - W tej chwili Burzowa Gwiazda wtrącił się do wypowiedzi lidera wschodu 

- Rozumiem, że zarządziliście już coś w sprawie jej odnalezienia? 

Swego czasu udało mi się poznać ową kotkę i sam fakt, że jej kochany ojciec, który najzwyczajniej w świecie pozbył się problemów wiążących się z jej wychowaniem oddając ją do innego klanu, a teraz ośmiela się zgrywać zmartwionego wydał mi się nad wyraz śmieszny. Chciałabym widzieć jego minę gdy dowiedział się, że Płomienne Pióro  brała udział w wojnie po naszej stronie. Widocznie iloraz inteligencji kocura nie pozwalał mu na zrozumienie, że jego dzieci mają go lekko mówiąc w głębokim poważaniu.

- Oczywiście. Patrol ratowniczy został wysłany w tej misji na przeszukanie każdej części terytorium plemienia - odpowiedział mu uprzejmie Jarzębinowa Gwiazda po czym nie czekając na odpowiedź zaczął mówić dalej - Poza tą sytuacją nie wydarzyło się u nas nic wartego omówienia. 

- W takim razie sądzę, że to pora na zakończenie naszego zebrania - odparła Irysowa Gwiazda gestem kierując swoją grupę do wyjścia. Zaiste trzeba było przyznać, że czas minął bardzo szybko, na niebie majaczył już księżyc w towarzystwie swoich wiernych towarzyszek gwiazd. 

Tam daleko (a może blisko?) za srebrną skórą mieści się Klan Gwiazdy, a w nim mieszkają wszyscy zmarli żyjący sprawiedliwie. Kto wie czy Wrzosik wraz z Szczawiowym Ogonem nie przyglądają się właśnie rozmowie przywódców. Nagle z tej perspektywy wszystko zaczęło tracić dotychczasowy sens, intrygi ziemskie zdawały się być oddalone od tego upragnionego miejsca wszystkich wierzących o wiele tysięcy kilometrów! Świat w nocy wydawał się taki cichy, spokojny i pełen poczucia nostalgii, konflikty zdawały się być czystą głupotą, a umysł zaczynał pojmować coraz więcej rzeczy i spraw o których wcześniej nam się nie śniło. A przynajmniej tak można było powiedzieć o mnie, zdecydowanie ta pora dnia była moją ulubioną, wspomnienia, które podczas samotnych nocy wracały do mnie nie sprawiały już w moim przypadku negatywnych odczuć, a czystą radość i chęć odkrycia nieznanego.

Czas przestaje się liczyć gdy stoimy w miejscu...


1968 słów • Krucza Mgła zyskuje 19 pkt.



Od Bursztynowej Pręgi


Narracja trzecioosobowa 


Gdy koty weszły do obozu w ich stronę pokuśtykał uczeń. Podbiegli do niego, by oszczędzić jego poranione łapy.

  - Chodźcie mam dla was wieści – powiedział – szybko – dodał widząc, że stoją jak zamurowani.

Ruszyli truchtem w stronę legowiska uczniów.

  - Nie możemy być u medyczki, tam jest… no…, zresztą zaraz wam opowiem. – wyjaśnił uczeń widząc ich zdziwione miny.

Koty usadowiły się na posłaniach i odwróciły w stronę Jastrzębiej łapy.

  - No, co takiego ważnego się stało? – Spytał Złoty podekscytowany.

  - Jedwabna nić kupiła eliksir miłosny! – pisnął uczeń.

  - Co?! – wrzasnęli wojownicy jednocześnie.

  - A to, musisz bardzo uważać Pręga, mówię serio, Nić zamierza podać ci eliksir miłości, uważaj! – Powiedział poważnie kociak.

  - Chyba, że chcesz być : kochaś, kiciuś i Bursztynek – mruknęła Otchłań. – Ale fajnie, że przyszedł handlarz, bo miałam kupić eliksir postarzający i myślałam też o włóczce dla maluchów, kiedy już się urodzą. – dodała zupełnie innym tonem. 

  - Tak, dobry pomysł, chodźcie przejrzymy towar. – Skinął szef Gwiezdnych.

Koty jak gdyby nigdy nic wyszły z legowiska uczniów i skierowały się do medyczki. Gdy wchodzili zauważyli białą puchatą sierść Jedwabnej nici przechodzącej pod krzakami obrastającymi legowisko.

- Handlarz! - pisnęła Otchłań.

Sprzedawca, który akurat rozmawiał z medyczką, odwrócił się w ich stronę.

  - Kupujecie coś? Poziom wody się podniósł, jestem w niedoczasie. – powiedział.

  - Tak, tak – odpowiedziała pośpiesznie zielonooka.

Kotka podeszła do Handlarza i wdała się w rozmowę widocznie bardzo emocjonującą, ponieważ ciągle kręciła się podenerwowana i machała energicznie ogonem. Koty stały obok i nie śmiały się ruszyć gdy wysunęła i pośpiesznie schowała pazury. Po kilku minutach Czarna podeszła do nich z eliksirem i włóczką w pysku.

  - Chciał podnieść cenę – prychnęła kotka, gdy oddalili się poza zasięg słuchu kocura. – wieczorem opuszcza obóz więc jeśli chcecie coś kupić to radze się pośpieszyć. – dodała patrząc w stronę słońca powoli zmierzającego w głąb ich terytorium, na zachód.

Koty pokiwały głowami. Z legowiska medyczki wyłoniła się Konwaliowa łza. 

  - Jastrzębia łapo, wracaj tu i odpoczywaj! – krzyknęła na ucznia.

  - Jasne… - mruknął kot i poczłapał za nią do środka. 

Wojownicy skierowali się do swojego legowiska. Na posłaniu był tylko Czarne futro, który dopiero przed godziną wrócił od medyczki. Obok niego leżał nadgryziony królik , dziwnie fioletowy.

  - Co to? – spytał Złote futro. 

  - Nić zostawiła to dla Pręgi ale byłem głodny więc zjadłem – odpowiedział błogim głosem - mogę przynieść ci coś innego, ach, ona jest taka piękna. – mruknął do Bursztynowego wojownika.

- Nie, nie trzeba, zostań tu my sobie weźmiemy – pośpiesznie powiedziała Otchłań. – Myślicie o tym co ja? – dodała gdy znaleźli się poza zasięgiem słuchu starszego wojownika.

Bracia pokiwali głową, Czarne futro zjadł zdobycz pełną eliksiru miłosnego. 

  - Musimy mu jakoś pomóc, zielonooka, jakieś pomysły - spytał Złoty.

  - Może handlarz ma jakieś antidotum?, przecież to niebezpieczne w złych rękach. – mruknęła kotka.

Koty popędziły w kierunku legowiska medyczki. Zobaczyli jak Aloesowa mgła daje Jastrzębiej łapie Wrotycz, lecz po handlarzu nie było śladu.

  - Już poszedł – podsunęła młoda uzdrowicielka czytając im w myślach – Czyżby moja siostra znów coś nabroiła? – dodała.

  - E, tak i to dość poważne, nie wiem czy możesz nam pomóc – Pręga spojrzał na towarzyszy, Złoty potwierdził skinieniem, a zielonooka zrobiła nie pewna minę, ale również przytaknęła. – Nić podłożyła dla mnie eliksir miłosny, ale zjadł go Czarne futro i teraz, no sama wiesz… – powiedział kot.

  - No nie, niema antidotum jeśli o to wam chodzi, ale można by podać mu coś na uspokojenie, no wiecie, żeby za nią nie latał, przecież jest z Nocną zorzą – powiedziała kotka, po raz pierwszy trochę podenerwowana. – Konwaliowa łza poszła zbierać z nią pajęczynę mogą wrócić lada chwila, ale lepiej by Nocna zorza nie zobaczyła go w takim stanie, damy rade sami – powiedziała tym razem pewniej. – Czekajcie! – dodała i mijając śpiącego ucznia, pobiegła po zioła.

Już po chwili wróciła z jagodami Jałowca i makiem. Koty ruszyły w kierunku legowiska wojowników.

  - Dobrze się czuje, widziałaś gdzieś swoja piękną siostrę? - powiedział Czarne futro gdy medyczka podsunęła mu zioła.

  - Nie, ale nadal potrzebujesz odpoczynku. – mruknęła Aloesowa mgła. – Dam ci jagody Jałowca, na wyciszenie i mak, na słodki sen. – dodała spokojnie.

Kocur przewrócił oczami i zjadł zioła. Już po chwili spał.

  - Dobrze, trochę sobie pośpi, zapewne po takiej dawce obudzi się jutro rano – poinformowała medyczka. – nie wiadomo kiedy eliksir miłosny przestanie działać, możliwe, że za dwie minuty, a  możliwe, że za rok. – westchnęła. – Pogadam z Jedwabną nicią – obiecała i wyszła z legowiska wojowników zostawiając wstrząśnięte tą informacją koty.

  - Ciekawe, co z nim będzie? – zasępił się Złoty.

  - Na pewno nic mu się nie stanie. – zapewnił brat, wcale nie przekonany co do prawdziwości swoich słów.

Bracia wyszli na polowanie, zostawiając zielonooką czuwającą na przemian, przy uczniu i wojowniku. Szybko udało im się upolować dwa wróble i wiewiórkę, wracając do obozu spotkali Cierniowego lisa.

- Ooo, widzę, że dobrze wam idzie polowanie. - powiedział zastępca. 

  - Tak, nie jest źle - odpowiedział swojemu byłemu mentorowi Pręga, a starszy wojownik uśmiechnął się lekko. 

  - Wrócicie że mną do obozu? - spytał. 

  - Jasne. - potwierdzili jednocześnie. 

Koty biegły w stronę obozu ze zdobyczą w zębach. Gdy dobiegli na miejsce Cierniowy lis wskoczył na wielki głaz, i przemówił.

  - Niech wszystkie koty dość duże, by samodzielnie polować zbiorą się pod wielkim gałazem na zebranie klanu. - krzyknął. 

Klan zachodu zaczął powoli zabierać się pod wielkim głazem. 

  - Jak zapewne wiecie dzisiaj jest pełnia i Thiar idzie na zgromadzenie. Burzowa gwiazda zabiera ze sobą: Morską otchłań, Bursztynową pręgę, Jedwabne nić i Konwaliowa łza. - oznajmił. 

Koty spojrzały na siebie. Muszą się rozdzielić. Otchłań i Pręga będą pilnować Nici i przekażą informacje że zgromadzenia, a Jastrząb i Złoty zostaną na straży obozu i przy Czarnym futrze. Słońce chyliło się ku zachodowi. 

  - Za chwilę wyruszamy. - powiedział przywódca który właśnie wynurzył się z legowiska i skierował w stronę wyjścia z obozu.

Wybrane koty po biegły za nim i już po chwili zniknęły w tunelu z ostro krzewu. Czas na zgromadzenie.


928 słów • Bursztynowa Pręga zyskuje 9 pkt.



Od Kalypso

 

Well you look like yourself

But you're somebody else 


Narracja pierwszoosobowa


Nie mogłem uwierzyć w to co się stało. Wiedziałem do czego zdolny jest mój kochany brat, ale to co zrobił razem ze swoją bandą nie mieściło mi się w głowie.
- Jesteś z siebie dumny? Nie rozumiem jak można być tak okrutnym i zarozumiałym - syknąłem widząc nieporuszoną minę Matthewa
- Nieistnieje zło czy dobro, są jedynie potęga i władza, i osoby, które jeszcze do niej nie dojrzały - odpowiedział z kpiną w głosie lustrując mnie wzrokiem
- Wydaje mi się, że mamy odmienne zdanie na ten temat - powiedziałam, szykując się do odejścia 
- Gdzie idziesz? 
- Do April. Ciekawi mnie co ona ma na ten temat do powiedzenia - w ten sposób chciałem nieco przestraszyć kocura, jednak ten zamiast tego chytrze się uśmiechnął, co wcale mi się nie podobało. Miałem coraz gorsze przeczucia.
- Ona już niedługo nie będzie miała nic do mówienia - odparł ze śmiechem Matthew. 
Nie wiedziałem jak potraktować te słowa, z jednej strony mój brat mógł jedynie próbować mnie spłoszyć, jednak co jeśli to rzeczywiście była groźba? Nie chciałem tego wiedzieć, tak samo jak wielu innych rzeczy. Zamiast dociekać prawdy pobiegłem do wcześniej wspomnianej kotki.
- Jasne uciekaj! Jeszcze przyjdzie taki dzień, w którym przejrzysz na oczu! - krzyknął za mną zdenerwowany kocur. 

-•-

Przywódczynie znalazłem w jej legowisku. Chodziła niespokojnie po całym pomieszczeniu, co oznaczało, że jest czymś bardzo zaniepokojona, już wkrótce miałem się dowiedzieć o co dokładnie chodziło. Bursztynowooka szylkretowa kocica widząc mnie stanęła w miejscu agresywnie mi się przyglądając 
- Wszystko w porządku? - zapytałem nie mogąc znaleźć odpowiednich słów, które wyraziłyby wszystko co chciałem jej powiedzieć
- A jak myślisz?! - wrzasnęła - Nie mogę zapanować nad własnym klanem, nie mówiąc już o relacjach między pozostałymi. Thiar i Guardia zapewne rozważają wypowiedzenie nam wojny, a Daksina i Ekialdea zapewne staną po ich stronie. Pomijając to wszystko ja... boję się, cholernie się boję! - mówiła szybko łamiącym się głosem April. 
Jeszcze nigdy nie widziałem jej w takim stanie, była przerażona. Zapewne mój brat nie żałował jej gróźb. Nie chciałem tego wyznać, jednak sam zacząłem się o nią bać, nie tylko ze względu na NIEGO, ale też przez jej zdrowie psychiczne, kto wie co kotka mogła sobie zrobić.
- Przepraszam cię Kalypso, ale chciałabym pobyć sama - powiedziała po chwili widząc, że nie doczeka się ode mnie żadnej innej odpowiedzi poza smutnym spojrzeniem.
- Jasne już idę - odpowiedziałem i jak sobie życzyła pozostawiłem ją samą, czego już nigdy sobie nie wybaczę. Nie myślałem o konsekwencjach tego co robię, ale teraz myśląc o tym widzę jak bardzo głupi byłem postępując w ten sposób. 

następnego dnia

Stałem obok Matthewa wlepiając wzrok w martwe ciało przywódczyni. Na jej ciele nie mogłam dojrzeć żadnej rany zadanej przez pazury kota, ani jakiejś innej istoty, jednak nie umiałem dopuścić tego do myśli. 
- C-co jej zrobiłeś?! - krzyknąłem na brata 
- Ile razy mam Ci jeszcze powtarzać, że nic? Myśl sobie o mnie co chcesz, ale nie zrobiłbym czegoś takiego! - odkrzykął mi kocur. Mimo pewności w głosie, którym wypowiedział te słowa nie mogłem mu uwierzyć - Gilbert widział jak próbowała się utopić, jednak był za daleko by ją powstrzymać. Sam możesz go o to spytać 
- To prawda? - syknąłem teraz w stronę szarego kocura, który nie da się ukryć wyglądał strasznie. Przez pewien czas nie mógł dojść do słowa, więc postanowiłam odpowiedzieć mi potwierdzającym gestem. 
Nie pamiętam czasów w których moja wiara była poddawana na takie próby. Nie wiedziałem komu ufać, a komu nie,  kto mówi prawdę, a kto zwyczajnie łże! Życie tutaj zawsze było ciężkie, jednak teraz wszystko nabrało innych barw. Nic nie było już wiadome.

-•-
 
- Powinniśmy ją pochować - powiedziałem gdy już sytuacja się trochę uspokoiła 
- Wiem, udało mi się nawet znaleźć idealne do tego miejsce - odpowiedział mi idący obok mnie szaro - brązowy kot, po czym widząc moją zaciekawioną minę dodał - Kojarzysz psy dwunożnych, który raz na jakiś czas się tu zapuszczają? 

Niektóre z nich czasem kopią dziury by coś zakopać, to strasznie głupie stworzenia, jednak w tym wypadku na coś się przydadzą
- Rzeczywiście... Nie pomyślałem o tym 
- No cóż jako zastępca będziesz musiał zwracać uwagę na wiele rzeczy - powiedział tajemniczo Matthew
Zaraz, że co?! Kompletnie nie rozumiałem o czym na klan Gwiazd on plecie 
- Zastę- czym? Chyba coś Ci się pomyliło - odparłem na co mój brat uśmiechnął się w ten swój przerażający sposób. Nie miałem pojęcia kiedy był bardziej straszny, gdy się wściekał, czy gdy śmiał. Pojęcie faktu, że dwa tak odmienne uczucia względem tego kocura mogą wywołać u mnie jednakową reakcję również było dla mnie niejasne. 
- Już śpieszę z wyjaśnieniami. Wkrótce będzie trzeba wybrać nowego przywódcę, chyba nie sądzisz, że te półgłówki wybiorą kogokolwiek innego niż mnie. Gdy już będę władcą uczynię cię moim zastępcą, czy to nie cudowne? Stworzymy nową strukturę władzy, jak prawdziwi bracia, pomyśl tylko o tym Kalypso!

Dobrze wiedziałem, że nikt nie odważy się mu postawić, ale nie sądziłem, że na swojego zastępcę może wybrać mnie. 
- Czy ty przypadkiem jeszcze wczoraj nie mówiłeś, że do tego "nie dorosłem"? 
- Wcale nie mówiłem o tobie. Jeszcze dzisiaj odbędą się wybory na przywódcę bądź przygotowany - odparł po czym odszedł zostawiając mnie w kompletnej rozsypce.
- A i pamiętaj, nawet nie próbuj się sprzeciwiać.  Jesteś w końcu moim bratem, czy chcesz, czy nie płynie w nas ta sama krew - dodał, na co się wzburzyłem. NIE JESTEM TAKI JAK ON
- Nie waż się tak mówić - wysyczałem - Nie wiem po kim masz taki charakter, ale wiedz, że ja go nie odziedziczyłem 
- Doprawdy ciekawe - rzucił jedynie wyraźnie usatysfakcjonowany i poszedł w swoją stronę...

-•-

Po krótkim pogrzebie jak przewidział Matt wszyscy wraz ze mną zebrali się przy dawnym miejscu zgromadzeń żywo ze sobą rozmawiając, a przynajmniej do chwili
- Dobre dla nas wszystkich byłoby zakończenie tych durnych wyborów jak najszybciej, dlatego chciałbym by wszyscy, którzy uważają się za odpowiednich do roli przywódcy się zgłosili - powiedział szaro - brązowy kocur. Ku jego radości nikt się nie odzywał, wszyscy milczeli ślepo się w niego wpatrując.
- Dobrze... W takim razie JA sobie na to pozwolę - krzyknął wystarczająco głośno, aby wszyscy go usłyszeli, jednocześnie energicznie wskakując na głaz służący do przemówień lidera - Nie potrzeba nam jednak  nieużytecznego władcy, a silnego psychicznie dowódcy, który w końcu doprowadzi Bezgwiezdnych do władzy! I ja przyrzekam to zrobić, jednak zanim obwieszczę wam moje reguły chciałbym jeszcze jak wymagają zasady wybrać swojego zastępcę, Kalypso? 
Przez cały dzień obawiałem się tego momentu i w końcu nadszedł! Czułem się sparaliżowany, nie mogłem nic zrobić, chciałem się postawić, ale wiedziałem, że przez to mogę skazać moich przyjaciół na niebezpieczeństwo. Zacząłem powoli iść w kierunku brata. Czując wzrok współtowarzyszy niechętnie zamknąłem oczy. Nie chciałem ich widzieć, wystarczyły mi szepty, które dochodziły do moich uszu 
"Wydawał się takim dobrym kotem!" - mówiły starsze koty
"Jak mogliśmy mu ufać?" - pytali się nawzajem wojownicy 
Niektórzy okazywali swoje niezadowolenie po kryjomu, ale znaleźli się również tacy, którzy nie kryli się ze swoimi uczuciami
- ZDRAJCA! JESTEŚCIE SIEBIE WARCI! - Zawołaj jeden, bursztynowooki kocur o czarnej sierści. Czułem się okropnie, nie sądziłem, że wystarczy jeden dzień, by zniszczyć wszystko na co przez całe życie pracowałem. 
- Uprzedzam, KAŻDY kto zdecyduje się przeciwstawić władzy zostanie wygnany - powiedział spokojnie nasz nowy dowódca, wywołując tym nie małe poruszenie, już nikt nic nie powiedział.
Matki chowały swoje pociechy, uczniowie wydawali się przerażeni i widząc, że idę w ich kierunku znacznie się odsuwali, a ja nie mogłem nic na to poradzić.
- Od dzisiaj nastanie nowa era. To NASZ czas - odparł Matthew, gdy już stanąłem obok niego. Tak nastał czas.
Czas, w którym sprzedałem duszę za wolność.


1917 słów • Kalypso zyskuje 19 pkt.