Od Kalypso

 

Narracja pierwszoosobowa 


Mimo dzielących nas różnić i tego w jaki sposób ciągniesz mnie na sam dół nie jestem w stanie cię znienawidzić, będę przy tobie do końca lecz to nie ja cię wykończę


- Wiesz może po co on chce, żebym do niego przyszedł? - zapytał rudy kocur idąc wraz ze mną ku wyjściu z groty. Mogłem jedynie przypuszczać co takiego siedzi teraz w głowie Matthewa. Podejrzewałem, że wieść o tym co powiedział James'owi Hunter dotarła już i do niego, na pewno nie jest tym zachwycony. Jednocześnie powróciłem myślami do Raven i tego co się między nami stało, postąpiłem zbyt wybuchowo, ale nie mogę nic poradzić na to jak czuje się gdy ktoś porównuje mnie do mojego brata, chciałbym jak najszybciej wymazać z głowy te myśli, ale co jeśli rzeczywiście jesteśmy do siebie podobni? Niechętnie muszę przyznać, że mimo wszystko Matthew nie daje się w tak łatwy sposób wytrącić z równowagi. Jest o wiele bardziej rozważny i opanowany ode mnie, gdyby nie jego mizerny plan miałby wielu sprzymierzeńców. W dawnych czasach był bardzo popularny, pamiętam jeszcze jak inne kociaki spotykając mnie pytały o niego, jego zainteresowania, czynności, które lubił robić jednym słowem był otoczony gronem przyjaciół, można by było rzec - fanów. Irytowało mnie to, byłem też o niego trochę zazdrosny, ale również dumny. On jednak po mimo nieco napiętego grafiku zawsze znajdował dla mnie czas. Rezygnował ze spotkań z przyjaciółmi na moją rzecz. To wszystko mnie przygnębiało, mógł się mnie wyprzeć, przestać się mną przejmować, w końcu sam odkąd stał się tym kim jest teraz jasno dawałem mu do zrozumienia, że przeszłość nie ma dla mnie znaczenia i szczerze go nienawidzę. Chciałem to zrobić, ale nie umiałem. Miałem tyle okazji do skończenia wszystkiego co z jego inicjatywy się stało, mogłem bez trudu poderżnąć mu gardło kiedy tylko nadażyłaby się ku temu okazja. W głębi duszy czułem jednak, że nie jestem w stanie tego zrobić i nigdy nie będę. Więzi, które nas łączą są skomplikowane, mogę zwalić winę na nasze pokrewieństwo, ale co gdybyśmy nie byli rodziną, czy w tedy mógłbym bez lęku skrócić jego życie? Odpowiedź choć tak niepożądana sama utworzyła się w mojej głowie. Nie. Czuję, że gdybym nawet się na to odważył, sam popadłbym w paranoję.
Do rzeczywistości pomógł mi powrócić bursztynowooki za co byłem mu wdzięczny. Zauważyłem, że wyszliśmy już na zewnątrz, a on się we mnie wpatruje, więc usiłując przybrać stosowny wyraz twarzy odpowiedziałem
- To co zrobiłeś było bardzo ryzykowne, nie wiem co planuje, ale powinieneś na siebie bardziej uważać.
- Też mi coś, byłem szczery, czy nie o to wam chodziło? - kot widocznie nie rozumiał jak bardzo jego zachowanie może odbić się na nim w niedalekiej przyszłości. Zostając zastępcą Matthewa obarczyłem się winą, którą muszę naprawić chociaż nie sądzę bym kiedykolwiek zadowolił sam siebie. Utrzymanie naszych więźniów w dobrym stanie było na chwilę obecną moim celem i widząc, że oni z całej siły próbują mi to utrudnić musiałem interweniować.
- Wyobraź sobie, że nie o to tu chodziło. Masz wielki kłopot.
- Kłopot będziecie mieli wy kiedy w końcu się stąd wydostaniemy, nie ujdzie wam to na sucho - syknął rudy kocur. Mimo swojej przegranej pozycji na pewno nie można mu było odmówić odwagi, ewentualnie głupoty. Fakt, do tej pory naszym gościom udało się poznać nas od tej słabszej strony. Strażnicy bojący się pytań kociaków i napalone kotki nie stanowili poważnego zagrożenia, ale nie każdy tutaj jak i wszędzie indziej taki jest. Wśród nas są również bezwzględni wojownicy, którzy przez taką akcję gotowi są pozbyć każdego niepodporządkującego się stworzenia, dlatego tak ważna była dyscyplina.

-•-

Matthew leżał w swoim prywatnym legowisku zagrabionym dwunożnym i obgryzał kości jakiegoś małego zwierzęcia z resztek mięsa.
- No proszę, oto nasz mały buntownik! - oznajmił radośnie bury kocur odkładając jedzenie - miło cię w końcu poznać, stwierdziłem, że muszę z tobą porozmawiać na temat ostatniego zdarzenia.
Sympatia w jego głosie dodatkowo potęgowała niepewność wszystkich do których w ten sposób przemawiał, zwłaszcza gdy ich czyny nie były przyzwoite. Nie wiadomo czego można było się spodziewać, jak surowa okaże się kara.
- Mów sobie co chcesz - warknął Hunter, czym wprawił mojego brata w jeszcze większą radość.

Kocur uśmiechał się teraz szeroko nie odrywając wzroku od bursztynowych oczu skazanego.
- Przejdę do konkretów. Nie zbyt spodobało mi się twoje zachowanie podczas lekcji z James'em. To jedynie mały kotek, nie musiał o niczym wiedzieć.
- Nie musiał, ale sam tego chciał. Wasz plan wydobycia ode mnie informacji się nie powiódł!
- Mały się potknął i na pewno spotka go za to drobna kara, nie będzie ona jednak tak wielka jak twoja, w gruncie rzeczy to jeszcze dziecko, które w przeciwieństwie do co poniektórych nie jest w pełni świadome tego co robi.
Obserwowanie jak w kilka chwil wściekłość jednego rozmówcy przeradza się w euforię drugiego pewnie dla kogoś obcego było by bardzo ciekawym zjawiskiem, w moim przypadku widziałem to już tyle razy, że poruszył mnie jedynie temat kar. Matthew potrafił wykończyć swoim stoickim spokojem każdego przyzwoitego kota, ale nigdy nie porywał się na karanie zdrajców. No właśnie zdrajców...
Można powiedzieć, że należę do ich grona, jednak działa to również w drugą stronę. Jednocześnie pragnę służyć dobrej sprawie i przesiaduje koło swojego głównego wroga, słuchając jego morderczych zamiarów. W obu przypadkach działam innym na złość. Nie chcący sprawiłem, że słowo "zdrajca" przyległo do mnie na dobre.
- Nie ważne jaka byłaby ta kara, możesz mnie nawet torturować, ale ja się tak łatwo nie poddam - syczał zawzięcie młodszy kocur.
- Kalypso, muszę z nim porozmawiać w cztery oczy. Byłbym wielce rad gdybyś na moment wyszedł i oznajmił Ash'owi, że ma trzymać swojego brata z dala od Lore - oznajmił łagodnie Matt by nie czekając na moje wyjście ponownie zacząć pożerać rudego wzrokiem.
Byłem szczerze ciekaw tego do czego się posunie, ale jednocześnie zauważyłem, że jego prośba nie była wcale bezsensowna. Mogłem nawet powiedzieć, że izolacja James'a od innych a zwłaszcza uczennicy Kruczej Mgły była nader wskazana. Wyszedłem z legowiska przywódcy i skierowałem się ku wyjściu z obozu. Teren bezgwiezdnych z praktycznie wszystkich stron otoczony był wytrzymałym ogrodzeniem ze srebrnego, ciężkiego materiału, który przez swoje ostre krawędzie potrafił mocno skrzywdzić nieostrożne koty, ale również potencjalnych uciekinierów. Otoczenie to sprawiało, że po mimo tego iż znałem wyjście czułem się jak w klatce.
Zanim dotarłem do znajomego po drodze natknąłem się na grupę samic, które żywo dyskutowały o tym "uroczym rudzielcu" ich zachowanie było dla mnie co najmniej niezrozumiałe, co ten kocur takiego w sobie miał? Byłem pewny, że dowiedziawszy się o tym co się teraz z nim dzieje nic w związku z tą informacją by nieuczyniły. Obeszłem je szerokim łukiem i wróciłem do poszukiwań strażnika. Znalazłem go dopiero o zmroku, muszę przyznać, że nie spieszyłem się, ale w każdym razie myślałem, że szybciej się z tym uwinę.
Ash rozmawiał o czymś z Jamesem, który wydawał się znudzony treścią słów starszego brata. Z tego co zdołałem usłyszeć nim na mój widok obaj zamilkli chodziło o odebranie przez kociaka prawdy zdradzonej mu przez Huntera.
- Nie chciałbym wam przeszkadzać, ale muszę zamienić z tobą parę zdań - zwróciłem się bezpośrednio do kocura.
- Nie ma problemu, wrócimy do tego później James.
Wojownik nieudolnie prubował ukryć zaniepokojenie przybierając przekonywujący wyraz twarzy, ale udało mu się stworzyć na niej jedynie coś w postaci grymasu.
- Kalypso... ja nie mogłem go powstrzymać - powiedział niespokojnie przewidując w jakiej sprawie sie do niego zwróciłem.
- W porządku, wiem, że to nie twoja wina. Ja również popełniłem ten błąd, powierzenie takiego zadania kociakom było bardzo ryzykowne. W każdym bądź razie jeżeli nie chcesz pogorszyć sytuacji, powinieneś wytłumaczyć to bratu i ograniczyć jego kontakt z innymi - oznajmiłem zachowując powagę, a przynajmniej jej część. W rzeczywistości byłem równie zaniepokojony co on lecz okazanie tego byłoby z mojej strony niestosowne zwłaszcza jeśli chciałem podnieść go na duchu.
Ash odetchnął z ulgą i wysilił się na delikatny uśmiech.
- Zrobię co w mojej mocy.
- Mam taką nadzieję.

- To do jutra.
Uniosłem w jego stronę głowę i szykowałem się do odejścia kiedy do moich uszu dotarł głos pewnego członka klanu.
- Więc to prawda - zobaczyłem wyłaniającą się z mroku, rudą kotkę - Szczerze mówiąc myślałam, że plotki o tym co zrobił James nie są prawdziwe.
- A jednak - westchnąłem, patrząc w jej brązowe oczy.
- Uszy do góry! Nie sądzę, by wiele to zmieniło. Ten uczeń jest wyjątkowo wyrozumiały, poza tym wydaje mi się, że ma dość oleju w głowie aby utrzymać język za zębami - oznajmiła radośnie. Jej pocieszenie od razu na mnie zadziałało, może to właśnie tak czują się te wszystkie kotki "zakochane" w naszym nowym więźniu? Na samą myśl o tym z moich ust wyrwał się cichy chichot.
- Może rzeczywiście masz rację, a ja tylko niepotrzebnie się przejmuję, ale co jeśli-
- Nie myśl o tym. Będzie dobrze, rozumiesz?
Jej smutny wzrok rozwiał moje wszelkie obawy, zaskakujące było to jak bardzo każde jej słowo mogło na mnie wpłynąć i zmienić moje dotychczasowe przemyślenia.
- Jasne.
Siedzieliśmy przez moment w ciszy napawając się urokiem wieczornego nieba. Było w nim coś pięknego, hipnotyzującego, a jednocześnie mrocznego...
- Byłam chwilę temu przy tej kotce z północy, Raven tak? - jej oświadczenie szczerze mnie zdziwiło, nie mogłem doszukać się sensu jej wizyty u owej samicy. Lekarstwo, które jej podała nie wymagało większego naboru pracy, więc mogła spokojnie żyć dalej nie przejmując się zielonooką co w gruncie rzeczy biorąc pod uwagę ogłoszenie Matthewa było niebezpieczne.
- Tak. Dlaczego to zrobiłaś?
- Chciałam sprawdzić jak się miewa, porozmawiałyśmy chwilę. Jest naprawdę... ciekawa
- To znaczy?
- Nie powinnam oceniać innych po pierwszym spotkaniu, ale wydaje mi się strasznie chłodna i zamknięta w sobie.
- Została porwana, no cóż raczej nie jest tym faktem zachwycona.
- Och nie oto chodzi. Doskonale rozumiem jak się czuje... to znaczy może nie doskonale, w końcu nigdy nikt mi czegoś takiego nie zrobił, ale mogę sobie to wyobrazić. Po prostu ona wygląda tak jakby już pogodziła się z myślą, że tutaj zostanie. Może to głupie, ale w moim mniemaniu powinniście bardziej się na niej skupić, zazwyczaj takie tajemnicze osoby mają najgorsze zamiary - powiedziała szybko, przymykając oczy.
Miałem ochotę się roześmiać, wyglądało to tak jakby Wendy mnie przed nią ostrzegała. Mój entuzjazm zniknął gdy bardziej się nad tym zastanowiłem. Krucza Mgła rzeczywiście mimo swojej początkowej niechęci, którą w otwarty sposób wyrażała, teraz stała się nader spokojna i jedynie od czasu do czasu posyłała nam lodowate spojrzenia. Mógłbym przypuszczać, że było to spowodowane pojawieniem się Huntera, jednak opcja ta nie była zbyt przekonująca biorąc pod uwagę to, że z nim również potrafiła się nieźle posprzeczać. Żeby kompletnie nie stracić głowy pozostawało mi przypuszczać, że samica w głębi duszy wie, że nie chcemy dla niej źle i zamierza współpracować, ale ten wymysł nawet dla mnie był zbyt piękny aby mógł się spełnić. Było w niej coś mrocznego - spojrzałem z powrotem na niebo - ale również pięknego i hipnotyzującego...
Tymczasem ruda kotka ostrożnie wtuliła się we mnie i nie widząc żadnego protestu cicho zamruczała.
- Spadająca gwiazda - wymamrotała, uważnie obserwując śnieżnobiałą plamkę mknącą po niebie. Nie było to co prawda wspomniane przez nią zjawisko, a płatek jakiegoś małego kwiatka, jednak postanowiłem nie psuć jej entuzjazmu.
- Powinnaś odpocząć - stwierdziłem jedynie owijając nas swoim ogonem i samemu zamykając ślepia.

1816 słów • Kalypso zyskuje 18 pkt.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz