Od Kalypso

 

Narracja pierwszoosobowa 


Niedostępna, nie czuła, obojętna. Obserwując idącą obok mnie istotę można dojść do wniosku, że te epitety najbardziej ją określają, ale tylko niektórzy ujrzą w niej coś jeszcze, część jej osoby ukrywaną i chronioną przed światłem dziennym. Część objawianą niedobrowolnie, z wyraźną dezaprobatą, przez jej oczy, które w nienaturalny sposób obwieszczają wszelkie uczucia lepiej niż zazwyczaj zimne słowa. Iskra determinacji w momentach ekscytacji, płowy cień w obliczu zawodu.
- Wiem, że pytanie czy wszystko w porządku nie ma w tej sytuacji sensu, ale widzę, że coś cię trapi - Krucza Mgła zamknęła oczy i odwróciła ode mnie głowę, jakby czytając mi w myślach. Wiedziałem, że nie łatwo będzie się czegokolwiek o niej dowiedzieć, wszelkie pytania na temat jej osoby zbywała nie tylko przed nami, ale również osobami spoza naszego klanu, na przykład Hunter'em. Jej życie było jedną z tajemnic, których pilnowała najbardziej, zastanawiało mnie jak do tego podejść, ale samica nie dawała mi na to żadnej szansy.
- On zsyła na siebie nieszczęścia - stwierdziła na wpół wściekła, na wpół zrezygnowana - idiota nie rozumie, że nie jest jakimś bóstwem, nie ma specjalnych, ponadprzeciętnych zdolności, nie jest nikim wyjątkowym!
Słuchałem tego w ciszy, przyglądając się każdemu jej detalowi. Oddychała szybko, a dotychczasowy, spokojny układ jej twarzy zmieniał się z każdą chwilą. W jednej chwili cała złość z niej uskoczyła, kocica uśmiechnęła się smutno patrząc w jakiś nieokreślony punkt przed sobą.
- Może i według innych jest odważny, zdolny, inteligentny, czarujący - kontynuowała, wymawiając te słowa z wyraźną kpiną w głosie - ale nic... kompletnie nic nie wie o życiu. To porwanie nie jest dla niego niczym strasznym, niczym szczególnym. Wierzy, że jest ono jedynie kolejnym testem, który w "bohaterski" sposób zda.
Kocica stanęła, a w jej oczach pojawił się ten sam błysk, którym uraczyła mnie dzień po samym zniewoleniu.
- Nie mogę się doczekać dnia, w którym zobaczę jak nasz szlachetny potomek Thiar'a upada, gubi skrzydła... - syknęła, zamierzając uderzyć łapą w kamienie znajdujące się na drodze. Zatrzymałem ją w trakcie wykonywania czynności, wystawiając własną kończynę przez co kotka niemalże nie straciła równowagi. Na wewnętrznej części łapy, miała małą bliznę, nie zdążyłem się jej przyjrzeć bo Raven widząc na co patrzę pospiesznie opuściła obiekt mojego zainteresowania. Nie powinienem być zbytnio tym zdziwiony bo ciało samicy zdobiło multum takich ran, które kiedyś w końcu powinny się zagoić. Zaskoczyło mnie jednak miejsce, w którym owa rana była, ale może znów daje się podejść nieuzasadnionym podejrzeniom?
- Nie powinnam mu źle życzyć... - westchnęła, siadając - możesz o tym zapomnieć?
Udałem zamyślonego.
- No nie wiem - odparłem z chytrym uśmiechem na co czarna przewróciła oczami.
- Proszę cię, nie powinniśmy się z niego nabijać. To nie w porządku, jest głównym poszukiwanym, którego sam Matthew chce dorwać - stwierdziła, nieumiejętnie udając zatroskaną.
- Matthew mimo wszystko nie jest mordercą, zapewne powiedział to, żeby go zastraszyć - powiedziałem, lecz w głębi duszy nie byłem tego do końca pewny. Wciąż miałem przed oczami zachowanie April dzień przed jej rzekomym samobójstwem. Krucza Mgła tak jak i ja nie wydała się tym przekonana, więc dla rozładowania atmosfery postanowiłem dalej drążyć temat bursztynowookiego, jednocześnie mając nadzieję, że sam Hunter nigdy tego nie usłyszy - A jeśli to rzeczywiście prawda, jestem pewien, że swoim urokiem uda mu się odkupić winy - puściłem do niej porozumiewawczo oko, przez co ta próbując zamaskować rechot zaczęła dziwnie kasłać.
- Jak możesz? Dla niego pewnie to udręka - mruknęła z dezaprobatą, udając oburzoną.
- Fakt. Bycie głównym obiektem zainteresowań wszystkich pań musi być bardzo męczące - zlustrowałem ją znacząco wzrokiem za co otrzymałem solidne uderzenie - Za co to?!
- Sama nie wiem, widocznie moje ciało samo z siebie wie jak reagować na idiotów - stwierdziła dobitnie - myślę, że jeden dzień posiadania tej klątwy nie byłby najgorszy - zauważyła powracając do dotychczasowego tematu. 

- Chciałabyś przez dzień być oblegana przez wszystkich dookoła?
- Kto by nie chciał? - odpowiedziała rozmarzonym głosem.
Pomyślałem, że w rzeczywistości nic jej do tego stadium nie brakuje, ale czas w jakim potrafi zmienić swoje nastawienie i z powrotem zamknąć się w sobie, przeszkadza jej rozwinąć skrzydła...
Widząc moją niepewną minę przestała się uśmiechać, przybierając swój beznamiętny wyraz twarzy.
- Pokażę Ci coś - powiedziałem, ruchem głowy zachęcając moją towarzyszkę do pójścia za mną. Mieliśmy iść w stronę obozu, tak również powiedziałem gdy pożegnaliśmy się z Hunter'em, ale miałem całkowicie inne plany.

-•-

Idąc wzdłuż rzeki (na której samica zawiesiła swój wzrok) doszliśmy do miejsca położonego na skraju klanu, porośniętego różnego rodzaju krzewami. Jeden z nich był mniejszy i jaśniejszy od pozostałych. Nie znałem jego nazwy, ale przez jego wygląd nie dało się go pomylić z żadnym innym.
Ostrożnie przesunąłem jego gałęzie odsłaniając przejście do świata dwunożnych. Droga wychodziła w mały zaułek, za czymś w rodzaju lepianki tych wielkich dziwadeł.
Krucza spojrzała na mnie poważnie, raz na jakiś czas przyglądając się wyjściu.
- Członek klanu na zawsze porzuca wygodne życie u boku dwunożnych - powtórzyła znaną zasadę kodeksu wojownika.
- Nie zmuszam cię do zamieszkania z nimi. Miałem tylko nadzieję na jakiś posiłek, nie jesteś głodna?
- Raczej preferuję świeżą, własnoręcznie zdobytą żywność.
- Tutaj również możemy coś takiego znaleźć - starałem się brzmieć przekonująco, co biorąc pod uwagę ekspresję Mgły kompletnie mi nie wychodziło. Samica patrzyła na mnie z wyrzutem, lecz mogłem przysiądz, że udało mi się chodź trochę ją zaciekawić.
- Niech będzie - powiedziała z pretensją, przechodząc przez przejście.
Idąc ostrożnie między różnobarwnymi budynkami starałem się odnaleźć znaną mi budkę z jedzeniem. Raven szła blisko mnie tak szybko na ile pozwalały jej okaleczone łapy.
- Nie boisz się, że ktoś nas zauważy lub dajmy na to pod twoją nieobecność tędy ucieknę? - spytała podejrzliwie.
- Nie mam się czego bać. Nawet jeśli ktoś nas przyłapie, pomyśli, że Matthew o tym wie, w końcu chcąc nie chcąc jestem jego zastępcą, ukochanym bratem i wrogiem publicznym - stwierdziłem ironicznie - co do twojej ucieczki... gdyby była możliwa nie przyprowadzałbym cię bezpośresnio tutaj. Pośród dwunożnych nie jest bezpiecznie i nie wiedząc dokąd iść szybko by cię złapano i zabrano do więzienia dla "bezdomnych" zwierząt. Ewentualnie jeśli miałabyś szczęście złapałby cię mój dostawca żarcia, zabił i wywiesił twoją głowę dla ostrzeżenia innych kotowatych złodziei - zakończyłem dając się ponieść fantazji.
- Brzmi ciekawie - stwierdziła, obserwując mokre pokrycia domów.
Wkrótce w powietrzu zaczął roznosić się kuszący zapach pieczonej ryby. Po wielu dniach, które tu spędziłem byłem w stanie perfekcyjnie rozpoznać zapach każdego dania.
- Zaczekaj tu na mnie - szepnąłem do zielonookiej i ruszyłem w kierunki ruchliwej części ulicy.

-•- 

Kilka chwil później wracałem w wyznaczone miejsce dzierżąc w pysku wielką, soczystą... połowę morskiego stworzenia, jej drugą część niestety straciłem w ucieczce przed jej niedoszłym właścicielem.
Na miejscu poza Kruczą Mgłą zobaczyłem kota, który z całą pewnością nie powinien się tam znaleźć. Brązowe futro, złote oczy i wiecznie spokojny wyraz twarzy, cały Matthew. Upuściłem rybę mając zamiar przerwać rozgrywającą się przede mną scenę. Lider pokazywał coś na swojej łapie patrząc na nią pogodnie. Raven nie wydawała ani zaskoczona, ani także zbytnio zainteresowana tym co mówił do niej mój brat. Miała kamienny wyraz twarzy i nieobecny wzrok, najwyraźniej o czymś myślała.
- Co Ty tu robisz? - syknąłem w stronę kocura.
- Dowiedziałem się od kogoś, że zamierzasz wybrać się z naszym gościem na obchód terenu, więc przyszedłem się z wami przywitać - powiedział przyjaźnie. Byłem bardzo ciekaw tego kto mógł nas zobaczysz i co ważniejsze wydać, ale nie zamierzałem się tego dowiadywać, a przynajmniej nie w tym momencie.
- Owszem postanowiłem pokazać jej teren, to zabronione? - Samica przechyliła lekko głowę w moim kierunku... no tak przecież wyraźnie powiedziałem jej, że zabieram ją z rozkazu. Nie mogłem przewidzieć, że Matt się o tym dowie.
- Nie, ale uważaj, doszła do Ciebie wiadomość co czeka na takich jak ty, prawda? W każdym bądź razie gdybym tak ściśle się jej trzymał już zostałbyś skazany.
- Pozbyłbyś się mnie tak samo jak April? Czy może wydałbyś rozkaz złapania mnie? - na wzmiankę o byłej przywódczyni kot stał się niespokojny i spięty, miałem wrażenie, że rzuci się na mnie i tak okaże mi cień braterskiej miłości odbierając mi wraz życiem piętno zdrajcy. Tak się niestety nie stało. Po chwili doszedł do siebie i nie patrząc na mnie zaczął iść do klanu, mówiąc coś na boku do Kruczej, która niewzruszona, nie zwracała na nas uwagi.
Gdy "przywódca" odszedł zamierzałem ponownie zwrócić się do zielonookiej, ale ta jedynie przecząco pokiwała głową.
- Nie powinnam z Tobą nigdzie iść - oznajmiła idąc w ślady Matthewa. Nie rozumiałem niczego z jej zachowania, przez chwilę wydawało mi się, że może zacząć się przede mną otwierać, ale ta nadzieja wraz z jej odejściem znikła.
Pobiegłem za nią, wręcz rzucając się przez krzewy czym udoskonaliłem się kilkoma małymi ranami.
- Co on Ci powiedział?! - krzyknąłem bezskutecznie próbując sprawić by na mnie spojrzała. Byłem pewny, że jej zachowanie jest skutkiem spotkania tego konkretnego kota.
Jeszcze przez pół drogi nękałem ją pytaniami bez odpowiedzi, aż nie wytrzymała i przeniosła na mnie całą swoją złość.
- NIC MI NIE JEST, ROZUMIESZ?! Matthew uświadomił mi wyłącznie jaka jest moja rola! - warknęła próbując jak najszybciej się ode mnie oddalić.
- Kazał Ci mnie unikać, to jest ta twoja rola? - Nie dawałem za wygraną coraz bardziej wytrącając ją z równowagi.
- To nie ma kompletnie żadnego związku z tobą!
- To z kim?
- Posłuchaj, nie chcę by ktokolwiek przeze mnie ucierpiał, więc nie mogę wychodzić sobie z Tobą nie wiadomo gdzie, nie wiadomo po co, nie wiadomo w jakim celu!
- Czyli jednak Ci groził?
- Nie - odparła wreszcie ustając - Nie wiem czy to zauważyłeś, ale groził TOBIE! Nie wspominając nawet o Bursztynowej Prędze.
- Nagle zaczynasz się o nas martwić? Zrozum on nic mu nie zrobi.
- Skoro jesteś tego taki pewien to idź do niego i to wszystko odkręć! On nie może zabić... Huntera.
Niepewność z jaką wypowiedziała ostatnie słowa dała mi pewność, że wcale nie chodzi jej o życie TEGO kocura, było to jednak zbyt absurdalne by mogło być prawdziwe, bo w końcu o kim innym mogła mówić? Moja podejrzliwa natura znów przejmowała nade mną kontrolę, ale co jeśli tym razem się nie myliła? Ponownie nic nie rozumiałem i wiedziałem, że nie będzie mi dane w prosty sposób uzyskać odpowiedzi na większość dręczących mnie pytań.
- Zaprowadź mnie do Lore - zarządała.
- Nie sądzę by spotkanie z nią Ci pomogło, potrzebujesz odpoczy-
- Potrzebuję LORE.
- Nie mam pojęcia gdzie ona może być - stwierdziłem zrezygnowany.
- A więc sama ją znajdę - odpowiedziała zamierzając odejść.
- Nie możesz sama szwędać się po klanie, jeszcze coś ci się stanie
- I świetnie! Może właśnie tego mi potrzeba.

Miałem ochotę za wszelką cenę ją zatrzymać, co biorąc pod uwagę jej kondycję nie powinno sprawić mi trudności, ale stwierdziłem, że wezmę pod uwagę jej słowa i zamiast poszukiwania Lore zajmę się odnalezieniem Matthewa.
- Idź do niego i to wszystko odkręć... - powtórzyłem, szeptem do siebie - ale jak? 


1729 słów • Kalypso zyskuje 17 pkt.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz