Od Płomiennego Pióra CD Liliowy Sierp

 

Narracja pierwszoosobowa 


Przeszłość może boleć, ale daje nam wybór - albo będziemy od niej uciekać, albo wyciągnięmy z niej lekcje

Od momentu mojej wycieczki z Charlotte minęło kilka księżyców, może mniej, może więcej... sama już nie wiem. Zostałam uziemiona, nie, uwięziona w swoim legowisku będąc pod ciągłym nadzorem medyczki. Nakrapiana Irga mimo iż wyglądała na delikatną i łagodną jeśli chodzi o jej powinność nie miała sobie równych. Swoich pacjentów nękała bardziej niż kogokolwiek innego. Zupełnie jakby sama obecność Liliowego Sierpa nie doprowadzała mnie do skraju wytrzymania psychicznego.
Pewnego dnia podczas jej kolejnej wizyty nie wytrzymałam i nawrzeszczałam na nią co o niej myślę, aż w końcu kotka bez słowa wybiegła i już więcej się nie pojawiła. Miało to swoje zalety, w końcu mogłam spokojnie pobyć sama ze sobą, jednak wkrótce zaczęło mi jej brakować, w gruncie rzeczy była jedną z nielicznych, dobra nie oszukujmy się, jedyną osobą w całym klanie poza medykiem i przywódcą, która mnie odwiedziała. Nawet mój kochany brat nie raczył do mnie zajrzeć, o czym to chciałam z nim koniecznie pomówić.
Nic nie trwa wiecznie, więc na szczęście wkrótce mnie wypuszczono, odpoczęłam za wsze czasy, więc powrót do codziennych obowiązków był dla mnie czystą przyjemnością. Chciałam jak co dzień pobiec do kamienia lidera i usłyszeć rozkład zajęć, ale gdy zaszłam na miejsce nikogo nie zastałam. Stwierdziłam, że spotkanie się skończyło, więc postanowiłam osobiście przyjść zobaczyć co porabia nasz przywódca. Zastałam go przed jego legowiskiem, rozmawiaj o czymś z...tak nie kim innym a naszym, byłym pieszczochem.
Musiałam przyznać, że wygląd długowłosej nieco się zmienił. Jej jasna sierść była poszarpana i zabrudzona, a oczy z determinacją patrzyły na Jarzębinową Gwiazdę, który z ożywieniem jej o czymś opowiadał.
Podeszłam do nich bliżej chcąc dowiedzieć się co mam robić, Liliowa obrzuciła mnie chłodnym spojrzeniem wracając do rozmowy ze starszym kocurem, kompletnie ignorując moją osobę. Jakąkolwiek uwagę poświęcił mi w końcu przywódca kończąc swoją opowieść o tym jak to jakiś wojownik z naszego klanu w przeszłości powalił sam jeden prawdziwego, dzikiego psa. Popatrzyłam na niego ze zdziwieniem, próbując połapać się w sensie i przekazie tej historii.
- Już cię wypuścili? - spytał wreszcie odrywając wzrok od niebieskookiej.
- Jak widać - powiedziałam sucho - masz dla mnie jakieś specjalne zalecenia?
- Nie bardzo, możesz pójść na polowanie, reszta już się wszystkim zajęła.
Spojrzałam na niego niezrozumiale, jednocześnie z pod ukosa spoglądając na mniejszą kocicę.
- A co z nią? - zwróciłam się do władcy czym wyrwałam ową kotkę z fascynującej czynności jaką było wpatrywanie się we własne łapy.
- "Ona" potrafi się sobą zająć - syknęła zdenerwowana.
- W trakcie twojej niedyspozycji nauczyłem ją co nie co. Nie myliłaś się mówiąc, że coś może z niej wyjść.
- Szkoliłeś ją?
- Myślisz, że aż tak bardzo wyszłem z wprawy? - odpowiedział ze śmiechem Jarzębinowa Gwiazda - sama możesz się o tym przekonać. Jeśli to nie problem byłbym wielce rad gdybyście wyszły już na polowanie, do zachodu słońca pozostało niewiele czasu, a każda pomoc z wyżywieniem jest ważna.
Po tych słowach odszedł zostawiając nas same sobie, Charlotte z pretensją wpatrywała się w jego sylwetkę znikającą na horyzoncie, ja natomiast w myślach szykowałam jakąś zmyślną zemstę na jego osobie.
- To jak idziemy? - spytałam z niechęcią. Samica popatrzyła na mnie z wyrzutem.
- Błagam Cię nadal jesteś obrażona?
- Nie, ja po prostu chciałabym, żebyś czuła się dobrze, a skoro moja obecność tak bardzo Ci w tym przeszkadza to nie chcę dłużej być twoją kulą u nogi - stwierdziła, zamierzając udać się w swoją stronę.
- Nigdy tak nie powiedziałam.
Niebieskooka odwróciła się w moją stronę z wyraźną kpiną w wzroku.
- No dobra może jednak tak zrobiłam... - przyznałam rzucając w jej stronę przepraszające spojrzenie. Ta mimo wszystko nie odpowiadając mi ruszyła dalej. Postanowiłam, że pójdę za nią na wypadek gdyby coś miałoby się jej stać chociaż w to szczerze wątpiłam.

Skradałam się bezszelestnie pomiędzy drzewami, próbując nie skupiać na sobie uwagi, co przychodziło mi z trudem gdyż na swojej drodze napotkałam grupę powracających z patrolu wojowników, którzy widząc mnie nawet nie próbując zachowywać się dyskretnie, głośno dyskutowali o tym czy czasem nie pomieszało mi się w głowie. Muszę pamiętać by zaraz po ochrzanieniu Ognistej Łapy zająć się nimi.
Na moje szczęście, a z pewnością nieszczęście mojej ofiary przez nią samą nie zostałam wykryta. Zbliżałyśmy się do rzeki gdy poczułam zapach zwierzyny. Charlotte najwyraźniej też go wyczuła bo zatrzymała się, skuliła i rozejrzała dookoła. W porę umknęłam jej wzrokowi zagłebiając się głębiej w krzewy. Równocześnie przed moimi oczami wyrósł nagle królik, co prawda zauważyłam go nie tylko ja, ale nie mogłam powstrzymać się przed rzuceniem się na zwierzę. Liliowy Sierp okazała się szybsza i utkwiła zęby w łapie stworzenia, któremu udało się mimo wszystko uciec, pognałam za nim i nie myśląc o moim poprzednim planem zatopiłam w nim kły.
Chwilę później wściekła kotka dogoniła nas.
- To była MOJA zwierzyna - warknęła - a poza tym co ty wyprawiasz?
- Stwierdziłam, że przyda Ci się pomoc - odpowiedziałam w miarę przyjaźnie, ale no cóż... wyszło jak zwykle. Młodsza popatrzyła na mnie z pretensją widocznie sądząc, że kwestionuję jej zdolności, ale zaraz potem na jej twarz wypłynęło coś w rodzaju pobłażliwego uśmiechu, który usiłowała zmienić we wrogi grymas, w końcu wyglądając jakby zaraz miała zwymiotować.
- Dobrze się czujesz? - zapytałam głupio.
- Nie, znaczy tak, to jest... ten no... próbuję nadal się na Ciebie złościć, ale chyba nie potrafię, to głupie... - wypaliła, najwyraźniej zła na siebie, czym wprawiła mnie w atak niekontrolowanego śmiechu.
- To nie jest zabawne! Ja naprawdę chciałabym się na Ciebie powściekać, ale z jakiejś przyczyny nie jest mi to dane! - jęknęła z wyrzutem.
- Mam to przyjąć jako przeprosiny?
- Za co niby ja mam cię przepraszać?! Przecież to ty-
Położyłam łapę na króliku i przyciągnęłam go w moją stronę.
- Co to ma znaczyć?
- Och nic ja tylko biorę to co należy do mnie - powiedziałam wprowadzając Charlottke w stan furii.
- Ej! - Kocica próbowała odebrać mi zdobycz, ale zgrabnie jej to uniemożliwiałam, więc dała sobie z tym spokój.
- Skoro ty wypowiedziałaś się o mnie ja chciałabym, żebyś teraz to właśnie Ty posłuchała tego co ja o tobie myślę - zaczęła, a jej poważny wyraz twarzy w parze z niskim wzrostem sprawił, że nie mogłam opanować śmiechu - jesteś wredna, arogancka, bezczelna, ciągle mnie poniżasz i, i przestań w końcu patrzeć na mnie z góry!
- Obawiam się, że sama na to nie wpłynę - powiedziałam dodatkowo wyprostowując się przez co różnica wzrostu, która nas dzieliła była jeszcze bardziej widoczna.
- Może i natura obdarowała cię wielkimi łapami, ale na rozumie wyraźnie oszczędziła!
Nie powiedziałam głośno tego co myślałam o jej "naturze" nie mniej byłam pewna, że jej rodzina była solidnie dobrana aby wydać na świat właśnie takiego uroczego, puchatego potwora, który zły może jedynie wprowadzić w stan rozbawienia.
Pomyślałam, że swój "brak rozumu" jak to powiedziała Liliowy Sierp zapewne mam po ojcu, on też nie wyznaczał się rozsądkiem co do pewnych spraw.
- Chyba masz rację niziołku - kotka spojrzała na mnie zirytowana i z tupetem wbiła mi pazury w łapę przez co wypuściłam trzymaną zdobycz na czym ta skorzystała i biorąc ją w pysk zaczęła uciekać.
Pobiegłam za nią przewracając po drodze kolejnych wojowników, dogonienie jej nie było trudne, więc po chwili leżałam już na niej nie dając jej możliwości ucieczki.
- To nie fair! - mruknęła z dezaprobatą.
- Jeszcze z Tobą nie skończyłam.
- Robi się groźnie - syknęła z ironią, próbując uderzyć mnie łapą.
- Przepraszam - powiedziałam z miną smutnego kociaka.
- Co takiego? - wybełkotała, udając, że mnie nie usłyszała.
- Czy z łaski swojej mogłabyś wybaczyć mi mój niegodny czyn i nie fochać się dłużej?
Samica wydała się zamyślona, spojrzałam na nią krytycznie.
- Pomyślę o tym jeśli ze mnie zejdziesz
- A znowu nie uciekniesz?

- Wydaje mi się, że to nie miałoby sensu - poruszyła swoimi krótkimi kończynami dając mi poczucie pewności, że mówi prawdę.
Posłusznie odsunęłam się od niej, dając jej możliwość podniesienia się.
- Ile Ty ważysz? - spytała z wyrzutem.
- Tyle ile powinnam, a wracając do pytania?
- Czego? - przewróciłam oczami - Aaa tak.
- Co "tak"?
- Śmiem Ci wybaczyć, ale pamiętaj, że robię to jedynie z litości. Naprawdę żal mi Ciebie.
- Postaram się o tym pamiętać, wasza wysokość, aj... to chyba nie pasuje-
- Zmieniam zdanie, nie cierpię cię - fuknęła oburzona.
- Z najWYŻSZĄ wzajemnością.
Charlotte westchnęła z rezygnacją podchodząc do martwego królika. Zdążyłam ją wyprzedzić, zagradzając jej drogę.
- Co znowu?
- Myślę, że miałam dużo WIĘKSZE zasługi w jego zdobyciu - najwyraźniej to było już za wiele dla mojej towarzyszki bo padła jak nieżywa na podłoże mamrocząc pod nosem jak bardzo mnie nienawidzi.
Zaczęłam odchodzić w stronę obozu, dzierżąc wysoko królika, Charlotte wkrótce do mnie dołączyła patrząc nieobecnym wzrokiem przed siebie.
- Coś się stało? - spytałam widząc, że coś ją trapi.
- Rozmawiałam z Jarzębinową Gwiazdą
- Jest aż tak beznadziejnym rozmówcą?
- Nie o to chodzi. Opowiadał mi o sytuacji w klanie, nie tylko naszym.
Powoli zaczynałam rozumieć co ją gnębi. Co prawda sytuacja na innych terenach nie była najlepsza, Gauerdia była zagrożona przez psy, które po mimo iż ich lider zapewniał, że zostały wygonione, z pewnością wciąż gdzieś się włuczyły. Thiar pozostawał pod ciągłym naciskiem ze strony wcześniej wspomnianego klanu, który nadal zdawał się do niego wrogo nastawiony po odbytej w niedalekiej przeszłości wojnie. Północ wydawała się jedną wielką tajemnicą, ponieważ Irysowa Gwiazda nie chętnie opowiadała o swoich podopiecznych, ale ilość zgonów, które czasami się tam wydarzyła poprzez brak ostrożności była przytłaczająca. Był jeszcze jeden klan, podobno również nie było tam za ciekawie, ale my... My byliśmy bezpieczni.
- Hej, nie masz się o co martwić - powiedziałam pokrzepiająco, co wywołało u niej lekki uśmiech.
Nie odezwałyśmy się do siebie przez resztę drogi. Gdy dochodziłyśmy do obozu uslyszałyśmy zmartwiony a jednocześnie trochę zdenerwowany głos przywódcy.
- To nie pierwszy taki przypadek, powinniśmy w końcu ustanowić jakieś szersze reguły - rozległ się głos Jarzębinowej Gwiazdy, nie widziałam z kim rozmawiał, ale już po chwili rozpoznałam Nakrapianą Irgę.
- Dokładnie, to nie pierwszy raz i na pewno nie ostatni, nie ważne co zrobimy wojowników ciągnie w stronę nieznanego.
- W takim razie co zamierzasz na to zaradzić? Nie możemy ciągle zgadzać się na przyjmowanie pod dach kociaków, które urodziły się w takiej sytuacji. Zasady są jasne Irgo, posiadanie potomstwa z kotem z innego klanu jest surowo zakazane. Co pomyślą te kociaki kiedy już się urodzą i dowiedzą, że nie mają obojgu rodziców przy sobie jak reszta ich  rówieśników?
- Dzieci będą miały kochającą matkę, to powinno im wystarczyć - oznajmiła stanowczo medyczka - Stało się i nie możemy na to nic poradzić, nie ważne jak będziemy się starać takie wypadki będą się zdarzać.
Jarzębinowa Gwiazda westchnął zrezygnowany widząc, że kocica ma rację.
- Wiadomo kim jest ojciec?
- Niestety tego mi nie zdradziła. Może to i lepiej...
Natychmiast pomyślałam o własnym ojcu, z tego co zrozumiałam doszło do kolejnej nieplanowanej ciąży jakiejś samicy. W odróżnieniu do tego przypadku ja miałam szansę wieść zwyczajne życia na jednym terenie, ale to się nie stało. Za to żyję tutaj wiedząc, że w pewnym czasie znów przyjdzie mi stanąć z nim twarzą w twarz, nie ważne jak bardzo bym tego nie chciała.  Może rzeczywiście byłoby lepiej gdybym się tego nie dowiedziała?
Kocica wymieniła się spojrzeniami z liderem i razem gdzieś odeszli. W tym całym natłoku myśli kompletnie zapomniałam o niebieskookiej kotce siedzącej obok mnie z niezrozumiałą miną.
- On raczej nie jest zachwycony z obecności tego typu członków, prawda?

- Zazwyczaj liderzy wolą urodzonych we własnych klanach wojowników, ale głośno tego nie przyznają. W większości koty mieszkające od dawna w danym klanie są ze sobą spokrewnione, przez co zachowują się w nich pewne cechy udoskonalane przez ich całe przyszłe życie w zależności od terenu zamieszkania. My słyniemy ze zręczności i zwinności, w północy od małego uczy się przyszłych wojowników pływać, południe szczyci się odpornością na niskie temperatury i niebywałą ostrożnością, a mieszkańcy klanu lasu podobno świetnie się wspinają. Dlatego stworzenia z poza plemion nie są... jakby to ująć, pożądane.
Kotka wpatrywała się we mnie uważnie, trawiąc to co usłyszała. W rzeczywistości ani ja, ani ona nie pochodziłyśmy ze wschodu, więc można by nas przyporządkować do grupy  "niepożądanych". Widząc, że ona również to zauważyła, postanowiłam dla otuchy zdradzić jej moje wątłe pochodzenie, biorąc pod uwagę moją teraźniejszą rangę.
- Ja też się tu nie urodziłam, a sama widzisz kim jestem, z resztą wielu słynnych wojowników w przeszłości pochodziło od dwunożnych - Charlotte rozchmurzyła się, ale po chwili znów wydała się czymś zaniepokojona.
- Dlaczego nie wolno spotykać się z kotami zza granicy? - spytała powoli.
- Nie tyle spotykać się co nawiązać z nimi jakichś głębszych relacji. Kodeks nakazuje nam w razie takiej konieczności walczyć w obronie swojego klanu, a walka z kimś bliskim... nie byłaby dla nikogo łatwa - powiedziałam pragnąc brzmieć pewnie co nie okazało się takie łatwe.
Liliowy Sierp postanowiła zostawić ten temat i zająć się czymś innym. Zaczęła spoglądać w niebo, na którym pojawiły się już pierwsze gwiazdy.
- Moi byli dwunożni czasami zabierali taki dziwny przyrząd, przykładali do niego oczy i sami je obserwowali - powiedziała patrząc w niebo jak oczarowana - robili to co wieczór, czasami brali mnie ze sobą na dwór, żebym również mogła sobie popatrzeć chociaż zazwyczaj kończyło się na tym, że usypiałam im na rękach.
Aby dojrzeć oddalone od nas punkciki samica musiała mocno zmrużyć ślepia, które błyszczały błękitną poświatą. Jej smutny uśmiech sprawił, że mimo braku jakiegokolwiek kontaktu z jej właścicielami zaczynałam ich szczerze nienawidzić. Kocica spuściła wzrok, i kładąc się na trawie całkowicie zamknęła oczy.
Nie ufaj nikomu, a w tedy nikt nie będzie mógł cię zranić, powtórzyłam sobie w duchu po raz kolejny.

<Charlotte?> 

2183 słowa • Płomienne Pióro zyskuje 21 pkt.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz