Narracja
trzecioosobowa
Płomienne Pióro nigdy nie oczekiwała za wiele od byłych
pieszczochów. Wiedziała i rozumiała to, że sposób, w jaki zostali wychowani,
drastycznie różnił się od dorastania w klanie. Dawne pupilki dwunożnych w
większości przypadków nie potrafiły skutecznie polować, a codzienna rutyna
panująca wśród wolnych kotów zdawała się dla nich czymś surrealistycznym, jak
gdyby łaszenie się do istot, kilkanaście razy wyższych od nich samych, było
czymś normalnym.
Mimo wielu styczności z takimi członkami klanu ruda musiała
przyznać, że Liliowy Sierp należała do przypadków ekstremalnie beznadziejnych.
Widząc jej minę po kontakcie z wodą, po raz tysięczny
zaczęła zastanawiać się, czym tak sobie zawiniła, że los postanowił zesłać na
jej drogę akurat tę kotkę. Przez kilka następnych minut siedziała na brzegu i
przyglądała się Charlotte, próbującej przyzwyczaić się do temperatury panującej
w potoku, poprzez stopniowe zagłębianie się w nieco głębsze miejsca. Był to
wyjątkowo żenujący widok. W końcu zaczęła się nawet zastanawiać, czy aby nie
odwołać spotkania. Już miała wołać swojego brata, gdy w jej głowie zrodził się
inny, okrutny, plan.
Podniosła się na równe nogi i w ciszy zaczęła posuwać się w
stronę niebieskookiej, która zajęta sobą nie zwróciła na nią uwagi. Gdy była
już wystarczająco blisko, nie myśląc za wiele, rzuciła się na przerażoną kotkę,
z której ust wyrwał się wrzask tak głośny, że nie zdziwiłoby ją, gdyby na
następny dzień dostała raport o braku jakiejkolwiek zwierzyny w obrębie całego
klanu. Miejsce, w którym się znajdowały, nie było głębokie, na stojąco
dorosłemu wojownikowi sięgało maksymalnie do brzucha... a przynajmniej tak to
wyglądało z perspektywy zastępczyni. Trzeba było bowiem zaznaczyć, że mało kto
dorównywał jej wzrostem, za to jej towarzyszka należała do grupy tych dziwnych
krótkonożnych stworzonek, które mimo wielkich chęci, nie zawsze dało się
traktować poważnie. Tak więc samica wylądowała po uszy w zbiorniku, dodatkowo
podtrzymywana przez zielonooką. Rzucając się na wszystkie strony, niczym karp z
objawami ADHD, zdołała przypadkowo kopnąć starszą w głowę i w nienaturalnie
szybkim tempie wyprostować się, oddalając się od niej na długość zajęczego
skoku. Ociekając wodą i dysząc ciężko, powoli podniosła głowę, napotykając na
drodze wzrok Płomiennego Pióra, która uśmiechała się do niej delikatnie, jakby
nic się nie stało.
W jednej chwili całe przerażenie z niej wyparowało,
ustępując miejsca prawdziwej wściekłości.
- CZY TY JUŻ KOMPLETNIE ZWARIOWAŁAŚ?! MOGŁAŚ MNIE ZABIĆ! -
krzyknęła, idąc w jej kierunku. Słysząc to, uśmiech opuścił jej twarz. Patrząc
jej prosto w oczy, z powrotem można było zauważyć w nich jedynie obojętność i
chłód. Nie trwało to jednak długo.
- Marzę o tym, odkąd cię poznałam - stwierdziła poważnie, by
chwilę później odwrócić się tyłem do długowłosej i wybuchnąć śmiechem.
Spodziewała się usłyszeć od szylkretki jakąś wredną
odpowiedź na temat jej słów, ale zamiast tego kotka cicho westchnęła i
podbiegła do niej, aby mogły iść w równym tempie. Patrząc w jej stronę, mogła
dostrzec, że na jej pyszczku widnieje lekki uśmiech. Nie wiedziała, co powinna
zrobić, zdecydowanie nie takiej reakcji się spodziewała.
Szły w milczeniu w kierunku, do którego udał się Ognista
Łapa. Nie była to jednak ta niezręczna cisza, podczas której obie strony
próbowały na siłę wymyślić jakiś temat do rozmowy. Przeciwnie. Słowa w tamtej
chwili wydawały im się zbędne, jakby każdy dźwięk mógł przyczynić się do
pęknięcia szklanej bańki komfortu, w której się znajdowały.
Mimo tego, po pewnym czasie samicę zaczęło to przytłaczać.
Może zabrzmi to głupio, ale zachowanie pieszczocha nie dawało jej spokoju,
dlaczego do cholery się uśmiechała? Zdając sobie sprawę z tego, że
prawdopodobnie nigdy się tego nie dowie, postanowiła przerwać w końcu
otaczające je milczenie.
- Czyżby już nie było Ci tak zimno? - rzuciła od niechcenia,
sprawiając, że pyszczek Liliowego Sierpa zaczął niekontrolowanie otwierać się i
zamykać. Wyglądała jak ryba, która po wyciągnięciu z morza jest zbyt
oszołomiona, by trzeźwo myśleć.
- Ty wredna...
- Ja tylko stwierdzam fakty.
- Nie wierzę, że próbowałaś mnie utopić z takiego powodu!
- Nie próbowałam cię utopić - poprawiła swoją rozmówczynię -
chciałam tylko, abyś w końcu się ruszyła. To wojna, pamiętasz?
Gdyby wzrok potrafił zabijać, zastępczyni już leżałaby
martwa. Młodsza jeszcze przez chwilę intensywnie się w nią wpatrywała, po czym
ponownie skupiła swoją uwagę na drodze.
Oddaliły się już od wodopoju i aktualnie przemierzały jedną
z wielu łąk, znajdujących się na terenie Ekialdeii. Porastało ją sporo roślin,
ale najbardziej widoczne pozostawały jaskry, których żółte kwiaty intensywnie
mieniły się w promieniach słońca. Samica schyliła głowę, zerwała jeden z
kwiatów i wplątała ją w sierść nad uchem wojowniczki. Ta wydawała się nieco
zaskoczona tym gestem, ale o dziwo nie protestowała.
- Naprawdę czasem nie potrafię cię zrozumieć - zaczęła
niebieskooka - jeszcze chwilę temu chciałaś wysłać mnie na tamten świat, a
teraz próbujesz zrobić ze mnie przenośną łąkę.
Rudowłosa mimowolnie przewróciła oczami.
- Będziesz mi to wypominać do końca życia?
- Nie - odpowiedziała stanowczo, odskakując od swojej
znajomej, która niebezpiecznie zbliżała się do niej, dzierżąc w pysku kolejną
wiązankę kwiatów - To byłoby dla Ciebie za dobre. Zamierzam nękać cię nawet po
śmierci.
Płomienne Pióro nie mogła ukryć rozbawienia, które wywołał u
niej komentarz samicy. Na moment zapomniała o wszystkich problemach, które
codziennie nękały jej umysł. Chciałabym móc powiedzieć, że przebywając na
polanie, ponownie przypomniały jej się dni młodości, podczas których nie
musiała niczym się przejmować, nie wiedziała jeszcze, co ją czeka. Niestety to
niemożliwe. Kotka nigdy nie zasmakowała walorów młodego życia. Myśląc o
przeszłości, na myśl przychodził jej jedynie okres, w którym została porzucona,
chłodne, bezlitosne oczy jej biologicznego ojca, który nie miał żadnych oporów
przed wyrzucaniem swoich własnych dzieci na pewną śmierć.
W tym samym momencie drastycznie oddaliła się od
niebieskookiej. Co ona właściwie wyprawiała? Charlotte była dla niej
praktycznie obca, znały się zaledwie kilkanaście dni, przy czym przez większość
czasu miała nadzieję, że uda jej się od niej uwolnić. Dlaczego więc, będąc w
jej towarzystwie, tak łatwo przyszło jej na moment zapomnieć o całym świecie?
Dlaczego do
cholery się uśmiechała?
- Płomienne Pióro? - głos szylkretki nie był już tak pewny
siebie, jak przedtem. Musiała zauważyć zmianę w zachowaniu jej towarzyszki i
stojąc nieruchomo, przyglądała się zielonookiej, posyłając jej nieme pytania.
W tym samym momencie do ich uszu dotarł jakiś dziwny
odgłos... coś jakby śmiech.
Niewątpliwie jednym z dwójki śmiejących się kociaków był
Ognista Łapa, drugim uczniem (a raczej uczennicą) okazała się Porzeczkowa Łapa,
o wiosnę młodsza od niego ładna kotka, o ciemnoszarym futrze i brązowych oczach.
Młode koty bawiły się w najlepsze, nie zwracając najmniejszej uwagi na ich
obserwatorów.
Zastępczyni na ten widok szczęka opadła.
- Czy to nie jest czasem twój brat? - spytała głupio
mniejsza.
Odpowiedź, której udzieliła jej Płomienna, wcale nie
wykazywała się większym poziomem intelektualnym, mianowicie było to tępe
„ehe... chyba tak”
Szybko jednak się otrząsnęła, gdy do jej nozdrzy dotarł
ostry zapach dymu.
- Czekaj, też to czujesz?
- Czyżby dotarł już do Ciebie silny odór miłości? - Liliowy
Sierp uśmiechnęła się przebiegle, na co siedząca tuż obok niej samica,
zareagowała, posyłając jej mordercze spojrzenie.
- Nie. Podejrzewam, że nawet coś tak prymitywnego, nie
śmierdzi tak paskudnie.
- Oj, pogódź się po prostu z tym, że nawet twój kilkakrotnie
razy młodszy brat ma lepsze życie miłosne od Ciebie - stwierdziła dobitnie,
utwierdzając rudą w przekonaniu, że jeśli jeszcze kiedyś przyjdzie im przebywać
nad wodą, na próbie utopienia się nie skończy.
Wtem również ona musiała wyczuć wynoszący się w powietrzu
odór, ponieważ marszcząc nos, zerknęła za siebie, a jej oczy w tamtym momencie
wyrażały jedynie przerażenie. Widząc jej reakcję, ruda również przechyliła
głowę do tyłu.
Jedne było pewne, jeszcze nigdy nie sądziła, że kiedykolwiek
przyjdzie jej na własne oczy oglądać coś takiego.
Cała polana została pochłonięta przez szalejące języki
ognia. Miejsce, w którym jeszcze chwilę temu stały, płonęło, a z każdą sekundą
zasięg terenu objętego pożarem się powiększał. Gdyby nie opanowanie, które
wróciło do niej natychmiast po usłyszeniu krzyku Porzeczkowej Łapy,
prawdopodobnie wraz z Liliowym Sierpem stałyby tam, aż całkowicie by się nie
usmażyły.
Zastępczyni kazała długowłosej uciekać i zawiadomić o
wszystkim przywódcę, podczas gdy ona wyznaczyła sobie za cel przeniesienie
uczniów w bezpieczne miejsce.
W tamtym momencie nie wiedziała, jak wielkie szkody wyrządzi
nagły kataklizm.
Nie wiedziała też, że w poszukiwaniu bezpiecznego miejsca
będą musieli udać się poza granice własnego klanu.
<Liliowy
Sierpie?>