Narracja pierwszoosobowa
Lovely
Wczoraj nie miałem treningu z James'em. Chodziłem z Ash'em wokół obozu, powiedział, że jeśli przekroczę granice które mi pokazał srogo tego pożałuje. Co mnie to obchodzi...?
Wczorajszy dzień minął mi szybko, teren który bezgwiezdni wyznaczyli sobie jako obóz i za razem mi jako więzienie nie był tak mały ani przytulny jak nasz. Wydawało mi się, że Krucza wogóle nie zamierza współpracować, chce tu zostać, bo samej nie uda się jej uciec, chyba, że pomoże jej ktoś inny... Kalypso. Na swój sposób jest zdrajcą, choć ja też nie byłbym lojalny wobec takiego klanu...
Jest strasznie wybiurczy, lubi Kruczą i chce jej pomóc, a ja nic go nie obchodzę, jakie to niesprawiedliwe... Ale ja się stąd wydostanę, nie ma innej opcji.
Dziś od rana byłem na nogach. Kalypso i jeszcze jakaś inna kotka przyszli zająć się Raven, a Ash wyprowadził mnie z lepianki i poprowadził przez obóz. Kiedy szedłem za nim, zacząłem rozglądać się po tubylcach, których wczoraj miałem lub nie miałem szczęścia spotkać.
Spojrzałem w lewo i napotkałem spojrzenie szylkretowej kotki.
- Popatrzył na mnie! Popatrzył na mnie! - pisnęła.
Zmieszany postanowiłem sprawdzić stan moich łap.
Czułem na sobię spojrzenie wielu bezgwiezdnych samic i szepty.
- Ale przystojny!
- Spojrzał na mnie!
- Nie macie u niego szans!
- Wczoraj mi się oświadczył! - jedna przesadziła.
- Co!? Nie ujdzie ci to na sucho!
Kotki chyba rzuciły się na siebie, ale w każdym razie ja tego nie zauważyłem, Szedłem z Ash'em do legowiska na skraju obozu. Czy ja naprawdę jestem aż tak przystojny?
- Masz szczęście. - mruknął.
- Co!? - zdziwiłem się.
- To Snowi, jest naprawdę śliczna, a ty jej się podobasz.
- Też mi coś, Snowi, ja już mam partnerkę. - Miałem na myśli Otchłań, ale znałem kotkę, która podobała mi się bardziej, pomimo, że do Morskiej była bardzo podobna zarówno z wyglądu, jak i z charakteru...
Skarciłem się w myślach, to bezsens, nie mam u niej szans, nienawidzi mnie, poza tym, jestem na straconej pozycji przez mój Klan... Mam Otchłań, jest cudowna...
Porzuciłem rozmyślania na temat spraw sercowych i zająłem się rzeczywistością.
Legowisko do którego weszliśmy również było podobne do lepianki. Siedział w nim James i wyraźnie na mnie czekał.
- Cześć! - zerwał się na równe łapy. - Ash powiedział, że mogę ci zadać kilka pytań!
Przez chwilę chciałem rzucić się na kocura jednak opanowałem wściekłość.
Tu był mały kociak i czym sobię zawinił, żeby oglądać takie sceny...?
Pomimo wielu nie zabliźnionych ran, nikt nie zajmował się mną tak jak Kruczą, dlatego nauczyłem się sam sobie z tym radzić. Zacząłem nie zwracać uwagi na ból, według kodeksu wojownika, powinienem bronić mój Klan do ostatniej kropli krwi. A szkolenie ich uczniów i przekazywanie im informacji mogą bardzo źle wpłynąć na Thiar. Ambicje mam po ojcu. Moja matka jest potomkinią pieszczocha, ale o ironio, sławnego. Nazywał się Ognista Gwiazda. Jestem również dalekim potomkiem Thiara, w tym rodzie było już kilka przywódców w śród nich on sam, Ciemna Gwiazda, Błękitna Gwiazda, i jeszcze kilka innych. Większość kotów które nie były przywódcami, ani medykami zostawało zastępcami, lub po prostu wiodło szczęśliwe życie rodzinne.
Jednak wracając do tematu, miałem po prostu potencjał i ogrom dobrych cech.
- Jeśli odpowiesz zgodnie z prawdą, powiem ci coś o nas. - szepnął Ash.
Spojrzałem na niego i przytaknąłem, ale wiedziałem, że nie zamierzam zdradzać sekretów Klanu Zachodu.
- Hunter...? - mały wyrwał mnie z zamyślenia. Odwróciłem się w jego stronę i spojrzałem nieprzytomnym wzrokiem. - Mogę zadać ci kilka pytań?
- Jasne.
- W jakim mieszkałeś Klanie?
- W Klanie zachodu. - uśmiechnąłem się miło.
- A... ci wojownicy z tego klanu, w czym są dobrzy?
- Świetnie walczą, nie mamy sobie równych, ale jesteśmy też bardzo dobrzy w polowaniu. - nie była to do końca prawda, bo w polowaniu nie mieli sobie równych, a w walce byli bardzo dobrzy, ale ja świetnie walcze, więc mogę łatwo wmówić brązowemu, że wszyscy wojownicy Thiaru potrafią to genialnie.
- No to, Jak ma się twój przywódca?
- Dobrze, w walce nie odniósł dużych obrażeń, a teraz jest już całkiem zdrowy. - nie dość, że moich ust bez problemu wypełzły kolejne kłamstwa, dobrze wiedziałem, że to wcale nie pytania tego kociaka, tylko przygotowane przez wojowników.
- Aaa, jak to się stało, że tu jesteś? - nieśmiało zapytał kociak, a Ash rzucił mi przerażone spojrzenie. To już nie było ich pytanie, to było szczere pytanie Jamesa, który z okazji wypytywania mnie, chciał też dowiedzieć się czegoś co go obchodziło. Nie zamierzałem pójść Bezgwiezdnymi na rękę. Niech ten kociak pozna prawdę, nie będę bardzo zagłębiać się w szczegóły, by go nie wystraszyć ani do siebie nie zrazić, jednak nie zamierzałem przemilczeć tej kwestii czy skłamać.
- Zostałem porwany by cię uczyć. - uniosłem brwi.
Kociak zmierzył mnie kilka razy podejrzliwym wzrokiem, a potem przerzucił się na Ash'a.
- Co to ma znaczyć? - spytał jakby był jego przywódcą, albo chociaż mentorem.
- Otóż to, Hunter i Raven, nie pochodzą stąd, dlatego byście mogli ich poznać, musieliśmy ich zwinąć. A teraz zmykaj, braciszku.
Kociak wybiegł z legowiska z radosną miną, nie zrobiło to na nim zbyt dużego wrażenia, za łagodnie to ująłem, mogłem opisać mu, jak jego starszy brat skacze na mnie i zbija mnie z łap, jak mnie rani... A ja jego, jestem dumny z tej zemsty...
- Dlaczego to powiedziałeś!? - naskoczył na mnie brązowy.
- Zrobiłem to, co uważałem za słuszne. - powiedziałem spokojnie.
- I to uważałeś za słuszne!?
- Tak, powiedziałeś, że jeśli będę odpowiadał zgodnie z prawdą, powiesz mi coś o was, więc stwierdziłem, że lepiej mu to powiedzieć, byś nie miał się czego doczepić, a więc słucham. - ułożyłem się na ziemi i podwinąłem pod siebię tylne łapy, wiedziałem, że wyprowadzam Ash'a z równowagi i cieszyło mnie to.
Kocur powoli zaczął się uspokajać.
- Masz cztery pytania, tyle ile zadał James.
- Jasne. - mruknąłem. - A więc po pierwsze, czy jesteś wtajemniczony w plany swojego przywódcy?
- Nie, Matthew, nie ufa zbyt wielu w takim stopniu, aby zdradzać szczegóły swoich planów.
- Czy zamierzacie porywać następnych wojowników?
- Raczej jeśli twoja uczennica wytropiła cię i przekazała wszystkim co widziała i słyszała, nie będzie to proste, z tego co wiem na razie robimy sobię z tym przerwę. - Wiedział? Chociaż szczerze mówiąc, nie przyglądałem się czy ktoś widzi Rose, lub słyszy jak do niej krzyczę, byłem cały we krwi, najobrzydliwsze jest to, że nie tylko swojej, desperacko szukałem deski ratunku, pewny swojej śmierci. Klan gwiazdy jest nieobliczalny, żyje i moja rola jest inna, niż kiedykolwiek bym się spodziewał.
- Nikt się nie sprzeciwia temu całemu Matthew'owi?
- Są i tacy, ale jest również kilku, którzy trzymają jego stronę i nikt nie postawi im się otwarcie.
- I czwarte... Czemu z tąd nie uciekniesz?
- Że co!? Jak to!?
- Nooo, odniosłem wrażenie, że nie za bardzo ci się tu podoba, no i nie zgadzasz się ze swoim przywódcą, mógłbyś zostać samotnikiem.
- To nie takie proste, jak myślisz. Potrzebuje społeczności, by zaistnieć, sam nie dał bym sobie rady.
- Eee, może znajdź sobie inny Klan...?
- Nie jestem tak tępy jak myślisz, dobrze wiem, że chcesz zwiać razem ze mną do domu.
- Eureka. - zauważyłem i wyszedłem z lepianki, nie zwracając uwagi na to, że miałem się go pilnować.
Poszedł za mną by dalej grać wzorowego strażnika, ale szybko zapatrzył się na Snowi, która z koleji gapiła się na mnie, ja chce już do Kruczej! Niby nienawidzi mnie, ale jest tu jedynym osobą, której ufam, czego nie mogę powiedzieć o niej, jak nie zaufamy sobie, to zaufamy tym, od których zamierzamy się uwolnić! Bez sensu.
Z totalnie ignorujoncym mnie Ash'em wszedłem do lepianki, Krucza jak by na mnie czekała, podniosła się z legowiska. Zamieniła kilka słów z brązowym na temat gojących się ran. Chyba się zamyśliłem, bo po chwili samiec wyszedł, a ja napotkałem kpiące spojrzenie Raven. Przez chwilę, miałem wrażenie, że zamieni się w Otchłań i przemówi jej pięknym głosem, ale to tylko złudzenie.
- Jak minął dzień kociaku? - wymusiła się na lekko towarzyski uśmiech.
Spojrzałem na nią krzywo i nic nie powiedziałem, jednak po chwili przypomniałem sobię, że musi choć trochę mi zaufać.
- Byłem u Jamesa i zadawał mi pytania, które kazali mu powiedzieć.
- I ja tak miałam - powiedziała obojętnie. - a co z tymi kotkami?
- A, tamtymi...no wiesz, bezgwiezdni, po nich można spodziewać się wszystkiego - próbowałem wybrnąć z sytuacji. - widziałaś tą akcje?
- Tia... - Krucza wywróciła oczami. - A jak tam jest?
- Że na zewnątrz? - Raven przytaknęła. - hmmm... Mają duży obóz, przynajmniej Thiar nie ma aż tak dużego, i to nie jedyna "lepianka".
Ułożyłem się na ziemi i podwinąłem łapy pod siebie. Nie miałem najmniejszej ochoty się stąd ruszać. Przez chwilę poczułem się jak bezbronny kociak, chciałem wtulić się w ciepły bok Miętowego Kwiatu - mojej matki, i zasnąć, jednak ledwo zdążyłem pomyśleć jakie to nie przyjemne uczucie i jaki jestem bez radny na tle zaistniałych wydarzeń, wróciłem na ziemię i na szczęście w porę zauważyłem, że do oka wpadło mi trochę piasku, szybko za mrugałem kilka razy.
Było dopiero popołudnie, ale resztę dnia miałem spędzić w norze. Ash przyniósł nam coś do jedzenia, jako, że byliśmy im potrzebni, a przynajmniej ja od porwania jeszcze nic nie jadłem. Postarałem się zasnąć, co zdało się na marne. Spojrzałem na Kruczą, która leżała zamyślona.
- Nie martw się. - mruknąłem. Przysunąłem się do niej i wtuliłem w jej sierść. Kotka uniosła wysoko brwi ale nic nie powiedziała. Przez chwilę próbowała odepchnąć mnie jednak nie pozwalały jej na to rany, przez które każdy ruch sprawiał jaj ból.
W końcu uspokoiła się i tylko leżała z miną ,,spadaj debilu".
Eh! Czemu ona musi być moim wrogiem!? Bezsens!
Wstałem i pod jej czujnym wzrokiem obeszłem lepiankę.
- Nie przejmuj się, też cię nienawidzę. - powiedziałem z ironiczną miną, po czym ułożyłem się w najdalszym koncie legowiska, zarazem moim ulubionym.
- Matthew chce cię widzieć - Kalypso wszedł do lepianki i spojrzał na mnie ukrywając zaniepokojenie.
- Aha. - Uniosłem brwi i czujnie przyjrzałem się przybyszowi nie zamierzając wstawać.
- Podobno dużo powiedziałeś Ash'owi i łatwo wyciągnie z ciebie więcej... Ale tak na serio to ty chyba kłamałeś i dalej zamierzasz to robić? - kontynuował.
Przytaknąłem nieznacznie i razem z Kalypso wyszłem z lepianki.
Ja to mam pecha, a powinienem być przy Otchłani, ciężko się przyznać, ale momentami o niej zapominałem...ciekawe czy Klan zachodu nadal pamięta o mnie...
<Kalypso? Krucza Mgło?>
1654 słowa • Bursztynowa Pręga zyskuje 16 pkt.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz