Narracja pierwszoosobowa
- Będę szczera - źle mi bez Ciebie.
Można by pomyśleć, że mam wszystko, pożywienie, wodę, wolność... mimo to każdego dnia umieram. Czekam aż w końcu nadejdzie dzień, po którym nie będę musiała przejmować się niczym, dzień po którym "jutro" nie nastąpi. Dzień w którym w końcu do Ciebie dołączę. Są momenty, w których czuje się szczęśliwa, jednak wystarczy chwila bym znów poczuła smutek. Dopada mnie wtedy wir sprzecznych uczuć, czuje się zagubiona i osamotniona.
Wiem, że straciłam cię na zawsze i nie mogę tego zmienić. Nie chcę się zamykać na innych, ale nie potrafię już nikomu zaufać, nikogo pokochać. Boję się przywiązywać do czegokolwiek bo wiem, że nic na świecie nie jest wieczne, każdy kiedyś nas opuści. Myślę, że strach przed ponowną utratą bliskich mi osób całkowicie mnie pochłonął, w głębi duszy nie chcę tego odczuwać, jednak mój organizm przestał ze mną współpracować.
Z dnia na dzień powoli się zmieniam, w towarzystwie nie czuję się niekomfortowo, udaje osobę, którą nie jestem. Nie wiem czy znajdę kogoś przed kim nie będę musiała dłużej kryć swojego prawdziwego oblicza, wiem, że nie jest ze mną dobrze, moje serce twardnieje. Chciałabym abyś dał mi wskazówkę, wyznaczył drogę, którą powinnam obrać, ponieważ sama nie pojmuję już nic.
Słowa same wychodziły z moich ust, nie zastanawiałam się czy ktokolwiek mnie usłyszy. Po zgromadzeniu i wymianie zdań między mną, Miedzianym Głogiem i wojownikami Thiara czułam się nieswojo. Początkowo byłam zła na Bursztynową Pręgę, gówniarz za dużo sobie pozwalał. Później na Miedzianego, a na końcu zaś na siebie. Zaczęłam dostrzegać swoje własne błędy, mówiąc wprost nikt, ale to nikt nie żywił do nikogo takiej urazy jak ja. Wciąż wspominałam przeszłość, nie potrafiąc wybaczyć innym ich błędów, a w końcu każdy je popełnia. Może rzeczywiście moje podejście do niektórych tematów nie było poprawne, ale nie umiałam się przełamać.
Leżałam w mokrej trawie na "moim" wzgórzu i mówiłam, a właściwie wylewałam swoje żale, których adresatem był oczywiście mój zmarły partner, patrząc prosto w ciemne niebo, raz po raz łykając słone łzy wypływające z moich oczu. Nie pamiętam kiedy ostatnio płakałam, zazwyczaj swój smutek zamieniałam w gniew, był on zdecydowanie przyjemniejszy niż to okrutne uczucie, które towarzyszyło mi w tym momencie.
Chciałam w końcu się oczyścić, musiałam wyglądać wręcz żałośnie, ale trzeba było przyznać, że po wszystkim, gdy mój zapas łez został wyczerpany poczułam upragniony, błogi spokój. Uwielbiałam zapach trawy, działał on na mnie niezwykle kojąco, dlatego nie przejmując się zimnem, przymknęłam oczy i zasnęłam.
-•-
Obudziłam się o świcie, mimo późnych pór, o których zwykłam zasypiać, nie miałam problemów z wstawaniem rano. Gęsta mgła utrudniała widoczność, a na liściach roślin osiadła rosa. Powoli wstałam, otrzepałam się z wody i językiem wygładziłam swoje czarne półdługie futro. Można było powiedzieć, że znowu wyglądam jak kot, a nie jakiś morski potwór. Zakradłam się cicho w stronę obozu i zauważyłam, że przed nim znajdowało się zaledwie kilku wojowników.
- Widzę, że ty również jesteś typem rannego ptaszka - powiedział nagle Lśniąca Gwiazda, który niewiadomym sposobem znalazł się tuż koło mnie, na dźwięk jego głosu tuż przy moim uchu podskoczyłam, a ten nieco speszony trochę się ode mnie odsunął
- Przepraszam, nie chciałem Cię przestraszyć
- W porządku, nie spodziewałam się tu o tej porze nikogo zastać
- Bo zazwyczaj każdy lubi pospać sobie jak najdłużej, czego jednak nie można chyba powiedzieć o tobie - odpowiedział radośnie lider przyglądając mi się uważnie.
- To prawda. Nie chcę marnować dnia, z resztą jakoś nigdy nie przepadałam za spaniem.
- Jesteś naprawdę zadziwiająca - stwierdził kocur i zachichotał. Przywódca nie miał rzecz jasna niczego złego na myśli, ale mimowolnie pomyślałam o tym, że w moim przypadku bycie "zadziwiającą" nie jest dobrą cechą. Lśniąca Gwiazda widząc moją niepewną minę postanowił zmienić temat.
- Miedziany Głóg chciał żebyś poszła dziś z nim na patrol - oznajmił bez żadnych emocji. Zatkało mnie. Co też ten kocur znowu wymyślił?
- Na pewno chodziło mu o mnie? - spytałam podejrzliwie.
- Owszem. Rozumiem, że nie przepadacie za sobą, ale z całą pewnością chodziło o Ciebie.
- Niech ci będzie... Wiesz może dokładniej czego chce?
- Przykro mi, ale nie. Sama się w krótce dowiesz.
- Jestem tego pewna, jednak wydaje mi się to trochę dziwne.
- Nie przesadzaj, może w końcu chciałby zakończyć ten wasz konflikt.
- On? Nie ma szans, jest na to zbyt uparty.
- Bez urazy, ale sądzę, że pod tym względem jesteście do siebie bardzo podobni.
- To miło z twojej strony - powiedziałam ironicznie, na co przywódca teatralnie oderwał ode mnie wzrok.
- Tak piękne damy zasługują na szczerość! - powiedział donośnie, szczerząc się najpiękniej jak umiał, ja za to złośliwie się do niego uśmiechnęłam.
- Uważaj bo się jeszcze zarumienię - zachichotałam, trzepocząc rzęsami.
- Niezwykle mi to pochlebia, ale z przykrością muszę poinformować cię, że twój rycerz już na Ciebie czeka - stwierdził pewnie kocur i widząc moją wołającą o pomstę do nieba minę parsknął śmiechem.
- Że też nie dysponuje on jakimś białym koniem, który przyspieszyłby tę mękę...
- Im szybciej do niego dołączysz, tym szybciej dowiesz się co jest jej powodem. Nie jesteś tym zainteresowana?
- Masz rację, lepiej mieć to już za sobą - westchnęłam zrezygnowana - No to cześć!
- Do zobaczenia księżniczko! - krzyknął za mną Lśniąca Gwiazda, najwyraźniej zachwycony moim niezadowoleniem.
Mój rycerz czekał na mnie przed wejściem do legowiska wojowników. Przez dłuższy okres czasu szliśmy w ciszy w stronę granic, skutecznie się ignorując. Nie tego się spodziewałam, szczerze mówiąc miałam na myśli, że od razu powie mi co mu tam na duszy siedzi i co mi do tego. Postanowiłam przerwać ciszę i z własnej inicjatywy wyciągnąć od niego informacje.
- Możesz mi łaskawie powiedzieć o co ci chodzi? - warknęłam zatrzymując się i zagradzając mu dalszą drogę. Widząc zdziwioną minę wojownika sama się lekko zaniepokoiłam, ale nie dałam za wygraną.
- Błagam Cię, nie uwierzę, że wziąłeś mnie na patrol z własnej, bezinteresownej inicjatywy.
- A może jednak? Skąd wiesz, że nie zrobiłem tego z dobroci serca?
Popatrzyłam na niego krzywo, a ten przewrócił oczami.
- Tylko się z Tobą zgrywam. Oczywiście, że mam w tym swój cel, chodzi o Brzozwą Łapę. Jego mentor zachorował i na czas nieokreślony nie może pełnić swojej funkcji. Zastanawiałem się czy...
Tyle wystarczyło abym zorientowała się w czym rzecz, moja odpowiedź była jasna.
- Zapomnij o tym.
- Co takiego?
- Nie zostanę mentorką Twojego bachora!
- Naprawdę nie możesz przymknąć oko na to kogo synem jest, a zająć się jedynie jego chwilowym wychowaniem?
- A jak myślisz? Z resztą skąd wziął się u ciebie taki pomysł?
- Wiem, że uwielbiasz kociaki, a poza tym niechętnie to mówię, ale widząc Akacjowego Zmierzcha i to jakie relacje was łączą, myślę, że świetnie sobie w tej dziedzinie radzisz - odparł kocur.
- I jak ty to sobie niby wyobrażasz?
- Zwyczajnie, a jak inaczej? Przychodziłabyś do niego codziennie rano, zabierałabyś go na treningi, a tam już droga wolna, nie będę zagłębiać się w twoje metody uczenia.
- Chodziło mi raczej o to jak ty i twoi rodzice na to zareagujecie. Nie wiem czy wiesz, ale nasi kochani ojcowie niezbyt za sobą przepadają, a nam najwyraźniej przyszedł zaszczyt pielęgnowania rodzinnej tradycji.
- Muszę przyznać, że ta opcja brzmi kusząco, ale nie wiem czy z racji tego, że sama jeszcze nie masz kociąt ta cudowna tradycja przetrwa.
- Pragnę Ci przypomnieć, że mam jeszcze całe życie przed sobą i stan ten może się zmienić.
- Jeżeli zamierzasz spędzić je tak jak dotychczas śmiem w to wątpić. No chyba, że znalazłabyś sobie jakiegoś naiwnego idiotę, który pomógłby Ci to zmienić.
Kocur ewidentnie przesadził, kto jak kto, ale on nie ma prawa wygadywać o mnie takich rzeczy.
- Chyba się przesłyszałam, coś ty powiedział?
- O nie kochana, słyszałaś wszystko dokładnie. Ale nie martw się! Nie jesteś zbyt brzydka, więc sądzę, że nikt nie miał by nic przeciwko-
Miałam wielką ochotę raz na zawsze zamknąć ten jego fałszywy pysk, ale ograniczyłam się jedynie do uderzenia go łapą, wzięłam zamach i całą zgromadzoną siłą wymierzyłam mu cios.
Miedziany Głóg zdezorientowany, posłusznie zamilkł.
- Myślę, że na tym możemy skończyć nasze spotkanie - powiedziałam z kamienną twarzą. Patrol postanowiłam dokończyć sama.
- Dziwka! - wysyczał do mnie na odchodne poharatany wojownik.
Stwierdziłam, że minę wschód i obejrzę naszą granicę z Bezgwiezdnymi. Na Thiar nie miałam dzisiaj siły, z całą pewnością druga grupa w niedalekiej przyszłości się nim zajmie. Ekialdea wydawała się dosyć spokojnym klanem, czasem obserwując jej łąki, zastanawiałam się dlaczego każdy klan nie może tak cudnie wyglądać? Ale zawsze w końcu dochodziłam do wniosku, że mimo wszystko uwielbiam swój lodowaty i zarazem mokry dom i nie zamieniłabym go na żaden inny. Z drugiej strony posiadanie za mieszkanie lasu i gór również wygląda kusząco. Szczerze mówiąc każdy z klanów miał w sobie coś przyciągającego, jak i również skutecznie odpychającego.
Zapach, który roznosił się blisko terenu niewierzących był bardzo specyficzny, niepodobny do żadnych innych, a jednocześnie w swojej tajemniczości przyciągający - stwierdziłam za co od razu skarciłam się w myślach. Ale coś było nie w porządku.
Nie czułam obecności innych kotów, ale w mojej głowie pojawiło się niepokojące uczucie, że nie jestem tutaj sama. Dla bezpieczeństwa rozejrzałam się dookoła, jednak nic nie przykuło mojej uwagi. Nic prócz nagłego bólu w boku. Wtedy ich zobaczyłam. Przede mną stał bury kocur o niecodziennym, wręcz toksycznym zielonym kolorze oczu. Drugi z nich natomiast wbijał we mnie pazury, rozszarpując moją skórę, od pierwszego różnił się jedynie barwą ślepiów. Próbowałam wyrwać się z jego uścisku, ale z każdym najmniejszym ruchem czułam coraz większy ból. W końcu zebrałam się w sobie i zrzuciłam go ze mnie jednocześnie wysuwając pazury i nie myśląc rzuciłam się nie na niego, a na zielonookiego, który do tej pory stał tylko obserwując rozgrywającą się przed nim scenę, może mi się wydawało, ale w jego oczach zauważyłam niepewność i współczucie...
Już niemalże dosięgłam go kiedy znowu zostałam zraniona. Poczułam w pysku metaliczny smak i na moment przestraszona spanikowałam co drugi kocur wykorzystał wręcz siekając mnie pazurami. Nie mogąc dłużej utrzymać się o własnych siłach padłam jak nieżywa na glebę. Byłam przygotowana na mój ostateczny koniec, ale moi napastnicy widząc, że nie jestem już w stanie się bronić zamiast dokończyć swoje dzieło w ciszy obserwowali mnie najwyraźniej czekając aż stracę przytomność. Mimo moich starań ten czas nadszedł, dławiąc się własną krwią odpłynęłam.
- Przestań jęczeć i weź się w garść. Sam się na to zgodziłeś Kal.
Do moich uszu dostał się tłumiony przez ścianę głos. Obudziłam się w ciemnym pomieszczeniu o wilgotnym podłożu. Niechętnie otworzyłam oczy i zobaczyłam moich oprawców idących właśnie w moją stronę.
- Nie wspomniałeś ani słowem o tym co zamierzasz zrobić, myślisz, że zgodziłbym się na porwanie kogokolwiek?!
- Właśnie dlatego Ci nie powiedziałem. Czasem naprawdę nie zaszkodzi ruszyć trochę głową, wiesz o tym?
- C-co się z Tobą stało?! Czy Ty naprawdę nie rozumiesz jakie mogą być tego konsekwencje?
- Widocznie to TY nie pojmujesz tego co dzieje się dookoła, musimy walczyć o nasze prawa, nie zamierzam tak jak inny siedzieć grzecznie i patrzeć jak wszyscy nas poniewierają! A teraz z łaski swojej idź zobacz jak się miewa nasza zdobycz.
Słyszałam co raz to bardziej zbliżające się kroki, aż zza zakrętu dostrzegłam zarys kota, burego, zielonookiego kota. Gdy tylko się zbliżył, podczas próby wydania z siebie jakiegokolwiek odgłosu zorientowałam się, że mój pysk związany jest jakimś dziwnym, sztywnym, nieznanym mi materiałem. Nie mogłam nic powiedzieć, zasyczeć, warknąć, a nawet zwyczajnie otworzyć ust. Moje próby podniesienia się również skończyły się niepowodzeniem.
- Owszem. Rozumiem, że nie przepadacie za sobą, ale z całą pewnością chodziło o Ciebie.
- Niech ci będzie... Wiesz może dokładniej czego chce?
- Przykro mi, ale nie. Sama się w krótce dowiesz.
- Jestem tego pewna, jednak wydaje mi się to trochę dziwne.
- Nie przesadzaj, może w końcu chciałby zakończyć ten wasz konflikt.
- On? Nie ma szans, jest na to zbyt uparty.
- Bez urazy, ale sądzę, że pod tym względem jesteście do siebie bardzo podobni.
- To miło z twojej strony - powiedziałam ironicznie, na co przywódca teatralnie oderwał ode mnie wzrok.
- Tak piękne damy zasługują na szczerość! - powiedział donośnie, szczerząc się najpiękniej jak umiał, ja za to złośliwie się do niego uśmiechnęłam.
- Uważaj bo się jeszcze zarumienię - zachichotałam, trzepocząc rzęsami.
- Niezwykle mi to pochlebia, ale z przykrością muszę poinformować cię, że twój rycerz już na Ciebie czeka - stwierdził pewnie kocur i widząc moją wołającą o pomstę do nieba minę parsknął śmiechem.
- Że też nie dysponuje on jakimś białym koniem, który przyspieszyłby tę mękę...
- Im szybciej do niego dołączysz, tym szybciej dowiesz się co jest jej powodem. Nie jesteś tym zainteresowana?
- Masz rację, lepiej mieć to już za sobą - westchnęłam zrezygnowana - No to cześć!
- Do zobaczenia księżniczko! - krzyknął za mną Lśniąca Gwiazda, najwyraźniej zachwycony moim niezadowoleniem.
-•-
Mój rycerz czekał na mnie przed wejściem do legowiska wojowników. Przez dłuższy okres czasu szliśmy w ciszy w stronę granic, skutecznie się ignorując. Nie tego się spodziewałam, szczerze mówiąc miałam na myśli, że od razu powie mi co mu tam na duszy siedzi i co mi do tego. Postanowiłam przerwać ciszę i z własnej inicjatywy wyciągnąć od niego informacje.
- Możesz mi łaskawie powiedzieć o co ci chodzi? - warknęłam zatrzymując się i zagradzając mu dalszą drogę. Widząc zdziwioną minę wojownika sama się lekko zaniepokoiłam, ale nie dałam za wygraną.
- Błagam Cię, nie uwierzę, że wziąłeś mnie na patrol z własnej, bezinteresownej inicjatywy.
- A może jednak? Skąd wiesz, że nie zrobiłem tego z dobroci serca?
Popatrzyłam na niego krzywo, a ten przewrócił oczami.
- Tylko się z Tobą zgrywam. Oczywiście, że mam w tym swój cel, chodzi o Brzozwą Łapę. Jego mentor zachorował i na czas nieokreślony nie może pełnić swojej funkcji. Zastanawiałem się czy...
Tyle wystarczyło abym zorientowała się w czym rzecz, moja odpowiedź była jasna.
- Zapomnij o tym.
- Co takiego?
- Nie zostanę mentorką Twojego bachora!
- Naprawdę nie możesz przymknąć oko na to kogo synem jest, a zająć się jedynie jego chwilowym wychowaniem?
- A jak myślisz? Z resztą skąd wziął się u ciebie taki pomysł?
- Wiem, że uwielbiasz kociaki, a poza tym niechętnie to mówię, ale widząc Akacjowego Zmierzcha i to jakie relacje was łączą, myślę, że świetnie sobie w tej dziedzinie radzisz - odparł kocur.
- I jak ty to sobie niby wyobrażasz?
- Zwyczajnie, a jak inaczej? Przychodziłabyś do niego codziennie rano, zabierałabyś go na treningi, a tam już droga wolna, nie będę zagłębiać się w twoje metody uczenia.
- Chodziło mi raczej o to jak ty i twoi rodzice na to zareagujecie. Nie wiem czy wiesz, ale nasi kochani ojcowie niezbyt za sobą przepadają, a nam najwyraźniej przyszedł zaszczyt pielęgnowania rodzinnej tradycji.
- Muszę przyznać, że ta opcja brzmi kusząco, ale nie wiem czy z racji tego, że sama jeszcze nie masz kociąt ta cudowna tradycja przetrwa.
- Pragnę Ci przypomnieć, że mam jeszcze całe życie przed sobą i stan ten może się zmienić.
- Jeżeli zamierzasz spędzić je tak jak dotychczas śmiem w to wątpić. No chyba, że znalazłabyś sobie jakiegoś naiwnego idiotę, który pomógłby Ci to zmienić.
Kocur ewidentnie przesadził, kto jak kto, ale on nie ma prawa wygadywać o mnie takich rzeczy.
- Chyba się przesłyszałam, coś ty powiedział?
- O nie kochana, słyszałaś wszystko dokładnie. Ale nie martw się! Nie jesteś zbyt brzydka, więc sądzę, że nikt nie miał by nic przeciwko-
Miałam wielką ochotę raz na zawsze zamknąć ten jego fałszywy pysk, ale ograniczyłam się jedynie do uderzenia go łapą, wzięłam zamach i całą zgromadzoną siłą wymierzyłam mu cios.
Miedziany Głóg zdezorientowany, posłusznie zamilkł.
- Myślę, że na tym możemy skończyć nasze spotkanie - powiedziałam z kamienną twarzą. Patrol postanowiłam dokończyć sama.
- Dziwka! - wysyczał do mnie na odchodne poharatany wojownik.
-•-
Stwierdziłam, że minę wschód i obejrzę naszą granicę z Bezgwiezdnymi. Na Thiar nie miałam dzisiaj siły, z całą pewnością druga grupa w niedalekiej przyszłości się nim zajmie. Ekialdea wydawała się dosyć spokojnym klanem, czasem obserwując jej łąki, zastanawiałam się dlaczego każdy klan nie może tak cudnie wyglądać? Ale zawsze w końcu dochodziłam do wniosku, że mimo wszystko uwielbiam swój lodowaty i zarazem mokry dom i nie zamieniłabym go na żaden inny. Z drugiej strony posiadanie za mieszkanie lasu i gór również wygląda kusząco. Szczerze mówiąc każdy z klanów miał w sobie coś przyciągającego, jak i również skutecznie odpychającego.
Zapach, który roznosił się blisko terenu niewierzących był bardzo specyficzny, niepodobny do żadnych innych, a jednocześnie w swojej tajemniczości przyciągający - stwierdziłam za co od razu skarciłam się w myślach. Ale coś było nie w porządku.
Nie czułam obecności innych kotów, ale w mojej głowie pojawiło się niepokojące uczucie, że nie jestem tutaj sama. Dla bezpieczeństwa rozejrzałam się dookoła, jednak nic nie przykuło mojej uwagi. Nic prócz nagłego bólu w boku. Wtedy ich zobaczyłam. Przede mną stał bury kocur o niecodziennym, wręcz toksycznym zielonym kolorze oczu. Drugi z nich natomiast wbijał we mnie pazury, rozszarpując moją skórę, od pierwszego różnił się jedynie barwą ślepiów. Próbowałam wyrwać się z jego uścisku, ale z każdym najmniejszym ruchem czułam coraz większy ból. W końcu zebrałam się w sobie i zrzuciłam go ze mnie jednocześnie wysuwając pazury i nie myśląc rzuciłam się nie na niego, a na zielonookiego, który do tej pory stał tylko obserwując rozgrywającą się przed nim scenę, może mi się wydawało, ale w jego oczach zauważyłam niepewność i współczucie...
Już niemalże dosięgłam go kiedy znowu zostałam zraniona. Poczułam w pysku metaliczny smak i na moment przestraszona spanikowałam co drugi kocur wykorzystał wręcz siekając mnie pazurami. Nie mogąc dłużej utrzymać się o własnych siłach padłam jak nieżywa na glebę. Byłam przygotowana na mój ostateczny koniec, ale moi napastnicy widząc, że nie jestem już w stanie się bronić zamiast dokończyć swoje dzieło w ciszy obserwowali mnie najwyraźniej czekając aż stracę przytomność. Mimo moich starań ten czas nadszedł, dławiąc się własną krwią odpłynęłam.
-•-
- Przestań jęczeć i weź się w garść. Sam się na to zgodziłeś Kal.
Do moich uszu dostał się tłumiony przez ścianę głos. Obudziłam się w ciemnym pomieszczeniu o wilgotnym podłożu. Niechętnie otworzyłam oczy i zobaczyłam moich oprawców idących właśnie w moją stronę.
- Nie wspomniałeś ani słowem o tym co zamierzasz zrobić, myślisz, że zgodziłbym się na porwanie kogokolwiek?!
- Właśnie dlatego Ci nie powiedziałem. Czasem naprawdę nie zaszkodzi ruszyć trochę głową, wiesz o tym?
- C-co się z Tobą stało?! Czy Ty naprawdę nie rozumiesz jakie mogą być tego konsekwencje?
- Widocznie to TY nie pojmujesz tego co dzieje się dookoła, musimy walczyć o nasze prawa, nie zamierzam tak jak inny siedzieć grzecznie i patrzeć jak wszyscy nas poniewierają! A teraz z łaski swojej idź zobacz jak się miewa nasza zdobycz.
Słyszałam co raz to bardziej zbliżające się kroki, aż zza zakrętu dostrzegłam zarys kota, burego, zielonookiego kota. Gdy tylko się zbliżył, podczas próby wydania z siebie jakiegokolwiek odgłosu zorientowałam się, że mój pysk związany jest jakimś dziwnym, sztywnym, nieznanym mi materiałem. Nie mogłam nic powiedzieć, zasyczeć, warknąć, a nawet zwyczajnie otworzyć ust. Moje próby podniesienia się również skończyły się niepowodzeniem.
- Nie nadwerężaj się to szybciej dojdziesz do siebie - powiedział mi na powitanie, głosem pozbawionym wszelkich emocji kocur i wydał z siebie ciche westchnięcie, po czym podszedł do mnie bliżej i zębami zerwał ze mnie izolacyjny przedmiot.
- Jak się czujesz? - zapytał naiwnie.
- Wspaniale, a jak mogłabym się czuć? - odparłam przesłodzonym głosem, by zaraz później diametralnie zmienić wyraz twarzy i zacząć wrzeszczeć - UPROWADZILIŚCIE MNIE I JESZCZE MASZ CZELNOŚĆ ZADAWAĆ TAK GŁUPIE PYTANIA?!
- Spokojnie, uspokój się!
- JA mam się uspokoić? Naprawdę myślałeś, że w tej sytuacji będę tutaj spokojnie siedzieć?!
- Rozumiem, ale musisz-
- ZAMKNIJ SIĘ!
- Posłuchaj mnie w końcu!
- Nikt nie będzie mi mówił co mam robić, a zwłaszcza ktoś taki jak ty!
- Jeśli zaraz się nie ogarniesz znowu założę ci ten cholerny pasek i porozmawiamy inaczej
- Czy ty mi grozisz? Uwierz gdyby nie to, że przez tego kretyna nie mogę niczym ruszyć już leżałbyś martwy!
- Och doprawdy? - odparł, ale widząc, że już szykuje się do kolejnej fali wszelkiej krytyki względem niego zmienił swoje podejście i spokojniejszym głosem powiedział - Ok, zrozum nie chcę, żeby stała Ci się krzywda. Mogę ci pomóc, ale musisz w końcu pozwolić mi mówić.
Przestałam krzyczeć, jednak wciąż wlepiałam w samca agresywny wzrok.
- Przydałoby się jakoś przedstawić. Nazywam się Kalypso, a ty?
- Nie sądzę by ta informacja była ci do czegokolwiek potrzebna - syknęłam.
- To może inaczej. Chcesz się stąd wydostać?
- Chmm pomyślmy...TAK
- Wiesz gdzie jesteśmy?
- Można tak powiedzieć, gwiezdne tunele nieprawdaż?
- Zacznijmy od tego, że te tunele wcale nie są "gwiezdne" poza tym muszę cię zmartwić, ale nie jest to to miejsce, o którym myślisz.
- To niby jakie?
- Wejścia w głąb ziemi jakie są w każdym klanie mają wyjście na zewnątrz. Aktualnie jesteśmy w miejscu z którego uciec można jedynie przedostając się przez jedno, znane jedynie bezgwiezdnym wyjście.
- Wydaje mi się, że nie powinieneś mi tego mówić, w każdym razie na pewno mi się to przyda.
Kocur uśmiechnął się chytrze.
- Mówię Ci to ponieważ nawet wiedząc gdzie jest droga do twojego klanu nie uda Ci się tam dostać.
- Jesteś tego taki pewien?
- Może mi się wydaje, ale nie sądzę byś umiała pokonać niebezpieczeństwa, które czyhają na każdego bezpańskiego dachowca TAM na górze.
- Rozumiem, że jesteś jednym z tych niewierzących dzikusów, ale czy naprawdę musi cię cechować tak wielki brak wiary?
