Od Płomiennego Pióra CD Liliowy Sierp

 

Narracja pierwszoosobowa 

Od kilkunastu dni nie mogłam zasnąć. Moja nowa towarzyszka okazała się totalną porażką. Jak to możliwe, że ten cholerny pieszczoch nie potrafi nawet polować?
Byłam niewyspana i zirytowana, czego nie można, było powiedzieć o Charlotte, która wręcz raziła energią i optymizmem, czym jeszcze bardziej mnie przytłaczała.
- Ofiara nie może cię zobaczyć! - krzyknęłam, gdy po raz setny długowłosa zaprzepaściła okazję do złapania zdobyczy.
Plusem był fakt, że odkąd Liliowy Sierp została moją uczennicą, miałam dużo więcej wolnego czasu. Zastępca przywódcy z reguły obarczany jest wieloma zadaniami, za to rola mentora kończyła się na parugodzinnym treningu, który mimo wszystko był znacznie przyjemniejszy. W końcu straciwszy całkowitą cierpliwość, wstałam i podeszłam do leżącej plackiem na ziemi, zmaltretowanej kotki.
- Musisz bardziej się przyłożyć — powiedziałam, kładąc się koło Liliowego Sierpa.
- Ja naprawdę się staram, nie wiem, dlaczego nic mi nie wychodzi.
- Ćśś! Skup się i wysuń pazury — wyszeptałam jej do ucha, na co samica od razu zareagowała — ważne jest, aby prawidłowo określić odległość od zwierzyny i dobrze wykonać pierwszy, decydujący cios.
Ukryte w wysokim, wręcz idealnym do spożytkowania na kryjówkę podczas polowania krzewie, obserwowałyśmy poruszające się przed nami źdźbła traw. Gdy gryzoń zbliżył się do nas na odległość mniej więcej długość skoku zająca, postanowiłam wyskoczyć z ukrycia i pokazać turkusowookiej jak się poluje, ta natomiast wyraźnie tego nie pojmując sama, uczyniła to samo przez co, zderzyłyśmy się ze sobą, a apetycznie wyglądająca mysz polna uciekła...
Z trudem powstrzymałam się od komentarza na temat tego zdarzenia, obrzucając jedynie otrzepującą się z ziemi kotkę sceptycznym spojrzeniem.
- No co? - zapytała Liliowy Sierp, sprawiając wrażenie jakby nic specjalnego się nie, stało... chociaż kto wie, może u niej było to na porządku dziennym?

-•-

Nie miałyśmy wiele okazji do przećwiczenia umiejętności pieszczoszki, ponieważ o tej porze patrol łowiecki wyłapał już część żyjących tu w miarę jadalnych stworzeń. Pomimo tego, gdy już traciłam nadzieję, Charlotte w końcu udało się złapać nornicę, małą, niezgrabną i zapewne osłabioną, ale zawsze to coś. Postanowiłam tym akcentem zakończyć polowanie, jeśli w ogóle można to tak nazwać i zająć się czymś innym. Każdy członek klanu powinien wiedzieć gdzie, kończą się granice, nawet jeśli dawniej tutaj nie żył. Jak można się domyślić, zabrałam kotkę na spacer dookoła terytorium klanu wschodu, tłumacząc jak, można rozpoznać różnicę między granicami północy, południa i zachodu, jak i tamtejszymi kotami, co z resztą mogła zobaczyć w praktyce, gdyż udało nam się po drodze zauważyć szereg wojowników Thiara idących w stronę swojego miejsca zgromadzeń, zapewne by kogoś mianować. Nasze stosunki z klanem zachodu były uznawane za neutralne, jednak nasza pomoc Gauerdii w wojnie z owym klanem przyczyniła się do widocznego osłabienia relacji, którego jednak zachodnie koty nie okazywały tak srogo, jak w przypadku klanu północy. W zasadzie mogłabym stwierdzić, że jesteśmy pod tym względem w niebezpieczeństwie, ale obserwując gesty, spojrzenia, a nawet ton głosu społeczności mieszkańców lasu i rzek w rozmowie między sobą, można by pokusić się o stwierdzenie, że nasza wspólna relacja jest wręcz przyjazna.
Nasza rozmowa przeniosła się na historię, fakty, które jej dotyczą były od lat przekazywane młodszym pokoleniom. Nie możemy z pewnością stwierdzić, że było tak, a nie inaczej, ale nikt nie miał zamiaru się nad tym zastanawiać. Im dłużej mówiłam, tym bardziej na pysku Liliowego Sierpa, dało się zauważyć wyraźne poruszenie.
- To wszystko chyba nie było zbyt ciekawe.
- Zależy jak na to spojrzeć, na brak rozrywki w tamtym czasie na pewno nikt nie narzekał.
- Jestem tu od niedawna, ale dziwnie czuje się, wiedząc, że mogłam spędzić całe życie nie, mając pojęcia o tym miejscu i poświęceniach, jakich musieli dokonać inne koty by ono, powstało — powiedziała, poważnie moja towarzyszka.
Zdziwiło mnie to nieco, bo wydawała się dość nieporadną, a wręcz dziecinną postacią, co jednak nadawało głębszego znaczenia jej słowom, widać było, że naprawdę jej zależało.
- Rany! Los jest naprawdę nieobliczalny.
- My preferujemy określenie "klan gwiazd", ale muszę się z tobą zgodzić.
- Klan Gwiazd?
- To miejsce, do którego po śmierci trafiają koty przestrzegające panujących w klanie zasad. Można to nazwać religią, wierzymy, że obywatele klanu gwiazd w zależności od czynów zsyłają błogosławieństwa, jak i kary. Każdy nowy władca podczas ceremonii mianowania otrzymuje od nich 7 żyć, jest to też zarazem test wytrwałości, podobno otrzymywanie ich bardzo boli i nie każdy to przechodzi... - w tym momencie przerwałam moją wypowiedź. Wiedziałam, że jeśli dożyję do momentu śmierci Jarzębinowej Gwiazdy sama, będę, musiała przez to przejść, nie chciałam na chwilę obecną zaprzątać sobie tym głowy, więc wolałam omijać ten temat szerokim łukiem.
- Brzmisz bardzo pewnie, jednak to wszystko wydaje mi się nieco nierealne.
- Jeśli głębiej się nad tym zastanowisz, możesz zmienić zdanie, ale ta rozmowa nie była raczej tym po co, wzięłam cię ze sobą — odpowiedziałam Liliowemu Sierpowi tym samym, kończąc rozmowę, nie dając nawet mojej rozmówczyni nic w tej sprawie dodać.

Byłyśmy w drodze do obozu, gdy nagle spod moich łap osunęła się ziemia. Nie mając czasu na żadną reakcję, zaczęłam spadać w ciemny dół. Ostatnią rzeczą, którą zapamiętałam przed uderzeniem w twarde podłoże, była przerażona Charlotte stojąca nad krawędzią pułapki.

<Szarlotko?

818 słów • Płomienne Pióro otrzymuje 8 pkt.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz