Od Kruczej Mgły


Możesz mnie znienawidzić
Możesz mną pomiatać
Możesz się ze mnie nabijać
Nie wpłynę na to
Ale nie próbuj mnie zmieniać


Narracja pierwszoosobowa


- Jak mogliście im pomóc? Zapomnieliście już co nam zrobili?! - wysyczałam, gdy w końcu mogłam dojść do głosu. Wojownicy właśnie wrócili z patrolu, który zakończył się bitwą Bezgwiezdnych z klanem lasu. Ważne wieści zwykle bardzo szybko się roznoszą dlatego o pomocy, której grupa naszych kotów udzieliła Thiarowi dowiedział się już chyba każdy. Szary Świt i Medziany Głóg, których spotkałam stali słuchając mnie z kamiennymi wyrazami twarzy. Pierwszy zabrał głos zastępca.
- Oczywiście, że pamiętamy jednak tamte koty były w niebezpieczeństwie. Bezgwiezdni nie są nawet uważani za klan, więc oczywistą decyzją było, że musimy im pomóc - odpowiedział spokojnie szarooki kocur.
- Dlatego tym bardziej powinniście stanąć po stronie Bezgwiezdnych! Pokonaliśmy już Thiar i jeśli trzeba zrobimy to drugi raz, a te niewierne koty są dla nas całkowitą zagadką. Nie wiemy jacy są silni i kiedy nas zaatakują, a przez ten incydent to napewno się stanie. Nie sądzę również by Burzowa Gwiazda był wam wdzięczny za tą pomoc - wrzeszczałam w przypływie złości na stojących przede mną wojowników.
- Natomiast ja nie sądzę by słuchanie tej wariatki miało nam w czymkolwiek pomóc, Szary Świcie chodźmy już - powiedział agresywnie Medziany Głóg. 
Wariatka... tego jeszcze brakowało, by zaczęli obwiniać mnie o stratę zmysłów. Nie wytrzymałam i cały żal razem ze wszystkim co leżało mi na sercu wyleciało ze mnie w postaci kilku kipiących złością zdań.
- Klan zachodu odebrał mi wszystkie osoby, które kochałam! Nie masz prawa nazywać mnie wariatką bo nie wiesz jak to jest. Masz  rodzinę, która cię wspiera, a mojej już tutaj nie ma. Nie wiesz jak to jest zastanawiać się jaki sens ma twoje dalsze życie i czy komukolwiek na nim zależy, bo jesteś o tym uświadamiamy każdego dnia. Twoja partnerka i twoje dzieci codziennie cię wspierają, podczas gdy ja mogłabym o tym tylko pomarzyć, a najgorsze jest to, że to marzenie mogło się spełnić, gdyby nie Thiar... Może oszalałam, ale nie zamierzam wspierać osób, które zabrały mi wszystko! - wykrzyczałam z trudem powstrzymując napływające do moich oczu łzy. Nie. Nie będę płakać.
- Krucza Mgło ja... - odpowiedział speszony kocur
- Zgadzam się z moją mentorką - powiedział nagle Akacjowa Łapa, którego dopiero teraz zauważyłam. Nie wiedziałam ile procent z naszej rozmowy usłyszał i co w związku z tym sobie o mnie pomyśli, ale sama jego obecność dodała mi otuchy - Bezgwiezdni puki co nie są do nas agresywnie nastawieni, za to klan zachodu tak.
Po tych słowach nastała niezręczna cisza, podczas której każdy z nas przyglądał się pozostałym, próbując wyczytać coś z ich twarzy.
- Ja nie sądzę by był to dobry moment na omawianie tak ważnych spraw. Dziękuję wam za opinię jednak nie zmienimy już przeszłości, ale za to przyszłość jest w naszych łapach. Decyzja jaką podejmiemy w tej sprawie zależy też od innych członków klanu jak i, a raczej przede wszystkim przywódcy - "Hmm, a przez kogo Lśniąca Gwiazda nie jest w stanie pełnić swoich obowiązków? Oczywiście lidera zachodu!" - Pomyślałam jednak nie śmiałam wypowiedzieć tego na głos, miałam już dość kłótni na dzisiaj - Na chwilę obecną myślę, że powinniśmy być neutralnie nastawieni do zaistniałej sytuacji - powiedział pewnie Szary Świt, jednak w jego głosie dało się wyczuć lekkie poddenerwowanie.
- Jeśli ktoś z was by mnie potrzebował będę w legowisku wojowników, muszę sprawdzić jak czuje się Ćmie Skrzydło - oznajmił Szary Świt po czym odszedł, a w ślad za nim poszedł Miedziany Głóg zostawiając mnie z Akacjową Łapą samych.
Cisza która otaczała nas w drodze na dzielenie języków była strasznie nie podobna do zwykle energicznego i pozytywnie nastawionego do wszystkich spraw płowego kocura, który wydawał się wręcz smutny. Nie wiedziałam o co mogło mu chodzić dopóki dokładnie nie przeanalizowałam słów, które chwilę temu powiedziałam.
Bez względu na okoliczności dałam się ponieść emocjom, czego zazwyczaj nie robię i udało mi się powiedzieć coś czego nie powinnam. Naturalne było, że Akacjowa Łapa mógł poczuć się zraniony nawet jeśli tak dobrze ukrywał to przed starszymi kocurami. 
- Przepraszam... Źle to wszystko ujęłam. Jesteś dla mnie naprawdę ważny, nawet jeśli Ci o tym nigdy wcześniej nie mówiłam miałam nadzieję, że to wiesz - mruknęłam cicho na co uczeń nieco się rozchmurzył.
- Nic nie szkodzi. Nie powinienem brać sobie wszystkiego tak bardzo do serca, bardzo cię lubię Krucza Mgło może to dlatego... strasznie dziwnie patrzy się na ciebie gdy przyznajesz się do błędu, masz się natychmiast wyprostować i nie robić z siebie błazna - odpowiedział śmielej Akacjowa Łapa na co przewróciłam oczami.
- Właściwie to chciałam Ci coś wyznać, powinnam zrobić to już wcześniej, ale jakoś nigdy nie było ku temu okazji. Myślę, że to już odpowiednia pora byś stał się wojownikiem - powiedziałam i widząc ogłupiałą minę mojego ucznia parsknęłam śmiechem.
- Mówisz poważnie? J-ja nie wiem czy jestem już na to gotowy...
- Och błagam Cię oczywiście, że jesteś. Z resztą ten trening trwał już zdecydowanie za długo, jeśli dobrze pamiętam masz już na karku wiosnę i cztery księżyce. Gdyby nie wojna od dawna byłbyś wojownikiem.
- Zgadza się...będzie mi ciebie brakować.
- Mówisz to tak jakbyśmy mieli się już nie spotkać, a przecież wiesz, że to nie prawda.
- Niby tak, ale to nie będzie to samo.
- Kim jesteś i co zrobiłeś z Akacjową Łapą? - zaśmiałam się - "masz natychmiast się wyprostować i przestać robić z siebie błazna" - zacytowałam słowa ucznia i tym razem to on wywrócił oczami
- Każdy się zmienia - odpowiedział pewnie kocur z uśmiechem na pysku.
- Ale ja nadal pozostanę twoją zdesperowaną, nie radzącą sobie z emocjami mentorką 
- Nie mam nic przeciwko!

-•-

Dwie noce później stałam już przed miejscem ceremonii obserwując mojego byłego ucznia. Testy przeszedł szybko i bez problemu w co z resztą nie wątpiłam. Wokoło zebrały się wszystkie koty, które jeszcze nie wyruszyły na polowania i patrole, a na kamieniu przywódców można było zobaczyć dawno nie widzianego Lśniącą Gwiazdę, który jeśli wierzyć w tłumaczenia Szarego Świtu uparł się by mimo wątłego zdrowia odprawić ceremonię.
- Ja, Lśniąca Gwiazda, przywódca Gauerdii, wzywam naszych wojowniczych przodków, by spojrzeli na tego ucznia. Ciężko pracował, by zrozumieć wasz szlachetny kodeks, więc polecam wam go jako wojownika. Akacjowa Łapo, czy obiecujesz przestrzegać kodeksu wojownika, chronić i bronić go nawet za cenę życia? 
- Obiecuję - odpowiedział pewnie kocur 
- A zatem mocą Klanu Gwiazdy nadaję ci imię wojownika. Akacjowa Łapo, od dziś będziesz znany jako Akacjowy Zmierzch. Klan Gwiazdy honoruje twoją odwagę i determinację, a my witamy cię jako pełnoprawnego wojownika Gauerdii.
Lider naszego klanu zgodnie z zasadami po odmówieniu słów ceremonii zbliżył się do szczęśliwego wojownika i dotknął nosem jego sierści. Po tej czynności koty zaczęły wiwatować i wykrzykiwać imię Akacjowego Zmierzchu. Nigdy nie sądziłam by takie zdzieranie sobie gardeł było konieczne, jednak w tamtej chwili miałam ochotę uświadomić wszystkich zebranych, że to mój uczeń i mój powód do dumy.  

1103 słowa • Krucza Mgła zyskuje 11 pkt.

Od Bursztynowej Pręgi

 

Rudy kocur nigdy nie myślał, że jego życie może zmienić się tak szybko. Dwa dni temu był niczym nie wyróżniającym się uczniem - teraz miał cudowną dziewczynę i był wojownikiem, który razem z dwójką najlepszych przyjaciół ocalił Porzeczke... 
- mrrrr... - czarna kotka wtulona w jego sierść dała o sobię znać, i choć kocur myślami był daleko, mimowolnie zamruczał. 
Spędzili tu jeszcze kilka długich, kojący zmęczenie i odprężających minut, a potem ruszyli w kierunku obozu. Bursztynowa Pręga wspiął się szybko na drzewo i złapał wiewiórkę, a Morska Otchłań wyskoczyła i jeszcze w powietrzu zabiła dorodnego wróbla. 
Wrócili do obozu ze zdobyczami, więc nikt nie czepiał się ich nieobecności. Jastrzębia Łapa dopiero teraz złapał ich by pogratulować udanej misji, oczywiście było również kazanie od Burzowej Gwiazdy. 
  -W każdym razie było warto ocaliliśmy kociaka, nie tylko przed tymi całymi bezgwiezdnymi  ale też przed dwónożnymi, gdyby nas tam nie było złapali by Porzeczke i kto wie co jej zrobili... - powiedział Złote Futro, gdy jedli posiłek, a zielonooka i jej kocurek czule wylizywali sobię na wzajem zmierzwioną sierść - ale jesteście uroczy, dla mnie nie ma kotki - mruknął. 
-  E tam, napewno sobię kogoś znajdziesz - pocieszyła go Otchłań. 
- Poszlibyście na patrol wieczorny? - zapytał Cierniowy Lis. 
  - Jasne - odpowiedział Bursztynowa Pręga. 

-•-

Trzy koty biegły po granicy z klanem północy. Usłyszały szelest i poczuły zapach zwierzyny, ale martwej. Bursztynowa Pręga wyostrzył węch na 100% i poczuł zapach, który już tak dobrze znał, zapach bezdwiezdnych... 
Przyjrzał się i zobaczył, że zza każdego krzaka, czy drzewa przygląda mu się kilka par oczu. Odwrócić się i zobaczył kolejne kilka kotów. 
- Biegnij po pomoc, Otchłań! - szepnął rudy wojownik, po czym razem z bratem wyciągnęli pazury.
 Kotka odbiegła, a oni zostali z mnóstwem wrogich wojowników. Pierwszy zaatakował duży szaro-brązowy kocur, a zanim skoczyło kilka innych. Bezgwiezdni myśleli, że to wystarczy, widać, ze nigdy nie walczyli z klanem Thiar. Zachodni odstraszyli garstkę kotów, ale co z resztą? Niewierzący skoczyli w stronę obozu tak, że bracia musieli usunąć się z drogi, jednak przywódca wrogiej armii zadbał o to by kilka jego kotów oszołomiło ich. Bursztynowa Prega i Złote Futro na pewno żałują, że nie mogli walczyć u boku przyjaciół, gdy ci biegnąc z odsieczą wpadli na armie bezgwiezdnych. 
Rwący Nurt,  Nocna Zorza, Czarne Futro i jastrzębia Łapa, z Morską Otchłanią na czele. Na ucznia rzucił się ów duży szaro-brązowy kocur. Zwinny uczeń rozdarł mu ucho. Skoczył znowu, tym razem wbijając w bok ucznia wszystkie pazuzy. ,,tu obok walczy Nocna Zorza, dlaczego nie pomoże, moja matka.’’ ,,wszyscy są zajęci walką, już nie żyję.” – myślał Jastrzębia Łapa, gdy wrogi wojownik podniósł łapę by wbić pazury w jego, już poraniony brzuch…
W tym momencie na polanę wbiegła garstka tak potrzebnych do pomocy kotów - zjawił się klan północy, któremu bezgwiezdni dali w kość kradnąc zwierzynę i podobnie jak w przypadku klanu zachodu, próbując porwać czarnego kociaka. Ów wielki bezgwiezdny obrócił się, lecz, za późno, wojownik Gauerdi był już w powietrzu. Po chwili bezgwiezdni podwinęli ogony i uciekli. Choć niewierzących było trochę więcej, przegrali ze względu na nieprzystosowanie do leśnych warunków i niezbyt ostre pazury. Po wypędzeniu intruzów klany północy i zachodu, rozeszły się w stronę swoich obozów jak gdyby nigdy nic. Choć nie byli w najlepszych stosunkach po niedawnej wojnie, toczyła się walka w której nie brał udziału ich klan, mogli stanąć po której stronie chcieli, a wybrali drugi leśny klan…

-•-

Bursztynowa Pręga obudził się dopiero w obozie do którego zaniosła go zielonooka.
- Otchłań, jak dobrze, że jesteś, kto wygrał? – przywitał ją kocur.
  - My, głuptasie, ale marnie by się to skończyło gdyby nie przyszedł nam z odsieczą patrol Gauerdii – szepnęła swoim szumiącym głosem kotka. – Powinniśmy być im wdzięczni, bo pomimo nie za dobrych stosunków, ocalili Jastrzębiom Łapę… -dodała
  -Hej? – miałknęło cos za jego plecami. Wojownik obrócił się i ujrzał mocno poranionego ucznia. 
- Przepraszam, to moja wina – szepnął ze współczuciem.
- Nie obwiniaj się – mruknął wojownik – najwyraźniej nie walczyłem dość dobrze, ale jak jeszcze raz zobaczę tego kocura, to wąs z niego nie zostanie – warknął z wesołą i zarazem wyzywającą miną.
- Przykro mi to mówić, ale uważam, że to nie koniec walki z bezgwiezdnymi, pamiętasz jak porwali kociaka, tylko po to, by tańczyć i śpiewać wokół niego? Mają dziwne obyczaje, co to znaczy ,,Czarna noc ocali klan, czarna noc bez gwiazd”? Czy oni myślą, ze czarne koty mają jakąś ,,antygwiezdną” moc? – mówiła kotka powoli jakby sama nie rozumiała swoich słów. – zapoluję dla ciebie – dodała, po krótkim namyśle.
- A jeśli znowu się z nimi spotkasz? – spytał zaniepokojony Pręga.
- Mysi móżdżku, czy ja ci wyglądam na kogoś kto da się złapać? – zamruczała z rozbawieniem kotka – Zgubię ich, jestem szybka i rozmyje trop mieszając go z innymi i skacząc, nie jestem taka głupia jak myślisz. – dodała z udawaną irytacją, po czym wybiegła na polowanie.
 Po pół godziny zamartwiania się, Morska Otchłań wróciła ze świeżymi zdobyczami. Zaniosła je do legowiska uzdrowicielki by dać kotom, które nie mają siły opuścić go i same sobie przynieść, po czym usiadła pomiędzy przyjaciółmi.
- Miło jeść razem, nie mieć zmartwień, leżeć tylko…prawda? – spytała zielonooka.
- Tak to prawa, tylko że my mamy zmartwienia… - westchnął bursztynowy wojownik.
Kotka zamyśliła się.
  - Bądźmy „gwiezdni”. – powiedziała po chwili.
  - Co?- spytały wszystkie trzy koty jednocześnie.
  - No nasza ekipa. Ekipa, klubik, grupa. No wiecie, nasza nazwa.
  - Też w niej jestem? – spytał z podekscytowaniem Jastrzębia Łapa.
  - Jasne cała nasza czwórka: ja, Bursztynowa Łapa, Złote Futro i ty. – powiedziała kotka. – i… jeśli się zgadzacie… to może Pręga był by szefem? No wiecie jest niezły… już dwie misje przetrwaliśmy pod jego… dowództwem – niepewnie zasugerowała kotka.
  - Jasne.
  - Niech będzie.
  - Dzięki. – zamruczał szef Gwiezdnych. – No to co mogę więcej powiedzieć, Gwiezdni na zawsze!


920 słów • Bursztynowa Pręga zyskuje 9 pkt.


Od Bursztynowej Pręgi

 

Narracja trzecioosobowa


Trzy koty wybiegły z obozu i skręciły w bok, podeszły do żłobka od tyłu i zaczęły węszyć. Dobiegł ich zapach brudu, potworów i... Dwunożnych. 
-To pieszczochy dwunożnych? - spytał Złote Futro. 
-Eeeee, nie znam tego zapachu - przyznał jego brat. 
- Ale śmierdzi dwunożnymi.. - upierał się kocurek. 
- Nie mamy pewności to przecież mogą być włóczędzy, którzy śmierdzą dwunożnymi. Przecież pieszczochy nie wchodzą do lasu, a nawet jeśli to na pewno nie dali by rady porwać kotki spod nosa jej matki i dwóch sióstr - próbował wytłumaczyć sytuacje Bursztynowa Pręga. 
- To bezgwiezdni - odezwała się kotka która dotychczas tylko patrzyła w niebo. 
- Co!? A ty skąd to wiesz!? - odezwali się bracia jednocześnie. 
- Kiedyś, kiedy byłam jeszcze uczniem poszłam na patrol z Rwącym Nurtem poczułam ich zapach i on powiedział mi, że są to bezgwiezdni - odpowiedziała zielonooka udając, że nie widzi ich zdziwiony min. 
- A gdzie jest terytorium tych całych bezgwiezdnych? - spytał lekko poirytowany Złote Futro. 
  -To wie tylko Klan Gwiazdy, a tak na serio to po prostu żadne z nas, lepiej pójdźmy za tropem... - odpowiedziała kotka, a oni przytaknęli. 

Trop prowadził ich zygzakami.Co jakiś czas udawało im się wyłapać słaby zapach Porzeczki, co potwierdzało ich najgorsze obawy, małej nie udało się uciec i teraz pewnie stoi po środku wielkiej gromady śmierdzących dwunożnymi, brudnych kotów. Gdy wyszli z lasu na tereny dwónożnych, zapachy wielu bezgwiezdnych mieszały się i nie pochodziły tylko od dwónożnych, krzyżowały się, zawracały i skręcały. Wybrali najświeższy trop i poszli nim w kierunku obozów bezfutrzastych . Teraz byli już na środku terenów dwónożnych. Zapach prowadził do dużego legowiska z cegieł. Ostrożnie weszli i ukryli się za dużym stosem kamienia, zza którego mieli świetny podgląd na scenę która rozgrywała się przed nimi.
 - Czarna noc ocali Klan, czarna noc bez gwiazd! Czarna noc ocali Klan, czarna noc bez gwiazd - wyły koty zebrane pod najwyższą z gór gruzu na której siedziała mała wystraszona kotka. 
Porzeczka zauważyła ich i pisnęła, wiedzieli to ponieważ na nią patrzyli, było za głośno by mogli to usłyszeć. 
Nagle rozległo się tupanie i głosy dwunożnych. 
- Eh, znowu te koty - powiedział jeden
- Jeśli będą tu mieszkały nie zapłacę całej ceny! - zagroził drugi. 
- Do jutra wszystkich się pozbędę, na zawsze. - obiecał pierwszy. 
- Mam taką nadzieje - odpowiedział drugi. 
W panicznej ucieczce koty wskakiwały na parapety i wspinały się za stosy kamieni. Ich śladem ukrył się również patrol który poszukiwał kotki, tylko ona została nie ukryta. Pisnęła cicho Bursztynowej Łapie nie trzeba było dwa razy powtarzać, skoczył, gotów odsłonić kotkę swoim ciałem.
Dwónożny wystawił rękę, by złapać go za kark, lecz jego towarzysze byli szybsi; skoczyli na twarz  bezfutrzastemu, tak, że zaczął wymachiwać rękami na oślep. Drugi dwónożny podszedł do Bursztynowej Pręgi i Porzeczki z miną najlepszego, (choć żaden z jego gatunku nie może być najlepszy) tym razem kot nawet się nie zastanawiał - wyciągnął pazury i obaj dwónożni skończyli tak samo. Gdy wreszcie się poddali koty na wspólny sygnał odskoczyły. Morska Otchłań chwyciła Porzeczkę za kark i wszystkie koty uciekły ile sił w łapach, albo raczej pobiegły by tak gdyby nie to, że drogę zagrodził im szereg wrogo nastawionych wojowników. Koty nawet nie zdążyły zaatakować ponieważ nagle pojawili się dwunożni, cali podrapani i czerwoni od krwi. Bezgwiezdni uciekli na boki a ekipa ratunkową popędziła do lasu. Dopiero w połowie leśnej drogi do obozu (w środku lasu) zatrzymali się i odetchnęli.
- Mogę już sama iść? - mruknęła młoda kotka. 
- Jasne, już niedaleko - opowiedział Bursztynowa pręga. 
Zaraz po wejściu powitała ich Szare Ucho. Zabrała Porzeczkę do legowiska, a zielonooka z chłopakiem wyszli na polowanie. Zatrzymali się przy strumieniu, słońce już dawno wzeszło, lecz przez gęste korony drzew przebijały się nieliczne płomienie. Czuli że mają kogoś jeszcze bliższego niż matka, czy brat, bratnią dusze, siebie. 

Otchłań wtuliła pysk w jego rudą sierść i zamruczała cicho. Bursztynowa Pręga cieszył się tą chwilą, chciał by trwała wiecznie...


624 słowa • Bursztynowa Pręga zyskuje 6 pkt.


Od Porannej Łapy


Zapomnij o tym co było, nie myśl o tym co będzie, żyj tym co jest.


Narracja pierwszoosobowa 


Mentor powiedział, że mam iść sprawdzić co ze starszymi. Wchodzę do legowiska starszych. 
– Dzień dobry! Jak się czujecie? - Mierzę wzrokiem starszych. Ćmie Skrzydło wygląda gorzej, niż zwykle.
 – Ćmie Skrzydło nie czuła się za dobrze.- Wilczy nos pokazał na czarną kotkę.
 – Czuje się dobrze, nie zawracaj sobie głowy mną.- Kotka ma chrypę. Mierzę ją wzrokiem. Jak to mam się nią nie przejmować? Jak? 
– Co się dzieje? - Kucam przy kotce. Jest cieplejsza, niż zwykle. Może ma gorączkę? Tak zakładam. 
– Zimno tu.- Narzeka czarna. Przecież ciepło jest! Czyli ma gorączkę.
 – Poczekaj, pójdę po Obłóczną Różę.- Wstaję i biegnę w kierunku legowiska medyków. Mam nadzieję, że nie poszła zbierać ziół. Wbiegam do mojego legowiska i rozglądam się. O nie! Nie ma jej! Co mam robić? Może ogórecznik? Tylko co jak podam jej złe zioła? Myśl! Skoro Obłóczna Róża poszła to ktoś z wojowników z nią poszedł. Łapy mi drżą. Wychodzę z legowiska, szukam wzrokiem medyka. Nie ma go tam. Czuje jak łzy zbierają mi się w końcikach oczu. Sama jej nie wyleczę, za mało wiem! Biegnę do wyjścia z obozu. 
– Gdzie idziesz Poranno Łapo?- Pyta się spokojnie Szary świt.
 – Ja-a idę-ę… szukać-ć Obłócznej-j Ru-uży, b-b-bo Ćmi-ie Skrzydł-ło ma gorączkę-ę i to-o wysoką.- Mówię przez łzy. Wlepiam wzrok w zastępcę. Na jego twarzy wymalowane jest zmartwienie. – Może wyślę kogoś by pomógł ci szukać? A ty zajmiesz się Ćmim skrzydłem? - Zastępca wstał. 
– Ja-a … nie-e umiem, boj-ję się że coś pomylę-ę.- Patrzę zapłakana w łapy. Nie umiem za dużo, niedawno zostałam mianowana. 
– Na pewno dasz radę.- Kocur staje obok mnie.- Nie ma czasu by szukać twojego mentora. Jego szukanie może długo zająć, jestem pewien, że dasz radę. Tylko się skup - uśmiecha się miło. On we mnie wierzy.
 – Dobrze-e pójdę po zioła i postaram się pomóc.- Odchodzę powoli od kocura. Podam jej ogórecznik i miód. Słyszę, że Szary Świt też odchodzi. Wchodzę znowu do legowiska. Gdzie jest ogórecznik? Szukam wzrokiem małych niebieskich kwiatków. Są! Podchodzę i biorę kilka na liść bluszczu. Jeszcze miód. Szukam wzrokiem po zapasach, rumianek, pajęczyny gdzie jest ten miód?! Wzdycham. Nie znajdę go, nie mam czasu. Biorę ogórecznik i wychodzę z legowiska. Nie słyszę nic. Podbiega do mnie Liść Bluszczu.
 – Co się dzieje z Ćmim Skrzydłem?! I czemu nie ma tu medyka?! - Mierzę go zmartwiona wzrokiem, no tak. W końcu jest synem starszej.
 – Ma wysoką gorączkę. A nie ma innego medyka w obozie, więc póki nie ma Obłócznego Róży to ja muszę jej pomóc.- Wzdycham wymijając kocura. Muszę jej jak najszybciej pomóc.
 – To idź jej szukać!- Warczy wojownik. – Szary Świt kazał mi pomóc jej, a nie szukać. - Warczę wchodząc do legowiska starszych. Czarna kotka zaczęła kaszleć. O nie! Kładę przed nią ogórecznik. 
– Proszę zjedz.- Patrzę na nią błagalnie. Kotka patrzy na mnie zmęczona i macha głową na nie. 
– Mamo proszę!- Wbiega Liść Bluszczu. – Przynieś wodę! Jak najszybciej jak możesz!- Patrzę na rudego wojownika. Ten popatrzył na mnie krzywo.- Jestem uczniem medyka i na pewno mam większą wiedzę na temat roślinek! Więc szybko! - Wrzeszczę już. – No spokojnie koteczko - Starsza je kwiatki - Nie musisz tak krzyczeć. 
– Przepraszam - Patrzę na nią. Mam nadzieję, że jej to pomoże. Może dam jej jeszcze nasiona maku? Nie. To ją uśpi szybciej. Nie wiem, co robić. Do legowiska wszedł wojownik. Obracam głowę. Ma mech z wodą! Podchodzi do starszej i kładzie jej przed pyszczkiem. 
– Pij proszę - Patrzy na nią smutny. Chciałabym umieć pomagać, tak jak prawdziwa medyczka. Na razie jestem w stanie jedynie pomóc trochę. Wojownik dyszy ze zmęczenia.- Spotkałem po drodze Obłoczną… Różę, po-poszła do-do legowiska medyków po coś-ś. Przyszła! To cudownie!
 – To dobrze, odpocznij. Musiałeś się zmęczyć.- Parzę ku wyjściu. Kiedy on przyjdzie? Miała wysoką gorączkę, więc jak jej nie zbijemy na czas to zacznie polować z klanem gwiazdy. 
– Ale jak coś się stanie?- Patrzy na mnie nie zrozumiało. – To i tak nic nie pomożesz - Wbijam pazury w ziemię. 
– Co podałaś Ćmiemu Skrzydłu?- Mentor wlepił we mnie nieprzyjemny wzrok. Co złego zrobiłam?
 – Ogórecz-znik - Opowiadam po chwili.
– Dobrze, dam jej tylko nasiona maku i czas pokaże - Daje starszej przed pysk kilka nasion maku. Kiwam głową na tak i wychodzę z legowiska. Czy ona przeżyje? Pewnie tak. Jednak czy dzisiejszy dzień nie mógł być… spokojniejszy? 
– Poranna Łapo? Pójdziesz zbierać zioła jeszcze?- Podbiega do mnie mentor. Patrzę na niego zmęczona, co mam powiedzieć? – No dobrze, ale które?
 – Nie narzekaj, może ogórecznika i kocimiętki poszukaj - Pcha mnie lekko mentor. – Po prostu bałam się, że coś źle podam. Ja tak mało wiem! - Patrzę na niego przerażona. Jak ja bardzo chcę płakać. 
– Jako medyk musisz być pewna twoich działań, od nich zależy życie innych - Mentor patrzy na mnie spokojnie. Kiwam głową na znak zrozumienia. 
– To ja pójdę szukać tych ziół, mogę już?- Uspokajam się powoli. Czemu ja mam takiego pecha? Wtedy jak ojciec dowiedział się, że czuje się kotką, jego zielone ślepia były straszne, boje się, że on mnie znajdzie.
 – Idź, zobaczę co jest z innymi kotami - Odchodzi. Czasami go nie rozumiem, chodź rozumie, że czuje się kotką. Bardzo go za to lubię. Idę spokojna do wyjścia, nikt mnie nie może zatrzymać. Mogę nawet wchodzić na tereny innych klanów! Jednak medyk powiedział bym uważała na tę zasadę. Kociaki Biegnącego Potoku mają już 3 księżyce, czasami są wkurzające.
 – Zioła są okropne! Tylko jakieś słabiaki je zbierają! - Krzyczy dumnie kocurek. Słabiaki?! Nie denerwuje się, jego matka cię chyba zabiję. Jednak jestem uczniem medyka! Nas się nie atakuje!
– Kto jest słabiakiem?! - Podchodzę blisko do kociaka - A jak cię bolał brzuch to kto ci pomógł?! Medycy mają ogromną wiedzę i potrafią leczyć wojowników! - Patrzę na niego wściekła.
 – Ale-e! Nie przecież musi-i być z tobą coś nie tak! W końcu jesteś kocurem, a czemu mówią do ciebie kotka! - ON! ON ŚMIE TAK MÓWIĆ?! Do kociaka podbiega jego matka. 
– Ja cię przepraszam za niego - Bierze kociaka w zęby - Nie przejmuj się nim, jeszcze będzie cię prosić o pomoc.
 – Wcale nie! - Wierci się w zębach kotki.
 – Nie słuchaj go Poranna Łapo, naprawdę za niego przepraszam!
- Biegnący Potok rzuca mi przepraszający wzrok – Spokojnie, może nie rozumieć - Uśmiecham się życzliwie i wychodzę po chwili z obozu. Kocham szukać ziół. Ogórecznik był chyba niedaleko rzeki? Czemu on każe mi robić tyle rzeczy? Jak ja nie pamiętam połowy!

 -•-

 Padam na legowisko padnięta, nigdy więcej tyle rzeczy! Zamykam oczy. Ciemność. Światło przebija się przez moje powieki. Siedzę przed moimi rodzicami.
 – Mamo, tato … ja się czuje kotką.- mówię nieśmiało. Na twarzy rodziców maluje się zdziwienie. 
– CO?!- Wrzeszczy ojciec - Uciekajcie, bo was zabije! Patrzę na siostrę przerażona i uciekam z nią. Ramię w ramię biegniemy ile sił w łapach. Czemu on nie rozumie tego, że jestem kim jestem? Ojciec krzyczy coś do nas i słyszę jego łapy na ziemi. Zaczynam płakać. Podobno niedaleko są klany, może nam pomogą? Ojciec pazurami przejechał blisko mojego ogona, trafił jednak. Piszczę przerażona. Patrzę na siostrę. Ona jest też smutna. Do mojego nosa wpada zapachy jakiś kotów, czyli jesteśmy chyba w klanach. Ojciec przeleciał obok mnie. I ... rzucił się na siostrę. Ona nie żyje. Zatrzymuje się przestraszona. Nie mogę dalej biec. Ojciec ma krew na łapach i mordce. – Teraz czas na ciebie - Napina mięśnie. Obraz mi się zamazuje, czuje, że mam mokre na nosie. Łzy. Kocur skacze w moim kierunku. Dociskam oczy przerażona. Słyszę wrzaski ojca. Ktoś mi pomógł? Kulę się przerażona jeszcze bardziej – No spokojnie - Coś dotyka mojego barku. Czuje zapach kilku kotów.- Nie musisz się bać. Otwieram oczy powoli. Obok mnie jest kremowy kot. Nie wiem kim on albo ona jest. – Kim-m jesteś-cię? - Mówię cicho zapłakana. – Jestem Szary Świt, zastępca Gauerdi, a ty? - Patrzy na mnie spokojnie. – Jeste-em Fiołek, ale-e nie-e chce takiego imienia-a – Odwracam wzrok. Kocur spogląda na martwe ciało mojej siostry.
 – A kto to jest? - Pokazuje na moją siostrę.
– Stokrotka, moja-a siostra - Kulę się znowu bardzo.
 – Szary Świcie zostaw go w spokoju, potrzebuje odpoczynku! - Mówi wkurzona jakaś kotka.
 – Ja-a jest-tem kotką.- Wtrącam się nie pewnie. 
– No dobrze, zabierzemy cię do obozu dobrze? Muszę zobaczyć czy nic ci nie jest - Podchodzi do mnie i podnosi mnie.
 – Nie! Zostaw mnie! Ja chcę-e do sios-str-y! - Macham łapami by się wydostać.
 – Maluchu - Puszcza mnie lekko - Twoja siostra nie żyje, nie wróci do ciebie. Chcemy ci pomóc, zaufasz nam? - Liże mnie kot.
 – Czemu-u wa-am mam-m zaufać? Rodzi-icom zauf-fałam potę-em ojciec-c chci-iał mnie za-ab-bić! - Odchodzę kilka kroków w tył.
– Nic ci nie zrobię obiecuję, jestem Różany Obłok, medyk, czyli znam się na ziołach - Siada Medyk?
– Mówiłem wam, żeby nie tracić na tego przybysza czasu! Trzeba ją wygonić za granicę i po sprawie! - Biały kot mówi wściekły.
 – Zamilcz! - Szary Świt patrzy na niego wściekły - Mieliśmy dać zabić niewinnego kota? Nie tak cię szkoliłem! - Kładę głowę między łapki.
 – Nie słuchaj go - Podchodzi Różany Obłok. Patrzę na nią - Na prawdę możemy ci pomóc, masz ranę na ogonie i jesteś za mała by żyć sama.
 – Dóbr-że - Podchodzę do niej powoli. Uśmiecha się i bierze mnie za kark. 
– Idziemy, trzeba zdać raport!- Ogłasza zastępca i idzie za nami. Chce do siostry. Idziemy jakimiś terenami. Szary Świt wyprzedza mnie i medyka  i wchodzi do jakiegoś miejsca. Weszliśmy do tego miejsca. Ile tu kotów! Obserwuje koty. 
Medyk wchodzi do miejsca z ziołami. Jak tu ładnie pachnie! Kładzie mnie na mech. Jak tu miękko! 
– Opatrzę ci ranę na ogonie, dobrze?- Kiwam głową na tak. Medyk bierze jakąś pajęczynę i coś innego. Kładzie coś na ogonie. Piecze! Syczę z bólu - No spokojnie, poboli, poboli i przestanie. Otwieram oczy spocona. Czemu mi się to śniło znowu?!
– Poranna Łapo? Nic ci nie jest? Krzyczałaś przez sen - Medyk sortuje zioła.
– Bo śniła mi się śmierć siostry - Mamroczę cicho – Pamiętam ten dzień, wtedy gdy Szary Świt cię uratował - Patrzę na nią smutna - Dobrze, że Lśniąca Gwiazda pozwolił ci zostać.
 – Jestem mu wdzięczna, inaczej bym zginęła - Podnoszę się do siadu. Patrzę na swoją sierść. Moja płomienno ruda sierść. Piękna.
– No dobrze chodź zbierać zioła! Musisz się nauczyć radzić z przeszłością, wiem, że to nie łatwe jednak będziesz medyczką. Twoim zadaniem będzie pomoc kotom nie zależnie czy masz gorszy dzień, czy nie.- Wychodzi z legowiska. Jej rady są okropne.

1700 słów • Poranna Łapa otrzymuje 17 pkt.

Kalypso

 


Pkt: 68

Zmienia się pogoda, zmienia się świąt,
I ja zmieniam się wraz z nim

Płeć: Kocur
Imię: Kalypso
Wiek: 2 wiosny 6 księżyców 
Wygląd: Kalypso jest średniej wielkości kotem o krótkiej brązowej sierści ozdobionej licznymi pręgami. Ma długi, smukły ogon, różowy nos, oraz jasno zielone oczy.
Orientacja: heteroseksualny
Funkcja: wojownik
Pochodzenie: urodzony na terenie bezgwiezdnych 
Rodzina
• Matka - Willow, wiek: 4 wiosny 9 księżycy
• Ojciec - Agnus, wiek 5 wiosen 3 księżyce
• Rodzeństwo:
Matthew ♂️ wiek: 2 wiosny 3 księżyce
Partner: Wendy
Potomstwo: brak
Historia: Jako kocięta wraz ze swoim bratem byli rozpieszczani i traktowani przez swoich rodziców jak prawdziwe skarby. Zawsze trzymali się razem co w obecnej chwili również jest widoczne tylko nieco inaczej... Rodzice jacy byli tacy pozostali, nadal z całego serca kochają swoich synów i jak tylko mogą próbują ułatwić im życie. Jeśli chodzi jednak o Matthewa ten diametralnie się zmienił. Stał się arogancki i władczy, niektórzy wręcz bali się przebywać w jego towarzystwie, jedyną osobą której się zwierzał i podczas której towarzystwa zachowywał się normalniej był właśnie Kalypso. W ten sposób kocur dowiedział się o postanowieniach swojego brata, które kompletnie nim wstrząsnęły. O co chodziło? W co zamieszany był Matthew? Informacji tych zielonooki postanowił nie zdradzać, by nie nadwerężyć braterskiego zaufania i mówiąc szczerze bezpieczeństwa osób trzecich. Musiał to przyznać - jego rówieśnik był nieobliczalny. Póki nic się nie działo Kalypso zachowywał milczenie, na pytania odnośnie TEGO członka jego rodziny nie odpowiadał. Zamieszki jakie zaczęły powstawać zdawały się być dla niego obce, niewidoczne. Nie przypuszczał do czego może posunąć się jego brat. Wiedział jedynie, że wie o wiele za dużo.
Charakter: Z natury kocur stara się być miłym i pomocnym co doskonale mu wychodzi. Jest szczery i skłonny do współpracy, a w klanie cieszy się powszechnym szacunkiem prawie wszystkich kotów. Dlaczego prawie wszystkich? Z powodu poczynań Matthewa niektóre koty błędnie tkwią w przekonaniu, że Kalypso jest dokładnie taki sam jak jego brat i prędzej czy później wszystko wyjdzie na jaw. Zielonooki jednak się tym nie przejmuje, zwykle koncentruje się na rzeczach o wiele ważniejszych. Sprawach o których tylko on może wiedzieć. 
Kontakt: [dsc] Empire #6599

Od Bursztynowej Pręgi

 

narracja trzecioosobowa

Bursztynowy wojownik zamrugał kilkakrotnie, przeciągnął się i siadł prosto. Chwile później usłyszał szelest i na poranny patrol wyszedł Jastrzębia Łapa, wraz ze swoim mentorem, Mrocznym Pazurem. Przywitali się, (od jakiegoś czasu było już rano więc milczące nocne czuwanie się, skończyło) i odeszli. Młodzi wojownicy poczekali aż się, oddalą, po czym pobiegli do legowiska. Bursztynowa Pręga wyciągnął się na swoim posłaniu, pomimo że był już wojownikiem w legowiska uczniów, czuł się jak w domu. Wbrew zmęczeniu nie mógł zasnąć, postanowił więc poleżeć dla zregenerowania energii.
,,Są tu cztery miejsca, ponieważ Otchłań zostawiła swoje dla młodszych pokoleń, jeśli my też zostawimy, to kiedy Jagoda, Borówkami i Porzeczka zostaną uczennicami nie, będą, musiały robić sobie legowisk... Tak to dobry pomysł!, przecież dla nas to żadna trudność zrobić sobie nowe, a uczniowie nawet bez tego mają dużo obowiązków"- rozmyślał kot.

Już po 10 minutach razem z bratem układali się w nowych legowiskach. Bursztynowa pręga zasnął od razu,,to chyba kwestia tego, czy mam coś na głowie" - pomyślał po obudzeniu się, (nie miał koszmarów). Gdy wyszedł z dobrze osłoniętego od wiatru i deszczu legowiska wojowników, mimowolnie za drżał, prosto do ucha wleciała mu kropla wody. Nie miał co, że sobą zrobić więc skierował się w stronę żłobka, by oznajmić kotką, że po mianowaniu na ucznia (za 2 księżyce) będą miały już gotowe legowiska. Zanim jednak zdążył wejść, wpadła na niego Szare Ucho. W oczach królowej malowały się na przemiennie: dzikość, wściekłość i strach.
-Porzeczka zniknęła! - wydyszała.

Przez chwile, która zdawała się wiecznością, Bursztynowy wojownik, czół, się jak by miał pszczoły w mózgu, nie, on się czuł jak by w ogóle nie miał mózgu! Na szczęście po kilku sekundach opanował się. Zobaczył wchodzącą do obozu, wraz z dwoma wiewiórkami w zębach czarną kotkę.
-Otchłań! - odwróciła się w jego stronę — mogłabyś przeprowadzić Złote Futro?, jest w legowisku wojowników. - krzyknął.
-Pilne? - spytała.
-Tak.
-Już się robi.
Kotka popędziła do stosu, by odłożyć wiewiórki, po czym skierowała się w stronę legowiska.
Patrzył za nią aż jej ogon zniknął w wejściu, po czym zwrócił się do srebrno-szarej królowej.
-Zostaniesz w obozie, a my pójdziemy jej poszukać.
-To moje dziecko!
-A Jagoda i borówka nie są przypadkiem twoimi dziećmi?
-Są, al...
-Nie, żadne, ale, znajdziemy ją a ty musisz pilnować reszty, proszę cię, jeśli pójdziesz z nami one też mogą zniknąć.
-Masz racje, Bursztynowa Pręgo, to chyba jedyna cecha, której nie odziedziczyłeś po ojcu — rozwaga.
-Ekhhem — rozległo się za jego plecami.
Kot odwrócił się i ujrzał dwójka najbliższych, zarazem przyjaciół, znajomych, jak i ,,rodziny".
-Co jest? - spytał Złote Futro.
-Tylko nie panikujcie... - zaczął wojownik.
-Porzeczka zniknęła! - wyrwało się królowej.
Koty wpatrywał się w niego z przerażeniem .
-Spokojnie, znajdziemy ją — zapewnił. -Jastrzębia Łapo! - Zawołał kolegę. Jastrzębia Łapa spojrzał na niego, szybko wziął ze stosu wiewiórkę przyniesioną przez Otchłań, po czym podbiegł do nich.
-proszę, abyś został w żłobku i pomógł pilnować kotek, możesz jeść. -zwrócić się do ucznia wojownik.
-Jasne — odpowiedział uczeń, po czym zniknął w żłobku. Bursztynowa Pręga, Złote Futro i Morska Otchłań, trzy koty, które spróbują ocalić kociaka... Już duzi i świadomi zagrożenia, jednak nie zamierzają poddać się bez walki.
-Powodzenia..., niech Klan Gwiazdy będzie z wami... - krzyknęła kocica na pożegnanie.

522 słowa • Bursztynowa Pręga otrzymuje 5 pkt.


Od Bursztynowej Pręgi

 
Narracja trzecioosobowa

- Niech wszystkie koty, dość duże, by samodzielnie polować, zbiorą się pod wielkim głazem na zebranie klanu! - rozległ się głos Burzowej gwiazdy. Koty zaczęły wyłaniać się z legowisk i sunąć w kierunku wielkiego głazu, w mroku było widać ich ciemne sylwetki. Po chwili byli już wszyscy.
-Ja, Burzowa gwiazda, przywódca klanu Thiar, wzywam naszych wojowniczych przodków, by spojrzeli na tego ucznia. Ciężko pracował, by zrozumieć wasz szlachetny kodeks, więc polecam go wam jako wojownika. Bursztynowa Łapo, czy obiecujesz przestrzegać kodeksu wojownika? Chronić i bronić go nawet za cenę własnego życia?-Zapytał kot
-Obiecuję — odpowiedział pewnie uczeń.
-A zatem mocą Klanu Gwiazd nadaję ci imię wojownika. Bursztynowa Łapo, od dziś będziesz znany jako Bursztynowa Pręga. Klan Gwiazd honoruje twoją bystrość i siłę, a my witamy cię jako pełnoprawnego wojownika klanu zachodu — zakończył przywódca.
-Bursztynowa Pręga, Bursztynowa Pręga! - Skandowały jego nowe imię koty.

-Dziś mianuje dwóch wojowników — mruknął z wysokiego głazu kocur.
-Ja, Burzowa gwiazda, przywódca klanu Thiar, wzywam naszych wojowniczych przodków, by spojrzeli na tego ucznia. Ciężko pracował, by zrozumieć wasz szlachetny kodeks, więc polecam go wam jako wojownika. Złota Łapo, czy obiecujesz przestrzegać kodeksu wojownika, chronić i bronić go nawet za cenę życia?
-Tak, obiecuję — odpowiedział podenerwowany kot.
-A zatem mocą Klanu Gwiazd nadaję ci imię wojownika. Złota Łapo, od dziś będziesz znany jako Złote Futro. Klan Gwiazd honoruje twoją odwagę i wrażliwość, a my witamy cię jako pełnoprawnego wojownika klanu zachodu — Burzowa Gwiazda zakończył i tak jak poprzednio rozległy się wiwaty.

Członkowie klanu podchodzili do nowych wojowników i pojedynczo gratulowali im rangi. Wszyscy byli w dobrych humorach, z wyjątkiem Bursztynowej Pręgi. On jako jedyny myślał o ojcu, bo to on, gdy jeszcze żył Gepardzie Futro, wyobrażał sobie ceremonię mianowania, że tata będzie przy nim, że tata będzie najgłośniej krzyczeć, a potem złoży mu gratulacje jako pierwszy... ale wtedy był jeszcze kociakiem, dopiero co został uczniem i nie wiedział, że każdemu kotu grozi coś takiego jak śmierć...
Z zamyślenia wyrwała go Morska Otchłań.
- Hej, gratuluję, nie smuć się niedługo, odwiedzi nas wędrowny handlarz. -zamruczała kotka, czytając mu w myślach.
- Naprawdę? - spytał z niedowierzaniem.
- Tak, fajnie, nie? Będę miała kolejne skarpety dwunożnych do kolekcji — powiedziała swoim cichym podobnym do szumu fal głosem, którego używała, gdy chciała zrobić na kimś wrażenie, po czym mrugnęła zawadiacko i odeszła. Bursztynowa Pręga nie zdążył przemyśleć tego co, powiedziała do niego czarna piękność, ponieważ podszedł do niego były mentor.
- Jesteś gotowy na milczące czuwanie? -spytał.
Młody wojownik skinął głową i oddalił się w kierunku wejścia do obozu. Teraz będzie miał mnóstwo czasu na rozmyślania o pięknej kotce i o tym, co powiedziała. Siadł przy wejściu do obozu i zaczął, zastanawiam się jak zapytać zielonooką, czy chciałaby z nim chodzić. Z godziny na godzinę oczy zamykały mu się coraz bardziej, Aż w końcu pod wpływem zmęczenia i szumu wiatru zasnął...
-Pobudka zaraz będzie wychodził poranny patrol, a raczej nie, chcecie, by zastał was śpiących — obudziła ich Morska Otchłań.
Młodzi wojownicy musieli chyba wyglądać na pijanych, bo po dniu pełnym wrażeń i dwóch godzinach snu nie umieli utrzymać się na zdrętwiałych łapach. Bursztynowej prędze chyba coś odbiło z braku snu (albo kto wie, czy się nie upił w nocy...)
-Możemy być razem? - zwrócić się do kotki.
Zapadło milczenie. Które już po chwili przerwała zielonooka.
- Oczywiście, że tak mysi móżdżku, ale następnym razem, jeśli masz jakieś pytania to nie, zadawaj ich, gdy pół śpisz pół nie... -zamruczała z rozbawieniem kotka.
Trzy pierwsze słowa zadziałały na młodego wojownika tak pobudzająco, że natychmiast zerwał się, ustał dwie sekundy, po czym znowu ugięły się pod nim łapy.
- Nie tak prędko — uśmiechnęła się Otchłań — radzę poczekać aż, wyjdzie patrol, a potem pójść, się przespać, kochanie — dodała i rzuciła mu rozbawione spojrzenie, po czym oddaliła się w las.
Dopiero po chwili Bursztynowy wojownik uświadomił sobie co się właśnie, wydarzyło, Morska Otchłań i on, są razem...

630 słów • Bursztynowa Pręga zyskuje 6 pkt.

>-----------------------------------------------------------------<

Gratulujemy zdobycia partnerki jak i udanej ceremonii Bursztynowa Łapo.
To był iście owocny dzień, mamy nadzieję, że będziesz przestrzegał kodeksu wojownika, a po pewnym czasie kto wie? Może nasz klan zamieszkają małe kociaki.
~ Avocado & Mineko


Od Płomiennego Pióra CD Liliowy Sierp

 

Narracja pierwszoosobowa 

Od kilkunastu dni nie mogłam zasnąć. Moja nowa towarzyszka okazała się totalną porażką. Jak to możliwe, że ten cholerny pieszczoch nie potrafi nawet polować?
Byłam niewyspana i zirytowana, czego nie można, było powiedzieć o Charlotte, która wręcz raziła energią i optymizmem, czym jeszcze bardziej mnie przytłaczała.
- Ofiara nie może cię zobaczyć! - krzyknęłam, gdy po raz setny długowłosa zaprzepaściła okazję do złapania zdobyczy.
Plusem był fakt, że odkąd Liliowy Sierp została moją uczennicą, miałam dużo więcej wolnego czasu. Zastępca przywódcy z reguły obarczany jest wieloma zadaniami, za to rola mentora kończyła się na parugodzinnym treningu, który mimo wszystko był znacznie przyjemniejszy. W końcu straciwszy całkowitą cierpliwość, wstałam i podeszłam do leżącej plackiem na ziemi, zmaltretowanej kotki.
- Musisz bardziej się przyłożyć — powiedziałam, kładąc się koło Liliowego Sierpa.
- Ja naprawdę się staram, nie wiem, dlaczego nic mi nie wychodzi.
- Ćśś! Skup się i wysuń pazury — wyszeptałam jej do ucha, na co samica od razu zareagowała — ważne jest, aby prawidłowo określić odległość od zwierzyny i dobrze wykonać pierwszy, decydujący cios.
Ukryte w wysokim, wręcz idealnym do spożytkowania na kryjówkę podczas polowania krzewie, obserwowałyśmy poruszające się przed nami źdźbła traw. Gdy gryzoń zbliżył się do nas na odległość mniej więcej długość skoku zająca, postanowiłam wyskoczyć z ukrycia i pokazać turkusowookiej jak się poluje, ta natomiast wyraźnie tego nie pojmując sama, uczyniła to samo przez co, zderzyłyśmy się ze sobą, a apetycznie wyglądająca mysz polna uciekła...
Z trudem powstrzymałam się od komentarza na temat tego zdarzenia, obrzucając jedynie otrzepującą się z ziemi kotkę sceptycznym spojrzeniem.
- No co? - zapytała Liliowy Sierp, sprawiając wrażenie jakby nic specjalnego się nie, stało... chociaż kto wie, może u niej było to na porządku dziennym?

-•-

Nie miałyśmy wiele okazji do przećwiczenia umiejętności pieszczoszki, ponieważ o tej porze patrol łowiecki wyłapał już część żyjących tu w miarę jadalnych stworzeń. Pomimo tego, gdy już traciłam nadzieję, Charlotte w końcu udało się złapać nornicę, małą, niezgrabną i zapewne osłabioną, ale zawsze to coś. Postanowiłam tym akcentem zakończyć polowanie, jeśli w ogóle można to tak nazwać i zająć się czymś innym. Każdy członek klanu powinien wiedzieć gdzie, kończą się granice, nawet jeśli dawniej tutaj nie żył. Jak można się domyślić, zabrałam kotkę na spacer dookoła terytorium klanu wschodu, tłumacząc jak, można rozpoznać różnicę między granicami północy, południa i zachodu, jak i tamtejszymi kotami, co z resztą mogła zobaczyć w praktyce, gdyż udało nam się po drodze zauważyć szereg wojowników Thiara idących w stronę swojego miejsca zgromadzeń, zapewne by kogoś mianować. Nasze stosunki z klanem zachodu były uznawane za neutralne, jednak nasza pomoc Gauerdii w wojnie z owym klanem przyczyniła się do widocznego osłabienia relacji, którego jednak zachodnie koty nie okazywały tak srogo, jak w przypadku klanu północy. W zasadzie mogłabym stwierdzić, że jesteśmy pod tym względem w niebezpieczeństwie, ale obserwując gesty, spojrzenia, a nawet ton głosu społeczności mieszkańców lasu i rzek w rozmowie między sobą, można by pokusić się o stwierdzenie, że nasza wspólna relacja jest wręcz przyjazna.
Nasza rozmowa przeniosła się na historię, fakty, które jej dotyczą były od lat przekazywane młodszym pokoleniom. Nie możemy z pewnością stwierdzić, że było tak, a nie inaczej, ale nikt nie miał zamiaru się nad tym zastanawiać. Im dłużej mówiłam, tym bardziej na pysku Liliowego Sierpa, dało się zauważyć wyraźne poruszenie.
- To wszystko chyba nie było zbyt ciekawe.
- Zależy jak na to spojrzeć, na brak rozrywki w tamtym czasie na pewno nikt nie narzekał.
- Jestem tu od niedawna, ale dziwnie czuje się, wiedząc, że mogłam spędzić całe życie nie, mając pojęcia o tym miejscu i poświęceniach, jakich musieli dokonać inne koty by ono, powstało — powiedziała, poważnie moja towarzyszka.
Zdziwiło mnie to nieco, bo wydawała się dość nieporadną, a wręcz dziecinną postacią, co jednak nadawało głębszego znaczenia jej słowom, widać było, że naprawdę jej zależało.
- Rany! Los jest naprawdę nieobliczalny.
- My preferujemy określenie "klan gwiazd", ale muszę się z tobą zgodzić.
- Klan Gwiazd?
- To miejsce, do którego po śmierci trafiają koty przestrzegające panujących w klanie zasad. Można to nazwać religią, wierzymy, że obywatele klanu gwiazd w zależności od czynów zsyłają błogosławieństwa, jak i kary. Każdy nowy władca podczas ceremonii mianowania otrzymuje od nich 7 żyć, jest to też zarazem test wytrwałości, podobno otrzymywanie ich bardzo boli i nie każdy to przechodzi... - w tym momencie przerwałam moją wypowiedź. Wiedziałam, że jeśli dożyję do momentu śmierci Jarzębinowej Gwiazdy sama, będę, musiała przez to przejść, nie chciałam na chwilę obecną zaprzątać sobie tym głowy, więc wolałam omijać ten temat szerokim łukiem.
- Brzmisz bardzo pewnie, jednak to wszystko wydaje mi się nieco nierealne.
- Jeśli głębiej się nad tym zastanowisz, możesz zmienić zdanie, ale ta rozmowa nie była raczej tym po co, wzięłam cię ze sobą — odpowiedziałam Liliowemu Sierpowi tym samym, kończąc rozmowę, nie dając nawet mojej rozmówczyni nic w tej sprawie dodać.

Byłyśmy w drodze do obozu, gdy nagle spod moich łap osunęła się ziemia. Nie mając czasu na żadną reakcję, zaczęłam spadać w ciemny dół. Ostatnią rzeczą, którą zapamiętałam przed uderzeniem w twarde podłoże, była przerażona Charlotte stojąca nad krawędzią pułapki.

<Szarlotko?

818 słów • Płomienne Pióro otrzymuje 8 pkt.






Od Bursztynowej Łapy

 

Narracja trzecioosobowa 


Prychanie, syczenie, wyciąganie pazurów, próba powalenia przeciwnika i wreszcie padanie bez życia na ziemię.
Obok niewielkiej brzozy duży kot sprężył się do skoku i hop! Gepardzi wojownik padł na ziemię martwy...

Bursztynowa łapa obudził się, oddychając szybko. Nie raz miał sen przedstawiający śmierć jego ojca, nie raz budził się spocony obok legowiska. Kociak wstał i pośpiesznie oczyścił sierść z ziemi, na której leżał już pewnie od godziny. Spojrzał w stronę śpiących obok niego kotów; jego brata Złotej Łapy i młodszego kolegi z legowiska Jastrzębiej Łapy. Żaden z nich nie miał koszmarów, a rudy uczeń co noc. Bursztynowa łapa wyszedł z legowiska uczniów i skierował się do wyjścia z obozu. Przechodząc przez tunel rozkojarzony kociak, wpadł na koty zapewne wracające z nocnego patrolu: Morską Otchłań, dawną przyjaciółkę z legowiska, w której skrycie się podkochiwał i jego mentora Cierniowego Lisa. Zielonooka zamruczała z rozbawieniem, gdy ich nosy dość boleśnie się zetknęły. Zastępca przywódcy, który został jego mentorem po śmierci ojca, rzucił mu ironicznie pogardliwe spojrzenie.
- Idziesz poćwiczyć przed sprawdzianem? - spytał prawdopodobnie tylko po to, by coś powiedzieć, najwyraźniej zauważył, że uczeń jest spięty.
Rudzielec potwierdził skinieniem i oddalił się przez tunel, mijając koty.

Po dwóch minutach truchtu zatrzymał się, zaczął nasłuchiwać i węszyć. Poczuł świeży trop łani, a po chwili usłyszał szelest. Wszystkie jego zmysły wyostrzyły się do granic możliwości, szybko rozejrzał się za swoją zwierzyną, a gdy ją zobaczył, zaczął powoli się skradać. Kiedy był już dostatecznie blisko, sprężył mięśnie i wyskoczył. Łania nie zdążyła zareagować, zachwiała się pod siłą uderzenia i upadła. Bursztynowa łapa nie czekał na zaproszenie. Skoczył na zwierzę i chwycił zębami za krtań...

Kilka metrów od obozu spotkał matkę i brata zapewne idących na sprawdzian. Miętowy Kwiat była mentorką syna. Gdy zobaczyli jak pokaźną zdobycz, ciągnie od razu podbiegli do niego, by mu pomóc. Razem przedostali łanie do obozu. Podeszła do nich Morska Otchłań, liznęła myśliwego po karku, zamieniła kilka słów z Miętowym Kwiatem i pomogła im. W ciągu tych cennych kilku sekund, gdy nikt na niego nie patrzył Bursztynowa Łapa, oderwał od łani nogę i szybkim krokiem odniósł ją do legowiska by ,,na później" schować pod posłaniem. Wychodząc, spotkał mentora.
- właśnie cię szukałem, jestem ciekawy, jak sobie poradzisz, bo jeśli dobrze to już dziś odbędziesz cało nocne milczące czuwanie -powiedział kocur, a widząc, że uczeń patrzy na niego wyzywająco, dodał — oczywiście jestem pewien, że dasz radę, ja... tylko... ja... no...
- dobrze już dobrze -prychnął uczeń, którego najwyraźniej poniosło, lecz teraz chyba był wręcz dumny, że udało mu się zakłopotać wojownika. Wojownika? Ba chyba raczej jednego z lepszych i pewniejszych siebie wojowników, zastępcę przywódcy i swojego mentora, jednym spojrzeniem! Cierniowy Lis nadal zakłopotany wycofał się na odchodne, rzucając coś w stylu ,,za dwie minuty przy wyjściu" Po czym znikną za kilkoma kotami, które dzieliły się językami i obserwowały zabawę maluchów.

Dziesięć minut później uczeń i mentor, bark w bark, ucho w ucho, pazur w pazur, wąs w wąs, (może poza tym, że rudzielec był mniejszy) biegli zgodnie z granicami terytorium. Choć Bursztynowa łapa większość cech odziedziczył po ojcu, (nie miał świetnego węchu) wszystkie zapachy rozpoznał poprawnie. Nie poddawał się szybko w starciu ze starszym, większym i bardziej doświadczonym wojownikiem, a podczas powrotu do obozu złapał wiewiórkę.

Na miejscu zastał brata wraz z mentorką, którzy pochylali się nad niewielkimi sójkami i żywo rozmawiali, zapewne o ceremonii. Podszedł do nich i przywitał się.
- Miałem tylko jeden błąd w tropieniu, ten dzik chyba zapadł się pod ziemie! Ale mama powiedziała, że dałem rade, jejku jak ja się ekscytuje...- odpowiedział Złota Łapa na jego ,,Hej".
- Rozmawiałam z Burzową Gwiazdą, mianowanie odbędzie się zaraz po zachodzie słońca. - wtrąciła Miętowy Kwiat, na co Bursztynowa Łapa instynktownie odwrócił się w kierunku, w którym zawsze zachodziło słońce.
- Jeśli mnie oczy nie mylą to, to teraz — powiedział cicho...

622 słowa • Bursztynowa Łapa zyskuje 6 pkt.


Bursztynowa Pręga

 



Zdjęcie autorstwa mwzmjsunp

Pkt: 164

Śmierć będzie ostatnim wrogiem który zostanie zniszczony.

Płeć: kocur
Imię: Bursztynowa Łapa -> Pręga 
Wiek: 1 wiosna, 2 księżyce
Wygląd: młody przystojny kocur o bursztynowych oczach. 
Klan: Thiar
Funkcja: wojownik
Pochodzenie: urodzony w klanie zachodu 
Rodzina
• Matka - Miętowy Kwiat, wiek: 3 wiosny
•Ojciec umarł na bitwie 
•Rodzeństwo:
Złote Futro ♂️ 
Partner: Morska Otchłań
Potomstwo: brak 
Historia: Bursztynowa Łapa szkolił się na dobrego w walce, lojalnego członka klanu zachodu. Jego kolegami z legowiska była już mianowana wojownikiem kotka oraz jego brat. Nie tak dawno temu stracił ojca, świetnego, lecz zbyt lekkomyślnego wojownika. Gepardzie Futro, po którego śmierci strata będzie boleć jeszcze bardzo długo, teraz poluje z klanem gwiazdy...
Charakter: Lojalny, nie toleruje zdrajców, w miarę opanowany, w miarę cierpliwy, nie ufny, kiedy wie, że na sto procent ma rację, bywa zbyt pewny siebie. 
Kontakt: [dsc] mwzmjsunp #4810


Poranna Łapa



Autor zdjęcia -> Naturell

Pkt: 68

Nie potrafię mówić o uczuciach, potrafię o nich tylko płakać.

Płeć: Kocur jednak czuje się kotką

Imię: Poranna Łapa

Wiek: 11 księżyców

Wygląd: Poranek to piękna kotka, a może nie, jest piękna? Jest posiadaczką rudej, pręgowanej, tygrysiej sierści błyszczącej w słońcu. Posiada białą odmiankę na wszystkich łapkach, na klatce piersiowej i trochę na mordce. Widnieje też trochę na brzuchu. Ma żółte ślepia obserwujące wszystko wokół. W sierść, która jest nieskazitelnie czysta, dość często wplątuje sobie kwiaty. Pomimo miłego wyglądu posiada jednak ostre pazury. Uśmiech, który widnieje na jej mordce, jest miły i chętny do pomocy.

Orientacja: biseksualna 

Klan: Guerdia

Funkcja: uczeń medyka 

Pochodzenie: urodzona przez parę samotników

Rodzina: posiadała siostrę Stokrotkę, imion ojca i matki nie zna

Partner: Nocna Chmura

Potomstwo: brak 

Historia: Poranek, wtedy jeszcze Fiołek urodziła się dwójce samotników. Ojciec samotnikiem był od zawsze, natomiast matka była wcześniej pieszczoszką. Jednak wracając, rodzice nie byli ani trochę zadowoleni z tego, że mają kociaki. Fiołek i Stokrotka byli dla nich jak kula u łapy. Same kociaki nie poznały imion rodziców, zwracali się do nich “mamo?” do mamy i “tato?” to taty. Koty ledwo mogły wyżywić siebie nawzajem a co dopiero jeszcze kociaki! Fiołek, którego rodzice uznawali za kocura, zaczął czuć się kotką. Ojciec biedaka wściekł się i powiedział młodym, że mają uciekać, bo w innym przypadku je zabije. Małe kociaki biegły ile sił w łapkach jednak ich ojciec, zdążył zabić Stokrotkę. Fiołek w płaczu wbiegł na tereny klanu Północy. Tam znalazł go patrol, byli nie lada zdziwieni, że kociak może być tak wychudzony i podrapany! Wzięli kociaka do obozu, ponieważ przez zasady kodeksu wojownika nie mogli go pozostawić. Wtedy to Fiołek stała się Porankiem. Nadal nie wie czemu, ma takie dziwne imię jednak nie, kłóciła się o to. Jako kociak bardzo często obserwowała medyka i w końcu sama zachciała nim zostać. Medyk zgodził się szkolić Poranek i tak stała się Poranną Łapą, uczennicą medyka.

Charakter: Poranek to kotka, która kocha pomagać. Jesteś z innego klanu? Ona z chęcią by ci pomogła, mimo tego, że wie, że koty z jej klanu chyba by ją za to zjadły. Jest dość odważna, rzadko się jąka. Wszystko, co robi, jest pewne. Nie wyobraża sobie życia bez kłótni, no bo jak? Miałeś leżeć, ale wstałeś, bo było ci nie wygodnie? Kłótnia. Jednak nie jest to bezsensowne krzyczenie, ona po prostu chce dla tych osób dobrze, ale nie wie jak to pokazać. Jednak gdy się wkurzy w małą, wchodzi jakiś demon. Jest w stanie podać ci kilkanaście nasion maku byś, pamiętał, że z nią się nie zadziera. I tu część charakteru, którą jej mentorka chce ją oduczyć, mianowicie bezmyślność w słowach, i to jaka! Ona nie rozumie, że pewnych kwestii lepiej nie mówić oraz że jest takie coś jak “tajemnica”. Dla niej to coś dziwnego.

Kontakt: [dsc] Kurczak #0551



[2] Od Kruczej Mgły

 

Melancholia i smutek są już początkiem zwątpienia; zwątpienie jest początkiem rozpaczy; rozpacz jest okrutnym początkiem szeregu stopni prowadzących ku złu.


Narracja trzecioosobowa 

Żal, rozpacz, niezrozumienie
Te trzy uczucia każdego dnia nawiedzały umysł kruczo czarnej kocicy wciągając ją coraz głębiej w bagno obłędu. "Przykro mi, ale musisz w końcu zacząć normalnie żyć, nie patrząc w przeszłość" te słowa we wszelakiej postaci słyszała z ust wszystkich napotkanych kotów, ale nikt z nich nie umiał... NIE nie potrafił lub nawet nie chciał przyjąć do świadomości, że to jest niewykonalne. Nie zapomni o wydarzeniach z przed dwóch księżycy tak samo jak nie zapomni o swojej zmarłej siostrze i ukochanym. Ich strata bardzo odbiła się na jej zdrowiu psychicznym i kotka nie widziała możliwości na załatanie braku w jej sercu, które z dnia na dzień zdawało się bić tylko dla zasady... 
Równie potężnie kiełkowała w niej złość, nie to za mało powiedziane Krucza Mgła była wściekła, żywiła ogromną niechęć do zachodniej społeczności i rasy psowatych.
Dawniej mogła przysiąc, że wszystko da się załatwić pokojowo, nie rozumiała istoty wojny, a morderstwo było dla niej czymś skrajnie nieodpowiednim nawet jeśli chodziło o dobro całego klanu. W dzisiejszych czasach gotowa była zabić, lub zginąć, nic jej nie ograniczało, nie bała się posunąć do najgorszych czynów, teraz wszystko stało się inne. 

-•-

Wraz z wstaniem słońca samica otworzyła swoje szmaragdowo zielone oczy, zza ściany liści widoczne były przebłyski dającej życie ognistej kuli, pogoda o tej porze roku była wyjątkowo piękna. 
Słońce i jej czarne futro nie żyły jednak w zgodzie, wraz z nadejściem cieplejszych dni kotce towarzyszył niezwykle uciążliwy upał, przez który z jeszcze większą niechęcią niż zazwyczaj opuszczała legowisko wojowników. Mimo to niezależnie od jej woli istniały obowiązki, które należało spełnić. 
Tuż przed legowiskiem kocica zauważyła parę bawiących się ze sobą kociaków, na których widok momentalnie się rozchmurzyła. Wbrew pozorom kochała patrzeć na ich pełne beztroski i szczęścia pyski, w nich leżały losy całego klanu i to oni zostaną w przyszłych latach ostatnią nadzieją wszystkich plemion.
Gdy już udało oderwać jej się z transu dostrzegła pozostałe koty idące w stronę miejsca przemówień, by poznać dzisiejszy rozkład zajęć. Wbrew chęcią Krucza Mgła zdecydowanie przyspieszyła kroku i w kilka chwil znalazła się pośród tłumu. Zadania ogłaszał aktualnie Szary Świt zastępca Lśniącej Gwiazdy, mimo że kocur nie zdradzał powodu nieobecności przywódcy każdy wiedział w czym rzecz. Podczas wojny lider Gauerdii został poważnie raniony przez Burzową Gwiazdę, a jego stan pod jej koniec był niezwykle wątły. Kolejnym powodem do zmartwień był fakt, że ilość żyć władcy ograniczała się już do jedynie trzech. Dla jednych może to być sporo, dla innych zaś mniej, jednak co to jest w porównaniu z dziewięcioma otrzymanymi podczas koronacji? 
Dzisiejszym zadaniem zielonookiej ku jej zadowoleniu było pójście na patrol graniczny wraz z Akacjową Łapą co z resztą było możliwe do przewidzenia, gdyż młody kocur już od dłuższego czasu był jej uczniem. 
Spostrzeżenie go nie było trudne ponieważ wyróżniał się na tle pozostałych dzięki swemu wyjątkowemu umaszczeniu.  Jasne pręgi pokrywające jedynie górną część ciała młodziaka i idealnie współgrały z lśniącą, płową sierścią.
- Idziemy? - krótko spytał gdy przybliżył się na bezpieczną od najeżdżających zewsząd wojowników odległość.
- Jasne.

-•-

Trzeba było przyznać, że przebywanie w towarzystwie ucznia dawało Kruczej Mgle naprawdę wiele radości. Kocur był pilnym uczniem i prawdziwą duszą towarzystwa, swoim entuzjazmem potrafił skutecznie zarażać innych, a nawet ktoś taki jak jego mentorka nie był żadnym wyjątkiem.
Kotka była pewna, że nie mogła trafić na lepszego ucznia. Nauczanie stało się dla niej codzienną czynnością, przy której czas leciał niewyobrażalnie szybko,  a może to zasługa jej towarzysza? W każdym razie tak było i tym razem, nie minęła nawet chwila gdy dwójka zauważyła, że zbliża się wieczór, a co za tym idzie pora na dzielenie języków, prościej mówiąc spożywanie posiłków w gronie innych członków klanu. 
- No cóż to już koniec dzisiejszej lekcji, mam nadzieję, że nie zabrałam Ci zbyt wiele czasu.
- Och, nic nie szkodzi! To w końcu twój obowiązek, jestem Ci naprawdę wdzięczny Krucza Mgło - powiedział ze szczerym podziwem Akacjowa Łapa czym wywołał u swej nauczycielki smutny uśmiech. Fakt był to jej obowiązek, ale zupełnie go tak nie traktowała. Każda chwila spędzona u boku kociaka była dla niej  odskocznią od smutnej rzeczywistości, w jego towarzystwie zachowywała się naturalnie, swobodnie, na krótki moment zapomniała o przytłaczającym ją smutku i mogła zwyczajnie funkcjonować jak na wojownika przystało. Słowa uznania z ust kota wywołały w niej niemałe wzruszenie.
- To dla mnie zaszczyt mieć takiego podopiecznego pod opieką  - odpowiedziała, a jej pysk skrzywił się z zamiarem uśmiechu, na co Akacjowa Łapa zawtórował jej tym samym
- Zamierzasz iść na łamanie języków? 
- Szczerze mówiąc nie planowałam tego... A zresztą nie jestem głodna - rzecz jasna było to zwykłe kłamstwo, o czym młody kocur dowiedział się zaledwie kilka sekund później gdy brzuch Kruczej Mgły chcąc zgłosić przeciw wobec jej słowom zaczął głośno burczeć na co rozbawiony kocur momentalnie zareagował 
- Twój organizm ma chyba inne zdanie na ten temat - powiedział z kpiną w głosie - co ty byś beze mnie zrobiła! 
- Chmm... mogłabym na przykład zostać zastępcą klanu! - mimo, że kotka wiedziała o niemożliwości zaistnienia takiej opcji chciała jak najbardziej oddalić temat od jedzenia po czym niepostrzeżenie uciec od swojego ucznia. Jest to może dosyć niedojrzałe zachowanie, ale w końcu każdy ma w sobie coś z dziecka prawda? 
- Najpierw musiałabyś pozbyć się Szarego Świtu, a to raczej nie byłoby łatwe - No tak aktualny zastępca Lśniącej Gwiazdy rzeczywiście mógłby być problemem.
- Niestety to prawda, w takim wypadku chyba jednak sobie to odpuszczę - powiedziała z udawaną rozpaczą i widząc roześmianą minę wychowanka samica zaczęła oddalać się od kota.
- E-ej! Wracaj tu natychmiast! 
- Ani mi się śni.
- Czasami  jesteś naprawdę nieznośna.
- Dziękuję, od razu mi lepiej.
Widząc, że kotka nie zamierza wrócić na obiad kocur zaprzestał krzyków
- Przynieść Ci coś? - powiedział już spokojnym głosem, na co jego mentorka jedynie pokiwała twierdząco głową. 

-•-

Podczas gdy Akacjowa Łapa wybierał spośród dostępnych zapasów jakieś apetyczne kąski, zielono oka udała się w jedno ze swoich ulubionych miejsc. Małe wzgórze u podnóża którego rozpościerała się jedna z wielu rzek przecinających jej rodzinny klan z widokiem na ostatnią wędrówkę słońca nim ostatecznie zniknie ono za horyzontem, a niebo pokryją gwiazdy. 
Kotka przychodziła tu głównie w wieczory, gdy chciała nad czymś pomyśleć, odpocząć, lub po prostu pobyć sama. W ostatnim czasie ilość jej wizyt znacznie się zwiększyła. Faktem było też to, że o miejscu wiedziało niewielu wojowników, do których między innymi należał idący w stronę wzgórza płowy kocur z dwiema dorodnymi sójkami w pysku.
- Skąd wiedziałeś, że tu będę? - zapytała Krucza Mgła, gdy Akacjowa Łapa odłożył ptactwo.
- Miałem takie przeczucie - odpowiedział krótko - to naprawdę piękne miejsce.
- Jest idealne.
Oba koty zdawały się zapomnieć o głodzie, twając w ciszy do ich uszu napływały dźwięki nieobecne w innych porach dnia. Świerszcze rozpoczęły swój koncert, żaby rechotały, a szum lasu i wody nadawał całości element tajemniczości. Słowa były niepotrzebne, liczyła się sama obecność drugiej osoby oraz świadomość tego, że słyszy, widzi i czuje to samo co ty.



1143 słów • Krucza Mgła zyskuje 11 pkt.


Przydatne Gadżety

OPOWIADANIA 

Chcesz szybko sprawdzić poprawność ortograficzną, językową, bądź interpunkcyjną swojego opowiadania? Jeśli tak poniżej znajduje się spis przydatnych do tego bezpiecznych stronek ;)


KARTA POSTACI

Strony internetowe udostępniające grafikę bez praw autorskich (zalecane jest korzystanie z którejś z nich podczas wyboru wizerunku postaci)

Współpraca


 Jeśli chciałbyś zostać jednym z naszych sprzymierzeńców śmiało napisz o tym w komentarzu










SPISY





BLOGI
























Punkty


Punkty możemy otrzymać za:

- ilość słów w opowiadaniu (100 słów = 1 pkt.) 
- prace eventowe 

Myślicie, że poza wyglądem nie ma z nich żadnego pożytku? Nic bardziej mylnego! 
Raz na jakiś czas naszych klanowiczów nawiedza handlarz wraz ze swym nielega- RZADKIM łupem. 

Dostępne przedmioty:

ŻYWNOŚĆ 
- zapiekane szczury (7 pkt.)
- puchacz w miodzie (12 pkt.)
- pieczone tuńczyki z leśnymi owocami (8 pkt.)
- suszone owoce (5 pkt.)

MIKSTURY 
- natychmiastowe zdrowie (30 pkt.)
Opis: wzmacnia zdrowie postaci o 50%
- szybkość (20 pkt.)
Opis: przez krótki czas wzmacnia szybkość postaci 
- słodki sen (20 pkt.)
Opis: pomaga zasnąć osobą cierpiącym nawet na największą bezsenność
- eliksir postarzający (15 pkt.)
Opis: powoduje szybsze starzenie się postaci przez 8 księżyców (po tym czasie wszystko wraca do normy)
Przyspiesza ciążę, jednak nie wpływa na prędkość zdobywania umiejętności przez ucznia. Legalny jedynie za zgodą przywódcy
- Pogromca Dusz (100 pkt.)
Opis: pozwala na chwilę spotkać się z dowolnym zmarłym nielegalne
- eliksir miłości (80 pkt.)
Opis: sprawia że wybrany kot, który go wypije na czas nieokreślony zakochuje się w kupującym 
Uwaga! Może wywołać szkody na psychice spożywającego, np. Trwała utrata pamięci ściśle nielegalne

INNE
- skarpety dwunożnych (18 pkt.) 
Opis: mięciutki materiał idealny do wyścielenia legowiska! 
- kocimiętka (80 pkt.) ściśle nielegalne
- pióra (4 pkt.)
- włóczka (7 pkt.)
Opis: kociaki kochają się nimi bawić



Historia


Dzicy? Nie. My jesteśmy wolni

Cztery koty. Cztery różne historie. Jedno zakończenie.


 
Gauerdia, Daksina, Ekialdea i Thiar - tak brzmią imiona wojowniczych kotów, które dały początek naszemu małemu światu.
Dwie samice i dwa samce połączywszy siły stworzyli miejsce dla takich jak oni. Porzuconych. Miejsce gdzie każdy znalazł swój skrawek ziemi. Miejsce, w którym nawet największe ofiary ludzkiej bezduszności odnajdywały nadzieję, wiarę i nowy sens życia. Wielkie imperium rozrastało się w gigantycznym tempie, jednak wraz z rozwojem przywódcom powoli zaczęło brakować konkretnego celu. Sądzili, że ich działalność została zakończona. Odwrócili się od siebie i od wiary. Zemsta klanu gwiazd była sroga, powietrzny teren państwa otoczyły ciemne chmury, a w duszach liderów zapłonęła iskra nienawiści. Konflikt nasilał się, a zwyczajne nie powiązane z władzą koty zaczęły być brutalnie traktowane. W czasie tym utworzyły się cztery grupy, z jednym z przywódców na czele. Rozpoczęła się jedna z największych wojen w dziejach klanów, trwająca ponad trzy wiosny, zakończona śmiercią władców i ustaleniem przez nowych przywódców granic oddzielających od siebie cztery klany oficjalnie nazywane imionami pierwszej czwórki. Zniszczenia jakich dokonano trwale zniszczyły więzi między ich członkami, a w skrajnych przypadkach koty zaprzestały wiary w klan gwiazd, który miał rzekomo bez przyczyny przynieść na nich klęskę. Osobnicy tacy odeszli, bądź zostali wygnani z terytoriów plemion i założyli własny klan - bezgwiezdnych.

Mawiają, że czas leczy rany. W każdym bądż razie każda rana pozostawia blizny, nieważne czy mniejsze, czy większe zawsze przypominają nam one o przeszłości.


Aktualna historia naszych postaci odbywa się kilka księżycy po napadzie klanu zachodu na Gauerdie (tudzież klan północy). Podczas wojny walczyły jednak również koty z innych klanów, w zależności od decyzji stawiające się po jednej lub drugiej stronie. Bitwa trwała około dwa księżyce, a zakończyła się wycofaniem się oddziałów Thiara z północnej granicy. Wielu wojowników straciło życie, rodziny zostały rozbite, a kocięta osierocone.
Mimo, że makabryczne wydarzenia z tamtego okresu odbiły wyraźny ślad na umyśle żyjących w tedy kotów, jak większość społeczeństwa zgodnie przyznaje, najgorsze jest dopiero przed nami.