- Można powiedzieć, że obserwując zmiany, które zaszły w niektórych osobach straciłem całkowitą wiarę w innych - odparł Kalypso. W rozmowie ze mną wydawał się pewien pewności siebie, ale wymawiając te słowa nagle przestał patrzeć mi w oczy, a jego głos, który nie zmienił się zbytnio był o dziwo całkiem inny. Widząc, że nie doczeka się ode mnie żadnej innej odpowiedzi poza już nie tyle agresywnym, co łagodnym spojrzeniem zmienił temat.
- Mój brat kazał mi się Tobą zająć, chcesz może zobaczyć co będziesz u nas robić?
- Niespecjalnie.
- No cóż w takim razie przykro mi, ale jesteś do tego zmuszona. Dasz radę sama pójść?
Powoli wstałam, ale moje nogi odmówiły mi posłuszeństwa i trzęsąc się z powrotem upadłam.
- W takim razie zaczekaj na mnie.
Nie minęło zbyt wiele czasu gdy samiec wróciłam, ale tym razem obok niego podążała mała puchata, srebrno-szara kulka o wielkich złotych oczach.
- Lore, przywitaj się z Panią.
- Dzień dobry, jak się nazywasz? - zapytała niepewnie mała kotka.
Nie mogłam się powstrzymać od rzucenia w myślach w stronę kocura kilkoma zmyślnymi obelgami, których tylko ze względu na małą nie wymówiłam na głos.
- Jestem Krucza Mgła - odpowiedziałam patrząc spod byka na wyraźnie usatysfakcjonowanego burego kota. Co za cwana bestia.
- Krucza...Mgła?
- To brzmi trochę skomplikowanie, więc możesz mówić do niej Raven jeśli zechcesz - oznajmił Kalypso. Świetnie, niech od tak zaczną mówić mi jak się powinnam nazywać.
- Mogę? - spytała szara, mimo wszystko nie mogłam oprzeć się jej smutnemu wzrokowi. Była taka drobna i urocza, że grzechem byłoby odmówić.
- Oczywiście słoneczko - odpowiedziałam uśmiechając się łagodnie.
- Jak się czujesz? - zapytał naiwnie.
- Wspaniale, a jak mogłabym się czuć? - odparłam przesłodzonym głosem, by zaraz później diametralnie zmienić wyraz twarzy i zacząć wrzeszczeć - UPROWADZILIŚCIE MNIE I JESZCZE MASZ CZELNOŚĆ ZADAWAĆ TAK GŁUPIE PYTANIA?!
- Spokojnie, uspokój się!
- JA mam się uspokoić? Naprawdę myślałeś, że w tej sytuacji będę tutaj spokojnie siedzieć?!
- Rozumiem, ale musisz-
- ZAMKNIJ SIĘ!
- Posłuchaj mnie w końcu!
- Nikt nie będzie mi mówił co mam robić, a zwłaszcza ktoś taki jak ty!
- Jeśli zaraz się nie ogarniesz znowu założę ci ten cholerny pasek i porozmawiamy inaczej
- Czy ty mi grozisz? Uwierz gdyby nie to, że przez tego kretyna nie mogę niczym ruszyć już leżałbyś martwy!
- Och doprawdy? - odparł, ale widząc, że już szykuje się do kolejnej fali wszelkiej krytyki względem niego zmienił swoje podejście i spokojniejszym głosem powiedział - Ok, zrozum nie chcę, żeby stała Ci się krzywda. Mogę ci pomóc, ale musisz w końcu pozwolić mi mówić.
Przestałam krzyczeć, jednak wciąż wlepiałam w samca agresywny wzrok.
- Przydałoby się jakoś przedstawić. Nazywam się Kalypso, a ty?
- Nie sądzę by ta informacja była ci do czegokolwiek potrzebna - syknęłam.
- To może inaczej. Chcesz się stąd wydostać?
- Chmm pomyślmy...TAK
- Wiesz gdzie jesteśmy?
- Można tak powiedzieć, gwiezdne tunele nieprawdaż?
- Zacznijmy od tego, że te tunele wcale nie są "gwiezdne" poza tym muszę cię zmartwić, ale nie jest to to miejsce, o którym myślisz.
- To niby jakie?
- Wejścia w głąb ziemi jakie są w każdym klanie mają wyjście na zewnątrz. Aktualnie jesteśmy w miejscu z którego uciec można jedynie przedostając się przez jedno, znane jedynie bezgwiezdnym wyjście.
- Wydaje mi się, że nie powinieneś mi tego mówić, w każdym razie na pewno mi się to przyda.
Kocur uśmiechnął się chytrze.
- Mówię Ci to ponieważ nawet wiedząc gdzie jest droga do twojego klanu nie uda Ci się tam dostać.
- Jesteś tego taki pewien?
- Może mi się wydaje, ale nie sądzę byś umiała pokonać niebezpieczeństwa, które czyhają na każdego bezpańskiego dachowca TAM na górze.
- Rozumiem, że jesteś jednym z tych niewierzących dzikusów, ale czy naprawdę musi cię cechować tak wielki brak wiary?
- Można powiedzieć, że obserwując zmiany, które zaszły w niektórych osobach straciłem całkowitą wiarę w innych - odparł Kalypso. W rozmowie ze mną wydawał się pewien pewności siebie, ale wymawiając te słowa nagle przestał patrzeć mi w oczy, a jego głos, który nie zmienił się zbytnio był o dziwo całkiem inny. Widząc, że nie doczeka się ode mnie żadnej innej odpowiedzi poza już nie tyle agresywnym, co łagodnym spojrzeniem zmienił temat.
- Mój brat kazał mi się Tobą zająć, chcesz może zobaczyć co będziesz u nas robić?
- Niespecjalnie.
- No cóż w takim razie przykro mi, ale jesteś do tego zmuszona. Dasz radę sama pójść?
Powoli wstałam, ale moje nogi odmówiły mi posłuszeństwa i trzęsąc się z powrotem upadłam.
- W takim razie zaczekaj na mnie.
Nie minęło zbyt wiele czasu gdy samiec wróciłam, ale tym razem obok niego podążała mała puchata, srebrno-szara kulka o wielkich złotych oczach.
- Lore, przywitaj się z Panią.
- Dzień dobry, jak się nazywasz? - zapytała niepewnie mała kotka.
Nie mogłam się powstrzymać od rzucenia w myślach w stronę kocura kilkoma zmyślnymi obelgami, których tylko ze względu na małą nie wymówiłam na głos.
- Jestem Krucza Mgła - odpowiedziałam patrząc spod byka na wyraźnie usatysfakcjonowanego burego kota. Co za cwana bestia.
- Krucza...Mgła?
- To brzmi trochę skomplikowanie, więc możesz mówić do niej Raven jeśli zechcesz - oznajmił Kalypso. Świetnie, niech od tak zaczną mówić mi jak się powinnam nazywać.
- Mogę? - spytała szara, mimo wszystko nie mogłam oprzeć się jej smutnemu wzrokowi. Była taka drobna i urocza, że grzechem byłoby odmówić.
- Oczywiście słoneczko - odpowiedziałam uśmiechając się łagodnie.
- Raven nie pochodzi stąd, więc mam nadzieję, że będziesz dla niej miła, rozumiemy się?
- Pewnie!
- Dobrze, możesz już iść do rodziców - powiedział czule samiec, a mała już po chwili w podskokach z uśmiechem wybiegła na zewnątrz.
- Czy ty mnie właśnie nazwałeś? - odparłam próbując zachować spokój
- To tylko na potrzeby nauki, poza tym moim skromnym zdaniem to bardzo ładne imię.
- Na potrzeby nauki?
- To jeden z powodów dla których zostałaś porwana. Potrzebujemy wyszkolonych wojowników, którzy gotowi będą przekazać swoją wiedzę innym.
Właśnie po raz kolejny tego dnia dostałam od losu zaskakujący prezent...
Słyszałam kiedyś od jednego pieszczocha, że dwunożni objawiają swego rodzaju obawy przed czarnymi kotami, twierdzą oni podobno, że przynosimy pecha. Wyśmiałam go, ale teraz nie jestem pewna czy aby nie jest to prawda, a przynajmniej w moim przypadku. Trzeba przyznać, że mam głęboki dar przyciągania nieszczęść, gdybym kiedyś miała podsumować historię mojego życia, opowiadanie to zatytułowałabym "Urodzona pod złą gwiazdą".
- Pewnie!
- Dobrze, możesz już iść do rodziców - powiedział czule samiec, a mała już po chwili w podskokach z uśmiechem wybiegła na zewnątrz.
- Czy ty mnie właśnie nazwałeś? - odparłam próbując zachować spokój
- To tylko na potrzeby nauki, poza tym moim skromnym zdaniem to bardzo ładne imię.
- Na potrzeby nauki?
- To jeden z powodów dla których zostałaś porwana. Potrzebujemy wyszkolonych wojowników, którzy gotowi będą przekazać swoją wiedzę innym.
Właśnie po raz kolejny tego dnia dostałam od losu zaskakujący prezent...
Słyszałam kiedyś od jednego pieszczocha, że dwunożni objawiają swego rodzaju obawy przed czarnymi kotami, twierdzą oni podobno, że przynosimy pecha. Wyśmiałam go, ale teraz nie jestem pewna czy aby nie jest to prawda, a przynajmniej w moim przypadku. Trzeba przyznać, że mam głęboki dar przyciągania nieszczęść, gdybym kiedyś miała podsumować historię mojego życia, opowiadanie to zatytułowałabym "Urodzona pod złą gwiazdą".
<Kalypso?>
2612 słów • Krucza Mgła zyskuje 26 pkt.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz