Narracja trzecioosobowa
Cztery koty stały na wielkim głazie, jednym z nich był Bursztynowa pręga (a może raczej "Bursztynowa gwiazda"?) To chyba zgromadzenie, koło niego stali inni przywódcy. Pod głazem były koty różnych klanów, nie wszystkie, tylko tak jak na zgromadzeniu, wybrane.
Pomimo, że wojownik nigdy nie był na miejscu przywódcy i nigdy go nie zastępował, nie czuł się wcale tak obco i nie pewnie jak przewidywał, wręcz przeciwnie, czuł się swobodnie, tak jakby wydawanie poleceń i podejmowanie decyzji było jego codziennością od dawna...
Tylko kontem ucha słuchał gdy Irysowa gwiazda mówił, o nowym miocie w Daksinie, myślami był daleko. ,, To sen o tym, że jestem przywódcy, czy zastępuje go? ",, czy to znaczy, że jestem zastępcą?",, czy klany wreszcie się dogadały, będziemy żyć w pokoju?",, czy zrobiłem coś źle i ktoś się do mnie nie odzywa, czy mnie lubią? " - to niektóre z wielu pytań, które zajmowały głowę Bursztynowej "gwiazdy".
Kocur na początku nie zdawał sobię z tego sprawy, ale mówił, tak, mówił nawet o tym nie wiedząc, tak jak by wszedł w czyjeś ciało, które samo mówiło oddychało i przytakiwało gdy była taka potrzeba, tylko po to by popatrzeć na zgromadzenie z perspektywy przywódcy...a, a może...nie, nie ma szans na bycie przywódcą, jest za młody, nie doświadczony i roztargniony, nikt przy zdrowych zmysłach nie mianował by go na nikogo ważnego...a może...NIE! - Myśli kota kłóciły się tak bardzo, że czuł, jak by miał zaraz wybuchnąć na wszystkich zebranych, że nigdy nie będzie przywódcą, choć w akurat tym momencie nim był... Czy przeniósł się w czasie na trochę później kończące się zgromadzenie? Teraz miał może dwie wiosny... Czy to możliwe...?
Przerwał rozmyślanie i przyjrzał się zgromadzonym pod głazem kotom. Dwa kociaki wpatrywały się w niego błyszczącym z podziwu oczami; czarny kocurek i ruda kotka...wokół nich był owinięty długi kruczy ogon. Bursztynowa "gwiazda" Odprowadził ogon wzrokiem aż do właścicielki, ujrzał Morską otchłań.
Serce stanęło mu na jej widok, teraz była od niego starsza aż sześć księżycy. Była taka piękna, dostojna, spokojna, opiekuńcza...i...taka dumna...dumna z niego...
Kocur poczuł, że odpływa, zrobiło mu się czarno przed oczami, a już ,,po chwili" Poczuł pod sobą posłanie.
Wstał i strząsnął mech z sierści. Ten sen był taki realistyczny... Legowisko było puste, poza nim. Wyszedł na zewnątrz. Tak na oko, było około południa, słońce wynosiło się nad terytorium Daksiny.
- Gdzie są Morska otchłań i Złote futro?
- Zgodzili się pójść na poranny patrol - odpowiedział przywódca - na pewno nie długo wrócą - dodał widząc jego nie pewną minę.
Młody wojownik przytaknął i oddalił się w stronę legowiska medyczki, by zamienić słowo z uczniem, który powoli dochodził do zdrowia ale ani Konwaliowa łza ani Aloesowa mgła (obie miały za zadanie opiekować się chorymi i zraniony mi, a Bursztynowa pręga nie miał im za złe, że martwią się o ucznia) nie zamierzała go wypuścić.
- Jak się żyje? - zapytał przyjaciela.
- Nie jest źle - odpowiedział znużonym głosem - Mroczny pazur obudził się dziś, ale Aloesowa mgła natychmiast go uśpiła - dodał z takim wyrazem twarzy, jak by chciał udowodnić, że Pręga nie przyszedł tu na marne.
- To...yyy...dobrze...? - wojownik myślami był daleko.
- Nie czuł się najlepiej, nie wiemy ile to może jeszcze potrwać... - wyjaśnił.
- ,, Nie wiemy"?, stajesz się uczniem ucznia medyczki? - zamruczał Pręga z rozbawieniem.
- Nie - burknął zakłopotany kocur. - po za tym Aloesowa mgła nie jest już uczniem, skończyła szkolenie, a jak byś tu przesiadywał całymi dniami, to byś zobaczył, że można się od niej dużo nauczyć... - usprawiedliwiał się uczeń.
- Już dobrze, to tylko żarty, ale chyba zamierzasz kontynuować szkolenie NA WOJOWNIKA, prawda? - wojownik w oczach Jastrzębiej łapy zaczynał przypominać natrętną muchę.
- Jasne - prychnął kot.
- Spokojnie..., widziałeś się dzisiaj z Otchłanią i Złotym? - wojownik zaczął odbiegać od denerwujące ucznia tematu.
- Tak wpadli tu, powiedzieli, że słodziutko śpisz, że pójdą na poranny patrol - tym razem to uczeń zachichotał.
- Eee, ta, byłem zmęczony po zgromadzeniu, a teraz się przespałem i jestem w pełni sił - po zachowaniu Pręgi dało się rozpoznać, że jest lekko zakłopotany.
- To, eee, może, eee, pójdziemy na polowanie, wiesz może uda mi się zwiać medyczkom... - zawachał się uczeń.
- Nieee..., lepiej, nie narażaj się Aloesowej mgle... - mruknął wojownik i wyszedł z legowiska, lekko rozbawiony.
Idąc przez obóz wpadł na Miętowy kwiat, swoją matkę.
- Ooo, jak dawno się nie widzieliśmy - kotka w tuliła pysk w jego sierść.
- Mamo! Nie jestem już kociakiem! Jestem wojownikiem! Nie muszę ciągle się ciebie trzymać! Nie jestem bezbronny! Umiem walczyć i sam się bronić! - kocur odskoczył od Miętowego kwiatu z miną dorosłego.
- Tak, tak... - matka spojrzała na niego dumna.
Kocur wywrócił oczami i odszedł w kierunku wyjścia z obozu.
Biegł w stronę nie wielkiego strumienia i za razem terytorium dwunożnych, zamieszkiwanego przez bezgwiezdnych. Czuł coraz świeższy zapach porannego patrolu, Złotego futra i Morskiej otchłani.
Przeskoczył przez niewielki krzak jagód śmierci i skierował się w stronę już tak dobrze znanej mu, wydeptanej przez tyle pokoleń kotów Thiara, ścieżki. Wszedł na nią i zobaczył czubek nosa odrobinkę wyższej Otchłani. Kotka zamruczał a z rozbawieniem.
- Ej, co ty tu robisz!? - zapytała.
- E, sam nie wiem, nudziło mi się w obozie. - odpowiedział.
- Spoko, została nam tylko nie wielka granica z BEZGWIEZDNYMI - ostatnie słowo Złoty wysyczał z odrazą, bezgwiezdni chyba lubili im się narażać.
- Ok, idę z wami! - odpowiedział, po czym ruszyli zarośniętą ścieżką na szczęście nie byli narażeni na dwunożnych, była jak tunel, zrobiona tylko na dole, tak, że dla bezfutrzastych była nie widoczna.
Nagle coś zaszeleściło, jakiś kot szedł po lesie i raczej nie dbał o to, by nikt go nie usłyszał. Patrol jak jeden mąż wskoczył w gęsty krzak. Byli obok skrzyżowania ich malutkiej ścieżki z drogą dwunożnych, nie drogą grzmotu, tylko leśną, ale dużą i z pewnością należącą do dwunożnych trasą.
Przez szczeliny w krzaku dojrzeli sylwetkę młodej białej kotki, na której szyi wisiała różowa obróżka. Pręga skrzywił się na jej widok.,, Śmierdzi dwunożnymi" Pomyślał z odrazą...
- Co cię przywitało na tereny Thiara? - Szepnęła Otchłań nadal z ukrycia do nie świadomej zagrożenia (mogliby powalić ją jednym ciosem) kotki.
Mała zjerzyła sierść i stanęła w pozycji bojowej, choć jak domyślił się Pręga nie miała pojęcia o walce.
- Nie boję się zjaw! - krzyknęła ignorując pytanie.
- Jesteś dzielna, ale na dużo ci się to nie zda, jeśli nie potrafisz walczyć! - Otchłań zamruczał a z rozbawieniem.
- A ty umiesz? Kim ty jesteś? - w białej ciekawość zaczynała wygrywać że strachem.
Otchłań lekko napięła mięśnie i odbiła się od ziemi. Z gracją wylądowała obok małej, która odskoczyła wystraszona. Spojrzała wielkimi z zaskoczenia oczami na dużą czarną jak noc kotkę, z widocznymi mięśniami i kilkoma bliznami.
- Wow...- wydobyło się z jej małego pyszczka.
- Nazywam się Morska otchłań - szepnęła czarna patrząc na Pieszczoszke. - I jestem wojowniczka klanu zachodu.
- Klanu... Eee... Zachodu? - zawahała a się kotka. - Klanu! - dodała z entuzjazmem - Mama opowiadała mi o...eee cudownych kotach...yyy żyjących w zgodzie z...naturą, e tak, z naturą.
- A jaka jest prawdziwa wersja? - Otchłań zamruczał a z rozbawieniem.
- Eee... Niebezpieczni dzikusi... - szepnęła nie śmiało.
,,Dzikuska" zrobiła lekko urażoną minę.
- A ja..., a ja nigdy jej nie wierzyłam.
- Dlaczego?
- No, bo to niesamowite, to cudowne, były moment gdy wierzyłam w wasze istnienie, wtedy marzyłam by być taka jak wy...!
- E... Ja nie wiem co powiedzieć, może...,,Miło mi"?
- To życie, jak że snu...
- Naprawdę...eee...wiesz, nie zawsze jest dużo zdobyczy, a pora nagich drzew, bywa dość mroźna...
- Pora nagich drzew? - kotka nie kryła zdziwienia.
- Tak, nie wiem jak nazywają to dwunożni, ale my porą nagich drzew, to wtedy, gdy na drzewach nie ma liści, jest zimno... I czasem pada śnieg.
- Och, gdy padał śnieg musiałam siedzieć w domu...
- O, ja się przedstawiłam, a ty już nie...
- A, tak, bardzo przepraszam, nazywam się Rose, no wiesz, po An-gi-ge-Angiel-sku... e, tak po Angielsku, to znaczy róża.
- Bardzo ładnie... Jednak wiesz, my nosimy imiona zgodne z kanonem imion... A, mówiłaś o życiu w lesie, tak, że odniosłam wrażenie... No, że, chciała byś...dołączyć do takiego...klanu?
,, Tym razem to już przegięła, zapraszać pieszczoszke do naszego klanu!?" - pomyślał Pręga, który razem z bratem nadal posłusznie siedział w krzakach.
- To, dało by się tak?, mogła bym...dołączyć do waszego klanu? - kotka oniemiała z zachwytu i zaskoczenia.
- Jasne, czasem przyjmujemy kotki dwónożnych, ale musiała bym nauczyć cię podstaw, a potem dostała byś mentora, który nauczył by cię walczyć polować...i może jeszcze czegoś.
- Mogę!? Chce...znaczy proszę! Nauczę się wszystkiego...
- Dobrze, tylko pamiętaj, że wtedy, to Thiar - klan zachodu będzie twoją rodziną, będzie cię otaczać mnóstwo kotów, nie wszystkie będą wyglądać towarzysko, ale nie skrzywdzą cię, będą jak twoi bracia z tego samego klanu, ale ty też niedługo będziesz umiała walczyć... - wyjaśniła Otchłań a biała przytaknęła. - i jeśli na co dzień będziesz z nami żyła, to czy zgadzasz się poznać jeszcze dwa wojownicze koty? na razie? - dodała.
Rose zadygotała mimowolnie, ale przytaknęła.
- Zapraszam! - zawołała wojowniczka.
Bracia wyskoczyło z krzaków i stanęli obok kotek. Mała cofnęła się o krok do tyłu, lecz tym razem jej sierść pozostała na miejscu.
- To jest Złote futro, mój... - kotka zawachała się - jeden z dwóch naj przyjaciół i... Bursztynowa Pręga, mój chłopak. - powiedziała - bywa znośny, a bywa też i nie, ale zawsze jest uroczy...
- Cześć! - powiedziała do braci mała.
- Hej! - odpowiedzieli jednocześnie.
Nagle Pręga zapomniał o swojej niepewności wobec pieszczochów i uśmiechnął się towarzysko, ale po chwili rzuciła mu się w oczy różowa obroża, a uśmiech zaczął powoli spełzać z jego pyska.
- Jeśli zamierzasz żyć w lesie, musisz to zdjąć - powiedział, profesjonalnie ukrywając uraz i pokazał łapą na świecidełko na szyi kotki.
- Tak, e, jasne. Tylko gdybym miała do was dołączyć, to chyba musiała bym najpierw pożegnać się z mamą i z braćmi...
- Tak, oczywiście, ale może wiesz, tylko wpadnij, bo eee, po tym co mi opowiadałaś, wnioskuje, że twoja mama nie chciałaby, byś uciekła w las. - powiedziała Otchłań ostrożnie.
- Tak, oczywiście. To, może ja skocze szybciutko, a wy coś tam...upolujecie? Czy co tam się robi w lesie.
- Jasne będziemy czekać bliziutko, ale w mroku lasu. - odpowiedziała Zielonooka.
Kotka przytaknęła i pobiegła w kierunku swojego domu. Koty widziały jak podbiega do obozu jednego z dwunożnych, drapie kilka razy z drzwi, które otwierają się i pojawia się w nich mleczna kotka i dwa kotki, mleczny i biały z kilkoma mlecznymi łatkami. Biała szybko powiedziała kilka słów, zapewne pożegnanie i krótkie wyjaśnienie, po czym odskoczyła od matki, na której pysku malowało się zdziwienie, zakłopotanie i rozczarowanie.
- Odwiedzaj mnie chociaż! - krzyknęła za córką.
- Chyba...mogę i z nimi troszkę może ich poznasz...jak się zgodzą! - od krzyknęła i pobiegła w kierunku lasu, do Thiara, do klanu w którym miała zamieszkać...
- Chyba ty powinieneś ją uczyć. - rzuciła Otchłań do partnera. - może jest zdolna, zaufaj jej, proszę, nie chce cię zmieniać, ale zmienimy się wszyscy, na plus.
- Dobrze... Jak Burzowa gwiazda mnie do niej przydzieli... - mrugnął Pręga.
- Burzowa gwiazda? - spytała biała.
- Tak, to nasz przywódca - wtrącił złoty.
- Nie mogę się doczekać, aż go poznam... - szepnęła Rose.
,,To będzie dla tej kotki nowy początek, początek w lesie, pozna klany, granice, polowanie, walkę, koty, wiarę, wszystko, co koty z lasu mają wrodzone...może jej się uda...a teraz, najważniejsze jak będzie się nazywać... " Pomyślał Pręga.
Nie biegli zbyt szybko, by Pieszczoszka na dążyła i nie zgubiła się gdzieś w lesie. Przed obozem zwolnili.
- Pamiętaj, tam będzie dużo kotów, ale nie możesz się bać, nic ci nie zrobią, atakują tylko wrogich wojowników podczas walki, nie nowych rekrutów. - przypomniała Otchłań
Kotka przytaknęła ze ściśniętym gardłem. Po kolei wślizgnęli się do tunelu w ostro krzewie i wynurzyli w obozie: Najpierw czarna, potem biała, dalej złoty, a na samym końcu jego bratu przystojniak, bursztynowy.
Od razu skierowali się do legowiska przywódcy gdzie mieli szczęście zastać jego mieszkańca.
- Burzowa gwiazdo, mamy sprawę. - powiedziała Otchłań.
- Jasne, nie jestem zajęty, aż miło czasem odpocząć i pogadać z młodzieżą - kocur przeciągnął się. - ale chyba ta sprawa jest nieco...dwunożna, złapaliście kogoś na naszym terytorium?
- Tak, była taka mała kotka...i...jej marzeniem jest by żyć w Klanie takim jak Thiar. - wypaliła Czarna.
Miny przywódcy zmieniały się tak szybko; zdziwienie, duma, niedowierzanie, radość, obawy, aż wreszcie, satysfakcja.
- Zobaczyliście w niej jakiś potencjał? - zapytał.
- Na pewno jest bardzo dzielna, wojownicza i zdeterminowana nie uciekła przede mną i gdy jeszcze siedzieliśmy w krzaku, powiedziała, że się nie boi, myślę, że ma wszystko poza umiejętnościami.
- I dobrym mentorem...Bursztynowa pręgo?
- Eee...tak? - kot przeciekał się przez przyjaciół w stronę przywódcy.
- Zgodzisz się zostać mentorem...właśnie, jak ona się nazywa?
- Coś o sobię może powiedzieć osobiście. - powiedziała Otchłań. - Rose!
Dzień dobry - pisnęła mała.
- Witaj, jestem Burzowa gwiazda, przywódca Klanu Thiar, inne klany uważają, że nie nadaje się na przywódcę, jeśli masz jakieś pytania to kto jak kto, ale ja zawsze ci na nie odpowiem. Może teraz ty powiesz nam coś o sobie?
- Tak...eee...dobrze, nazywam się Rose i mam 8miesięcy. Mam dwóch braci i mamę zamierzam zamieszkać w Klanie Th-thiar, chcę zostać wojowniczką i lubię was.
- Dobrze, a teraz, będziesz należeć do klanu zachodu, Thiar, prawda?, więc zmienisz imię. Niezbyt dobrze, ale znam język dwunożnych, którym zazwyczaj posługują się ich koty, więc dzień, to wschód słońca, czyli od wschodu słońca, aż do zachodu, miesiąc, to księżyc, czyli trzydzieści wschodów słońca, łatwo to zapamiętać, ponieważ jeden księżyc trwa od pełni do pełni, a rok, to po naszemu wiosna, czyli dwanaście księżycy. Jeśli masz jakieś pytania, to pytaj tego, kogo masz pod łapą o cokolwiek, wierzenia, strategię walki i polowań, imiona innych kotów, nazwy innych klanów, lub po prostu rzeczy specyficzne dla życia w lesie.
- Dziękuje za takie miłe przyjęcie, postaram się nie sprawiać problemów...
- Nie martw się koty urodzone w lesie też przechodzą szkolenie, nie mają wrodzonych umiejętności. Aktualnie szkoli się tylko jeden uczeń : Jastrzębia łapa, puki co goją mu się rany pa bitwie, jednak nie długo wraca do legowiska i obowiązków ucznia, nie jest ich wiele, ale również zostaną ci przedstawione. Ty masz 8 księżyców? On 10, dogadacie się.
Kotka przytaknęła. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi.
- Mogę mianować cię uczniem chociażby teraz. Nazywasz się Rose co po ,, jakiemuśtam" Znaczy róża, prawda? Zostaniesz więc... Różaną łapą. Oprowadzicie ją po obozie? - zwrócić się do wojowników którzy jednocześnie przytaknęli.
- No...to chodź. - mruknął Pręga.
Cztery koty wyszły z legowiska przywódcy i ruszyły, by przedstawić Białej uzdrowicielki.
- Hej, jestem Rose. - przywitała się z Jastrzębią łapą, Aloesową mgłą i Konwaliową łzą. - I będę nowym uczniem klanu zachodu.
- Ja też, jestem na razie jedynym uczniem, nazywam się Jastrzębia łapa. - szepnął.
- A ja będę nosić imię...Różanej łapy. - powiedziała nieśmiało kotka.
- Bardzo ładnie. - Uczeń unikał jej spojrzenia.
- Fajne tu, tak jak sobie wyobrażałam? - zapytała.
- To..., znaczy tak, jest spoko, chociaż ja nie myślałem nigdy, że mogłoby być inaczej... - odpowiedział kocur.
- A możesz, no, poszedł byś z nami? - kotka odwróciła wzrok.
Jastrzębia łapa spojrzał na medyczki błagalnym wzrokiem.
- Tak, ale nie wychyl mi przypadkiem ani wąsa poza obóz. - Konwaliowa łza zamruczał a z rozbawieniem, na co uczeń wywrócił oczami i wstał z posłania.
W powiększonym składzie koty opuściły legowisko medyczki (medyczek) i poszły w kierunku starszyzny.
- Co tam młodzieży? - powitał ich dziarsko jak zazwyczaj Kawowy wąs.
Bursztynowa pręga skinął mu na powitanie.
- Oprowadzamy po obozie nowego rekruta. - odpowiedział.
Do legowiska wkroczyła biała.
- A więc to tak śmierdzi! - niezbyt grzecznie zauważyła Kakaowe oko. - Bez urazy słonko, na pewno niedługo zaczniesz pachnieć Thiarem i lasem, ale puki co czuć od ciebie dwunożnymi. - usprawiedliwiała się kocica.
- Nic się nie stało. - zimno odpowiedział Jastrzębia łapa.
- Nazywam się Rose. - powiedziała kotka.
- Al...
- Tak, wiem, że muszę zmienić imię, bo to jest nie zgodne z kanonem imion! - Biała troszeczkę się zagalopowała. - Przepraszam - szepnęła.
- Nic się nie stało, słoneczko. - Kocica machnęła ogonem na ,,nieważne" - A może opowiesz nam o sobię coś więcej...Rose?
- Zmywamy się... - Pręga usłyszał przy uchu głos Otchłani.
- ...reślenia są dziwnę, nauczyłam si... - kotka opowiadała o sobie starszym, a Jastrzębia łapa i Złote futro przysłuchiwali się.
Para po cichu wycofała się z legowiska. Szli w kierunku żłobka zobaczyć co nowego.
Gdy weszli Borówka Jagoda i Porzeczka próbowały walczyć. Obok nich rozmawiały Szare ucho i Makowy płatek. Pręga stanął w wejściu, a Otchłań wyminęła go i siadła obok Kocic.
- Makowy płatek! Będziesz miała małe!? - przywitała się.
- Taaaak...a co ty tutaj robisz?
- Ja...eee...sprawdzam jak mi się będzie tu mieszkać.
- Ty też?
- Tia... Z kim jesteś? Bo ja...no z Pręgą.
- Z Ciepłym płomieniem, jest naprawdę słodki...
- Niech wszystkie koty, dość duże aby samodzielnie polować, zbiorą się pod wielkim głazem na zebranie klanu! - rozległej się głos przywódcy.
Koty zaczęły zbierać się w okół głazu. Gdy wszyscy byli już na miejscu, Burzowa gwiazda omiótł swój Klan wzrokiem jakby podziwiał wszystkie koty Thiar i jednocześnie spraw dał czy wszyscy są.
- Rose, dołączyłaś do naszego klanu w wieku 8księżycy. Dziś zaczniesz swój trening. Rose, od dziś, aż do czasu gdy zdobędziesz imię wojownika, będziesz nazywać się Różaną łapą. Twoim mentorem będzie Bursztynowa pręga. - powiedział przywódca po czym zwrócić głowę w kierunku wojownika. - Bursztynowa pręgo, możesz przyjąć ucznia. Zostaniesz mentorem Różanej łapy okazałeś się wojownikiem bystrym i silnym. Na pewno przekażesz temu młodemu uczniowi siłą swoją i bystrość. - zakończył Burzowa gwiazda.
Pręga zgodnie z tradycją podszedł do Różanej łapy i dotknął nosem jej nosa.
,,Czemu to ja zostałem wybrany...?, Burzowa gwiazda chce zmienić mnie...? " Pomyślał kot.
Thiar zaczął gratulować uczennicy. Jako ostatni nieśmiało podszedł Jastrzębia łapa.
- Ładne imię, pasuje ci. - mruknął.
- Dzięki, mnie również się podoba. - Wymamrotała kotka. - Pokażesz mi gdzie jest legowisko uczniów i gdzie mogłabym...wy śpicie?
- Tak...i tak, chodź. - Koty oddaliły się w kierunku wyznaczonego im legowiska.
- Będzie z nich ładna para. - zauważyła Otchłań.
- Co!? - zdziwił się kocur lekko zbity z tropu.
- Jak to co?, nie widzisz tego? - zapytała kotka.
- Ale co?, że tak na siebie patrzą? - zawahał się.
- Eh, czy mi się wydaje, czy ty też tak miałeś?
- Nie wiem o czym mówisz...
- Pfff...będziesz dobrym mentorem...
- A skąd ci to przyszło do głowy!?
- A nic, tak sobie myślę.
- To nie myśl...wiesz co?, chyba znowu chce mi się spać, pomyśl tylko, co ze mnie za kot, idę spać o północy, wstaje o południu, a o zachodzie znów jestem zmęczony...
- Nie prawda, jesteś idealny, to był męczący dzień...
- Może...może masz rację. - ziewnął kocur. - do zobaczenia w legowisku.
- Do zobaczenia...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńtak ode mnie, 1. koty nie wiedzą ile to miesiąc więc mówią księżyc (jednak to była samotniczka i nie będę się tak czepiać), 2. Kawowy Wąs to nie tyle złe co niepoprawne, koty nie wiedzą co to kawa. Może być kawcza/y (i jego odmiany) bo to ptak jednak wtedy imię nie ma sensu (w takim przypadku imieniem kociaka była by kawka) . 3. Kakaowe oko też nie brzmi za dobrze, bo koty nie wiedzą co to (może pieszczochy by wiedziały jednak to są koty z lasu)
OdpowiedzUsuńWciągające opowiadanie
OdpowiedzUsuńDziękuję Bursztynowa Pręgo
Rośniesz na mądrego i mężnego kota