Well you look like yourself
But you're somebody else
Narracja pierwszoosobowa
Nie mogłem uwierzyć w to co się stało. Wiedziałem do czego zdolny jest mój kochany brat, ale to co zrobił razem ze swoją bandą nie mieściło mi się w głowie.
- Jesteś z siebie dumny? Nie rozumiem jak można być tak okrutnym i zarozumiałym - syknąłem widząc nieporuszoną minę Matthewa
- Nieistnieje zło czy dobro, są jedynie potęga i władza, i osoby, które jeszcze do niej nie dojrzały - odpowiedział z kpiną w głosie lustrując mnie wzrokiem
- Wydaje mi się, że mamy odmienne zdanie na ten temat - powiedziałam, szykując się do odejścia
- Gdzie idziesz?
- Do April. Ciekawi mnie co ona ma na ten temat do powiedzenia - w ten sposób chciałem nieco przestraszyć kocura, jednak ten zamiast tego chytrze się uśmiechnął, co wcale mi się nie podobało. Miałem coraz gorsze przeczucia.
- Ona już niedługo nie będzie miała nic do mówienia - odparł ze śmiechem Matthew.
Nie wiedziałem jak potraktować te słowa, z jednej strony mój brat mógł jedynie próbować mnie spłoszyć, jednak co jeśli to rzeczywiście była groźba? Nie chciałem tego wiedzieć, tak samo jak wielu innych rzeczy. Zamiast dociekać prawdy pobiegłem do wcześniej wspomnianej kotki.
- Jasne uciekaj! Jeszcze przyjdzie taki dzień, w którym przejrzysz na oczu! - krzyknął za mną zdenerwowany kocur.
-•-
Przywódczynie znalazłem w jej legowisku. Chodziła niespokojnie po całym pomieszczeniu, co oznaczało, że jest czymś bardzo zaniepokojona, już wkrótce miałem się dowiedzieć o co dokładnie chodziło. Bursztynowooka szylkretowa kocica widząc mnie stanęła w miejscu agresywnie mi się przyglądając
- Wszystko w porządku? - zapytałem nie mogąc znaleźć odpowiednich słów, które wyraziłyby wszystko co chciałem jej powiedzieć
- A jak myślisz?! - wrzasnęła - Nie mogę zapanować nad własnym klanem, nie mówiąc już o relacjach między pozostałymi. Thiar i Guardia zapewne rozważają wypowiedzenie nam wojny, a Daksina i Ekialdea zapewne staną po ich stronie. Pomijając to wszystko ja... boję się, cholernie się boję! - mówiła szybko łamiącym się głosem April.
Jeszcze nigdy nie widziałem jej w takim stanie, była przerażona. Zapewne mój brat nie żałował jej gróźb. Nie chciałem tego wyznać, jednak sam zacząłem się o nią bać, nie tylko ze względu na NIEGO, ale też przez jej zdrowie psychiczne, kto wie co kotka mogła sobie zrobić.
- Przepraszam cię Kalypso, ale chciałabym pobyć sama - powiedziała po chwili widząc, że nie doczeka się ode mnie żadnej innej odpowiedzi poza smutnym spojrzeniem.
- Jasne już idę - odpowiedziałem i jak sobie życzyła pozostawiłem ją samą, czego już nigdy sobie nie wybaczę. Nie myślałem o konsekwencjach tego co robię, ale teraz myśląc o tym widzę jak bardzo głupi byłem postępując w ten sposób.
następnego dnia
Stałem obok Matthewa wlepiając wzrok w martwe ciało przywódczyni. Na jej ciele nie mogłam dojrzeć żadnej rany zadanej przez pazury kota, ani jakiejś innej istoty, jednak nie umiałem dopuścić tego do myśli.
- C-co jej zrobiłeś?! - krzyknąłem na brata
- Ile razy mam Ci jeszcze powtarzać, że nic? Myśl sobie o mnie co chcesz, ale nie zrobiłbym czegoś takiego! - odkrzykął mi kocur. Mimo pewności w głosie, którym wypowiedział te słowa nie mogłem mu uwierzyć - Gilbert widział jak próbowała się utopić, jednak był za daleko by ją powstrzymać. Sam możesz go o to spytać
- To prawda? - syknąłem teraz w stronę szarego kocura, który nie da się ukryć wyglądał strasznie. Przez pewien czas nie mógł dojść do słowa, więc postanowiłam odpowiedzieć mi potwierdzającym gestem.
Nie pamiętam czasów w których moja wiara była poddawana na takie próby. Nie wiedziałem komu ufać, a komu nie, kto mówi prawdę, a kto zwyczajnie łże! Życie tutaj zawsze było ciężkie, jednak teraz wszystko nabrało innych barw. Nic nie było już wiadome.
-•-
- Powinniśmy ją pochować - powiedziałem gdy już sytuacja się trochę uspokoiła
- Wiem, udało mi się nawet znaleźć idealne do tego miejsce - odpowiedział mi idący obok mnie szaro - brązowy kot, po czym widząc moją zaciekawioną minę dodał - Kojarzysz psy dwunożnych, który raz na jakiś czas się tu zapuszczają?
Niektóre z nich czasem kopią dziury by coś zakopać, to strasznie głupie stworzenia, jednak w tym wypadku na coś się przydadzą
- Rzeczywiście... Nie pomyślałem o tym
- No cóż jako zastępca będziesz musiał zwracać uwagę na wiele rzeczy - powiedział tajemniczo Matthew
Zaraz, że co?! Kompletnie nie rozumiałem o czym na klan Gwiazd on plecie
- Zastę- czym? Chyba coś Ci się pomyliło - odparłem na co mój brat uśmiechnął się w ten swój przerażający sposób. Nie miałem pojęcia kiedy był bardziej straszny, gdy się wściekał, czy gdy śmiał. Pojęcie faktu, że dwa tak odmienne uczucia względem tego kocura mogą wywołać u mnie jednakową reakcję również było dla mnie niejasne.
- Już śpieszę z wyjaśnieniami. Wkrótce będzie trzeba wybrać nowego przywódcę, chyba nie sądzisz, że te półgłówki wybiorą kogokolwiek innego niż mnie. Gdy już będę władcą uczynię cię moim zastępcą, czy to nie cudowne? Stworzymy nową strukturę władzy, jak prawdziwi bracia, pomyśl tylko o tym Kalypso!
Dobrze wiedziałem, że nikt nie odważy się mu postawić, ale nie sądziłem, że na swojego zastępcę może wybrać mnie.
- Czy ty przypadkiem jeszcze wczoraj nie mówiłeś, że do tego "nie dorosłem"?
- Wcale nie mówiłem o tobie. Jeszcze dzisiaj odbędą się wybory na przywódcę bądź przygotowany - odparł po czym odszedł zostawiając mnie w kompletnej rozsypce.
- A i pamiętaj, nawet nie próbuj się sprzeciwiać. Jesteś w końcu moim bratem, czy chcesz, czy nie płynie w nas ta sama krew - dodał, na co się wzburzyłem. NIE JESTEM TAKI JAK ON
- Nie waż się tak mówić - wysyczałem - Nie wiem po kim masz taki charakter, ale wiedz, że ja go nie odziedziczyłem
- Doprawdy ciekawe - rzucił jedynie wyraźnie usatysfakcjonowany i poszedł w swoją stronę...
-•-
Po krótkim pogrzebie jak przewidział Matt wszyscy wraz ze mną zebrali się przy dawnym miejscu zgromadzeń żywo ze sobą rozmawiając, a przynajmniej do chwili
- Dobre dla nas wszystkich byłoby zakończenie tych durnych wyborów jak najszybciej, dlatego chciałbym by wszyscy, którzy uważają się za odpowiednich do roli przywódcy się zgłosili - powiedział szaro - brązowy kocur. Ku jego radości nikt się nie odzywał, wszyscy milczeli ślepo się w niego wpatrując.
- Dobrze... W takim razie JA sobie na to pozwolę - krzyknął wystarczająco głośno, aby wszyscy go usłyszeli, jednocześnie energicznie wskakując na głaz służący do przemówień lidera - Nie potrzeba nam jednak nieużytecznego władcy, a silnego psychicznie dowódcy, który w końcu doprowadzi Bezgwiezdnych do władzy! I ja przyrzekam to zrobić, jednak zanim obwieszczę wam moje reguły chciałbym jeszcze jak wymagają zasady wybrać swojego zastępcę, Kalypso?
Przez cały dzień obawiałem się tego momentu i w końcu nadszedł! Czułem się sparaliżowany, nie mogłem nic zrobić, chciałem się postawić, ale wiedziałem, że przez to mogę skazać moich przyjaciół na niebezpieczeństwo. Zacząłem powoli iść w kierunku brata. Czując wzrok współtowarzyszy niechętnie zamknąłem oczy. Nie chciałem ich widzieć, wystarczyły mi szepty, które dochodziły do moich uszu
"Wydawał się takim dobrym kotem!" - mówiły starsze koty
"Jak mogliśmy mu ufać?" - pytali się nawzajem wojownicy
Niektórzy okazywali swoje niezadowolenie po kryjomu, ale znaleźli się również tacy, którzy nie kryli się ze swoimi uczuciami
- ZDRAJCA! JESTEŚCIE SIEBIE WARCI! - Zawołaj jeden, bursztynowooki kocur o czarnej sierści. Czułem się okropnie, nie sądziłem, że wystarczy jeden dzień, by zniszczyć wszystko na co przez całe życie pracowałem.
- Uprzedzam, KAŻDY kto zdecyduje się przeciwstawić władzy zostanie wygnany - powiedział spokojnie nasz nowy dowódca, wywołując tym nie małe poruszenie, już nikt nic nie powiedział.
Matki chowały swoje pociechy, uczniowie wydawali się przerażeni i widząc, że idę w ich kierunku znacznie się odsuwali, a ja nie mogłem nic na to poradzić.
- Od dzisiaj nastanie nowa era. To NASZ czas - odparł Matthew, gdy już stanąłem obok niego. Tak nastał czas.
Czas, w którym sprzedałem duszę za wolność.
1917 słów • Kalypso zyskuje 19 pkt.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz