Od Liliowego Sierpa CD Płomienne Pióro


Narracja pierwszoosobowa
*czas - dzień zebrania*

Dobry przyjaciel to ten, który wskoczy za Tobą do wody nawet jeśli nie umie pływać

Przeklinałam w duchu opatrzność lub jak kto woli "Klan Gwiazdy" za to co się stało. Czy naprawdę coś takiego musiało wydarzyć się mi? Płomienne Pióro miała tyle okazji do wpadnięcia sobie w jakąkolwiek tylko dziurę chciała, a wybrała akurat tą! Chociaż biorąc pod uwagę fakt, że ostatni czasy spędzamy ze sobą praktycznie cały dzień szansa na podobny wypadek, w którym moja skromna osoba nie brałaby udziału wydała mi się raczej znikoma - odetchnęłam głęboko próbując stłumić niepokój
- Żyjesz? - zapytałam chociaż wiedziałam, że gdyby kocica była przytomna zaczęłaby mówić mi co powinnam zrobić. Ewentualnie wydarłaby się na mnie o to jaką nieporadną sierotą jestem, to nie tak, że się z tym niezgadzam jednak mam wrażenie, że zielonooka czasami przesadza. Chyba nie może być ze mną tak źle, prawda?
Jeszcze przez parę sekund czekałam z gasnącą nadzieją na odzew po czym postanowiłam wziąść sprawy w swoje łapy.
Co zrobiłam? Nie znałam dobrze terytorium klanu, więc do głowy mi nie przyszło próbować zawrócić i powiadomić kogoś o tym zdarzeniu. W tamtej sytuacji wydawało mi się, że była to jedyne sensowne wyjście z sytuacji co oczywiście prawdą nie było. Genialna ja nie zważając na ryzyko wskoczyłam do tej przeklętej dziury nie wiedząc jak jest głęboka i co lub kogo napotkam na dole. Podobno najgłupsze pomysły przychodzą do nas pod presją, przypomniawszy, a raczej wymyśliwszy sobie to powiedzenia dla własnej wygody stwierdziłam, że będę się go trzymać.
Dół nie był bardzo głęboki, a mój "bohaterski skok" zakończył się jedynie kilkoma zadrapaniami. Mimo wszystko bardzo mnie to zaniepokoiło, rudowłosa rzecz jasna nie spadła na cztery łapy, a skoro zemdlała co uznałam (nie chcąc myśleć o niczym innym...) za jedyną możliwą opcję musiała poważnie się pokaleczyć.
Tunel, w którym się znalazłam oświatlało jedynie blade światło dobiegające z góry, poczekałam chwilę aż moje oczy przywykną do ciemności i rozejżałam się dookoła. Miejsce wydawało się stworzone wręcz idealnie by mogły zmieścić się w nim dorosłe koty. Sklepienie było mocno ubite, a ze ścian sączyła się woda. Tu i ówdzie można było zauważyć mech porastający ziemię, jednak nie to było w tym momencie ważne.
Moja towarzyszka znajdowała się centralnie na środku pomieszczenia. Leżała spokojnie, powoli oddychając, gdyby nie okoliczności na pierwszy rzut oka możnaby było pomyśleć, że śpi. Podeszłam do niej i próbowałam ocenić stan poszkodowanej. Na początku nic specjalnie nie rzuciło mi się w oczy, żadnej rany, żadnej krwi, nic. Wydało mi się to nielogiczne, więc ostrożnie przewróciłam kotkę na drugi bok, dopiero teraz zauważyłam w czym rzecz. Zastępczyni upadła na stertę ostrych kamieni, które solidnie ją zraniły. Z przednich łap sączyła jej się krew, a prawy bok miała rozcięty, jednak na całe szczęście nie była to głęboka rana. Odsunęłam od nas skały lekko raniąc łapy i zebrałam trochę mchu, który podstawiłam pod leżącą. Nie miałam możliwości na zebranie tutejszej wody, z resztą nie wiedziałam czy w ogóle nie była aby trująca, więc własnoręcznie zabrałam się do doprowadzenia kotki do porządku. Starannie wylizałam jej rany, dbając o zatamowanie dopływu krwi. Minęło dobre kilka minut, a może nawet godzin zanim osiągnęłam całkiem satysfakcjonujący rezultat mojej pracy. Z przykrością spojrzałam na jej sierść, jej piękną płomienno rudą sierść, która teraz przez czerwoną substancję zabarwiła się na bliżej nie określony malinowo-miedziany kolor. Ciekawiło mnie czy uda jej się to kiedyś zmyć.
Nie chciałam zapuszczać się w głąb tunelu dopóki Płomienne Pióro się nie obudzi, więc usiadłam obok niej i czekałam, czekałam i czekałam...
Z minuty na minutę znużenie coraz bardziej ogarniało moje ciało, atakowało mięśnie, układ nerwowy i każdą komórkę. Zamknęłam oczy, położyłam się i okryłam swoim puchatym ogonem, nie minęła nawet chwila gdy wpadłam w objęcia Morfeusza.

-•-
- Liliowy Sierpie - ze snu wyrwał mnie czyjś głos, jednak wstałam dopiero gdy ten sam głos wykrzyczał moje imię z dziesięć razy głośniej przy okazji delikatnie (a przynajmniej mój napastnik tak twierdził) wbijając we mnie pazury - CHARLOTTE!
- Płomienne Pióro mogę wiedzieć co ty robisz?  - powiedziałam ziewając - zaraz... Płomienne Pióro! Ty żyjesz!
- Oczywiście, że żyję. Nie takie rzeczy przeżyłam, z resztą dzięki pomocy pewnego kota mogłam szybciej stanąć na nogi - odpowiedziała mi kotka i lekko się uśmiechnęła, za to ja szczerzyłam się jak zakochany kociak gapiąc się na nią jak na jakiegoś Boga. Przestałam dopiero w tedy gdy uświadomiłam sobie nasze położenie.
- Gdzie my właściwie jesteśmy? - zapytałam, a ruda rozejżała się w około i zmarszczyła czoło.
- Tunele bezgwiezdnych. Niedaleko powinno być jakieś wyjście, jednak niepokoi mnie to co na naszym terenie robiła ta dziura. Przechodziłam tędy wiele razy i nigdy jej nie widziałam, ponad to wygląda na to, że to wejście było niedawno używane. Smród niewiernych nadal się tu roznosi.
- Oni to wszystko stworzyli?
- Oczywiście, że nie. Żaden kot nie jest w stanie zrobić czegoś takiego, te szlaki ciągną się praktycznie pod każdym klanem. Bardzo możliwe, że to robota dwunożnych, a bezgwiezdni jedynie ją trochę poprawili i sobie przywłaszczyli - odparła krótkowłosa i poważnie dodała - Nie powinnyśmy tu być, nie chcę nawet myśleć o tym co może się stać jeśli, któryś z nich nas tutaj znajdzie.
- W takim razie musimy szybko się stąd wydostać... Znasz drogę?
- Nie istnieje bezpośrednia ścieżka do naszego klanu, nie licząc tej dziury, jednak nią nie jesteśmy w stanie wyjść. Będziemy musiały wejść na ich teren.
- Tak właściwie nigdy nie powiedziałaś mi gdzie oni mieszkają.
- Sama nie jestem tego do końca pewna, ale istnieją pogłoski, że jest to blisko terytorium Gauerdii. Jeżeli przyszłoby nam tamtędy iść zachowuj się neutralnie, mamy całkiem niezłe relacje z północą, więc tamtejsze koty nie powinny nas zaatakować.
- Jasne.
Zaczełyśmy iść w stronę zagłębienia. Płomienne Pióro robiła to z wyraźnym bólem, uporczywie powłucząc łapami. Musiała zauważyć, że się jej przyglądam, więc przyspieszyła najwyraźniej nie chcąc okazywać słabości.
- Jest Ci bardzo ciężko?
- Nie przejmuj się mną, do wesela się zagoi - powiedziała, a widząc moją nieusatysfakconowaną minę posłała mi przepraszające spojrzenie.

Nie potrafię zliczyć ile czasu minęło od momentu, w którym zaczęłyśmy naszą wędrówkę, tunel ciągnął się prosto raz po raz skręcając to w prawo, to w lewo. Powoli zaczynałam wątpić w to, że kiedykolwiek się stąd wydostaniemy. Moje przypuszczenia na szczęście okazały się błędne, w końcu gdzieś w przeciągu długości drzewa dało się zauważyć blade światło. Musiał już zapaść zmrok. Pobiegłyśmy na tyle szybko na ile mogła sobie pozwolić wyższa kocica i dotarłyśmy do upragnionego wyjścia. Pomimo nocnej pory po tak długim czasie spędzonym w ciemności mimowolnie przez dłuższą chwilę nie mogłam przyzwyczaić się do blasku księżyca. Wciąż stojąc z zamkniętymi oczami miałam zamiar zapytać moją towarzyszkę o miejsce, w którym jesteśmy, ale ta mnie w tym wyprzedziła
- Czyli to prawda... No cóż witam w klanie północy, za odrobiną szczęścia uda nam się przejść niezauważone przez nikogo. Granica między Gauerdią a Ekialdeą jest gdzieś na południowym wschodzie, mam nadzieję, że wszystko się powiedzie.
- A jeśli się nie powiedzie?
- Chciałabym Ci przypomnieć, że masz ze sobą zastępce przywódcy, powinni mnie rozpoznać, nie chcę się chwalić, ale z niektórymi członkami klanu wody jestem nawet całkiem dobrze zaprzyjaźniona. Nie masz się czego obawiać. - powiedziała pewnie kocica.
- Powiedzmy, że Ci ufam.
- I bardzo dobrze, a teraz rusz się i jeśli możesz nie zadawaj pytań.
Trzeba było przyznać, że różnica między krajobrazem na wschodzie, a tym z północy była kolosalna. Łąki i kwiaty zwykle porastające teren Ekialdei zmieniły się w miejsce pełne rzek i jezior. Nawet o tej porze dnia w wodzie słychać było plusk ryb. Gładka tafla odbijała światło gwiazd, co powodowało, że Gauerdia sprawiała wrażenie mitycznej krainy nie z tego świata.
Niestety nic nie jest idealne, mimo uroczego krajobrazu było tu zimno i strasznie mokro. Długie futro z jednej strony nieco mnie ocieplało, a z drugiej mokre bardzo mi ciężyło. Świat jest pełen sprzeczności...
Udało nam się przejść przez obce terytorium bez większych problemów chociaż raz wydawało mi się, że z jednego wzniesienia ktoś nam się przyglądał, uznałam to jednak za zwidy bo w końcu gdyby naprawdę coś takiego miało miejsce osoba ta z pewnością by nas nie przepuściła.
W końcu dotarłyśmy do własnego klanu, ku mojemu zdziwieniu nikogo nie zastałyśmy, ale zdecydowałam nie pytać o to Płomiennego Pióra. Powoli dochodziłam do wniosku, że zadaje za dużo pytań, może to dlatego ją tak bardzo irytuje?
- Cholera jasna zgromadzenie! - krzyknęła nagle zatrzymując się zielonooka
- To coś ważnego?
- Tak i to bardzo, ale w zasadzie nic ciekawego się tam nie dzieje. No cóż Jarzębinowa Gwiazda opowie mi o tym co się działo... - powiedziała uspokoiwszy się, po czym znowu zamarła wlepiając wzrok w jakąś niewyraźną plamę na horyzoncie. Plama zaczęła powoli się zbliżać i odkryłam, że nie był to niewyraźny ślad, a przywódca we własnej osobie.
- Spotkanie się już skończyło? - spytała rudowłosa
- Owszem, jednak bardziej interesuje mnie co wy na klan Gwiazd tu robicie i gdzie do tej pory byłyście. - odparł złotooki
- Później wszystko Ci opowiem, jak wygląda sytuacja wśród innych? - nie dawala za wygraną kocica
- Standardowo, Irysowa Gwiazda nadal trzyma swój klan w odcięciu od świata, a Lśniący przez cały czas żarł się z Burzowym. Ale poza tym dowiedzieliśmy się, że bezgwiezdni zaczęli najeżdżać na pozostałe klany, obawiam się, że nas też w końcu mogą zaatakować - odparł spokojnie lider
- To rzeczywiście niepokojące, a czy "on" coś o mnie może wspominał - spytała nieśmiało kotka co było co najmniej nie w jej stylu i przez to utrzymało mnie w przekonaniu, że musi być to dla niej zarówno ważne jak i w pewnym sensie nieodpowiednie.
- Można powiedzieć, że był o Ciebie zaniepokojony... ale nie powinnaś robić sobie zbytnich nadziei
- Co? Nie, chyba źle się zrozumieliśmy. Dla mnie on jest już skończony, nie obchodzi mnie co sobie o mnie myśli po prostu byłam ciekawa - powiedziała szybko, usprawiedliwiając swoje pytanie. Nie wiedziałam co wywołało u niej taką reakcję, ponieważ nie znałam kota o którym była mowa, ani tego kim dla kocicy on jest. Stałam więc obserwując dwa koty, które najwyraźniej zapomniały o moim istnieniu.
- Wracając, co się z wami działo?
Widząc okazję do "zaistnienia" szybko odpowiedziałam zanim zrobiłaby to Płomienne Pióro.
- Znalazłyśmy dziurę prowadzącą do tunelów bezgwiezdnych i chcąc nie chcąc udało nam się do niej wpaść.
- To brzmi strasznie żenująco, ale to prawda - potwierdziła moją wersję zielonooka - nigdy wcześniej jej nie widziałam myślę, że powinniśmy to zbadać. Ponad to dowiedziałyśmy się, że jedno z wyjść z kanałów położone jest na terenie Gauerdii. Lśniąca Gwiazda jest tego świadomy?
- Rzeczywiście powinniśmy to jak najszybciej wyjaśnić. Co do północy, zapewniam cię, że tamtejsze koty doskonale zdają sobie sprawę z istnienia owej drogi w ich granicach.
Dopiero w tym momencie zwróciłam uwagę na to w jakiej pozycji stoi ruda samica. Starała się ukryć przed przywódcą swoje rany chytrze chowając obolały bok za mną. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że nie będę mogła robić za jej zasłonę przez wieczność, ale już w tym momencie postanowiłam odstawić ją do medyka choćby miała mnie po tym (jeszcze bardziej niż teraz) znienawidzić.
- Płomienne Pióro jest ranna - oznajmiłam czym wywołałam zaniepokojenie u Jarzębinowej Gwiazdy i pełny pretensji wzrok owej kotki, a żeby jeszcze bardziej uprzykrzyć jej życie dobitnie odsunęłam się od rannej.
Jej pełna nienawiści mina kiedy próbowała wmówić liderowi, że nic jej nie jest wskazywała na to, że na następnym treningu napewno da mi w kość. W tym momencie jednak postanowiłam się tym nie przejmować.

1843 słowa • Liliowy Sierp zyskuje 18 pkt.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz